sobota, 18 września 2021

W 82 rocznicę napaści czerwonej zarazy… i w 25-rocznicę Pomnika Katyńskiego

27 lat temu późną jesienią 1994 roku - jak pisał na łamach „Wieści ze Strzelna“ honorowy obywatel naszego miasta Kazimierz Chudziński: - emerytowana nauczycielka historii p. Anna Polus w liście do rodziny wyjawiła myśl o budowie Krzyża Katyńskiego w Strzelnie. Inicjatywa została podjęta przez Towarzystwo Miłośników Miasta Strzelna. Później współorganizatorem przedsięwzięcia stał się Związek Kombatantów RP..., Koło w Strzelnie. Wyłoniono też Sztab Roboczy do realizacji dzieła budowy w składzie: Kazimierz Chudziński, Gwidon Trzecki, Jerzy Kwiatkowski, Franciszek Pruczkowski, Marian Przybylski. 

Od tego też czasu idea budowy Pomnika - Krzyża Katyńskiego zaczęła obiegać społeczność strzeleńską. Myśl p. Anny Polus przerodziła się w czyn. Kazimierz Chudziński w kilku artykułach przybliżył strzeleńskie ofiary Golgoty Wschodu. W niedzielę 2 czerwca 1996 roku na starej strzeleńskiej nekropoli odsłonięto monument, wg projektu p. Jerzego Kwiatkowskiego. Była to wielka, patriotyczna i wzruszająca uroczystość, która zgromadziła kilkuset mieszkańców Strzelna i okolic. W tym roku mija 25-rocznica wystawienia Pomnika Katyńskiego na starej strzeleńskiej nekropolii.

Okiem Heliodora 

- fotorelacja z obchodów w 82-rocznicę napaści Sowietów na Polskę - 17 września 2021 roku uroczystości pod Pomnikiem Katyńskim na starej strzeleńskiej nekropolii z udziałem burmistrza Dariusza Chudzińskiego, władz samorządowych z przewodniczącym RM Piotrem Dubickim, wicestarosty Mariana Mikołajczaka, honorowego obywatela miasta ks. kan. Ottona Szymków, delegacji Rodziny Katyńskiej z Mogilna, harcerzy, pocztów sztandarowych i mieszkańców...

































17 września 1939 roku od wschodu wtargnęła do Polski czerwona zaraza z plaga morderców, którzy na swoich w zbrodni już się wprawili. Wbijając nam sierp w plecy zapoczątkowali nową cywilizację, cywilizację „Nieludzkiej Ziemi“. Katyń, zsyłki, przeplatane mordami na cywilach to obraz podobny temu, jaki zgotowała nam hitlerowska nawałnica. Obie diabelskie zarazy z Hitlerem i Stalinem w roli głównej, ukazały nam okrucieństwo cywilizacji Wschodu i Zachodu. W kąt poszedł Bóg, choć myśmy do niego się modlili, na scenę wyszedł najgorszy diabelski pomiot zbrodniarzy, których ówczesne uczelnie do życia przygotowały. Ci ludzie, u steru tych totalitarnych systemów, to przecież ludzie wykształceni, ale czy mądrzy?

Pamiętam, kiedy zmarła ciocia Pela, to wówczas odkryliśmy przepastne archiwa. Czego tam nie było? Choć kupowała nam zawsze w prezentach książki o tematyce historycznej oraz polską literaturę piękną, to przed nami skrywała pyszne XIX-wieczne albumy i pięknie oprawione książki, również stare zdjęcia w okutych albumach, pocztówki, listy i całe roczniki gazet. Pośród nimi znalazłem numery hitlerowskiego gadzinowego „Gońca Krakowskiego“ wydawanego w Krakowie, a w nich całe strony nazwisk oficerów polskich zamordowanych w Katyniu. Pierwsza informacja ukazała się w „gadzinowcu“ 16 kwietnia 1943 roku. Zastanawiałem się skąd u ciotki te gazety? Ale o tym przy innej okazji. W domu o Katyniu rodzice mówili od zawsze, dla nas utwierdzeniem tej wiedzy były audycje Radia Wolna Europa, słuchane przez ojca, a odkrycie drugiego ciocinego pokoju, do którego za jej życia nikt nie miał dostępu zobrazowało nam bezmiar tego okrucieństwa. Ten pierwszy numer „gadzinówki“ informował, że Rosjanie zamordowali w Katyniu 10-12 000 oficerów polskich, kolejne wymieniały z imienia i nazwiska, stopnia wojskowego każdego zidentyfikowanego oraz przedmioty przy nich znalezione.

By rozwiać oficjalną wersję, o Katyń pytałem nauczycieli w szkole, bezskutecznie, a wiosną 1974 roku oficera politycznego w Centrum Kształcenia Marynarki Wojennej w Ustce. Wykręcił się sianem przerywając wykłady, a kiedy wróciłem na „kompanię" (IV kompania II pluton telegrafistów) czekał na mnie podoficer dyżurny ze szczoteczką do zębów, którą wysprzątać miałem cały „kibel“. Od niechybnego upokorzenia uratował mnie szef kompani, porządny oficer. O strzeleńskich ofiarach Katynia i innych miejscach zbrodni napiszę w kwietniu przyszłego roku, przy okazji rocznicy zbrodni katyńskiej.

Foto.: Heliodor Ruciński


czwartek, 16 września 2021

Strzelnianin z medalu - Kazimierz Szuda (1897-1983)

Z urodzenia był inowrocławianinem, z zamieszkania strzelnianinem i poznaniakiem. Powstaniec wielkopolski odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919. Prawnik z zawodu numizmatyk z zamiłowania. W ostatniej części Spacerku po Strzelnie, pisząc o jego ojcu Wawrzyńcu, zaledwie wspomniałem o nim, a przecież zasługuje i on na pamięć. Jego podobizna, jako zasłużonego numizmatyka znalazła się na medalu z napisem w otoku: Kazimierz Szuda 1897. Znakomitemu znawcy monet i medali - numizmatycy poznańscy 1972

Kazimierz Szuda był synem strzelnian Wawrzyńca i jego drugiej żony Jadwigi Laury z domu Bogulińska. Urodził się 11 stycznia 1897 roku w Inowrocławiu i w tymże roku zamieszkał w Strzelnie przy ul. Młyńskiej 211 (Mühlenstrasse - obecnie Powstania Wielkopolskiego 10). Po ukończeniu gimnazjum, a następnie studiów został prawnikiem. W międzyczasie w 1918 roku włączył się w przygotowania do zrywu zbrojnego i wziął czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919. Uczestniczył 2 stycznia 1919 roku w walkach o Strzelno, a następnie do 18 lutego walczył na froncie północnym pod Wągrowcem. Jego dowódcą był płk Anatol Kędzierski. Bezpośrednio po tych walkach wstąpił do Armii Wielkopolskiej, do 2. Pułku Artylerii Polowej. Wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Z wojska zwolniony został 19 listopada 1920 roku, dosłużył się stopnia ogniomistrz.

