środa, 14 lipca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 149 Ulica Powstania Wielkopolskiego cz. 1

Dzisiaj rozpoczynamy spacerek po ulicy Powstania Wielkopolskiego. Po raz pierwszy o tej ulicy pisałem przed dziewięciu laty. Było to 20 lutego 2012 roku, wówczas zamieściłem na starym nieistniejącym już blogu pierwszy wpis. Dzisiaj wracam do spacerku, dużo się zmieniło, zatem czas na uzupełnienia.

Jeszcze w początkach XVIII w. nazywana był Drogą ku Młynom i funkcjonowała jako obszar ogrodów miejskich i szpitalnych już w średniowieczu. Na jej skrzyżowaniu z ul. Świętego Ducha przylegał do niej teren gotyckiego kościółka pod wezwaniem św. Ducha wraz z cmentarzem, zaś cały obszar pomiędzy Drogą ku Młynom a ul. Cegiełka stanowiły jeszcze w XVIII i początkach XIX w. glinianki – miejsca pocegielniane. To właśnie ten teren został przekazany mieszczanom strzeleńskim przez prepozyta Józefa Łuczyckiego po wielkim pożarze miasta w 1762 roku, na kopalnię gliny i cegielnię. Po rozebraniu po 1815 roku gotyckiego kościółka i zlikwidowaniu cmentarza grzebalnego rozpoczął się powolny rozwój tej części miasta, która przybrała nazwę ulicy Młyńskiej. Początkowo znajdowało się tutaj kilkanaście luźnych drewnianych siedlisk i zaledwie cztery domostwa murowane. 

Rok 1945, wlot w ulicę Powstania Wielkopolskiego, na budynku siedziby byłej Kasy Chorych widoczne jest stanowisko przeciwlotnicze zbudowane przez Niemców

Po 1873 roku zmieniono polską nazwę ulicy na niemiecką i brzmiała ona Mühlenstrasse. Rozwój ulicy, podobnie jak całego miasta nastąpił z chwilą utworzenia powiatu strzeleńskiego, który został powołany do życia w 1886 roku. Numery poszczególnych posesji z początków XX w. zdają się świadczyć o postępującej na przełomie stuleci rozbudowie i zagęszczaniu nowymi posesjami ciągu ulicy, szczególnie jej południowej pierzei. Jej zabudowa miała charakter mieszany. Tutaj znajdowały się zakłady przemysłowe, jak: trzy tartaki i dwa zakłady budowlane, duży młyn parowy, dwie stolarnie, zakład ślusarski specjalizujący się w produkcji narzędzi rolniczych i bryczek konnych, hurtownia materiałów budowlanych, niewielka wytwórnia prefabrykatów betonowych, a także trzy firmy zajmujące się obrotem bydłem i końmi. Nadto przy ulicy tej znajdował się szpital powiatowy, pastorówka, kilka kamienic czynszowych oraz jeden dom miejski. Tutaj mieściła się też biblioteka Towarzystwa Czytelni Ludowych.

Ulica dwukrotnie stała się sceną walk wyzwoleńczych, w 1919 i 1945 roku. Pierwsze wydarzenie miało miejsce 2 stycznia 1919 roku. Na wysokości skrzyżowania z ulicą Szeroką (obecnie Gimnazjalną), przy budynku Vereinhausu (obecnie Dom Kultury), w którym mieściła się kwatera główna Grenzschutzu, żołnierze ustawili gniazdo z karabinem maszynowym. Raził on w trzech kierunkach – wschodnim, zachodnim i północnym. Podchodzące od strony zachodniej z kierunku Mogilna oddziały powstańcze po dowództwem Mieczysława Słabęckiego zostały z tegoż gniazda ostrzelane. W wyniku walk, na wysokości szpitala zginęło dwóch powstańców – Stanisław Pacholski i Czesław Plewiński, obaj z oddziału gnieźnieńskiego. Bohaterska postawa strzelnian Wacława Wieczorkiewicz i Józefa Hanasza dała kres walkom. Przebiegli oni po dachu kręgielni i dostawszy się w pobliże gniazda, rzucili granat ręczny na załogę niemiecką obsługującą karabin maszynowy. W ten sposób uciszyli rażący pociskami karabin, co umożliwiło powstańcom nacierającym od strony dworca dojście do budynku Vereinhausu, w którym mieściła się kwatera główna całego Grenzschutzu. Znajdujący się tam Niemcy złożyli broń, zaś reszta żołnierzy rozpierzchła się po okolicy, chowając się w domach kolonistów przy szosie młyńskiej (Wybudowanie Strzeleńskie). Walka zakończyła się po kilku godzinach pełnym zwycięstwem. Gdy siły główne por. Pawła Cymsa dotarły do Strzelna, miasto znajdowało się w rękach polskich. 

Drugie wydarzenie rozegrało się 21 stycznia 1945 roku. Wówczas to, oddziały Armii Czerwonej weszły do Strzelna od wschodu, z kierunku Konina i zostały zatrzymane przez ostrzeliwujących ich Niemców. Zajęli oni pozycje w budynku szpitala i byli to żołnierze Volksturmu. W walkach o miasto, pod szpitalem poległo kilku żołnierzy sowieckich. Ale też i trupy Niemców gęsto ścieliły się pod szpitalem, w jego wnętrzu i wzdłuż ulicy Kolejowej. Naoczni świadkowie tych wydarzeń, relacjonując je mówili o trupach Niemców, które leżały przez kilka dni w zaspach śniegu pod szpitalem i wzdłuż płotów cmentarnych przy ul. Kolejowej. Poległych Rosjan pochowano na nowym cmentarzu, zaś Niemców w zbiorowej mogile na cmentarzu ewangelickim.

Przechodząc do opisu ulicy Powstania Wielkopolskiego zacznę od wydarzeń związanych z wyżej cytowanymi datami, których źródłem jest relacja dwojga strzelnian – Alojzego Kluczykowskiego rocznik 1930 i Franciszka Krzewiny rocznik 1910. Z panem Alojzym rozmawiałem w 2007 r., zaś z panem Franciszkiem wcześniej, bo w 1995 r. Oboje okupację hitlerowską spędzili w Strzelnie i jako nieliczni posiadali wiedzę o obozie jenieckim i pędzonych przez Strzelno w styczniu 1945 r. jeńcach węgierskich.

