sobota, 14 stycznia 2023

Ciencisko - miejsce masowych zbrodni w lesie Amerykan

W grudniu 2022 roku staraniem burmistrza Dariusza Chudzińskiego poddano pracom remontowym miejsce pamięci narodowej w lesie zwanym Amerykan pod Cienciskiem. W tym miejscu rozstrzelano, a później zacierano ślady niemieckiej zbrodni. W czasie II wojny światowej Lasy Miradzkie były świadkami masowych egzekucji ludności narodowości polskiej i żydowskiej, dokonanych przez okupanta niemieckiego. Do dzisiaj zidentyfikowanych jest 101 osób rozstrzelanych w Lasach Miradzkich (Kopce, Jeziorki, Kurzebiela i Ciencisko), z tego 41 Polaków w miejscowości Kopce. W odniesieniu prawie do co najmniej 80 osób brak danych. Do tej liczby należy doliczyć jeszcze Żydów wymordowanych w lesie Leśnictwa Kurzebiela. Zabójstw dokonywali członkowie Selbstschutzu, żołnierze Wehrmachtu oraz funkcjonariusze żandarmerii, SS i Gestapo. Dzisiaj dla przypomnienia historii masowych straceń Polaków i polskich Żydów w Lasach Miradzkich przypomnę dzieje tego szczególnego miejsca ludobójstwa pod Cienciskiem, w lesie Amerykan.   

Okres drugiej wojny światowej pozostawił krwawą bliznę na polskiej części społeczeństwa. Okoliczne lasy Nadleśnictwa Miradz stały się miejscem kaźni mieszkańców byłego powiatu strzeleńskiego i gmin Strzelno-Północ oraz Strzelno-Południe. Jedna z pierwszych egzekucji jaką wykonali zbrodniarze niemieccy miała miejsce 29 października 1939 roku na skraju lasu w miejscowości Kopce. Kolejna, 25 listopada 1939 roku w lesie leżącym pomiędzy Cienciskiem, a Jaworowem, zwanym przez miejscową ludność lasem Amerykan lub lasem Babiniec w Leśnictwie Przedbórz. W tym dniu hitlerowcy zwieźli do lasu zakładników ze Strzelna i okolicy, których wcześniej przetrzymywali w miejscowym więzieniu i dokonali na nich zbiorowej egzekucji. Podobnie postąpili w grudniu tegoż roku.

 

W kronice szkolnej nieistniejącej już dzisiaj Szkoły Podstawowej w Ciencisku znajdujemy opis tych straszliwych wydarzeń. Spisał je na podstawie wywiadów przeprowadzonych tuż po wojnie wśród miejscowej ludności Edmund Boesche, kierownika szkoły. Zapisał on między innymi: Nauczyciel ...Rostkowski, ...wysiedlony w roku 1939 przez Niemców, zaginął. W szkole zaczęła uczyć Niemka Traute Karge. ...Za należenie do polskiej organizacji młodzieżowej aresztowano wielu Polaków, znęcano się nad nimi i mordowano. Taki los spotkał Juliana Baranowskiego, syna tutejszego rolnika, rozstrzelanego w lesie w Łąkiem. Zamęczony został również w lagrze rolnik tutejszy Józef Sarnowski. W lesie pobliskim, zwanym Babiniec, rozstrzelano wielu Polaków ze Strzelna i okolicy. Wśród zamordowanych byli (wymieniono tu również strzelnian pomordowanych w innych częściach lasów Nadleśnictwa Miradz): Albin Radomski, Kazimierz George, Władysław Trzecki, Marian Plewiński, Jan Dałkowski kierownik szkoły nr 1 w Strzelnie, Wincenty Płócienniczak, [Stanisław] Kasiorski, [Mieczysław] Olszak, Stanisław Jezierski, Wacław Cieślewicz, wszyscy ze Strzelna, [Kazimierz] Deskiewicz z Markowic, kowal z Markowic, którego nazwiska tu nieznano, a który toporem zabił trzech Niemców (z patrolu wojsk niemieckich), ks. Marian Wyduba proboszcz z Markowic (Rozstrzelany został w lesie za leśniczówką Kurzebiela ok. 500 metrów, po lewej stronie, od drogi do Cienciska), Francuz akademik Jerzy Don, Bardzki Władysław z Jezior Wielkich, Tomasz Szutowski z Jezior Wielkich, Bernard Kopaczewski z Jezior Wielkich, Bolesław Pasturczak? z Jezior Wielkich... Egzekucji tej przyglądał się, ukryty w konarach wysokiego drzewa, młody Czesław Wegner, późniejszy kierownik szkoły w Kruchowie. Na miejsce straceń przywiodła go obawa, czy wśród rozstrzelanych nie znajduje się jego ojciec, przetrzymywany w strzeleńskim więzieniu. Ponadto rozstrzelano ...60 zakonników franciszkanów z Przeorem. Zakonnicy źle rozstrzelani, żywcem przeważnie zakopani w dole i polani kwasem solnym. Na drugi dzień jeszcze okoliczni rolnicy Polacy, którzy z narażeniem własnego życia poszli tam zobaczyć, widzieli jeszcze ruszającą się ziemię.