W wolnej Polsce w 1927 roku, podczas obchodów 5-lecia powstania Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie, sędzia Kazimierz Szuda z Poznania został wyróżniony Odznaką Zasługi. W nowszych czasach Uchwałą Rady Państwa nr 11.04-0.897 z dnia 4 listopada 1958 roku za czynny udział z bronią w ręku w Powstaniu Wielkopolskim odznaczono go Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym 1918-1919.

Na niwie zawodowej - prawniczej początkowo był aplikantem, a w 1924 roku asesorem sądowym w Poznaniu. Następnie był sędzią w Sądzie Powiatowym w Poznaniu. Już w tym czasie z pasją oddawał się numizmatyce, zbierając medale, monety i pieniądze papierowe. W latach powojennych na tej niwie był niezwykle aktywnym. Napisał i opublikował w „Wiadomościach Numizmatycznych“ szereg artykułów o monetach, m.in.: Skarby brakteatów krzyżackich z Żegotek i Ostrowa nad Gopłem. Był kierownik gabinetu numizmatycznego w Muzeum Narodowym w Poznaniu. W 1975 roku współtworzył Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Narodowego w Poznaniu. 

Dzięki jego zaangażowaniu Muzeum Narodowe w Poznaniu szczyci się bogatą kolekcją numizmatyczną. Poznański Gabinet Numizmatyczny liczy obecnie ponad 140000 obiektów, w tym ok. 95000 monet i prawie 20 000 banknotów, bonów oraz akcji. Ich częścią jest kolekcja monet i medali Kazimierza Szudy, który w 1976 roku zapisał Muzeum Narodowemu w Poznaniu swój zbiór składający się z 4 900 monet, 88 medali i żetonów oraz 123 papierowych znaków pieniężnych.  

Kazimierz Szuda zmarł w Poznaniu 21 września 1983 roku. Pochowany został w stolicy Wielkopolski na cmentarzu Junikowo. W 2003 roku w 20. rocznicę śmierci ofiarodawcy Muzeum Narodowe w Poznaniu zorganizowało jednodniową wystawę Kazimierz Szuda (1897-1983). Najcenniejsze monety z jego kolekcji ofiarowane MNP. Na wystawie znalazły się monety starożytne oraz monety polskie.


wtorek, 14 września 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 154 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 6

Działacze społeczni w Strzelnie 1913 rok. W górnym rzędzie drugi od lewej Wawrzyn Szuda.

Z upływem lat i analiz zgromadzonych archiwaliów oraz napisanych artykułów dochodzę do wniosku, iż na tyle dojrzał temat Spacerków po Strzelnie, by tę dotychczas zebraną wiedzę zacząć przelewać na papier i przygotować do druku. Przed laty, kiedy byłem jeszcze stosunkowo młodym człowiekiem konsultując zebrane informacje o ul. Powstania Wielkopolskiego i jej mieszkańcach, znakomity obywatel naszego miasta, chodząca o nim encyklopedia, śp. Gwidon Trzecki, powiedział mi wówczas, że choć dobrą ma jeszcze pamięć, to żałuje, iż nie robił sobie notatek, tak jak czynię to ja. Dodał przy tym, że pamięć pamięcią, ale niestety wiele z niej się wymazało, jakby człowiek w swoich mózgowych magazynach miał gumkę, która wybiórczo usuwa te najstarsze wiadomości. Tak więc, idąc tokiem myślenia mojego konsultanta, muszę przysłowiowe żelazo kuć póki gorące, kończyć spacerki i znaleźć wydawcę.

Kamienica Szudów

Powstanie powiatu strzeleńskiego w 1886 roku stało się główną przyczyną ożywienia gospodarczego miasta. To dzięki powiatowi powstało wielu obiektów użyteczności publicznej, jak chociażby szpital - bardzo ważna instytucja powiatowa, który dał początek rozwojowi ul. Młyńskiej (współczesnej ul. Powstania Wielkopolskiego). Z upływem lat ulica ta zaczęła zyskiwać poważnych inwestorów, zmieniając swój charakter z typowo rolniczej na mieszkalno-przemysłową. W obrębie ulicy funkcjonowało kilka niewielkich gospodarstw rolnych, które tak właściwie były uzupełnieniem prowadzonej działalności przemysłowo-rzemieślniczej. W północno-wschodniej końcówce ulicy znajdował się czworak należący do dominium Strzelno Klasztorne, natomiast pozostałe parcele były typowo mieszkalno-rzemieślniczymi, czy wręcz przemysłowymi, z tartakami, młynem, fabryczką narzędzi rolniczych i powózek.

 

Pierwszą kamienicą, tuż za szpitalem, która w pierwotnych założeniach miała być jeszcze raz tak dużą, jest piętrowy dom mieszkalny współcześnie oznaczony numerem 10, zaś w starej nomenklaturze z końca XIX wieku, kiedy ulica nosiła niemiecką urzędową nazwę Mühlenstrasse, numerem 211. Historia budowlana tego domu jest niezwykle ciekawa i związana jest z nazwiskiem Szuda, a konkretnie z Wawrzyńcem Szudą budowniczym z Inowrocławia, który pod koniec XIX wieku - prawdopodobnie w 1896 roku - zamieszkał w Strzelnie. W 1895 roku, będąc jeszcze mieszkańcem Inowrocławia podjął się budowy w Strzelnie tanich mieszkań dla urzędników królewskich, czym wywołał niezadowolenie miejscowych kamieniczników, dotychczas wynajmujących swoje mieszkania tej grupie inteligenckiej. Tanie mieszkania były efektem pruskiej ustawy sejmowej, która przewidywała wybudowanie dla niższych urzędników 474 takie mieszkania. Budynki miały być dwu- lub trzykondygnacyjne. Rada Miejska w Strzelnie 7 głosami za, przy 3 przeciwnych wybrała budowniczego Szudę z Inowrocławia na wykonawcę takich mieszkań. Ten w październiku wykupił stosowną parcelę od fiskusa za sumę 750 marek, która zlokalizowana była przy ul. Młyńskiej. Były to 4 morgi. Ostatecznie miasto z braku środków projektu nie zrealizowało zadania, zaś Wawrzyn Szuda w tym miejscu w 1896 roku wystawił tylko jeden segment zaprojektowanego budynku, pozostawiając możliwość przyszłościowej jego rozbudowy w kierunku zachodnim, czyli do szpitala. Miało to być odbicie lustrzane postawionego segmentu. Pod koniec lat dwudziestych XX wieku, kiedy przystąpiono do budowy nowego szpitala w Strzelnie, Powiat odkupił od syna Wawrzyna, Kazimierza przyległą parcelę. Projektu Szudy już nigdy nie udało się do końca zrealizować. Po wystawieniu wschodniego segmentu kamienicy, Szuda wraz z rodziną przeniósł się do Strzelna i w niej zamieszkał.

Wystawiony dom z frontu przypomina eklektyczną willę. Bryłę budynku stanowi dwupiętrowy ryzalit nakryty dwuspadowym drewnianym dachem, który przypięty jest do jednopiętrowe fragmentu bryły głównej, w połowie tylko zrealizowanej. Budynek jest podpiwniczony, a elewacja frontowa została wykonana z cegły klinkierowej i jest ozdobiona bogatymi portalami okiennymi pokrytymi tynkiem. Parę okien pierwszego piętra nakrywa wspólny fronton w stylu Surbaissè, a drugiego piętra pojedyncze frontony w stylu circulaire. Takie same pojedyncze frontony, ale bardziej wybrzuszone (zaokrąglone) znajdują się nad parą okien pierwszego piętra bryły głównej. Narożniki ryzalitu na całej wysokości przyozdabia boniowany tynk. W podwórzu znajduje się piętrowa oficyna z klatką schodową oraz piętrowy budynek garażowo-mieszkalny. 

