niedziela, 24 grudnia 2023

Bożonarodzeniowe tradycje

Czym są święta Bożego Narodzenia dla Kujawiaka, czy szerzej kreśląc krąg, Polaka, nie muszę definiować. Wystarczy powiedzieć, że są wszystkim, co najmilsze, najpiękniejsze, najbardziej tajemnicze, a wówczas będziemy cieszyć się cudem przyjścia na świat Bożej Dzieciny, nawet w ostatnią godzinę dnia świątecznego.

Przymykając powieki malują się nam obrazy z dzieciństwa. Porównujemy je z ostatnimi Świętami, które po prawdzie niewiele różnią się od tych sprzed lat - wiadomo, tradycja. Z tak zasnutymi powiekami wspominamy najbliższych: dziadków, rodziców, rodzeństwo i krewnych, szczególnie tych samotnych, którzy święta zawsze spędzali z nami.

Pierwszym zwiastunem zbliżających się świąt były i są roraty, czyli msza św. wotywna o Najświętszej Maryi Pannie w Adwencie, które dawniej odprawiane były rano. Na kilka tygodni przed świętami mama zarabiała ciasto na pierniki, a kiedy „przyszedł czas", było rozwałkowywane na płaty, z których foremkami wycinaliśmy przeróżne wzory: choinki, gwiazdki, księżyce, serduszka, katarzynki, rybki i lukrowane białą oraz czekoladową polewą. Po tej czynności przystępowała do sprzątania całego mieszkania. Myła okna, zmieniała firany, odkurzała, pastowała podłogi, które z kolei myśmy na zmianę froterowali. Pracą wymagającą wprawy było politurowanie wielkiego na 12 osób stołu.

W międzyczasie kościelny przynosił bielusieńkie, różnych rozmiarów opłatki Bożonarodzeniowe. Największy nasz podziw budziły te duże opłatki, na których powierzchni przedstawione były scenki z narodzenia Chrystusa. Mama nabywała ich kilkanaście, dla każdego po jednym i kilka na zapas, dla ewentualnych gości.

Kiedy w domu znalazły się już opłatki, trzeba było przygotować żłóbek pod choinkę. Dodatkową atrakcją wykonanej ręcznie makiety żłóbka było podświetlenie szopki małą żaróweczką. Na tydzień przed przyjściem na świat Bożej Dzieciny wszyscy, jak jeden mąż, szli do spowiedzi. Przed wyjściem do kościoła należało przeprosić rodziców za popełnione grzechy. Każdy z nas podchodził do mamy i taty, i całował w podaną przez rodzica rękę, wymawiając sentencję: Przepraszam za wszystkie grzechy i nieposłuszeństwa, przyrzekam poprawę! 

Tak oczyszczeni mogliśmy przystąpić do ubrania choinki. Drzewko kupował ojciec, a później, po jego śmierci, kuzyn Roger. Żywa choinka sięgała do sufitu i była tak ogromna, że mogliśmy się za nią schować. Starsi bracia, co roku dorabiali ogromnych rozmiarów kolorowy, papierowy łańcuch, który był jej główną ozdobą. Na gałązkach zawieszaliśmy barwne bombki, papierowe aniołki, bałwanki, gwiazdorki, pierniki lukrowane, cukierki w kolorowych papierkach, jabłka i mocowaliśmy wielobarwne, spiralnie kręcone, świeczki. Na sam koniec na szczycie choinki zatykany był szklany czub.

Na trzy dni przed wigilią pieczone były kruche ciastka i makowce. Dzień przed Wigilią pieczony był placek drożdżowy. Zaś kilka dni wcześniej kupowane były karpie. Przedostatniego wieczornego dnia moczone były suszone grzyby i groch.