Pierwszy budynek, jaki mijamy wchodząc w ulicę Powstania Wielkopolskiego, jest częścią większej budowli dawnego „Hotelu Park Miejski” Wiktora Piątkowskiego, od lat siedemdziesiątych znanego, jako Hotel Przedsiębiorstwa „Brda”, czyli popularnego hotelu miejskiego. Otóż budynek ten przypisany jest do placu Daszyńskiego, jednakże jego część parterowa wchodzi w obszar ul. Powstania Wlkp. Dlatego też, przywołam historię ze stycznia 1945 r. która niejako wprowadzi nas w tajemnicze i nigdzie, jak dotychczas nieopisane wydarzenia.

Pod koniec stycznia 1945 r. żołnierze sowieccy, z tzw. tyłów wielkiej armii, konwojowali przez Strzelno kolumnę jeńców węgierskich, którzy walczyli po stronie niemieckiej, jako sprzymierzeńcy Hitlera. Jeńcy gnani byli niczym stado bydła, bez wytchnienia przez kilkadziesiąt kilometrów. Kiedy dotarli do miasta ich kolumna wręcz parowała ze zmęczenia. Był to pamiętny styczeń bardzo zimno, ponad kilkanaście stopni mrozu. Jeńców wprowadzono w podwórze „Hotelu Park Miejski” – Piątkowscy jeszcze nie wrócili z wygnania. Wszystkich wegnano do wnętrza nie ogrzewanego baraku, który był przedwojenną „Kręgielnią” Wiktora Piątkowskiego. Tam stłoczonych przetrzymano do rana. Skoro świt wyprowadzono wszystkich i ustawiono do dalszej drogi. Jeden z jeńców próbował nawiązać kontakt z eskortą, coś gestykulował i począł wracać do „Kręgielni”, robił wrażenie przemęczonego lub chorego. Eskortujący żołnierz chwycił go za płaszcz i odciągnął od wejścia do baraku. Ten osunął się na kolana, a wówczas czerwonoarmista wypalił do jeńca serię z pepeszy. Nazajutrz zwłoki zamordowanego pochowano na cmentarzu ewangelickim.

Historię tę opowiedział mi w 2007 r. Alojzy Kluczykowski. Po nim powtórzył mi ją Piotr Płócienniczak, który dodał do niej własne przeżycie sprzed kilku lat. Wówczas odwiedził go znajomy radiesteta, który wyczuł w miejscu byłej „Kręgielni” promieniowanie mówiące o tragicznym wydarzeniu sprzed lat: W tym miejscu wydarzyło się coś tragicznego i krwawego, coś co ma odniesienie do wydarzeń wojennych. Kogoś tu zamordowano, są ślady krwi, ale ciała już tu niema. Spotkał Piotr pana Kluczykowskiego i zagadał, czy aby nie wie czegoś o wydarzeniach sprzed lat, jakie miały się rozegrać w „Kręgielni”? Wówczas pan Alojzy opowiedział mu o jeńcu węgierskim zamordowanym przez żołnierza radzieckiego. Relację przedstawił identycznie, jak opowiedzianą mi, a cytowaną wyżej.

Tuż za budynkiem hotelu znajduje się pierwsza, w całości przypisana tej ulicy posesja oznaczona numerem 2. Znajduje się ona po stronie południowej i jest lekko wsunięta w głąb parceli. Sąsiaduje z kolejną posesją, zabudowaną domem parterowym oznaczonym numerem 4. Obie należały do Ignacego Latosińskiego stolarza, który prowadził tutaj sklep meblowy i własną stolarnię. Pierwotny dom spod dwójki, znajdujący się przy samej ulicy został rozebrany, zaś obecny, ten w głębi został pobudowany na fundamentach stolarni. Za domem tym znajdował się ogród, który ciągnął się aż do drogi biegnącej wzdłuż torów linii kolejowej (obecnej ul. Klonowej). W latach osiemdziesiątych w ogrodzie tym pobudowano dwa domy od strony ulicy Klonowej. Pierwszy w 1981 r. wystawił lekarz, dyrektor szpitala w Strzelnie Wojciech Torkowski, drugi dom w 1989 r. najmłodszy syn Ignacego, Tadeusz Latosiński. W korytarzu domu nr 4 przy ul. Powstania Wlkp. 2 stycznia 1919 r. dr Jakub Cieślewicz urządził punkt opatrunkowy dla rannych powstańców wielkopolskich. Stąd rannych zaopatrzonych medycznie kierował do pobliskiego szpitala.

 

Z obiema posesjami związane są dzieje „Obozu Jeńców Angielskich”, któremu już wcześniej poświęciłem obszerny artykuł. O jego istnieniu dowiadujemy się z kroniki placówki Poczty Polskiej w Strzelnie oraz ze wspomnień Urszuli Firyn, Alojzego Kluczykowskiego i Franciszka Krzewiny. A oto link do tegoż artykułu:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2021/01/oboz-stalag-x-jencow-angielskich-w.html

Foto.: Heliodor Ruciński


niedziela, 11 lipca 2021

Marianna Cieślewicz - Matka Wielkiego Strzelnianina

 

Dzisiaj mamy niedzielę, a jak mawiała moja mama - niedziela jest dniem świętym, nawet dla tych, którzy nie wierzą. Warto ten dzień zacząć pozytywnie, z dala od nurzania się w politycznym łajnie. Jest tyle piękna w naszym życiu - i wystarczy zrobić ku niemu jeden mały kroczek, by stać się pięknu podobnym. Zatem, zapraszam wszystkich do bycia ludźmi dobrymi, rozdającymi uśmiechy i cieszącymi się drobnostkami. Moja Perełeczka upiekła drożdżówkę ze śliwkami - silnie lukrowana, palce lizać, pychotka; a ten dzisiejszy, świąteczny, cudowny poranek sprawił, że odrobinę piękna Wam dzisiaj przybliżę, poczytajcie…

Kim był dr Jakub Cieślewicz? - wiedzą nieomal wszyscy, natomiast o jego matce Mariannie chyba już nikt wiedzy nie posiada. Zatem pozwólcie, że przywołam tę ze wszech miar zacną osobę, matkę późniejszego pierwszego honorowego obywatela naszego miasta. Źródłem do skreślenia kilkunastu zdań o Mariannie jest wspomnienie pośmiertne napisane 2 grudnia 1894 roku przez jedynego syna Jakuba.