U góry pierwszy od lewej Wawrzyniec Szuda

Wawrzyn (Wawrzyniec - Lorenz) Szuda urodził się 8 sierpnia 1851 roku w Biadkach w powiecie krotoszyńskim. Rodzicami jego byli Piotr i Maria z Jańczaków Szudowie, właściciele folwarku w Biadkach. Miejscowość ta leży pomiędzy Krotoszynem a Ostrowem Wielkopolskim. Po zdobyciu gruntownego wykształcenia technicznego podjął pracę w głębi Niemiec, parając się budownictwem. Po kilkunastu latach osiadł w Inowrocławiu, gdzie prowadzić zaczął przedsiębiorstwo budowlane w zakresie budowy dróg, przemysłowych linii kolejowych oraz szeroko pojętego budownictwa. Tutaj poślubił ok. 1884 roku Juliannę z Głowackich z Rąbina, z którą miał dwie córki, Joannę i Lucynę. Małżonka pochodziła ze znanej kujawskiej rodziny posiadaczy ziemskich, którzy na Rąbinie posiadali folwark do 1919 roku. Ona sama udzielała się na niwie dobroczynnej, wspierając za pośrednictwem doktorowej Rakowskiej Towarzystwo Pomocy Naukowej dla Dziewcząt Polskich. W 10 lat później, w 1894 roku, kiedy córki miały 9 i 8 lat Wawrzyn owdowiał i po roku w 1895 roku poślubił w Środzie Wielkopolskiej 21-letnią pannę Jadwigę Laurę Bogulińską córkę Mikołaja, dyrektora banku i działacza społeczno-gospodarczego w Środzie Wielkopolskiej.

Oficyny kamienicy Szudów

Wawrzyn Szuda działał w Inowrocławiu na niwie gospodarczej i społecznej zasiadając między innymi w Komitecie Wyborczym na miasto Inowrocław, był również członkiem miejscowego Bractwa Kurkowego. Szczególnie ożywionym dla niego pod względem gospodarczym był rok 1895. Wówczas to pobudował min. linię kolejową z Kopalni Wapna w Krotoszynie pod Barcinem należącej do żydowskiego potentata gospodarczego Levy’ego, którą dostarczano wapno do brzegu Noteci, skąd dystrybuowane było barkami rzecznymi do odbiorców hurtowych. W tymże roku w wybudowanej przez siebie kamienicy - willi w Inowrocławiu przy ulicy Zygmunta (od 1919 roku ul. Solankowa) wynajmował lokale na cukiernię oraz kolonialkę z wyszynkiem i możliwością prowadzenia małej restauracji. Samą ulicę w celach zdrojowych pobudował w 1876 roku Zygmunt Wilkoński. Dała ona początek rozwojowi uzdrowiska w Inowrocławiu. Szuda posiadał również dom przy ulicy Mikołaja 30, w którym zamieszkiwał do 1894 roku. W 1899 roku sprzedał ów Dom ślusarzowi Elblowskiemu.  

Od 1895 roku zaczął wiązać się gospodarczo ze Strzelnem i powiatem strzeleńskim. Ówczesny bum budowlany sprawił, że wzrosło ogromne zapotrzebowanie na cegłę paloną. Do jej produkcji potrzebne były pokłady gliny, które znajdowały się po zachodniej stronie Strzelna, w obrębie wsi Bławatki. W tym celu Wawrzyn Szuda w 1895 roku kupił od Zabłockiego przylegające do Strzelna 270 mórg ziemi wraz z budynkami za 22 000 talarów. ze względu na 6-metrowe pokłady gliny. Tam też zobowiązał się postawić piec pierścieniowy do wypalania cegły. W 1897 roku został po raz pierwszy wymieniony, jako właściciel parowej cegielni i tartaku, które funkcjonowały w obrębie zakupionego folwarku (na późniejszym tzw. TRI). Tam prowadził również duży sad z matecznikiem zaszczepionych drzewek owocowych, których, jak podaje prasa miało być ok. miliona sadzonek. Również prowadził folwark na 270 morgach.

Spichrz, magazyn zbożowy wystawiony przez Szudę

Wielkość produkcji, zarówno w tartaku, jak i cegielni musiała być znaczna, a przy tym i niebezpieczna dla zatrudnionych tutaj robotników, których w szczytowych okresach prosperity zatrudniał w fabryce i na budowach około 200. W 1904 roku prasa rozpisywała się o wypadkach na tartaku i w cegielni Szudy, obwiniając o nieuwagę w bezpiecznym wykonywaniu prac samych robotników. Intratnym zleceniem od Powiatu Strzeleńskiego była budowa w 1905 roku drogi z Młynów do Łęgu, czyli przez Witkowo, Mirosławice, Sierakowo, Włostowo. Szuda do jej budowy potrzebował aż 100 kamieniarzy. Również w 1907 roku daje zatrudnienie 30 kamieniarzom, którzy mieli przygotowywać budulec drogowy.

Od 1906 roku Szuda był członkiem Rady Miejskiej w Strzelnie. W 1907 roku po strajku szkolnym w mieści został wybrany w miejsce usuniętych Polaków członkiem rady szkolnej przy Szkole Ludowej. Współtworzył „Rolnika” strzeleńskiego, będąc przez wiele lat przewodniczącym Rady Nadzorczej Spółki. Wystawił przy ul. Raj duży spichrz na zboża i artykuły do produkcji rolnej, a następnie dzierżawił go właśnie „Rolnikowi”. W 1910 roku był delegatem strzeleńskiego „Rolnika” na Sejmik Związku Spółek Gospodarczych i Zarobkowych w Poznaniu, podczas którego poruszył problem fałszywych weksli. Był członkiem Towarzystwa Rolniczego Inowrocławsko-Strzelińskiego oraz członkiem Towarzystwa Przemysłowców. Pełnił też funkcję wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej Banku Ludowego w Strzelnie. 

Od 1910 roku prowadził również warsztaty naprawy maszyn rolniczych, nazywane fabryką maszyn. W okresie kulturkampfu borykał się z ciągłym niemczeniem jego imienia i nazwiska. Urzędnicy zapisywali go, jako Lorenca Schudę. Znajdował się on również na liście najzamożniejszych strzelnian. W kwietniu 1911 roku Wawrzyn Szuda, właściciel parowej cegielni i tartaku w Strzelnie, otrzymał od cesarskiego urzędu patentowego w Berlinie znaczek ochronny na wynaleziony przez siebie przyrząd do osuszania gruntów, przede wszystkim tam, gdzie spad (nachylenie) przy drenowaniu jest niemożliwy, lub w górzystych okolicach. Szuda otrzymał również znaczek ochronny na przyrząd, ułatwiający wciąganie wózków z gliną pod górę, ażeby wózek natychmiast się zatrzymał, gdy zerwie się lina lub łańcuch.