W dzień Wigilii, z samego rana pomagaliśmy, jak kto umiał, w przygotowaniu wieczerzy wigilijnej. Część sprzątała, starsi palili w piecach i sprzątali całe mieszkanie, najmłodsi przypominali sobie ze śpiewników kolędy. Było, co niemiara opowieści, kto, co chciałby dostać od gwiazdora. A w Kuchni? Cóż to tam się wyczyniało, jakie stamtąd zapachy omiatały całe mieszkanie. Na sam przód mama gotowała kapustę z grzybami, kapustę z grochem i same grzyby. Następnie przygotowywała śledzie w oleju, śmietanie i zalewie octowej, tzw. rolmopsy - ojca ulubiona przekąska, robiła makaron łazanki, szykowała karpia do szarego sosu. Daniem głównym był zawsze karp smażony, podawany z ziemniakami lub chlebem z dodatkami: kapustą z grzybami i samymi grzybami. Były zupy: z suszonych owoców, grzybowa i rybna oraz śledzie podawane na różne sposoby.

Po kolacji siadaliśmy wokół choinki i nucąc kolędy oczekiwaliśmy Gwiazdora. Ten zaś po przyjściu, z pękatego worka wydawał po kolei od najmłodszego, pięknie zapakowane prezenty. Kiedy uporaliśmy się z prezentami oraz nabawiliśmy się, ponownie siadaliśmy do stołu. Mama podawała pierniki, ciastka i wszelkie ciasto, a do tego owoce, orzechy, cukierki i czekoladę. W trakcie śpiewaliśmy radosne pieśni, pastorałki i kolędy. Już na półgodziny przed północą wychodziliśmy na Pasterkę - najcudowniejszą liturgię świąteczną. Po zapaleniu się świateł w świątyni gromkimi głosami zaczynaliśmy śpiewać „Bóg się rodzi moc truchleje..." 

Od lat, w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia udaję się z żoną na cmentarz i wszystkim naszym najbliższym, przy ich grobach cichutko śpiewam po jednej zwrotce ich ulubionych kolęd. Ta cała stara świąteczna Bożonarodzeniowa tradycja towarzyszy mi do dziś. Zastanawiam się jedynie, czy ona przetrwa, czy poniesioną zostanie w przyszłość przez nasze dzieci i wnuki, którym od lat ją przekazujemy. 

Dla rodziny, przyjaciół, znajomych i czytelników bloga




czwartek, 21 grudnia 2023

Przegląd gwiazdkowy - 130 lat temu w Strzelnie.

Dzisiaj zapraszam na zakupy do dziewiętnastowiecznego Strzelna. Jest środa 20 grudnia 1893 roku, rankiem do Strzelna dociera z Inowrocławia numer 66. „Dziennika Kujawskiego”. Na pierwszej stronie gazety uderza swym tytułem artykuł - oferta handlowa „Przegląd gwiazdkowy w Strzelnie”. Z niego poznajemy oferty dziesiątek sklepów i sklepików, a także warsztatów usługowych, jakie funkcjonowały wówczas w naszym mieście. By ubarwić ten artykuł załączam 30 zdjęć z przełomu XIX i XX w.

Przegląd gwiazdkowy w Strzelnie

Po Inowrocławiu najpierwsze i najważniejsze miejsce zajmuje w życiu przemysłowo-handlowym na Kujawach niezaprzeczalnie Strzelno, bo jakkolwiek Kruszwica posiada cukrownię i to największą na całe Kujawy, to Strzelno, jako miasto powiatowe, liczące blisko 5000 mieszkańców, większe ma znaczenie. Przemysłu fabrycznego Strzelno nie posiada, głównie zaś dlatego, że brak mu wody, za to handel w tym mieście pomimo, że władze wszelkiego rodzaju miasto to od niepamiętny czasów traktują po macoszemu, cieszył się zawsze wielkim rozwojem. W jak trudnych warunkach handel w Strzelnic dobijać się musiał bytu, wystarczy nadmienić, że oprócz 7 kilometrów żwirówki, prowadzącej do Wronów, ani jedna szosa kosztem powiatu nie dochodzi do Strzelna, a kolej żelazna, która dziś już przerzyna nawet najmniej ludne i żyzne zakątki, dopiero od roku i to przy wielkich ze strony miasta ofiarach przyszła do skutku.