Marianna Augustynowicz pochodziła ze starego rodu mieszczańskiego, którego przodek został odnotowany pośród mieszkańcami Strzelna w 1773 r. Urodziła się w 1808 roku w Strzelnie i była drugą córką Błażeja (Blasiusa) i Jadwigi z Konkiewiczów. Jej przyjście na świat - jak czytamy we wspomnieniu - za czasów Księstwa Warszawskiego sprawiło, iż patrzyła jako dziecko na powrót wojsk Napoleona spod Moskwy oraz na tuż za nimi goniących kozaków. Ci ostatni - jak opowiadała przywołując wspomnienia swoich rodziców -zrzucili orła polskiego, umieszczonego na ratuszu i porąbali go na kawałki.

 Marianna w 1833 roku poślubiła Józefa Cieślewicza, syna Franciszka zapisanego w metrykaliach jako Cieślak i Kunegundy z Polewskich. Józef był starszy od małżonki o 7 lat, gdyż urodził się w 1801 r. Oddana obowiązkom gospodarstwa swego, była wzorem zapobiegliwości, pracy i oszczędności. Dzieciom swym dała jak najlepsze wychowanie, zaszczepiwszy w ich sercach głębokie poczucie religijności i miłości do rzeczy ojczystych. Lecz Pan Bóg nie dozwolił jej cieszyć się długo szczęściem potomstwa. Z ośmiorga dzieci, siedmioro utraciła, a między nimi trzy już dorosłe córki. Pozostał jej tylko jeden jedyny syn, który jako lekarz w rodzinnym swym gnieździe osiadłszy, powszechnego zażywał szacunku. Oddany bez końca niesieniu pomocy ludziom chorym był również społecznikiem, bojownikiem o polskość z naporem germanizacyjnym i Honorowy Obywatel Miasta Strzelna. 

Wobec ubogich Marianna odznaczała się wielkim miłosierdziem i żadnemu z nich nie była w stanie odmówić choćby najmniejszego datku. Stąd też między ubóstwem jej zgon wywołał żal i smutek ogólny. Dla jej dobroci i zacnego serca otaczano ją prawdziwym szacunkiem, chętnie słuchano opowiadania jej o dawnych czasach, gdyż niejeden szczegół dotyczący miasta lub miejscowego klasztoru zachował się dokładnie do końca życia w jej świeżej pamięci. O byłych licznych mieszkankach tutejszego klasztoru, Norbertankach znała wiele zajmujących opowieści i rysów historycznych. Chętnie dzieliła się nimi z młodszym pokoleniem, niestety znającym lepsze chwile już tylko z tradycji. Jakkolwiek na coraz gorsze zmiany w naszym życiu z bólem serca patrzała, to jednak oczekiwała zawsze lepszej doli i kazała w nią wierzyć.

 

Marianna z Augustynowiczów Cieślewiczowa zmarła w 87 roku życia, 24 listopada 1894 roku w Strzelnie. Eksportacja zwłok do kościoła parafialnego odbyła się 27, a nabożeństwo żałobne i pogrzeb 28 listopada. Spoczęła w grobie rodzinnym na cmentarzu przy obecnej ul. Kolejowej. Jak zostało odnotowane we wspomnieniu - W ubiegłą środę odbył się tutaj pogrzeb śp. Marianny z Augustynowiczów Cieślewiczowej, najstarszej obywatelki naszego miasta, przy nadzwyczaj licznym udziale miejscowej i zamiejscowej publiczności, oraz duchowieństwa. Nawet innowiercy bardzo licznie przybyli oddać Jej ostatnią przysługę.

Oby Bóg przyjął ją do swej wiecznej chwały!

 

piątek, 9 lipca 2021

Plener malarsko-rzeźbiarski 1988

Wśród setek zdjęć jakie znajdują się w moich zbiorach spory odsetek stanowią zdjęcia z czasów PRL-u. Wspominam te czasy ze swoistym sentymentem i staram się to czynić z dala od polityki. Tamte czasy traktuję bardzo poważnie, choć z wielu zdarzeń można byłoby sobie pożartować - dobry żart tynfa wart, jak mawiają mistrzowie tej dziedziny humoru. Podobnie po latach przemian ustrojowych i dzisiaj - można się uśmiać, co regularnie czynimy podczas spotkań „Za Żelazną Bramą“. Dobra muzyka i czytanie fragmentów Dobrego wojaka Szwejka stają się przyczynkiem do przeniesienia bohatera kpiny i dobrego żartu w nasze czasy. Pełnię humoru sprawia nam również cytowanie fragmentów opowiadań Czechowa, posługującego się onegdaj mistrzowskim piórem satyry.

Ale ad rem, jak mawiali podczas przydługich wypowiedzi nasi przodkowie. Otóż dzisiaj przeniosę Was w strzeleńską przestrzeń końcówki lat 80. minionego stulecia, w świat kultury, który współorganizowali społecznicy. A było tego sporo, zawsze ze znakomitą frekwencją mieszkańców, uczestników tych przedsięwzięć. Od 9 do 22 lipca 1988 roku w Strzelnie odbył się ogólnopolski plener malarzy i rzeźbiarzy. Inicjatorami jego zoorganizowania byli: działacz społeczny Stanisław Lewicki, późniejszy prezes Towarzystwa Ochrony Szlaku Piastowskiego w Strzelnie oraz miejscowy artysta rzeźbiarz, z wykształcenia farmaceuta Jan Harasimowicz. W skład ścisłego grona organizacyjnego dokooptowany został również Kazimierz Chudziński prezes TMMS oraz członkowie tegoż Towarzystwa. 

Do Strzelna przybyło 30 twórców reprezentujących szczególnie środowiska twórcze Bydgoszczy i Lublina. Ich bazą noclegowo-wyżywieniową był Internat ówczesnej SP nr 3 (dzisiejszy OSW przy Parkowej 10). W inauguracji pleneru uczestniczyli przedstawiciele władze miejskie z naczelnikiem Ryszardem Panfilem i sekretarzem Romanem Świdowskim na czele. Codziennie, przez dwa tygodnie można było spotkać artystów podczas pracy w różnych zakątkach miasta. Efekty ich poczynań twórczych wystawione zostały 21 lipca na Rynku miasta Strzelna. Odbyła się wówczas aukcja obrazów. Sporo z nich zakupili mieszkańcy Strzelna. W dniu następnym w Parku im. 750-lecia, z udziałem władz wojewódzkich i miejsko-gminnych uroczyście zakończono plener. Artyści pozostawili miastu, jako zaczątek przyszłej galerii, część swoich obrazów (ok. 30) oraz wielką rzeźbę, przedstawiającą kopię fragmentu kolumny romańskiej dłuta artysty z Lublina Wiesława Marczaka. Przez kilka lat zdobiła ona klomb na Rynku i od połowy lat 90. znajdowała się w skansenie MGOKiR przy ul. Sportowej 8. Niestety, po latach, kiedy już odszedłem z Domu Kultury, rzeźba się rozsypała, a z galerii, która zdobiła onegdaj salę sesyjną obrazy zniknęły i to już przed kilkoma laty…