Cegielnia Szudy - II poł. lat 90. XX w. wysadzanie komina...
  

Wawrzyn (Wawrzyniec) Szuda zmarł 5 lutego 1920 roku we własnym mieszkaniu w Strzelnie. Został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli przy ul Kolejowej. Syn jego Kazimierz Szuda był prawnikiem, początkowo aplikantem, a w 1924 roku asesorem sądowym w Poznaniu. W 1927 roku podczas obchodów 5-lecia powstania Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Strzelnie sędzia Kazimierz Szuda z Poznania został odznaczony Odznaką Zasługi. Nie mogąc zajmować się schedą po ojcu tartak i cegielnię sprzedał poznańskiemu Towarzystwu Robót Inżynierskich, popularnemu TRI, po którym po dzień dzisiejszy miejsce te nazywane jest przez strzelnian, po prostu TRI. Śladów po cegielni już niema, a teren po niej został rozdzielony na działki budowlane, na których powstanie osiedle domów jednorodzinnych. Do dzisiaj kamienica Szudy prezentuje się dość okazale i stanowi masę spadkową potomków Kazimierza Szudy.

I ostatnia informacja o potomkach Wawrzyńca Szudy. Otóż, dnia 23 kwietnia 1929 roku w kościele farnym w Strzelnie odbył się ślub dr. Adama Mikiewicza, profesora Gimnazjum z Grudziądza z p. Janiną Szudzianką [Szuda] ze Strzelna. Nowożeńcom udzielił ślubu w asyście czterech księży brat pana młodego. Od ołtarza przemówił ks. radca Czechowski oraz ks. celebrans. Solo ,,Ave Maria“ wykonała p. G. Stęczniewska przy towarzyszeniu organów p. Dębno-Krzyżanowskiej, solo na skrzypcach odegrał Bogdan Majewski.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga

 

wtorek, 7 września 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 153 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 5

Artykuły poświęcone strzeleńskiemu szpitalowi prezentowałem przy różnych okazjach już kilkakrotnie na blogu Strzelno moje miasto. Były to opowieści o dziejach szpitala, o ludziach w nim pracujących, o walkach o przetrwanie szpitala, o siostrach elżbietankach w nim pracujących i wielu innych, które przywoływały chwalebne dzieje tej instytucji. Po tak bogatej prezentacji postanowiłem więcej o historii szpitala już nie pisać. Krótko jedynie wspomnę o dniu dzisiejszym posesji, co tutaj jeszcze funkcjonuje i co pozostało z chwalebnej nazwy Szpital w Strzelnie. W drugiej zaś części przywołam sylwetkę zapomnianego lekarza dra Tadeusza Łyczyńskiego, który prowadząc praktykę lekarza rodzinnego, co prawda nie pracował w szpitalu, ale bardzo dużo dobrego zrobił dla mieszkańców Strzelna i okolicy.

Zatem, króciutko, pierwszy szpital zaczął funkcjonować w tym miejscu w 1894 roku i był to Szpital Powiatowy z nowoczesnym jak na owe czasy budynkiem i całą infrastrukturą szpitalną. Kolejny, bardzo nowoczesny budynek dobudowany został do części starego szpitala w latach 1929-1930. Po blisko 60 latach przystąpiono do rozbudowy kompleksu szpitalnego, której już nigdy nie zakończono. Dobudowano dwie części oraz jeden budynek wolnostojący. Co z tego? Powstały w 1998 roku Powiat do dziś obietnic zakończenia inwestycji nie zrealizował. Z końcem marca 2020 roku szpital strzeleński zakończy swój byt. Jego wnętrza zamienione miały zostać w ZOL - Zakład Opiekuńczo-Leczniczy, ale i ta obietnica poszła się pier… - no nie dokończę tego brzydkiego słowa.

W budynku, który z dnia na dzień ulega totalnej degradacji, działają jeszcze: stacja dializ, okrojone laboratorium, rentgen, gabinety lekarskie w ramach POZ-etu, a z tyłu, za szpitalem Przychodnia Lekarska i Pracownia Rehabilitacji. Uf! A tyle nam strzelnianom obiecano. Przypomnijcie sobie drodzy czytelnicy o próbach rzekomego przetargu na przebudowę gmachu głównego z przeznaczeniem na ZOL…

Kończę temat szpitala i opowieści w ramach Spacerku po Strzelnie o tej parceli. Być może, że przed najbliższymi wyborami jeszcze tu powrócę, a póki co poczytajcie stare opowieści, które znajdziecie pod linkami:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/o-szpitalu-na-zyczenie.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/09/res-sacra-miser-szpital-w-strzelnie.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/04/strzelenskie-pogotowie-ratunkowe-i.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/wojenny-personel-szpitala-strzelenskiego.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/spacerkiem-po-strzelnie-cz-128-ulica.html

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/03/spacerkiem-po-strzelnie-cz-129-ulica.html  

 

Dr Tadeusz Łyczyński

W kwietniu tego roku strzelnianin Maciej Dobrzyński przesłał mi fragment książki - wspomnień córki dra Łyczyńskiego, w których zostały w sposób syntetyczny opisane losy wojenne strzeleńskiego lekarza. Po przeczytaniu ich poczułem impuls, który sprawił, iż poprzez kwerendy zgłębiłem tę postać. Ostatnio spotkałem strzelniankę Irenę Gaszak, emerytowaną główną księgową SP ZOZ w Mogilnie. Pani Irena przypomniała mi lekarza o wielkim sercu, często wspominanego w kręgach jej znajomych, zaznaczając, iż była to postać zasługująca na pamięć i wzór do naśladowania przez współczesnych… Realizując jej prośbę zapraszam czytelników bloga do poznania sylwetki dra Tadeusza Łyczyńskiego. 

Dr Tadeusz Łyczyński z żoną i córkami

Urodził się 17 września 1901 roku w Grodzisku Wielkopolskim jako syn kupca Wincentego Piotra i Kazimiery z domu Gąsowska. Tadeusz miał o cztery lata młodszą siostrę Marię. Później rodzina zamieszkała w Poznaniu, a następnie w Gnieźnie i tutaj Tadeusz uczęszczał do Gimnazjum. Jeszcze jako jego uczeń włączył się w nurt niepodległościowy i wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim. Już jako mieszkaniec Strzelna był członkiem Koła Związku Weteranów Powstań Narodowych Rzeczypospolitej Polskiej 1914-1919. Do Koła w Strzelnie wstąpił 19 października 1934 roku, podając stopień wojskowy - starszy szeregowy.