Pomimo tego handel w Strzelnie kwitł już w dawniejszych czasach, gdyż miasto tu dla Królestwa jest bliskim i wygodnym miejscem, tak zbytu zboża, jak i zakupów. W ostatnim czasie z powodu nałożenia ceł na zboże z jednej a szczelniejszego zamknięcia granicy z drugiej strony, handel w królestwie  Polskim zmniejszył się znacznie, ale za to utrwalił się więcej w rękach chrześcijańskich, a przeważnie polskich. Handel towarów korzennych, win, wódek, cygar itd. dzierżyli tam od niepamiętnych czasów prawie wyłącznie synowie Izraela, a wszelkie zakupy chrześcijańskie, czy to polskie, czy niemieckie zwalczali w zwartym szeregu i to środkami wszelkimi, jakie im się nastręczały. Dopiero od lat kilkunastu a właściwie kilku branżę tę opanowali chrześcijanie, a da Bóg doczekać, wysadzą zupełnie z niej plemię semickie. Możemy czytelnikom naszym śmiało poradzić, aby zakupy swe czy to na święta, czy też i później, robili tylko w składach chrześcijańskich, a z pewnością tego nie pożałują.

Największym handlem tego rodzaju jest skład p. Pińkowskiego, jest on dla Strzelna tym, co np. dla Inowrocławia handel p. Nowakowskiego, a dla gospodarzy wygodnym jeszcze dla tego ,że jest to jedyny skład, który handluje nawozami sztucznymi. P. Pińkowski staraniem a umiejętnym powodzeniem interesu zjednał sobie też uznanie nie tylko u rodaków, lecz także i u naszych współobywateli niemieckich; tylko Żydzi nic są na niego łaskawi, ale to mu podobno obojętnym.











Bardzo starannym, dobrze i rzetelnie obsługującym kupcem jest p. Stanisław Kazowski, który ma tę zasługę, że w krótkim czasie umiał znaczną część naszych gospodarzy polskich wyprowadzić z niewoli żydowskiej; nie trzeba to tego zrozumieć fałszywie, gdyż nie była to taka niewola, ażeby ten i ów gospodarz musiał był u Żydów kupować, broń, Boże! nasi gospodarze są to ludzie zamożni i co kupują, płacą gotówką ale przez długie lata byli, że tak powiem; przeroczeni przez ten »naród wybrany«; toteż serce rośnie na widok, jak w dni targowe zamiast w handlach żydowskich gwarzą sobie nasi gospodarze u p. Kazowskiego, albo p. Skowrońskiego, który oprócz dobrych towarów i dobrej restauracji daje gospodarzom sposobność u swego ziomka zabezpieczyć dobytek i płody przed ogniem i gradem; p. Skowroński zastępuje bowiem Towarzystwo magdeburskie, które dla gospodarzy, zwłaszcza mniejszych, jest najkorzystniejsze. Mamy tam też jeszcze zamożnego kupca Kowalskiego, dalej Siemianowskiego i Sławińskiego - z kupców niemieckich możemy polecić pana Rittera, który nie odznaczał się nigdy otwartą dla nas nieprzyjaźnią, a jako człowiek znanym jest z dobrego serca; p. Ritter robi jako kupiec hurtowy na artykuły konsumpcyjne jako: spirytus, śledzie, ryż, cykorią itd. znaczne interesy z oberżystami po wsiach i o ile się w nich mogliśmy dowiedzieć, dobrze i rzetelnie z nimi się obchodzi, a ma niezaprzeczenie wielką zasługę w tym, że wykupił największy handel żydowski.

Handlu bławatnego chrześcijańskiego Strzelno nie ma wiele, sukiennych wcale nie, ale stara się bardzo p. Kuhnt, obywatel niemiecki, o to, aby klientelę zadowolić, możemy tak jego handel, jaki handel strojów panny Abegg polecić, a kto potrzebuje ubrań męskich, może się udać śmiało do naszych pp. krawców: Maroszka, Kurkego i Krausego, gdzie bez pomocy żydowskiej tanio się ubierze.