25 listopada 1982 roku - przemawia Antoni Wesołowski

Opisane w kronice szkolnej rozstrzelanie zakonników zdaje się mieć odniesienie do innego wydarzenia, kojarzonego przez niektórych mieszkańców Cienciska z masową egzekucją Żydów. Miała ona miejsce w lesie, po lewej stronie drogi, pomiędzy leśniczówką Kurzebiela a Cienciskiem w odległości około połowy długości tejże drogi w głębi lasu. Najprawdopodobniej ofiarami krwawego mordu stali się więźniowie żydowscy hitlerowskich obozów pracy przymusowej z okolic Inowrocławia, a nie franciszkanie. Miało to mieć miejsce około 20 grudnia 1942 roku.

25 listopada 1982 roku - tablicę na pomniku odsłaniają, Antoni Wesołowski i Gwidon Trzecki

Z dalszych informacji zawartych w kronice szkolnej możemy dowiedzieć się, że: W roku 1944, widząc, że kończy się ich panowanie, Niemcy wykopali zwłoki pomordowanych Polaków i spalili je na stosach by zatrzeć ślady okrutnego mordu. Trupy zwożono kilka dni z całego powiatu i spalono razem około 500 [?] zwłok. Znaki po tym spaleniu pozostały na okolicznych drzewach do dziś dnia. Wystawiono tam krzyż ku upamiętnieniu tejże tragedii, a dzieci Szkoły Powszechnej [później Podstawowej] w Ciencisku pielęgnują to miejsce rok rocznie.

25 listopada 1982 roku - przemawia Franciszek Rosiński

Opowiadali mieszkańcy wsi, że niemal codziennie można było widzieć samochody wjeżdżające ze skazańcami do okolicznych lasów, a następnie dawało się słyszeć odgłosy strzałów dochodzące z ich głębi i powracające puste samochody. Lasy Miradzkie, a szczególnie leśnictwa Kopce, Kurzebiela i Przedbórz - jak zapisano w Kronice szkolnej Szkoły Podstawowej w Łąkiem kierownik Franciszek Kostka - usiane były grobami pojedynczymi i zbiorowymi. Na rejon leśnictwa Kopce wywieziono pod koniec października i w początkach listopada dwie grupy dawniejszych powstańców wielkopolskich ze Strzelna i okolicy, raz 18 osób, a drugi raz 22 osoby. Również niedaleko drogi z Łąkiego do Jeziorek zostało jednego wieczora listopadowego straconych 7 osób, między nimi prawdopodobnie miał być (...) Andrzej Marchlewicz. Ludność z Jeziorek zmuszono do zakopywania żywych jeszcze ludzi (według zeznania Nowaka z Jeziorek, którego zmuszono do wykonania pochówków). Również niedaleko drogi do Kopców i pól łąckich były groby dwóch nieznanych ludzi. Koło leśniczówki Kurzebiela nad drogą do Miradza, znaleziono grób księdza [proboszcza z Markowic, Mariana Wyduby - M. P.]. Ówczesny robotnik leśny Ignacy Krzewina z Łąkiego podsłuchał rozmowę Niemców, leśniczego i gajowego, z której wynikało, że zostało w tych lasach rozstrzelanych ponad 120 osób.

 

Z zeznania złożonego przez Stanisława Budziszaka, robotnika drogowego, a zapisanego w Kronice szkolnej SP w Łąkiem dowiadujemy się, że ów idąc do pracy spotkał kolumnę 9 samochodów jadących w stronę Cienciska. Niektóre samochody okryte były plandekami i gdy kolumna zatrzymała się, by przepuścić przejeżdżającą furmankę, w jednym z samochodów rozpoznał uwięzionych, Jana Dałkowskiego, kierownika szkoły w Strzelnie i [Wincentego - M. P.] Płócienniczaka. Pracując dalej na szosie, po godzinie zauważył, że samochody te, puste wracały do Strzelna. 