Po zdaniu matury studiował na Wydziale Lekarski Uniwersytetu Poznańskiego. W roku akademickim 1927-1928 uzyskał tytuł doktora wszech nauk lekarskich. Po studiach zamieszkał w Gnieźnie i tam odbył staż lekarski. Po roku w sierpniu 1929 przeniósł się na praktykę lekarza rodzinnego do Strzelna. Przejął ją po dr. Czesławie Bydałku, który z kolei przeniósł się do Inowrocławia. Dr. Łyczyński zamieszkał przy Rynku 8, gdzie miał również swój gabinet lekarski. Żonaty był z Jadwigą Pelagią - noszącą to samo nazwisko panieńskie - Łyczyńską, ur. 22 marca 1903 roku w Spandau - Berlin, a która mieszkała na Górczynie. Młodzi spotkali się w operze poznańskiej, zakochali się w sobie i 14 września 1929 roku w Poznaniu zawarli związek małżeński. Małżonkowie mieli trzy córki: Marię Danutę, Marię Urszulę i Hannę Annę. Jadwiga w niewielkiej odległości od Strzelna w Marszewie pod Wilczynem miała brata Mieczysława, który po ożenieniu się z córką ziemian Władysława i Stanisławy Tylmanów, Benedyktą Wiktorią Tylman, zamieszkał we dworze marszewskim.

Częstokroć dr Łyczyński był wymieniany na łamach regionalnej prasy jako osoba niosąca pomoc medyczną ofiarom wypadków i to w granicach obu gmin i miasta. Jedno z nich opisała „Gazeta Bydgoska“, której korespondent strzeleński donosił, iż:

23 września 1929 r. po południu o godz. 1,30 wydarzył się w ul. Inowrocławskiej nieszczęśliwy wypadek samochodowy. Mianowicie, samochód pochodzący z Torunia najechał na 8-letnią Barbarę Kowalską, córkę wdowy Marii K. zamieszkałej w ul. Św. Andrzeja. Nieszczęśliwa doznała złamania prawej ręki oraz szeregu okaleczeń na nodze oraz lewym policzku. Pierwszej pomocy nieszczęśliwej udzielił p. dr Łyczyński z ul. Inowrocławskiej poczym dziewczynkę odwieziono do szpitala. Na miejscu wypadku spisany został przez post. Pol. Państwowej protokół. Rodzicom podajemy to dla przestrogi, aby dzieci na ruchliwsze ulice samych nie puszczały.

W wymiarze politycznym dr Łyczyński sympatyzował z Bezpartyjnym Blokiem Współpracy z Rządem Józefa Piłsudskiego. Pod 1930 rokiem znajdujemy go jako przewodniczącego Narodowego Komitetu Wyborczego Powiatu Strzeleńskiego. Jego działalność na niwie społecznej postrzegana była bardzo pozytywnie. Niektóre kręgi narodowościowe zarzucały mu, iż był jako lekarz Kasy Chorych jest „usłużnym lekarzem“ dla miejscowych Niemców, co raczej należałoby uznać za pozytywne zjawisko niesienia pomocy wszystkim bez wyjątku na poglądy, narodowość, czy status społeczny. W 1934 roku jeden z korespondentów tak oto o nim napisano: - W Strzelnie wykonuje swą praktykę i gra rolę wielkiego działacza oraz społecznika lekarz dr Łyczyński. Pan ten dał się ostatnio poznać społeczeństwu kujawskiemu z innej strony. Stwierdzono mianowicie, że dla przypodobania się Niemcom, zaczął dr Łyczyński pisać recepty w języku niemieckim, jak np. …, auf Rechnung der Herrschaft Markiwitz-Strzelno, Markt - ze względu na regułę Markiwitza. Dr Łyczyński, chociaż jest „zasłużonym“ działaczem B.B., został podobno przez starostę ukarany grzywną.

Jak było naprawdę chyba nie sposób już dzisiaj ustalić, a ów paszkwil prasowy wypłyną z kręgów przeciwnym jakiejkolwiek polityce ugodowej z innymi nacjami narodowościowymi. Niemniej jednak wśród mieszkańców Strzelna dr Łyczyński cieszył się bardzo dobrą opinią. Z opowiadań najstarszych mieszkańców wiem, że był to lekarz bardzo oddany i wierny raz złożonej przysiędze Hipokratesa. Jeździł wszędzie tam gdzie został zawezwany o każdej porze dnia i nocy.

W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany i wziął udział w wojnie obronnej. W tym czasie żona wraz z dziećmi schroniła się u swojego brata Mieczysława w majętności Marszewo pod Wilczynem. W wyniku działań wojennych dr Łyczyński dostał się do niewoli sowieckiej, z której udało się mu uciec. Pieszo powrócił do Strzelna i tutaj ponownie spotkał się z żoną i córkami.

Jak wspominała jedna z córek dra Łyczyńskiego: - …byliśmy czterokrotnie na rampie. Ostatni raz zabrali nas z rampy córka pastora (p. Marqvart) oraz zaprzyjaźniona rodzina miejscowych Niemców (E. Moravietz). Wywóz na rampę poprzedzał stukot policji i nasze wyczekiwanie w oknach, czy idą po nas. Opuszczone mieszkanie zajął w nagrodę aktywny członek NSDAP.                                           

Dr Łyczyński marł po tym, jak gestapo przyszło do gabinetu lekarskiego, zawiadamiając go o nakazie zesłania do obozu koncentracyjnego za wydanie zwolnienia lekarskiego osobie pracującej przy rowach przeciwczołgowych. Zasłabł po ich wyjściu, ale w następnych godzinach otrzymał prośbę położnej o przyjazd do rodzącego się dziecka (pośladkowo, cesarskie cięcie było konieczne). Był to trudny poród ponieważ położna nie mogła sobie z nim poradzić, by odwrócić dziecko w łonie matki. Mimo próśb żony, by został, dr Łyczyński wierny złożonej przysiędze - jedzie, ratuje, w nocy 24 lutego 1944 roku umiera.

W dniu pogrzebu w oczekiwaniu na uroczystości pogrzebowe na Rynku w Strzelnie gromadzi się tłum ludzi. Zabroniono rodzinie ceremonii, zabrano trumnę, zezwalając iść za nią do bram nowego cmentarza, za torami, za miastem. Tam też został pochowany i do dzisiaj znajduje się grób oddanego strzeleńskim pacjentom lekarza o wielkim sercu. W krótkim też czasie gabinet po śp. dr. Łyczyńskim przejął lekarz przybył z Ukrainy. Nie znał on języka niemieckiego, dlatego zatrudnił żonę po zmarłym lekarzu… 

 

niedziela, 5 września 2021

Zmarła Mogilnianka Teresa Kujawa (1950-2021)

W niedzielę rano Ziemię Mogileńską obiegła smutna wiadomość o śmierci Teresy Kujawy, działacza społeczno-kulturalnego, prezesa Mogileńskiego Towarzystwa Kultury, kobiety o Wielkim Sercu, znakomitego pedagoga, harcerki z odznaką Przyjaciela Dzieci, samorządowca. Przez lata współpracowała z Towarzystwem Miłośników Miasta Strzelna. Zmarła pozostawiła po sobie wiele trwałych śladów - śladów, które zapoczątkowali Jej znakomici przodkowie z linii ziemiańskiej Różańskich, dziedziców Padniewa z przyległościami. Po wielokroć rozmawialiśmy o pięknie zapisanych kartach historii Mogilna i okolicy, historii którą wykuwali mieszkańcy miasta i okolicy. Umiłowanie naszej rodzinnej ziemi i wspólne zainteresowania sprawiły że podjęliśmy się wielu dzieł, których owocem było właściwe promowanie naszej małej ojczyzny. Śp. Teresa Kujawa w 2011 roku podjęła się korekty książki mojego autorstwa Z dziejów Bielic oraz rodów Jaczyńskich i Bielickich, a w 2017 roku w zespole redakcyjnym napisaliśmy książkę Nasze korzenie. W 100-lecieSkautingu i Harcerstwa na Ziemi Mogileńskiej. Wspólnie pracowaliśmy w zespole redakcyjnym miesięcznika Rady Miejskiej w Mogilnie - „Rozmaitości Mogileńskie“.  