Rzeźba - fragment kolumny romańskiej dłuta artysty z Lublina Wiesława Marczaka


czwartek, 8 lipca 2021

Jak Kujawiacy usypali Kopiec Łokietkowi - cz. 3 ostatnia

Ukończenie dzieła

Przez dwa lata przy kopcu już nic nie robiono. Tak niewykończony stał do 1933 roku i wówczas, wiosną na prośby Komitetu dowódca 14. Pułku Piechoty płk Ignacy Misiąg znowu odkomenderował do Płowiec kompanię żołnierzy, którzy w ciągu miesiąca podnieśli kopiec o 1,5 metra i wyrównali boki. Ponieważ w fosie stała woda, która przeszkadzała w wydobywaniu ziemi, na prośbę jednego z członków Komitetu, wodę wypompowały bezinteresownie straże pożarne z Radziejowa - dwukrotnie, Osięcin i Płowiec.

Dla zabezpieczenia monumentu przed rozmywaniem w czasie opadów atmosferycznych, cała jego powierzchnia z fosą włącznie zostały obłożony darniną. Potrzebną ilość darniny (3 pociągi - 48 wagonów wąskotorowych) podarował ze swych łąk Włodzimierz Chrząszczewski z Broniewka, koszt jej dowiezienia transportem konnym do wagonów i na kopiec pokryło radziejowskie Koło Ziemian i dyrektor Cukrowni Dobre, a Ministerstwo Komunikacji zezwoliło na bezpłatne użycie toru, przy przewozie ładunku. Po dostarczeniu darniny na miejsce, żołnierze obłożyli nią całą powierzchnię, zabezpieczając tym samym kopiec i fosę przed rozmywaniem. Na wierzchołku tak ukończonego Kopca Łokietka ustawiono krzyż kamienny, projektu  architekta Skóry z Aleksandrowa Kujawskiego. Opiekę nad tą pamiątką od 13 sierpnia 1933 r. przejęło Towarzystwa Krajoznawcze z Włocławka, które, dokładało starań, aby kopiec nie tylko należycie utrzymać, ale i przyozdobić.

Płowce i Biesiekierscy

Płowce przez 190 lat znajdowały się w rękach rodziny Biesiekierskich. Początkowo stanowiły własność książęcą, później królewską i wchodziły w skład dóbr starostwa radziejowskiego. O bardzo starym rodowodzie wsi zdają się świadczy dziewiętnastowieczne znaleziska w obrębie gruntów płowieckich. Między innymi odkryto tutaj cmentarzysko z urnami oraz pojedyncze monety z czasów wpływów rzymskich. U zarania czasów historycznych wieś zapisywano w dokumentach jako: Plavci [Płowki], Plowcze, Plowecz, Plowce alias Blewo. Po raz pierwszy odnajdujemy wieś w dokumencie z 1143 roku przy oznaczaniu granic wsi Radziejów. Prawdopodobnie swą nazwę wywodzi od członu nazewniczego „plo“ - co w kujawskiej gwarze oznacza błoto, rodzaj kożucha z ziemi i roślin pływającego na trzęsawisku.

W 1363 roku wieś znajdowała się w rękach Oswalda, kasztelana słońskiego. Przez cały XVI wiek Płowce dzierżyli Leszczyńscy herbu Wieniawa. Za pożyczone królowi 1800 złotych węgierskich otrzymał je w zastaw w 1501 roku Rafał Leszczyński, marszałek nadworny, kasztelan poznański i starosta radziejowski. Po jego śmierci, 28 czerwca 1501 roku Płowce dostały się synowi Rafałowi i stryjowi Kasprowi, podkomorzemu kaliskiemu i dzierżawcy Radziejowa, którzy dopożyczyli królowi 200 złotych węgierskich i 62 grzywny srebra. W 1502 roku za zgodą króla Mikołaj z Lubrańca, wojewoda kaliski próbował wykupić z rąk Leszczyńskich Płowce, jednakże transakcja nie doszła do skutku. 

Podczas podziału ojcowizny w 1520 roku wieś dostała się synowi Kaspra Leszczyńskiego, Janowi, podkomorzemu kaliskiemu. Z jego śmiercią w 1535 roku Płowce przeszły w ręce syna Rafała, kasztelana brzesko-kujawskiego, który przeszedł do zwolenników Braci Czeskich i gorliwie wspierał kalwinów. Tenże zasłynął w Senacie i Izbie Poselskiej z wymownego i zuchwałego warcholstwa. Jemu to darował król na własność Płowce w 1577 roku, które zresztą zaraz sprzedał swojemu synowi Janowi, staroście radziejowskiemu. Po bezpotomnym zgonie Jana w 1597 roku wieś przeszła w ręce Piotra Osieckiego herbu Jastrzębiec.

Patent oficerski Stanisława Biesiekierskiego podpisany własnoręcznie przez ks. Józefa Poniatowskiego

W XVII wieku dobra płowieckie dość często zmieniały kolejno swoich właścicieli. W 1648 roku wieś dzierżył Stanisław Konstanty z Działynia Działyński, dworzanin pokojowy JKM. W 1709 roku Płowce posiadał Mikołaj Ossowski herbu Rola, miecznik brzesko-kujawski, a w 1733 roku Jan Wilhelm hr. Schlieben, wojewodzic inflancki. Od niego dobra te nabył Michał Walewski, kasztelan rozpierski, który z kolei sprzedał je w 1746 roku Pawłowi hr. Dąmbskiemu, staroście inowrocławskiemu i kasztelanowi brzesko-kujawskiemu. Wkrótce, bo w 1750 r. Płowce nabył Jan Biesiekierski, podczaszy bydgoski. Od tego czasu majętność za sprawą wzorowego gospodarowania na tej kujawskiej, urodzajnej ziemi nieprzerwanie pozostawała w rękach tego rodu do 1945 roku. 