Jesienią 1944 roku (według kronik szkolnych z Cienciska i Łąkiego), wobec niechybnej klęski militarnej Niemiec hitlerowskich okupant przystąpił do zacierania śladów masowych zbrodni. W tym celu dokonano ekshumacji szczątków doczesnych ofiar reżimu w leśnictwach Kopce i Kurzebiela, zwożąc je do lasu  Amerykan, położonego pomiędzy Cienciskiem a Jaworowem. Wydobycia zwłok i transportu dokonywali sami Niemcy, okoliczni osadnicy, którzy przybyli tutaj w latach 1939-1940 z krajów nadbałtyckich, szczególnie z: Łotwy, Wołynia, Galicji i Besarabii, na miejsca wysiedlonych stąd Polaków. Sami furmankami transportowali przez las zwłoki pod Ciencisko, nie wtajemniczając w to bestialskie przedsięwzięcie miejscowej ludności.  

Ułożone w pryzmy zwłoki, obłożone drewnem i oblane benzyną spalono, a popiół i niedopałki zakopano. Z posiadanych wykazów sporządzonych na podstawie zeznań, poszukiwań, ustaleń sądowych i innych czynności wynika, że w lasach tych zginęło mniej osób niż to podano w Kronice... Ostatecznie nie uda się ustalić pełnej liczby ofiar, ani ich tożsamości, a to w związku ze skutecznym zatarciem śladów przez okupanta hitlerowskiego.

2008 rok

Czynności ekshumacyjne i palenie zwłok wykonywali Żydzi z obozu pracy w Busewie, pod Markowicami. Po zakończeniu tych prac Żydów tych rozstrzelano. Wiadomość o tym wydarzeniu przetrwała dzięki relacji naocznego świadka, a mianowicie Niemca mieszkańca Strzelna, komendanta ówczesnej straży pożarnej Otto Schultza (pochodził on ze Zbytowa). O zdarzeniu tym opowiadali również strażacy, Popielewski i Nowak, którzy relację z wyjazdu przekazali Gwidonowi Trzeckiemu ze Strzelna, obecnemu prezesowi ZKRPiBWP. Schultz, jak wspomniałem był w czasie okupacji komendantem Straży Pożarnej w Strzelnie i po zaalarmowaniu, iż za Cienciskiem w lesie Amerykan pali się, wyruszył z drużyną składającą się z Polaków do gaszenia pożaru. Jednakże przy lesie, z którego wydobywały się kłęby dymu, został zatrzymany przez esesmana i cofnięty z powrotem do miasta. Zanim to polecenie wykonał, wszedł na dach samochodu gaśniczego i zaobserwował z niego, kręcących się wokół potężnych ognisk, Żydów i pilnujących ich esesmanów. Z przerażeniem odjechał spod lasu Amerykan nakazując strażakom milczenie o wszystkim, co zdążyli zauważyć, skoro życie swe miłują. Jak wspomina prezes koła ZKRPiBWP w Strzelnie, Gwidon Trzecki, relację Niemca znał bezpośrednio od niego. Wiedział również, że Żydów, którzy wykonywali ekshumacje i palenie zwłok, po zakończeniu tych prac esesmani rozstrzelali.

2020 rok - odnowienie napisu i zamontowanie granitowej półki sumptem TMMS

W 1964 roku sumptem ówczesnej Gromadzkiej Rady Narodowej Strzelno Klasztorne, postawiono na miejscu straceń skromny pomnik. Przez kolejne lata, aż do 1974 roku patronat nad tym miejscem sprawowali uczniowie miejscowej Szkoły Podstawowej. Po jej likwidacji opiekę przejęli miejscowi druhowie z OSP. W 18 lat od wystawienia pomnika, w 1982 roku dokonano całkowitej przebudowy tego miejsca. Wówczas to ustawiono o wiele większy monument, wymurowany z kamienia polnego i wmontowaną w niego dużą, marmurową tablicą epitafijną. Pomnik zwieńczony został wyniesieniem na kształt piramidy wymurowanej z kostki granitowej, na której szczycie umieszczony został niewielki metalowy Krzyż. Otoczenie monumentu zostało wygrodzone metalowym płotkiem. Dojście do miejsca pamięci utwardzono i po obu stronach obsadzono choinkami.