To niepowetowana strata dla wszystkich mogilnian i wielu kręgów kulturalnych regionu. Jej aktywność na niwie stowarzyszeń kulturalnych miasta i gminy Mogilno porywała do pracy innych. Od 2000 roku do śmierci była prezesem MTK, inicjując w tym czasie wiele wystaw, wydawnictw, tomików wierszy, druków okolicznościowych, a ostatnio współpracując z Przemysławem Majcherkiewiczem współpracowała w wydaniu napisanego przez niego przewodnika Mogilno moje miasto. Propagowała i promowała lokalnych poetów, pisarzy i artystów. Przez blisko 8 lat piastowała funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Rozmaitości Mogileńskie“. We współpracy ze Stanisławem Kaszyńskim współorganizowała w regionie sesje dziennikarskie redaktorów prasy lokalnej oraz uczestniczyła w wielu sesjach organizowanych w kraju. Przy tej okazji wzorowo promowała cały nasz region.

Śp. Teresa Kujawa była wnioskodawczynią wyróżnienia mnie tytułem Zasłużony dla Gminy Mogilno, którego wręczenie nastąpiło 17 maja 2018 roku.

Od 2002 roku działa w Towarzystwie Przyjaciół Muzeum Ziemi Mogileńskiej, będąc członkiem zarządu towarzystwa. W tej działalności szczególnie aktywnie zapisała się przy współorganizowaniu cyklicznych programów, które na stałe wpisały się w kalendarz kulturalny Mogilna i Chabska, są nimi: Chlebem i miodem, Gwiazdkowe Pierniki, Zaduszki poetycko-muzyczne. Przez wiele lat do 2007 roku społecznie prowadziła drużyny zuchowe zrzeszające dzieci mogileńskich szkół i przedszkoli. Szczególnie rozpoznawalną była obok pracy nauczycielskiej jako znakomita działaczka samorządowa, długoletnia, bo od 1998 roku radna Rady Miejskiej w Mogilnie, przewodnicząca rady w latach 2010-2018 oraz radna Rady Powiatu Mogileńskiego w latach 2002-2006. 

Teresa Kujawa urodziła się 13 maja 1950 roku w Mogilnie. Służbę nauczycielską rozpoczęła na terenie gminy Strzelno w Szkole Podstawowej w Bronisławiu, następnie w Twierdziniu, a od 1972 roku w Szkole Podstawowej nr 1 w Mogilnie. W tej ostatniej od 1 września 1991 roku piastowała funkcję wicedyrektora. W międzyczasie, w 1979 roku ukończyła studia magisterskie na Wydziale Filologicznym Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 2006-2011 pracowała jako nauczyciel wiedzy o kulturze i języka polskiego w Zespole Szkół w Mogilnie. Była bardzo lubianą i bardzo twardą osobą, co sprawiło, iż stała się bardzo popularną wśród mieszkańców regionu. Nie poddawała się przeciwnościom losu, potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji. O jej oddaniu dla społeczeństwa świadczy to, że z samorządem terytorialnym związana była aż do śmierci. W 2019 roku otrzymała tytuł Zasłużonej dla Gminy Mogilno.

Najbliższym śp. Teresy Kujawy składam serdeczne wyrazy współczucia…

Marian Przybylski

 

wtorek, 31 sierpnia 2021

Z czekoladą w tytule

Pyszna czekolada w wielu wersjach smakowych, chałwy, lizaki, orientalne słodkości niczym z serialu Wspaniałe Stulecie, ciasta, a nawet owocowe szaszłyki w czekoladzie! Takich słodkości - wliczając w to również smaki gorzkości - mogliśmy skosztować podczas pierwszej edycji Festiwalu Czekolady w Strzelnie. Impreza trwała od 27 do 29 sierpnia i zgromadziła w Norbertańskim Mieście spore tłumy fanów słodkości: mieszkańców miasta i gminy oraz gości i turystów. Odkładany, przekładany przez brutalnie atakującą nas i wszędobylską pandemię wreszcie wypalił - Festiwal Czekolady. 

Ten Wielki weekend był wymarzonym dniem na zorganizowanie festiwalu. Pogoda - przeróżnie prognozowana - dopisała, było ciepło, słońce nie tylko świeciło ale i chowało się za chmurkami, dając wszystkim chwilowego wytchnienia. Odwiedziła nas również nieszkodliwa acz widoczna trąba powietrzna, ciągnąc za sobą gościa festiwalu godzinny deszcz tańczący z gradem. Na tyle był on przelotny, że strzeleński Rynek przed i po wizycie atmosferycznych zjawisk był ciągle oblegany. Mnóstwo osób postanowiło aktywnie spędzić ten ostatni wakacyjny weekend na rozgrzanym muzyką i słońcem Rynku, mimo, że w niedzielę słoneczko zniknęło to i też było fajnie.

Na Rynku królowało obok czekolady wiele innych atrakcji. Było stoisko ZAZ-u z pyszną kawą i pierogami, które w kolejne dni podmieniły panie z Kół Gospodyń Wiejskich. W moje oko wpadła ręcznie robiona czekolada z owocami i przyprawami od Manufaktury u Dziwisza. Na większy głód gości czekał food trucki serwujący burgery, frytki i inne pychoty, a pragnienie można było zaspokoić napojami z regionalnych browarów. Można było także kupić wino pochodzące z małopolskiej winnicy Piwnice Antoniego. Na Rynku pojawił się także szeroki wybór przeróżnych drobiazgów, balonów czy zabawek dla dzieci.

W piątek odwiedził mnie mój kolega Paweł z Torunia z którym - pod nieobecność mojej Perełeczki, przebywającej u wnusia w Bydgoszczy - na Rynku spędziłem całe popołudnie. Było niezwykle sympatycznie, wielu mieszkańców podchodziło do mnie by uścisnąć dłoń regionalisty i podziękować za bloga, za album i za inną robotę dla środowiska… Niezwykle miłym było spotkanie z młodym małżeństwem i ich synkiem, którzy na wakacje zjechali z zagranicy i załapali się na pierwszy dzień festiwalu, gdyż następnego dnia już wracali…

W trakcie Festiwalu na Rynku trwała akcja szczepień przeciwko COVID-19. Można było zaszczepić się w mobilnym punkcie szczepień. Poza tym, że było słodko, miło i przyjemnie, to również było widowiskowo i estradowo. Z Pawłem wysłuchaliśmy koncertu zespołu Dixie Team spotkaliśmy się z burmistrzem Dariuszem Chudzińskim, jego małżonką i gośćmi z Mogilna, państwem Walczak. Z przyczyn wynikających z moich dolegliwości niestety musiałem się ewakuować i kolejny show niezwykle widowiskowy Teatr Ognia - FireShow GATSBY SHOW w wykonaniu grupy Flow Visual Shows obejrzałem już za pośrednictwem transmisji…