W Płowcach po bitwie Łokietka z Krzyżakami, która miała miejsce 27 września 1331 r., biskup kujawski Maciej wzniósł w miejscu, w którym pochowano doczesne szczątki poległych kaplicę. O początkach parafii i kościoła parafialnego w Płowcach nic się nie zachowało. Wiadomo, że w 1431 roku w wyprawie na Kujawy Krzyżacy złupili okolicę oraz spalili wieś z drewnianym kościołem. W regestrze poborowym powiatu radziejowskiego z lat 1557-1566 jest mowa o parafii Płowce. Kościół nosił wezwanie św. Mateusza Apostoła, a proboszcz uposażony był czterema łanami, na których było dwóch kmieci. W 1568 roku dziedzic na Płowcach Rafał Leszczyński po przejściu na kalwinizm wypędził proboszcza Stanisława i w jego miejsce ustanowił proboszczem kalwina, pastora Pawła. Nadto kazał ze świątyni powyrzucać  obrazy i naczynia liturgiczne. Jeden srebrny kielich kmieciowi Marcinowi Markowiczowi udało się ocalić. W 1577 roku kościół był bardzo zaniedbany, zniszczony, podziurawiony, do którego zlatywały się bezpańskie psy. Mieszkańcy na nabożeństwa udawali się do sąsiedniego Witowa.

 Irena i Jan Biesiekierscy przed dworem w Płowcach

Dopiero po śmierci starosty Rafała, synowa jego Zofia z Opalińskich, żona Jana Leszczyńskiego przywróciła na nowo proboszcza katolickiego i oddała mu 50 zagonów dwustajowej roli, ogród, dom mieszkalny i budynki gospodarcze. Jednocześnie wyznaczyła 150 złotych polskich rocznie na jego utrzymanie. Jeszcze podczas wizytacji biskupiej w 1779 roku istniał w Płowcach kościół drewniany, o którego renowację upomniał się biskup Rybiński. Burza dziejowa i śmierć dziedzica na Płowcach Jana Biesiekierskiego w 1793 r. stanęły na przeszkodzie i remontu świątyni nie dokonano. Wkrótce też parafię płowiecką wcielono do Witowa. Na miejscu rozebranego kościoła ustawiono murowaną Bożą Mękę z sygnaturką, którą dzwoniono na Anioł Pański. 

Korzenie genealogiczne Biesiekierskich sięgają odległych czasów i miejscowości Biesiekier, położonej w powiecie łęczyckim. Pierwszą wzmiankę o ich gnieździe rodowym  odnajdujemy pod rokiem 1232. Biesiekiery były gniazdem rodowym Sokołowskich, którzy w II połowie XVI wieku rozgałęzili się  na tych z Wrzący i z Biesiekier. Nazwisko od dóbr rodowych Biesiekier przybrało dopiero potomstwo Krzysztofa Sokołowskiego, wojskiego kruszwickiego, który wieś dzierżył w 1576 r. Zaczęli się oni pisać Biesiekierskimi i pieczętować się jak Sokołowscy herbem Pomian - w złotym polu żubrzą głową przeszytą mieczem.

Dwór w Płowcach lata 70. XX w.

Pierwszy przeniósł się na Kujawy Adam Biesiekierski (1632-1703), syn Tomasza, dziedzica Biesiekierza, który żonaty był z Katarzyną Zakrzewską starościanką brzesko-kujawską. Nabył w 1676 r. dobra Paruszewice i Osowo pod Brześciem Kujawskim. Miał dwóch synów Andrzeja i Michała. Syn Andrzej (1659-1750), skarbnik bydgoski kupił w 1717 roku w powiecie inowrocławskim majętność Zagajewice, później także Latkowo, Brześć i Kaspral. Miał on dwie żony, Annę Ziemięcką i Petronelę Głębocką. Pozostawił trzech synów: Michała w 1752 roku dziedzica Leszczów nad Gopłem, Antoniego łowczego kowalskiego w 1760 roku dziedzica Zagajewic i Jan (1720-1796) dziedzica Latkowa, Brześcia i Kasprala. 

Tenże Jan Biesiekierski, podczaszy bydgoski, stolnik inowrocławski, chorąży kruszwicki i inowrocławski oraz w 1775 roku podkomorzy inowrocławski i kawaler orderu św. Stanisława kupił w 1750 roku Płowce. W roku następnym sprzedał Latkowo pod Szadłowicami.

Dwór w Płowcach - stan obecny

Z żony Marianny Wolskiej herbu Rola miał syna Antoniego Dezyderego (1743-1818), dziedzica dóbr Grabie, Pomorzany, Koneck, Płowce, Pilichowa, Piołunowa. Kilkakrotnie był posłem na sejmy, szambelanem JKM, w 1788 roku kasztelanem kowalskim, w 1790 roku kawalerem orderu św. Stanisława i Orła Białego, w 1815 roku kasztelanem Królestwa Kongresowego. Antoni otrzymał w 1771 roku od ojca Jana dobra nadgoplańskie Brześć i Kaspral, lecz w 1787 roku zamienił je na Ludzisko, które następnie w 1799 roku sprzedał. Po śmierci ojca objął Płowce i dokupił Grabie oraz Koneck, majątki znacznej wartości, szczególnie na wchodzące w ich skład lasy, tak rzadkie na Kujawach.

Ciekawostką z czasów kasztelana Antoniego jest informacja mówiąca o pozostawieniu przez niego dość znacznej biblioteki dla użytku rodziny Biesiekierskich. Zlecił on u końca swoich dni następcom na Płowcach dozór nad księgozbiorem i archiwum rodzinnym oraz coroczne kompletowanie dzieł z funduszu jaki ustanowił na ten cel. Była to kwota 200 tys. złotych polskich zapisana na hipotece Płowiec po wieczne czasy, której dysponentem był ten członek rodziny, który dzierżył w swych rękach majętność. Już jego synowie Józef i Ferdynand posiadali na początku XIX wieku księgozbiór składający się z 3 tys. książek historycznych i politycznych wraz z bogatym archiwum rodzinnym, które było chlubą rodziny i całych Kujaw.

Pomnik bitwy polsko-krzyżackiej pod Płowcami wystawiony w 1961 r. w 630 rocznicę bitwy

Kasztelan Antoni Biesiekierski miał z dwóch żon, Anieli Zboińskiej herbu Ogończyk i Anieli hr. Dąmbskiej herbu Godziemba jedenaście dzieci. Byli to: Feliks, dziedzic Konecka; Józef Kalasanty (1781-1857), żonaty z Elżbietą Wolską, który od 1818 roku dziedziczył Płowce i zmarł bezpotomnie; Hieronim, wyszedł w 1805 r. z kraju i przepadł bez wieści; Ignacy, oficer artylerii; Honorata, Klemensowa Dąmbska z Zadzimia; Józefa, Maksymilianowa Celińska z Cekowa; Stanisław, pułkownik wojsk polskich, dziedzic Grabi i Dobiesławic; Ferdynand, dziedzic Siekierek pod Warszawą, Pomorzan i Człopina; Wincenty, dziedzic Bilna i od 1841 r. po bracie Feliksie Konecka; Ludwik, dziedzic Bodzanowa oraz Marian, dziedzic Piołunowa i Pilichowa.