Cukiernia p. Barańskiego, znana jest z dobrych ciast, a na gwiazdkę niezawodnie, jak dawniej tak i w tym roku, będzie miała ładny wybór pierników i cukrów. Handlów mniejszych, specjalnie trudniących się sprzedażą mąki, kasz, krup, ma Strzelno bardzo wiele, polecamy z nich pp.: Matuszkiewicza, Majewskiego, Henkelmanna, a z piekarzy pp.: Arkuszewskiego, Szłapczyńskiego, Wachulskiego i Mutschlera. Kto ma zamiar na gwiazdkę kupić buty, lub trzewiki, niech odwiedzi pp.: Osińskiego, Hanasza, Musiałkiewicza, robią oni dobrze i tanio, a kto do kościoła chce w święta jechać w nowych puszorkach, niech je kupi od p. Piweckiego, lub Jezierskiego.

 

Najgorzej sprawa ma się z mięsem; rzeźnicy chrześcijańscy przeważnie biją tylko nierogaciznę, rzadko tylko można u nich dostać dobrej wołowiny, trzeba więc żołądek zastosować do wieprzowiny. Nie polecimy prędzej naszych rzeźników, aż się poprawią i przejdą na wołowinę.

Byłoby grzechem, gdybyśmy pominęli skład mebli p. Kornaszewskiego. Stolarz z zawodu potrafił p. Kornaszewski wynieść swe rzemiosło do sztuki, a magazyn jego w Rynku dorówna pod względem wyboru i taniości zakładom inowrocławskim. Meble tam można wybrać od najzwyczajniejszych do wykwintnych, a nawet trumny metalowe są gotowe, tych jednak naszym czytelnikom na gwiazdkę nie życzymy. A teraz na koniec czas pomyśleć o upiększeniu ciała, kto chce na święta ładnie wyglądać (mamy naturalnie tylko na myśli panów, gdyż panie zawsze ładnie wyglądają), niech się uda do mistrza w swym zawodzie p. Sławczyńskiego,  ale niech zważa, aby się na drodze nie pomylił, a wyjdzie od niego odświeżony i odmłodzony. P. Sławczyński, jako fryzjer i balwierz, odznacza się wielką zręcznością, dlatego też salon jego polecić możemy; winniśmy go także polecić, jako zręcznego cyrulika.

Foto.: Archiwum bloga


wtorek, 19 grudnia 2023

Dwór w Osówcu. Grudniowa opowieść - cz. 3

Dwór w Osówcu, stan w 1981 roku

Ostatnim właścicielem Osówca był syn Jarosława i Józefy z Mlickich, Ludomir (zu Lubochin und Schwetz) Frezer urodzony 13 marca 1893 roku w Brzyskorzystewku. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. 5 listopada 1915 roku została wcielony do armii niemieckiej i wziął udział w I wojnie światowej. Na początku 1916 roku został zwolniony z wojska z orzeczeniem o niezdolności do dalszej służby. Brał czynny udział w Powstaniu Wielkopolskim w oddziałach kpt. Pawła Cymsa na odcinku Strzelno, Inowrocław, Jankowo i Żnin w czasie od 20 stycznia 1919 roku do 18 lutego 1919 roku, a następnie bezpośrednio wstąpił do 15. Pułku Ułanów Poznańskich i walczył na odcinku Wronki, Czarnków do Inowrocławia.

 

Po zakończeniu działań na froncie zachodnim uczestniczył w stopniu wachmistrza w wojnie polsko-bolszewickiej w szeregach macierzystego pułku. 1 listopada 1920 roku awansował na stopień podporucznika. Szczególnie zasłużył się 23 września 1920 podczas walk pod Prużanami, gdzie „w niezwykle trudnych warunkach nawiązał łączność między dywizją i pułkiem, przedarł się w walce przez pozycje bolszewików, dostarczając rozkazy z dywizji i przyprowadzając jeńców. W ciągu nocy przebył kilkadziesiąt kilometrów”. Za tę postawę 24 kwietnia 1921 roku - podczas pobytu w Poznaniu Naczelnika Państwa Józefa Piłsudzkiego - został osobiście przez Naczelnika Państwa odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari. Nadto za udział w wojnie polsko-bolszewickiej otrzymał Krzyż Walecznych.