 

W sobotę udało mi się na godzinkę zawitać na Rynek. Doskonałym pomysłem była sobotnia Strefa Słodkich Warsztatów ze słodkimi zwierzakami z masy cukrowej i kolorowymi pierniczkami, Wielka Gra Planszowa, którą poprowadziła Barbara Narbut i wiele innych atrakcji. Niestety, ale już bez mojego bezpośredniego udziału - za to podglądanego w mediach - wystąpił zespoły śpiewacze Kujawianki i Strzelnianki, zespół Feel Harmony oraz miał miejsce szczególnie miły dla ucha, oczu i ducha koncert wokalistek z Domu Kultury w Strzelnie, które od ok. 30-lat przygotowuje Grażyna Adamska… Obejrzałem również porywający pokaz tańca w wykonaniu Rockin' Style Crew i show taneczny przeprowadzony przez członków zespołu z dziećmi - ta forma obcowania szczególnie spodobała się naszym milusińskim. Niestety nie załapałem się na CZOKOKINO, czyli na seans plenerowy filmu „Przepis na Miłość”… W nawale ofert gdzieś umknęło mi Rowerowe show Jonasza Pakulskiego - ponoć był to fantastyczny pokaz…

Niedziele opiszę przy okazji fotorelacji z dożynek i już na zakończenie, nietypowo, bo powinienem wcześniej o tym wspomnieć, że odbyło się uroczyste otwarcie Festiwalu, którego to show obejrzałem przez fejsa. Dokonali go: burmistrz Dariusz Chudziński, przewodnicząca sejmiku Elżbieta Piniewska oraz starosta Bartosz Nowacki w asyście przewodniczącego Piotra Dubickiego, radnych i dyrektora Pawła Gębali. Po tej ceremonii miłym akcentem było spotkanie się uczestników Środowiskowego Domu Samopomocy i działającego przy nim poety Wojciecha Czubachowskiego z przewodniczącą sejmiku Elżbietą Piniewską. Przy tej okazji poeta wręczył gościowi tomik poezji Miłość i Ja, inaugurując promocję wydawnictwa. 

Finalizując opis moich bardzo pozytywnych odczuć z pierwszej edycji Festiwalu Czekolady w Strzelnie dziękuję organizatorom: burmistrzowi Dariuszowi Chudzińskiemu, dyrektorowi Pawłowi Gębali i całej załodze Domu Kultury oraz wszystkim służbom za profesjonalne działania promujące miasto i gminę - dziękuję, Strzelno to wielka rzecz!

Foto.: Heliofor Ruciński


środa, 25 sierpnia 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 152 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 4

W poniedziałek w gronie członków Zarządu TMMS spotkaliśmy się w Urzędzie Miejskim z burmistrzem Dariuszem Chudzińskim. Każdorazowo takie spotkania są bardzo twórcze i to zarówno po stronie władzy jak i społecznej. Dowiedzieliśmy się wiele o planach rozwojowych miasta i gminy, funkcjonowaniu instytucji i urzędu, a przy okazji rodzących się nowych pomysłach, które korzystnie wpłyną na obraz codzienny życia naszego społeczeństwa. Nie wszyscy wiedzą, że przywracana jest piękna historia naszego miasta. Czynione to jest m.in. poprzez upamiętnianie osób, które dla niego zasłużyły się na przestrzeni ostatnich 150 lat. W urzędzie powstaje Galeria Portretów Honorowych Obywateli. Zawisł na sali sesyjnej jako pierwszy portret dra Jakuba Cieślewicza, kolejno przybywały podobizny postaci: Haliny Gorlachowej, prof. Andrzeja Stelmachowskiego, bpa Jana Czerniaka, lek. med. Ryszarda Cyby. Obecnie nasz strzeleński artysta malarz Jan Suliński pracuje nad kolejnymi płótnami. W planie burmistrza Chudzińskiego znajduje się również Minigaleria Portretów, wykonanych piórkiem włodarzy naszego grodu, którzy zarządzali miastem od 1919 roku.   

Spotkanie stało się okazją do przypomnienia sylwetek kilku honorowych obywateli, m.in. żyjącego i mieszkającego w Inowrocławiu sędziwego Aleksandra Pruszkowskiego oraz dra Bogdana Królewskiego. Przy okazji kolejnego Spacerku po Strzelnie i omawiania posesji związanej z Pruszkowskim przypomnę czytelnikowi jego sylwetkę, a o którym pisałem w po raz pierwszy w 2012 roku.

Okres peerelu na terenie Strzelna i okolicy, tak po prawdzie jest mało znanym, choć wielu z nas w całości lub w części go przeżyło. Gdzieś w naszej pamięci zatarły się daty, postaci z ówczesnych świeczników i ważne w rozwoju miasta wydarzenia. Kiedy próbujemy dotrzeć do informacji z tego okresu, okazuje się, że nie ma ich zbyt dużo, a przecież był to okres historycznie ciekawy i burzliwy. Chcąc bazować na dotychczasowych opracowaniach, okazuje się, że pełne są one luk i nie wyczerpują interesujących nas tematów. Wiele tajemnic skrywa okres peerelu, tajemnic, które mimo poszukiwań w wielu przypadkach nie zostały odkryte, czy upublicznione.

Tak dla przykładu było z nieznanym honorowym obywatelstwem miasta Strzelna. Myśleliśmy wszyscy, że między rokiem 1930, a 1982, czyli między honorowymi obywatelami: Jakubem Cieślewiczem a Bogdanem Królewskim, nikomu nie nadano tego zaszczytnego tytułu. Otóż błąd. Pod koniec 2011 roku nasza wiedza poszerzyła się o całkowicie zapomnianego honorowego obywatela. Jest nim pan Aleksander Pruszkowski. Kim była ta postać i jaką rolę odegrała w dziejach Strzelna, udało się ustalić, zatem pozwolę sobie tę osobę przybliżyć. Dodam, że aktem stanowiącym o tym zaszczytnym tytule była uchwała Miejskiej Rady Narodowej w Strzelnie z 12 czerwca 1969 r. podpisana przez przewodniczącego Henryka Wrzesińskiego i przewodniczącego Sesji MRN Tadeusza Witczaka. Obydwu panów znałem osobiście i przeprowadziłem z nimi liczne rozmowy, jednakże nigdy nie wspomnieli o panu Pruszkowskim. 

Otóż ów pan po 42 latach odezwał się, przy okazji odwiedzenia naszego miasta. Wizyta ta miała miejsce 22 listopada 2011 r. i przybyły gość odkrył przed władzami swoje karty. Przedstawiając się, jako honorowy obywatel, wręczył przewodniczącemu RM swoją autobiograficzną książkę, w której znajduje się m.in. kopia rzeczonej uchwały z 12 czerwca 1969 r. Nie znając uzasadnienia do tegoż aktu trudno dziś gdybać, za co ówczesne władze wyróżniły pana Pruszkowskiego? Z nim samym nie udało mi się porozmawiać, gdyż o wizycie dowiedziałem się już po wyjeździe gościa.