 Pomnik na symbolicznym cmentarzu wystawiony w 630 rocznicę bitwy pod Plowcami

Po bezpotomnej śmierci Józefa Płowce przeszły w 1856 r. na bratanka Włodzimierza (1821-?), radcę Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego syna Ferdynanda Erazma (1795-1852), ekonomisty i historyka, radcy wojewódzkiego i autora dzieła Historia i zasady ekonomii politycznej oraz Tekli z Kraszewskich herbu Jastrzębiec. Nowy dziedzic żonaty był z Klotyldą Mierosławską herbu Leszczyc, z którą miał syna Józefa Kalasantego (1861-1928), kolejnego dziedzica Płowiec. Ożeniony z Marią Grotowską miał syna Jana Włodzimierza urodzonego w 1892 roku, ostatniego dziedzica na Płowcach. Jan zawarł związek małżeński z córką urzędnika Królestwa Polskiego, Ireną Lucyną Bromską (1900-1996), z którego zrodziły się dwie córki Danuta Maria i Barbara Krystyna oraz syn Ferdynand.

Kaplica w Płowcach

Podczas II wojny światowej rodzina Biesiekierskich została wysiedlona przez Niemców w głąb Generalnej Guberni. Majątek i dwór przekazano w ręce niemieckiego zarządcy. W 1945 roku dobra płowieckie stały się własnością Skarbu Państwa. W dworze utworzono szkołę powszechną, a ziemia została rozparcelowana w ramach reformy rolnej. Jan Biesiekierski zmarł w 1965 r. i został pochowany na Powązkach. Rodzina Biesiekierskich była jedną z najbardziej zasłużonych na Kujawach.   

Post scriptum

W latach 1941-1942 władze hitlerowskie zarządziły zniszczenie kopca, pomnika, a nawet i cmentarzyka z kapliczkami i tablicą ufundowaną przez J.U. Niemcewicza. Ziemię z kopca rozsypano na Rynku w pobliskich Osięcinach. Sama tablica szczęśliwie został uratowana i przechowywana jest obecnie w Muzeum Historii Włocławka. 

W 1961 roku w ramach przygotowań do obchodów 1000-lecia Państwa Polskiego odtworzono częściowo w tym samym miejscu kopiec zniszczony przez Niemców i wzniesiono na nim okazały pomnik oraz pomnik mniejszy na cmentarzu poległego rycerstwa. Autorem projektów obu pomników był prof. Stefan Narębski.

Bibliografia:

  1. Kajetan Kraszewski, Ze wspomnień Kasztelanica, Petersburg 1896.
  2. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. VII, s. 323-324, Warszawa 1887.
  3. Piotr Strzyż, Płowce 1331, Warszawa 2009.
  4. Ks. Jan Wieczorek, 600-lecie Bitwy pod Płowcami i historia klasztoru w Radziejowie Kujawskim, Radziejów 1931.
  5. Jolanta Załęczny, Tradycje patriotyczne elementem kształtowania zbiorowej świadomości historycznej w II Rzeczypospolitej, Warszawa 2017.
  6. „Dziennik Bydgoski“, 1929, Nr 45; 1931, Nr 223.
  7. „Dziennik Kujawski“, 1931, Nr 166, 173, 196, 200, 207, 209-214, 216-222, 224-228.
  8. „Dzień Pomorski“, 1931, Nr 226.
  9. „Gazeta Bydgoska“, 1928, Nr 228; 1931, Nr 46 i 224.
  10. „Ilustracja Polska“, 1931, Nr 52 i 60.
  11. „Piast“, 1931, Nr 25; 1933, Nr 33.
  12. „Pałuczanin“, 1931, Nr 110.
  13. „Słowo Pomorskie“, 1931, Nr 224.
  14. „Tęcza“, 1931, Nr 40.
  15. „Z Życia Włocławka“, 1931 luty - marzec, Nr 2-3; 1931 kwiecień - czerwiec, Nr 4-6.
  16. Internet: Teki Dworzaczka, http://teki.bkpan.poznan.pl - hasła: Płowce i Biesiekierski (regestry) i Biesiekierscy (monografie).

 

wtorek, 6 lipca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 148 Ulica Gimnazjalna cz. 24


Początkowo zakładałem, że opowieść o ulicy Gimnazjalnej zamknie się w kilku częściach. Te plany, jak sami państwo widzicie urosły aż do 24 części. Dziś zamieszczam ostatnią część opowieści o ulicy i jej mieszkańcach. Poświęcona ona jest posesji nr 6, a szczególnie mieszkającej tutaj rodzinie Bernarda Fiebiga, potomka Juliusza Fiebiga i Elżbiety Listing. Z tej samej linii rodowej pochodzili znani strzelnianie: Alfred, Ryszard, Karol, Edmund, o których już pisałem, a byli oni synami Maksymiliana i Pelagii z Grunwaldów. Wracając zaś do samej kamienicy, dzisiejszy jej widok mało co przypomina jej widok z czasów międzywojennych i wcześniejszych. W czasach zaborów Fiebigowie byli właścicielami dwóch przylegających do siebie domów oznaczonych numerami 6 i 4, a w przeszłości policyjnymi 113a i 113b. Mieszkało w nich aż 13 rodzin - 44 osoby w 1910 roku. Do dziś pozostała jedynie piętrowa kamieniczka z oficyną, zaś parterowy dom oznaczony onegdaj numerem 4 został rozebrany pod koniec lat 80. XX wieku. Obecnie posesja znajduje się w zarządzie Gminy Strzelno.