Dość niezwykłe są dzieje samej tablicy, która pierwotnie znajdowała się na strzeleńskim cmentarzu ewangelickim, na grobie jednego z tutejszych Niemców. W latach 60. XX w. piękny marmur został skradziony z cmentarza i znalazł się u jednego z kamieniarzy w Gniewkowie. W wyniku śledztwa prowadzonego w całkowicie innej sprawie została ta marmurowa tablica znaleziona u kamieniarza i powróciła do Strzelna. Wówczas to przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej Antoni Wesołowski kazał tę tablicę zdeponować na posterunku Milicji Obywatelskiej, gdzie przeleżała do 1982 roku.  

Nowa tablica - styczeń 2023 roku

25 listopada 1982 roku w 43 rocznicę egzekucji dokonano uroczystego odsłonięcia pomnika. Udział w uroczystości wzięło kilkaset osób z Cienciska, Ostrowa, Strzelna. Wśród nich członkowie ZBoWiD, harcerze strzeleńskiego Hufca ZHP im. dra Jakuba Cieślewicza, poczty sztandarowe, młodzież szkolna, delegacje z zakładów pracy oraz inicjator budowy pomnika, przewodniczący byłego powiatowego i członek Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa Antoni Wesołowski. Wystąpił z okolicznym referatem przewodniczący Miejsko Gminnej Rady Narodowej Franciszek Rosiński, a następnie z rysem historycznym Antoni Wesołowski, który wspólnie z druhem Gwidonem Trzeckim - krewnym zamordowanego tutaj przez Niemców Władysława Trzeckiego - dokonał uroczystościowego odsłonięcia pomnika.

Foto: Archiwum Bloga i Heliodor Ruciński


środa, 11 stycznia 2023

Tajemnicze znalezisko w Gaju Wymysłowickim

W niedzielę za pośrednictwem Messengera otrzymałem informację o znalezisku, jakiego dokonała w Lesie Wymysłowickim, zwanym Lasem Kobylarz Weronika Drzewiecka. Pani Weronika poinformowała mnie o tym na co trafiła, podpierając owe znalezisko kilkoma zdjęciami. Napisała również, w którym miejscu ono się znajdują i jak tam trafić: - przy drodze z cmentarza w głąb lasu, po prawej stronie, pomiędzy zwalonym drzewem a amboną myśliwską…

Przeglądając powiększone zdjęcia, w części rozbitego granitowego krzyża łacińskiego - chrześcijańskiego, trafiłem na trzywierszowy napis na jego ramionach: - Selig sind, die reinen Herzens sind denn sie werden Gott schauen. Ev. Matth. 5. V 8. Końcowa sygnatura owego napisu wskazuje jednoznacznie na fragment Ewangelii według św. Mateusza, rozdział V werset 8, który w tłumaczeniu na j. polski brzmi: - Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Ewangelia św. Mateusza 5,8.

 

Odpisując, poinformowałem Panią Weronikę, że nazajutrz powiadomię odpowiednie służby o jej odkryciu, co też uczyniłem, informując już z rana samego burmistrza Dariusza Chudzińskiego. Tenże zaproponował mi, byśmy w południe udali się razem w to miejsce i odszukali owe artefakty. Nie było zbyt pogodnie, siąpił drobny deszczyk, a my hajda w las. Samochodem dojechaliśmy do cmentarz i udaliśmy się w głąb enklawy. Początkowo było trudno, ale na co mieliśmy opis i załączoną mapkę. Trafiliśmy pod ambonę myśliwską, a tam nic… Wróciliśmy pod cmentarz i obraliśmy drugą drogę. W międzyczasie przywołałem św. Antoniego, patrona rzeczy zagubionych…

- Jest zwalone drzewo - przytłumionym głosem zawołałem do Włodarza.

Zrobiliśmy kilkanaście kroków i moim starym oczom ukazał się z dala, pośród drzewami sterczący z ziemi granitowy cokół. Potwierdził widok Burmistrz. Podeszliśmy pod niego i zaczęliśmy go oglądać - ani ślady obicia ani stłuczenia.

- Ale gdzie krzyż, nigdzie go nie widać? - powiedziałem do siebie.

Burmistrz zaczął rozgarniać powój, mech, liście i nagle naszym oczom ukazał się szczelnie zamaskowany fragment krzyża, a na nieuszkodzonym jego ramieniu wyryty, wyżej cytowany trójwiersz. 