Zdemobilizowany został 25 listopada 1921 roku i zajął się prowadzeniem dwóch majętności ziemskich - Osówiec i Brzyskorzystewko. Jego dziełem była rozbudowa po 1922 roku dworu, poprzez dodanie skrzydła północnego, które wchłonęło alkierz wschodni. Rozbudowa ta zakłóciła pierwotny symetryczny układ dworu. Również jego realizacją była w tym samym czasie przeprowadzona przebudowa założenia parkowo-dworskiego, uwypuklająca formę parku krajobrazowego od strony wschodniej i wydzielenie całego kompleksu od zachodnich zabudowań folwarcznych. W obrębie kompleksu znajdowało się typowe ogrodnictwo z oranżerią i inspektami oraz z sadem owocowym i warzywniakiem.  

W 1922 roku Ludomir Frezer poślubił kuzynkę Izabelę Mittelstaedt herbu Hornklow urodzoną w 1894 roku w Łuszczewie nad Gopłem, a zmarłą 21 listopada 1948 roku. 19 marca 1937 roku za zasługi na polu wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Na stopień porucznika awansował ze starszeństwem z dniem 19 marca 1939 roku i znalazł się z 13. lokatą w korpusie oficerów rezerwy kawalerii. Zmobilizowany w sierpniu 1939 roku wziął udział w kampanii wrześniowej - w walkach nad Bzurą i w obronie Warszawy. Po kapitulacji Warszawy został wzięty do niewoli i osadzony w oflagu Murnau. Po wojnie, do 1950 roku pracował w Stadninie Koni w Iwnie. Następnie w Powszechnym Zakładzie Ubezpieczeń. Uchwała Rady Państwa nr: 11.04-0.899 z dnia 4 listopada 1958 roku został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Zmarł 6 maja 1959 roku w Iwnie k. Kostrzyna i tam został pochowany.

Ppor. Ludomir Frezer

Poznań, 24 kwietnia 1921 r. - Józef Piłsudski dekoruje Orderem Virtuti Militari oficerów 15 Pułku Ułanów Poznańskich

Ludomir z Izabellą mieli dwie córki Olgę (6 kwietnia 1924 Poznań - 24 maja 2008 Poznań) i Katarzynę (7 listopada 1925 Poznań - 23 maja 2001 Warszawa). W czasie wojny po wyrzuceniu rodziny z majątków siostry wraz z matką znalazły się w Warszawie, gdzie włączyły się w działalność podziemną. Olga w konspiracji była od jesieni 1941 roku. Początkowo była kolporterką prasy podziemnej w Konfederacji Narodu (KN), później w Szarych Szeregach. Przez kontakty harcerskie trafiła do ZWZ - AK. Przeszła szkolenie sanitarne. Obie siostry walczyły w Powstaniu Warszawskim - Olga (pseudonim „Olga”) była łączniczką dowódcy II batalionu zgrupowania „Chrobry II”,  Armia Krajowa - zgrupowanie „Chrobry II” - II batalion „Lecha Grzybowskiego” - sztab - łączniczka dowódcy batalionu kpt. „Lecha Grzybowskiego”. Katarzyna (pseudonim „Kaśka”) łączniczką zgrupowania Harnaś - W konspiracji od marca 1942 roku. Armia Krajowa - batalion NOW-AK „Gustaw” - zgrupowanie „Harnaś” - kompania „Grażyna”.