 

Mając przed oczyma pocztówkę z ok. 1910 roku możemy bliżej przypatrzeć się obu budynkom. Dom parterowy mógł pochodzić z połowy XIX w. Był murowany z tzw. pecy i nakryty dwuspadowym dachem ceramicznym. Poza funkcją mieszkalną posiadał jeden lokal użytkowy, w którym sprzedawano produkowane w piekarni znajdującej się w podwórzu pieczywo. O jej funkcjonowaniu dowiadujemy się z anonsu prasowego z 1914 roku, za którego pośrednictwem właściciel Bernard Fiebig informuje, że w związku z chorobą dotychczasowego dzierżawcy, wynajmie - sprzeda będącą w ruchu piekarnię. W latach międzywojennych piekarnię prowadził mistrz piekarski Ignacy Bielawski (ur. 18 lipca 1893 r.). Z kolei przyległa kamienica jest młodsza, gdyż czas jej powstania to przełom XIX i XX w. Jest to budynek murowany, czteroosiowy, piętrowy, z użytkowym poddaszem, dającym wrażenie drugiego piętra. Okna na pierwszym piętrze ozdobiono frontonami na kształt surbaissé z rowkowymi, rynkowymi obramieniami otworów okiennych. Podobne obramienia miały nieco mniejsze okna strychowe, nad którymi znajdował się zdobny fryz z czterema ślepymi ocolusami. Parterową część w północnym skraju przecinał wewnętrzny wjazd w podwórze zabezpieczony dwuskrzydłową bramą z furtką. Nadto był tutaj lokal użytkowy - sklep wędliniarski właściciela i mieszkanie. W podwórzu, po stronie południowej znajduje się oficyna.   

Bracia Fiebigowie,stoją od lew. Bernard, Klemens, Ferdynand; siedzą od lew. Maksymilian, ks. Władysław, Juliusz
Cech Rzeźnicki w Strzelnie. Siedzi 3. od prawej Bernard Fiebig

O właścicielu Bernardzie Fiebigu wspominałem przy okazji opisu mleczarni przy tejże ulicy, przybliżając rodzinę Rouss, mleczarzy strzeleńskich. Otóż, Bernard 2 października 1901 roku poślubił córkę Józefa Rouss, Jadwigę. Urodził się on 27 marca 1873 roku w rodzinie budowniczego strzeleńskiego Juliusza i Elżbiety z domu Listing. Z zawodu był mistrzem rzeźnickim. Bernard był zwolennikiem Stronnictwa Narodowego, a w opinii wystawionej przez władze policyjne Strzelna napisano, że moralnie prowadzi się dobrze… Był członkiem założycielem Towarzystwa Właścicieli Domów w Strzelnie, które powstało 14 marca 1919 roku. Działał w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół“, zasiadając w Zarządzie Towarzystwa. Na niwie zawodowej był aktywnym członkiem Cechu Rzeźnickiego.

W kalendarzu na rok 1910 znajdujemy reklamę promującą firmę Bernarda Fiebiga. W jej treści znajdujemy wyczerpujący opis tego czym zajmował się właściciel. Czytając ją dowiadujemy się, że właściciel prowadził skład wędlin i wyrąb mięsa. Specjalizował się w gotowanych, surowych i łososiowych szynkach, całej gamie kiełbas: krakowskiej, wiedeńskich kiełbaskach, serwolatce brunszwickiej i zawsze świeżych nakrojonych rozmaitościach. Również zakupywał bydło, płacąc wysokie ceny. Rodzina Bernarda i Jadwigi z Ruoss była wielodzietną, a jeden z synów, Adolf, został profesorem farmacji Akademii Medycznej w Gdańsku. Poniżej zamieszczam jego biogram.

Ostatnią posesją spacerku ul. Gimnazjalną jest parterowy dom rodziny Domańskich oznaczony numerem 2, a dawniej policyjnym 112. Obecnie jest on w całości mieszkalny, po tym jak jeden z lokali użytkowych został zaadaptowany na mieszkanie. W domu tym mieszka Józef Domański, wieloletni i bardzo oddany pracownik nieistniejącego już dzisiaj geesu. Był on przez wiele lat magazynierem na placu węglowym, przez którego ręce przeszło ówczesne niemalże całe zaopatrzenie ludności miasta i gminy w węgiel. Miałem ogromną przyjemność pracować razem z panem Józefem, szefując obrotowi rolnemu spółdzielni.

Adolf Fiebig (1919-1993)

Profesor farmacji Akademii Medycznej w Gdańskim. Urodził się 14 marca 1919 roku w Strzelnie. Był synem Bernarda i Jadwigi z Ruoss. Szkołę powszechną ukończył w Strzelnie, w latach 1923-1928 uczęszczał do Gimnazjum w Chodzieży. Po maturze, w latach 1928-1930 odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy w Grudziądzu. Skierowany do 4 Pułku Artylerii Lekkiej we Włodzimierzu Wołyńskim, po trzech miesiącach uzyskał stopień ppor. rez. i dostał przydział do Zapasowej Kadry Sanitarnej w Toruniu.

Po odbyciu służby wojskowej rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim uzyskując w 1935 roku dyplom magistra farmacji. W finansowaniu studiów wspomagał rodziców stryj Klemens Fiebig, właściciel apteki w Żerkowie, widząc w nim swojego następcę. Po odbyciu stażu podyplomowego w aptece u stryja, pracował w aptekach w Gdyni i Wejherowie. Zmobilizowany 26 sierpnia1939 roku został skierowany do służby w Kadrze Zapasowej 8 Szpitala Okręgowego. Następnie ppor. Fiebig objął funkcję oficera sanitarnego w I Okręgowym Szpitalu Wojskowym w Warszawie, gdzie przeżył oblężenie i kapitulację miasta. 30 września przewieziony został do niemieckiego obozu przejściowego. Zwolniony po 3 miesiącach powrócił do Żerkowa, który wkrótce musiał opuścić w związku z wysiedlaniem. W okresie okupacji pracował m.in. w aptece w Dukli. Wspomagał operujące na tym terenie oddziały partyzanckie wydając im w konspiracji leki i materiały opatrunkowe.

Po zakończeniu wojny powrócił do Żerkowa i jako właściciel i zajął się remontem i organizacją zdewastowanej apteki. W 1946 roku władze Uniwersytetu Poznańskiego zatrudniły go na etacie starszego asystenta na Wydziale Farmaceutycznym Katedry Farmacji Stosowanej. W 1949 roku uzyskał stopień doktora nauk farmaceutycznych. W tym czasie nadal prowadził aptekę w Żerkowie. 

W 1947 r. zatrudnił w swojej aptece studentkę Janinę Peszkowską, która po odbyciu stażu zawodowego w 1948 r. uzyskała dyplom magistra farmacji. W 1949 roku zawarł z nią związek małżeński. W roku 1951 władze upaństwowiły jego aptekę w Żerkowie, powierzając małżonce stanowisko Kierownika, które pełniła do 1968 roku.