Ale nic to, ówczesny przewodniczący Rady Miejskiej pan Piotr Pieszak pożyczył mi autobiograficzną książkę Aleksandra Pruszkowskiego Sybirak – Honorowy Obywatel Miasta Jawor, która wyjawiła mi okoliczności przyznania zaszczytnego strzeleńskiego tytułu. Książka liczy sobie 144 strony i niewiele zawiera informacji o Strzelnie. Ot, wiele danych z życia peerelowskiego dyrektora, przypominających słynny serial Dyrektorzy. Niewielki wątek strzeleński w biografii dyrektora Pruszkowskiego zawarty został w rozdziale poświęconym Inowrocławiowi. Tam pan Aleksander Pruszkowski w latach  1967-1970 był dyrektorem Inowrocławskiej Fabryki Sprzętu Rolniczego „Inofama”. Oto, co pan dyrektor napisał o Strzelnie:

(...) Przychodząc do Inofamy plan roczny wynosił 220 mln zł, a kiedy za 3 lata odchodziłem plan wynosił 1 200 mln zł. Ponieważ Fabryka odczuwała braki w zatrudnieniu postanowiłem otworzyć filię Fabryki. Znalazłem pomieszczenia po POM-ie w Strzelnie oddalonym o 20 km od Inowrocławia w kierunku Poznania. Po wyremontowaniu głównej hali załatwiłem przydział na kilkanaście obrabiarek do metali, a mianowicie tokarki, frezarki i wiertarki. Po zakupieniu tych maszyn i zamontowaniu uruchomiliśmy tam produkcję tak potrzebnych części zamiennych. Następnie rozbudowałem inne obiekty, w których uruchomiliśmy produkcję filtrów powietrza i tłumików do ciągników produkowanych w Ursusie. Linie produkcyjne filtrów i tłumików przeniosłem z fabryki w Inowrocławiu.

Po uruchomieniu produkcji w Strzelnie w pomieszczeniach po POM-ie uznałem, że trzeba zastanowić się nad budową zakładu w Strzelnie, w nowym miejscu. Rozpocząłem badania miejsca na lokalizację tego zakładu. Pragnę zaznaczyć, że po uruchomieniu produkcji w Strzelnie władze tego miasta nadały mi tytuł „Honorowego Obywatela Miasta Strzelna”. Do nadania tego tytułu przyczynił się przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej p. Henryk Wrzesiński. Z panem tym zaprzyjaźniłem się i często spotykałem się z nim i jego rodziną aż do jego przedwczesnej śmierci. (...) 

Dalej, autor opisuje wypadek jaki miał miejsce w jesieni 1969 r. pod Strzelnem, kiedy znajdował się w drodze do Mogilna, a udawał się tam na spotkanie z sekretarzem KP PZPR. Samochód służbowy marki „Warszawa”, którym podróżował wpadł w poślizg i czołowo zderzył się z ciężarówką. Dyrektor wypadł z samochodu, zaś kierowca doznał licznych złamań. W wątku strzeleńskim znajdujemy jeszcze kilka opisów ze spotkań ze strzeleńskim przewodniczącym PMRN Henrykiem Wrzesińskim, które były spotkaniami towarzyskimi, ale podczas których załatwiano wiele spraw tyczących pracy obojga. Po 1970 r. kontakt Aleksandra Pruszkowskiego ze Strzelnem urwał się. W niedługim też czasie, z początkiem 1971 r. Henryk Wrzesiński został odwołany z funkcji przewodniczącego i został przeniesiony z dniem  1 marca 1971 r. do pracy w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie, gdzie objął stanowisko kierownika wydziału handlu przemysłu i usług.

 

Aleksander Pruszkowski urodził się 20 kwietnia 1930 r. w Żochowie powiat łomżyński. Rodzicami jego byli Franciszek i Stefania z domu Nagórka. Do szkoły powszechnej uczęszczał we wsi Radwany w gminie Szumowo. Po wybuchu II wojny światowej jego wieś rodzinna znalazła się pod okupacją sowiecką. 20 czerwca 1941 r. z mamą i bratem Mieczysławem oraz wujem Mieczysławem Nagórka zostali wywiezieni na Syberię. Ojciec w tym czasie przebywał w niemieckiej strefie okupacyjnej. Osadzeni zostali w Ałtajskim Kraju. Tam uczęszczał do 10-letniej szkoły we wsi - stacji Pośpiecha. W kwietniu 1946 r. Aleksander wraz z rodziną powrócili z zesłania do kraju. 

W 1948 r. ukończył gimnazjum w Zambrowie, a w 1951 r. Liceum Komunikacyjne w Olsztynie. Rozpoczął studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach na Wydziale Mechanicznym. W 1956 r. ukończył je, otrzymując tytuł magistra inżyniera mechaniki. Podczas studiów aktywnie uczestniczył w społecznym życiu studenckim. Był członkiem AZS-u i ZMP, w którym pełnił funkcję przewodniczącego zarządu wydziałowego. Podczas studiów został kandydatem, a następnie członkiem PZPR.

W lipcu 1956 r. rozpoczął pracę w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Zaczął od starszego konstruktora, następnie pełnił funkcję kierownika wykonawstwa SOWI, później był zastępcą głównego mechanika i energetyka. Kolejne stanowiska jakie piastował w FSC to: główny mechanik Zakładu Kuźni oraz kierownik Zespołu Wydziałów Montażowych „B”, produkujących  wojskowy transporter bojowy „SKOT”.

 

W kwietniu 1967 r. został powołany na stanowisko dyrektora w Inowrocławskiej Fabryce Sprzętu rolniczego „Inofama” w Inowrocławiu. Tutaj też zaczęła się jego przygoda ze Strzelnem i Przyjezierzem. W czerwcu 1969 r. Miejska Rada Narodowa w Strzelnie nadała Aleksandrowi Pruszkowskiemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Strzelna. Już w 1968 r. za jego rządów Inofama wystawiło stołówkę o nowoczesnej architekturze, zaś w 1970 r z wiosną urządzono plażę, wraz z oświetlanym stylowymi lampami molem. 

W 1971 r. rozpoczął pracę rozpoczął pracę na stanowisku głównego specjalisty ds. uruchomienia produkcji kombajnów zbożowych „Bizon”. Zaś w roku następnym pracował na stanowisku głównego mechanika w Dolnośląskim „Dolzametrze” w Nowej Soli. 1 stycznia został powołany na stanowisko dyrektora Zakładów Kuzienniczych Przemysłu Maszyn Rolniczych w budowie w Jaworze. Po połączeniu zakładu z Fabryką Maszyn Rolniczych nadal pełnił funkcję dyrektora naczelnego. Od 1982 r. był dyrektorem Zjednoczenia „Agromet” w Warszawie. Aleksander Pruszkowski został odznaczony m. in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Sztandarem Pracy II klasy. Od 2000 r. jest Honorowym Obywatelem Miasta Jawora.

Aleksander Pruszkowski napisał i wydał kilka książek, m.in.:
Wspomnienia Sybirak - Honorowy Obywatel Miasta Jawora, powieść z czasu powstania styczniowego 1863 Władek i Janinka oraz opowieści: Czy mogło tak być, To działo się na zachodnich rubieżach Polski, Na koniec świata oraz Wojacy z ziemi łomżyńskiej w służbie Rzeczypospolitej.