Park przydworski w Osówcu przed rewitalizacją

Po upadku powstania siostry trafiły do niewoli niemieckiej i osadzone zostały w obozach: od października 1944 roku do kwietnia 1945 roku - obóz przejściowy w Ożarowie, Stalag 344 Lamsdorf, Stalag IV-B Mühlberg/Elbe, Stalag IV-A Elsterhorst - Arbeitskommando „Radeberg”. Po zakończeniu działań wojennych szczęśliwie powróciły do Polski. Swoje życie zawodowe związały ze służbą zdrowia. Olga była doktorem nauk medycznych, absolwentką i wieloletnim adiunktem Akademii Medycznej w Poznaniu. Odznaczona została - Krzyżem Walecznych, Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym. Katarzyna była dyplomowaną pielęgniarką i pracowała w szpitalach warszawskich. Odznaczona została - Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym. Pochowana została na cmentarzu w Józefowie.

Renesansowe piwnice po rozbiórce dworu

Dwór w Osówcu w trakcie dbudowy - jesień 1983

W czasie okupacji we dworze zamieszkał niemiecki administrator dóbr, który majątek otrzymał w tzw. powiernictwo. Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku w dworze stacjonowało wojsko, a po jego odejściu majętność została przejęta przez Skarb Państwa Polskiego - Zarząd Państwowych Nieruchomości Ziemskich, z wyłączeniem z parcelacji. Na bazie folwarku powstało w 1949 roku Państwowe Gospodarstwo Rolne Osówiec, specjalizujące się w produkcji materiału nasiennego. Dwór podzielono na 4 mieszkania, przedszkole, punkt lekarski, sklep GS, a po nim kiosk „Ruchu”. Lokatorów zajmujących dobudowane w latach 20. XX w. skrzydło usunięto w 1974 roku. Po likwidacji powiatów w 1975 roku PGR włączono do Kombinatu PGR Kołaczkowo. Dwór znajdował się wówczas w fatalnym stanie. W 1980 roku została opracowana dokumentacja techniczno-rewaloryzacyjna i adaptacyjna dworu przez Pracownię Projektową w Poznaniu. W 1982 roku części drewniane i murowane dworu rozebrano aż do poziomu piwnic i przystąpiono do odbudowy, którą wraz z otaczającym go parkiem przeprowadzono w latach 1982-1987. Obecny wygląd dworu jest wynikiem gruntownej renowacji, podczas której drewniane modrzewiowe ściany zastąpione zostały ceglanymi. Dawny wygląd zachowały jedynie oszalowane deskami szczyty w piętrowym ryzalicie elewacji frontowej oraz tylnej, o falistych liniach spływów obwiedzionych profilowaną listwą. Również faliste szczyty o uproszczonej linii wieńczą dziś frontowe ściany alkierzy. Pokryte gładkim tynkiem elewacje z prostokątnymi oknami pozbawione są niemal całkowicie detali dekoracji architektonicznej - z wyjątkiem pilastrów akcentujących naroża alkierza północno-zachodniego. Znacznie przekształcone zostało również wnętrze dworu. Dawniej było dwutraktowe, z obszerną sienią w środkowej części frontowego traktu, do której prowadziły drzwi w osi frontowego ryzalitu, poprzedzone drewnianym, kolumnowym gankiem. Park, którego początki sięgają XVIII w. o pow. 2,0 ha posiada zachowany cenny starodrzew i jest również w bardzo dobrym stanie.

Obiekt został wpisany do rejestru zabytków 30 kwietnia 1984 roku pod nr A-273/15. Nadto za obiekty zabytkowe uznano cały zespół dworsko-folwarczny, w skład którego, oprócz dworu, wchodzą: rządcówka z I poł. XIX w., dom dla służby z 1840 r., oficyna z II połowy XIX w., chlew pracowniczy z ok. połowy XIX w., park krajobrazowy z początku XX w. i zabudowania folwarczne (stajnia i magazyn, chlewnia, stodoły, magazyn zbożowy, wozownia, gorzelnia – wszystko z XVIII wieku).