Towarzyszyło nam ogromne wrażenie, jakbyśmy trafili na jakiś skarb… Zmoczeni, gdyż cały czas siąpił deszcz, zaczęliśmy przywoływać nasze - sprzed lat - wyprawy do Lasu Kobylarz. Dziwiliśmy się, że nikt nie zwrócił nigdy uwagi na owe artefakty. Przecież zarówno leśnicy, jak i grzybiarze, czy myśliwi musieli je widzieć… Zaczęliśmy zadawać sobie pytania: - Dlaczego elementy krzyża znalazły się właśnie w tym miejscu? Kto je porzucił z dala od leśnego cmentarza ewangelickiego? Czy są to elementy bramy wjazdowej na cmentarz, czy już samego cmentarza?

W krótkich słowach podsumowaliśmy nasz poniedziałkowy wypad i wyznaczyliśmy - tutaj na miejscu - kierunek dalszych działań. Krzyż wróci na cmentarz, a jego usytuowanie omówimy w szerszym gronie…   

  

Ratując pamięć o dziedzictwie kulturowym byłych mieszkańców naszej gminy wyznania ewangelickiego tyczymy drogę dialogu ekumenicznego, a zachowując miejsca po nich, jak chociażby cmentarze, oddajemy hołd ludziom na tej ziemi onegdaj żyjących i tutaj pracujących. Łączy nas wszystkich Ewangelia, kapłańska Modlitwa Pana Jezusa - „aby wszyscy byli jedno“. Bóg chce, abyśmy nie tylko czytali słowo Boże, ale abyśmy nim żyli.

Cmentarz w Gaju Wymysłowickim, jesień 1939 roku. Krzyż jakby podobny na zbiorowej mogile rodziny Reichów...

Więcej o rodzinie Reichów znajdziecie pod linkami:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/04/markowicka-tragedia-mistrz-polski-ewald.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/05/unikatowe-zdjecia-dopenienie-historii.html

Czy godzi się przejść obok tego miejsca obojętnie? Jeszcze około 80 lat temu rosły na tym cmentarzu rzadkie odmiany drzew i krzewów, posadzone staraniem jego założycielki, matki Ulricha, której zapewne pomagał w skomponowaniu tego swoistego ogrodu pamięci przyjaciel rodziny kochający sztukę, Herr von Zedtwitz z Drezna, projektując urocze i piękne enklawy zieleni w Markowicach wokół pałacu i w Gaju Wymysłowickim.

 

Ulrich von Wilamowitz-Möellendorff, światowej sławy filolog klasyczny, który został na tym cmentarzu pochowany, tak wspominał ostatnią drogę swojej matki na ten cmentarz:

- „Pielęgnowałem ją w ostatnich miesiącach. Kiedy zmarła [26 czerwca 1874 r.] osobiście złożyłem jej ciało w trumnie wypełnionej tylko kwiatami i pąkami jej ukochanych róż. Nadzorowałem również prace związane z wybudowaniem grobowca w Waldkirchhof - na cmentarzu leśnym [w Gaju Wymysłowickim - Möllendorff], który zbudowała dla rodziny i miejscowych ewangelików. Już wcześniej wybrała na nim swoje miejsce spoczynku. Wikariusz katolicki z miejscowego kościoła odmówił bić w dzwony - bo zmarła była ewangeliczką. Wezwany do pałacu przybył na spotkanie, gdyż wydało mi się naturalne, że powinien uderzyć w dzwony. Odciągnąłem go na bok do ogrodu różanego i powiedziałem: „Jeśli nie zadzwonisz, uroczystość odbędzie się w dzień Piotra i Pawła rano” (główne święto diecezji), „a wówczas zobaczymy, dokąd idą twoi wierni, do ciebie czy do ich pani”. Te słowa zadecydowały - pozwolił dzwonić, jak chciałem. Orszak żałobny wypełnił całą drogę od Markowic do Gaju Wymysłowickiego“.


sobota, 7 stycznia 2023

Strzeleński Orszak Trzech Króli - 2023

Po raz 10. ulicami Strzelna przeszedł barwny orszak z udziałem pieszych, rowerowych oraz konnych pielgrzymów w barwnych przebraniach i z królewskimi koronami na głowach. Szli duzi i mali pielgrzymi, by w strzeleńskiej bazylice pokłonić się Nowonarodzonemu i złożyć mu dary: złoto, kadzidło i mirę.

Oto foto-relacja z tego pięknego i barwnego przemarszu utrwalona okiem Heliodora Rucińskiego. 



















   

piątek, 6 stycznia 2023

10-lecie Orszaku Trzech Króli w Strzelnie


Odkąd święto Trzech Króli, znane jako Epiphania Domini - Święto Objawienia Pańskiego, ustanowiono dniem wolnym od pracy, po miastach i wsiach polskich zaczęły chodzić barwne orszaki przebierańców, na czele których kroczą królowie Kacper Melchior i Baltazar. W Strzelnie po raz pierwszy taki orszak zorganizowano 6 stycznia 2013 roku. Zatem w tym roku obchodzimy jego 10-lecie. Inicjatorem i organizatorem orszków był śp. ks. kan. Otton Szymków. Od tego czasu, corocznie o godz. 11:00 wyruszał orszak z bazyliki św. Trójcy i ulicami: Plac św. Wojciecha, Kościelna, Gimnazjalna, Powstania Wielkopolskiego, Świętego Ducha, Rynek, Kościelna, Plac św. Ducha przemierzył śródmieście i o godzinie 11:30 docierał do świątyni na uroczystą mszę św.

Ten, jak już możemy powiedzieć, zwyczaj zapoczątkowany został w Łodzi i Warszawie w 2009 roku. Wówczas po raz pierwszy kameralne jasełka przeniesiono w przestrzeń miejską organizując orszaki uliczne. Zatem, jest to coś nowego, coś co wyrasta z kultury chrześcijańskiej i coś, co posiada już swoją nazwę. Owo przedstawienie, jasełka miejskie to „Orszak Trzech Króli” – przedstawienie jasełkowe w przestrzeni miejskiej nawiązujące do nowotestamentowego złożenia darów przez mędrców-magów narodzonemu Dzieciątku Bożemu. Dopiero w IX wieko nadano im imiona Kacpra, Melchiora i Baltazara. Kacper przedstawiany jest jako ofiarujący mirrę czarnoskóry, Melchior - jako dający złoto biały Europejczyk i Baltazar - Azjata o żółtej skórze przynoszący do żłóbka kadzidło.

6 stycznia, jest świętem nakazanym, czyli katolik ma obowiązek tego dnia wziąć udział we mszy św. W ten dzień w kościołach święci się kadzidło i kredę. Kreda służy do oznaczania drzwi literami K+M+B. Obecnie mówi się, że to inicjały imion królów, dawniej były to odczytywane jako pierwsze litery łacińskiego zdania: Christus mansionem benedicat - Niech Chrystus mieszkanie błogosławi. A kadzidłem, czyli suszonymi ziołami i startą żywicą okadza się domy. Dzień Trzech Króli kończy też okres Bożego Narodzenia i śpiewania kolęd, a jest początkiem karnawału.

Święto Trzech Króli było dniem wolnym od pracy po raz ostatni w 1960 roku. Oficjalnej rangi pozbawił je Sejm PRL. Starania o przywrócenie dnia 6 stycznia jako ustawowo wolnego od pracy podjął w 2008 roku ówczesny prezydent miasta Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Pod obywatelskim projektem ustawy w tej sprawie zebrano w całej Polsce ponad 1,5 miliona podpisów. W 2010 roku Sejm ustanowił 6 stycznia dniem wolnym od pracy. Podobnie jest w Niemczech, Austrii, Chorwacji, Grecji, Hiszpanii, Słowacji, Szwajcarii, Włoszech, Szwecji i Finlandii.

Ten stosunkowo nowy zwyczaj, z upływem lat wpisał się w stały kalendarz wydarzeń religijno-kulturalnych naszego miasta. Czerpiąc z praktyki innych miejscowości należałoby bardziej rozpowszechnić ów element święta Trzech Króli. Co jest do tego potrzebne? Ano zaangażowanie szkół, młodzieży, instytucji, a także ludzi starszych. W tym celu, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego należy propagować na lekcjach religii piękny, zrodzony w przestrzeniach wielkomiejskich obrzęd Orszaku Trzech Króli. Należy napisać scenariusz, który wzbogaci przemarsz elementami jasełkowymi, zorganizować środki na przygotowanie strojów oraz dekoracji przestrzennych, a nadto uzmysłowić katolikom, że to święto, to nie dodatkowy dzień wolny od pracy, ale dzień, który trzeba choć w części poświęcić Bogu. By wszystko wyszło, organizować próby w grupach, którym scenariusz przypisuje konkretne role.