Warto wspomnieć, że w latach 90. XX w. żyjące jeszcze wówczas siostry Frezer podjęły starania o zwrot dworu i parku…

Koniec

Foto.: MKiDN - Ośrodek Dokumentacji Zabytków w Warszawie, Archiwum bloga   

 

środa, 13 grudnia 2023

Strzeleńska „tajemnica” stanu wojennego

Dzisiaj wspominamy 42. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, którego skutki odczuli również strzelnianie i to zarówno ci spod znaku „Solidarności”, jak i całe społeczeństwo. Pośród naszymi mieszkańcami byli i tacy, których nie zraziło zawieszenie prawa i swobód obywatelskich - potajemnie spotykali się i działali w podziemiu solidarnościowym. Byli również młodzi, którzy pod osłoną nocy kolportowali ulotki, wypisywali hasła i znaki Polski Walczącej…

42 lata temu, 13 grudnia 1981 roku, w Polsce został wprowadzony stan wojenny. Władzę w kraju przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON). Internowano działaczy NSZZ „Solidarność” na czele z jego przewodniczącym Lechem Wałęsą. Zostały zawieszone prawa i swobody obywatelskie. Wprowadzenie stanu wojennego miało na celu zdławienie opozycji demokratycznej i obronę komunistycznego reżimu w PRL. Stan wojenny zawieszono 31 grudnia 1982 roku, a odwołano dopiero 22 lipca 1983 roku. W 2002 roku 13 grudnia został ustanowiony Dniem Pamięci Ofiar Stanu Wojennego.

Jednym z działań stanu wojennego w naszym mieście było namalowanie na ścianie jednego z budynków znaku Polski Walczącej. Ślady po nim - choć niezbyt czytelne - widoczne są do dzisiaj. O okolicznościach związanych z jego powstaniem dowiedziałem się wczoraj z rozmowy telefonicznej przeprowadzonej z byłym mieszkańcem Strzelna Michałem Posadzym i ze zdjęcia przesłanego mi przez mojego rozmówcę.

Stało się to w jedną z nocy stanu wojennego. Pomimo wprowadzenia godziny milicyjnej, czyli poruszania się po mieście po godzinie 22:00, na puściutkiej ul. 15 Grudnia - dzisiejszej Świętego Ducha - spotkało się trzech młodzieńców, którzy wyszli z bocznych uliczek, Cegiełki i Styczniowej. Trójka ta skierowała się ku Rynkowi. Znali się, dlatego zamienili ze sobą kilka zdań, z których wynikało, że dwoje - śp. Paweł Lewicki i Jurek Nowak - rozklejali na murach ulotki i malowali znaki solidarności, a trzeci, Michał Posadzy przemykał do swojego domu. Obaj poprosili spotkanego kolegę, by ten wziął od nich paczkę z puszką po farbie oraz pędzlem i wyrzucił, przechodząc ul. Świętej Anny do przyległego ogrodu.

I stało się, że przechodząc boczną uliczką zaświtało Michałowi, by na ogromnym ceglanym murze należącym do posesji państwa Gądeckich (rodziców dzisiejszego abp. Stanisława) resztką farby wymalować znak kotwicy z literą „P” - symbol Polski Walczącej. Była to biała farba olejna, zatem i znak na tle czerwonych cegieł był nawet w ciemności widocznym. Po skończony dziele nie wyrzucił paczki z puszką i pędzlem do ogrodu, lecz doniósł do domu, który znajdował się naprzeciwko wylotu uliczki w ul. Michelsona i wyrzucił do pojemnika na śmieci.

Następnego dnia informacja o znaku na murze dotarła na posterunek Milicji Obywatelskiej (MO) i o poranku podjechała tzw. „suka” czyli niebieska Nyska milicyjna pod znak na murze, wyskoczyło z niej dwóch milicjantów z puszką czarnej farby i w błyskawicznym tempie zamalowali ten znak. Czarny kwadrat skrywał przez lata znak Polski Walczącej. Z upływem czasu czarna farba pod wpływem warunków atmosferycznych zaczęła znikać i pomaleńku oczom uważnych przechodniów zaczął pojawiać się biały, dzisiaj już nie tak czytelny znak.

Wczoraj w rozmowie z Michałem zastanawialiśmy się czy nie należało by tego znaku w jakiś sposób upamiętnić: - może zakonserwować go i oznaczyć jakąś tabliczką?