Wiem, że jest to proste do napisania, a do realizacji? - Wiem, że w strzeleńskich szkołach i instytucjach kultury z prężnymi dyrekcjami można byłoby podołać zadaniu rozbudowy Orszaku Trzech Króli o nowe elementy, stroje i dekoracje przestrzenne, a szczególnie o uczestnictwo młodzieży. Mniemam, że podobnie mogą uczynić organizacje pozarządowe oraz sami rodzice…

Foto.: Heliodor Ruciński


środa, 4 stycznia 2023

Śp. Maria Świdowska (1949-2022)

Wczoraj odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku wieloletnią dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 im. Jana Dałkowskiego oraz Gimnazjum z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Jana Dałkowskiego w Strzelnie Marię Świdowską. W poczcie nauczycielstwa strzeleńskiego zapisała się jako znakomity pedagog, organizator i dyrektor placówek oświatowych oraz osoba wdrażająca w życie kilka reform oświatowych. Za Jej dyrektorowania została wybudowana hala sportowa z dwoma salami gimnastycznymi, zapleczem bibliotecznym i klasami, kompleks sportowy „Orlik“, termomodernizacja budynku szkolnego oraz jego kompleksowe remonty wewnętrzne.

Maria Świdowska podczas uroczystości poświęcenia tablicy pamiątkowej ciotki Haliny Gorlach - Honorowej Obywatelki Miasta Strzelna w 2006 roku

Maria Świdowska z domu Lipińska urodziła się 12 grudnia 1949 roku w Strzelnie w patriotycznej rodzinie Barbary i Mariana Lipińskich. Ojciec przeszedł gehennę niemieckich obozów zagłady: Szczeglin, Dachau i Mauthausen-Gusen. Podobnie jak ciotka Halina z Lipińskich Gorlach - nauczycielka, Honorowa Obywatelka Miasta Strzelna. Po maturze w Liceum Ogólnokształcącym Maria kontynuowała naukę w Studium Nauczycielskim w Bydgoszczy, a po jego ukończeniu w 1969 roku rozpoczęła pracę jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Wylatowie. W 1978 roku rozpoczęła pracę w SP 1 w Strzelnie i z tą szkołą związała się do czasu przejścia na emeryturę w 2018 roku. W międzyczasie - maj 1978 rok - ukończyła studia magisterskie w Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Zmarła 28 grudnia 2022 roku i spoczęła 3 stycznia 2023 roku w rodzinnej kwaterze, obok swojego męża Romana, rodziców i wujostwa - na starej strzeleńskiej nekropoli.

Kwesta cmentarna - darczyńca...

 Oddanie do użytku kompleksu Hali Sportowej w 2006 roku

Oddanie do użytku "Orlika" 2012 rok

Po mszy św. odprawionej w bazylice św. Trójcy i NMP w Strzelnie pożegnali śp. Marię najbliżsi - syn Radosław z małżonką Elżbietą, rodzeństwo zmarłej z bliskimi, liczna rodzina, przyjaciele, współpracownicy, znajomi, wychowankowie i mieszkańcy Strzelna. W tym licznym zgromadzeniu żałobników widoczna był duża grupa koleżeństwa śp. Marii - absolwenci strzeleńskiego LO z Jej klasy. Ceremonii pogrzebowej przewodniczył ks. Daniel Leszczyński, a duchowo łączył się z nim kuzyn zmarłej ks. kan. Jan Kasprowicz proboszcz bazyliki katedralnej w Gnieźnie. Celebrans odczytał list pożegnalny Przewodniczącego Episkopatu Polski i Metropolity Poznańskiego abp. Stanisława Gądeckiego, kolegi z ławy szkolnej śp. Marii (LO). W imieniu społeczności szkolnej zmarłą pożegnał Jej następca dyrektor Jarosław Kaniasty.

Dyr. Maria Świdowska z ks. kan. Ottonem Szymków

Szczególnie ciepło, serdecznie i przyjacielsko popłynęły słowa pożegnania z ust przyjaciela, wieloletniego wicedyrektora szkół, w których oboje pracowali i późniejszego dyrektora SP 1 Tadeusza Twarużka. Zacytuję je w całości, wykonując życzenie Zmarłej, która przechodząc na emeryturę powiedziała przyjaciołom: - Jak już kiedyś przyjdzie mnie tak naprawdę pożegnać, to proszę, byś ty Stasiu [Lewandowski] napisał, a ty Tadziu [Twarużek] odczytał nad trumną te słowa! A oto i one:

Szanowna, pogrążona w smutku Rodzino,

Drodzy Przyjaciele i Znajomi świętej pamięci Marii Świdowskiej,

Są mowy pogrzebowe, które wygłasza się z obowiązku, bo przyszedł czas pożegnać współpracownika, bo wypada przypomnieć czyjeś dokonania, czyjś życiorys, bo tak nakazuje tradycja, ale to, co chcę dzisiaj powiedzieć, to słowa płynące z serca, wypływające z potrzeby uczczenia kogoś wyjątkowego, człowieka dobrego, szczerego, wspaniałego.

Nadeszła chwila, której się nikt z nas się nie  spodziewał, choć mamy świadomość przemijalności ludzkiej natury, kruchości życia. Nastała chwila, która niesie cierpienie, ból, protest, że brakuje kogoś, kto wydawało się od zawsze był z nami, funkcjonował w naszej świadomości, wspierał, towarzyszył, pomagał. I oto stoimy nad grobem Marii, Maryni, dla przyjaciół – Myni 

Wielokroć przekomarzałem się z Marią, kto kogo będzie żegnał. Jednak nie spodziewałem się, że tak szybko ta chwila nadejdzie, że to już dziś będę musiał pochylić czoło nad mogiłą mojej przyjaciółki. Przyjaciółki, bo tak ją całe zawodowe życie traktowałem i taką pozostanie w mojej pamięci. Pracowaliśmy razem przez 35 lat. Wspólnie tworzyliśmy i zamykaliśmy szkoły, wspólnie wysłuchiwaliśmy problemów uczniów, rodziców, nauczycieli. Maria cały czas uczyła mnie, jak pochylać się nad problemami innych, jak dostrzegać potrzeby drugiego człowieka, szczególnie uczniów, których zawsze rozumiała, wspierała, doceniała. A teraz, niespodziewanie przychodzi mi się z tą mądrą i serdeczną koleżanką rozstać.

Zdajemy sobie sprawę, że w życie ludzkie wpisana jest śmierć. Oswajamy się z nią od dzieciństwa. Ileż to razy spotykaliśmy się już na tym cmentarzu? Pozornie wydaje nam się, że już ją rozumiemy. Wiemy, czemu przychodzi. Jednak taki dzień jak ten udowadnia, że to są tylko złudzenia, pozory. Tak właśnie stało się minionej środy, gdy to rano dotarła do nas wiadomość o śmierci Marii. Wówczas rodziło się niedowierzanie, zwątpienie w sens życia. Jak to, Maria nie żyje? Tak trudno uwierzyć w takie straszne słowa. Przecież jeszcze niedawno widywaliśmy się w murach szkolnych, spotykaliśmy się na ulicy, w sklepie. Jeszcze tak nie dawno rozmawialiśmy o planach na życie. Maria mówiła, jak dobrze być emerytem. Zawsze będę pamiętał błysk w oku Marii, gdy opowiadała o kolejnej wakacyjnej wyprawie do Chorwacji, nad ciepłe morze, które tak kochała. Wsiadała w samochód i ze swymi dziećmi spełniała swoje marzenie. Teraz to już tylko przeszłość. Okrutna śmierć to wszystko przerwała.

Wspaniała Koleżanko, zostawiłaś na świecie bardzo dużo załzawionych oczu. Wlałaś smutek w serca setek byłych uczniów, koleżanek i kolegów. Pogrążyłaś w rozpaczy nie tylko Radka i Elżbietę, ale także całą rzeszę ludzi, którzy Cię podziwiali i cenili. Została pustka po niezapomnianej pani dyrektor Marii Świdowskiej. Pracowaliśmy ze sobą wiele lat w szkole podstawowej, następnie gimnazjum. Przeżywaliśmy wspólnie smutki i radości. A teraz…

„Spadają gwiazdy i my padniemy, kwiaty więdną i my zwiędniemy

Ale te gwiazdy przecież świeciły i pięknym życiem te kwiaty żyły

A klejnot w grudzie zostanie.“

Mario, wierzymy, że tamten świat, w którym teraz przebywasz jest dla Ciebie łaskawy, że patrzysz teraz na nas z góry i widzisz tych wszystkich, którzy przyszli Cię pożegnać. Żyj więc tam w spokoju. Nasze łzy zapewne z czasem obeschną, jednak pamięć o Tobie nigdy nie wygaśnie w naszych sercach. 

Radku, Elżbieto mieliście wspaniałą mamę.

Drogie Koleżanki, szanowni Koledzy, straciliśmy mądrą i oddaną przyjaciółkę.

Ja utraciłem bliską memu sercu osobę.

Mario… Dziękuję, że byłaś z nami....