 

W 1950 roku zaproponowano Fiebigowi organizację Katedry Farmacji Stosowanej w tworzonej wówczas Akademii Medycznej w Gdańsku. Początkowo dojeżdżał z wykładami z Poznania. Od roku akademickiego 1951 objął stanowisko zastępcy profesora, a od roku następnego stanowisko docenta oraz kierownictwo Katedry Farmacji Stosowanej na AM w Gdańsku, które sprawował do przejścia na emeryturę w 1979 r.

W roku 1963 uzyskał tytuł doktora habilitowanego nauk farmaceutycznych, a w roku 1973 Rada Państwa nadała tytuł profesora nadzwyczajnego. A. Fiebig prowadził działalność dydaktyczną w zakresie farmacji stosowanej. Był prekursorem kształcenia studentów w nowych kierunkach farmacji. Kładł nacisk na kształcenie podyplomowe farmaceutów. Był promotorem 11 doktoratów, opiekunem 2 habilitacji. Władze uczelni powierzały prof. Fiebigowi szereg funkcji organizacyjnych. Pomimo wielu obowiązków znajdował również czas na działalność w towarzystwach naukowych. Pełnił m. in. funkcję Prezesa Oddziału Gdańskiego Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, był członkiem Kolegium Redakcji „Farmacji Polskiej”, należał do Gdańskiego Towarzystwa Naukowego. Prace naukowe prowadzone pod kierownictwem prof. A. Fiebiga wykorzystywane były przez przemysł farmaceutyczny. Dwa opracowania prowadzone pod jego kierunkiem zostały wdrożone do produkcji - maści: Argosulfan i Cepam. 

W dorobku naukowym prof. znajduje się ponad 80 publikacji, 2 skrypty. Za dzieło życia uważał podręcznik dla studentów „Farmacja stosowana” (1987) który doczekał się kilku wydań. Był współtwórcą 2 patentów. Za swoją działalność otrzymał szereg nagród i wyróżnień. Był osobą bezpartyjną, uczył studentów szacunku dla zawodu, uczciwości, zawodowej odpowiedzialności. Był uważany za humanistę. Interesował się historią Polski, historią farmacji.

W 1968 r. wraz z żoną i synami opuścili Żerków i zamieszkali w Gdańsku. Zmarł 20.051993 r., pochowany został na Cmentarzu Komunalnym Gdańsk Srebrzysko. Biogram opracowany został na podstawie książki Jana Jajor napisanej we współpracy z Robertem Rogackim i Bożeną Hałas Wybitne postacie Szwajcarii Żerkowskiej, Żerków 2012.

Koniec opowieści o ulicy Gimnazjalnej

Foto. Heliodor Ruciński, archiwum bloga oraz spuścizna po Klausie Mantheyu


niedziela, 4 lipca 2021

Jak Kujawiacy usypali Kopiec Łokietkowi - cz. 2

Kulminacja obchodów 600-lecia bitwy pod Płowcami 27 września 1931 r.

 Kopiec Łokietka

Myśl usypania kopca, otoczonego fosą powziął ks. prałat dr Stanisław Gruchalski i inż. Janusz Wojciechowski. Projekt fosy był zbawienny w całym tym przedsięwzięciu, gdyż z powstającego wykopu wydobyta ziemia posłużyła za materiał na usypanie kopca. Zwożenie z dalszych odległości tak wielkiej masy ziemi byłoby na tyle czasochłonne, że nie zdążonoby na czas ukończyć budowę kopca-pomnika do dnia uroczystości uczczenia 600-lecia pobicia Krzyżaków przez wojska króla Władysława Łokietka. Kopiec ten, który na równinach kujawskich miał być już z dala widoczny, zaplanowany został na 10-20 metrów wysokości. Średnica jego u dołu wynosić miała 35 metrów, a u góry 5 m. Dojście na szczyt miało mieś formę serpentyny. Tak usypane wzniesienie miała opasywać fosa na dwa metry głęboka.

Z chwilą przyjęcia projektu przystąpiono do rozmów z właścicielem gruntów, na których rozegrała się krwawa bitwa 1331 roku, dziedzicem majątku ziemskiego Płowce, Janem Biesiekierskim. Wybrano miejsce, które według przekazów miejscowej ludności było domniemanym polem bitewnym. Dziedzic Biesiekierski zaproponowany przez Komitet teren o areale jednej morgi przekazał nieodpłatnie na ten szczytny cel. Był to teren przy trakcie łączącym Kujawy z Wielkopolską. Przeszkodą w realizacji projektu był wiatrak, który stał na tym miejscu. Czas naglił, gdyż pozostały do wyznaczonej daty uroczystości rocznicowych zaledwie dwa miesiące. 

W „Dzienniku Kujawskim“ z 22 lipca 1931 r. (Nr 166) informowano:

Od kilku dni prowadzi się tu intensywne prace przy rozbiórce wiatraka, a to z racji tej, że Komitet obchodu 600-lecia zwycięstwa nad Krzyżakami postanowił w ostatniej chwili usypać chociaż kopiec ziemi. Wahano się tylko, co do wyboru miejsca. Otóż najwidoczniejsze miejsce i znajdujące się według podań miejscowej ludności na terenie największej bitwy jest to gdzie stał wiatrak.

Za zgodą właściciela Płowiec pana Biesiekierskiego, wiatrak przenosi się w inne miejsce i tu niebawem rozpoczną się już prace prowadzone przez oddział saperów, pod kierownictwem inż. Wojciechowskiego.

Nosi się również Komitet z myślą wydania odezwy do organizacji społecznych i w ogóle do społeczeństwa, by to, jak najszerszy wzięło udział przy sypaniu kopca i tym samym zamanifestowało swoje głębokie uczucia patriotyczne dla sprawy Płowieckiej, wobec potomków krzyżackich. Myśl wielce godna, na głos której, miejmy nadzieję staną do pracy liczne rzesze ludności.  

Biskup K. Radoński i płk I. Misiąg podczas wizytacji prac sypania kopca przez żołnierzy 14. pp.

 Apel ten dotarł do wojska, organizacji społecznych i szkół. Zaczęto urządzać wycieczki do Płowiec i to z najodleglejszych zakątków Kujaw, by sypać kopiec, jak go popularnie nazywano, na cześć Łokietka. Pierwsze rozpoczęły pracę organizacje z Radziejowa w dniu 30 lipca 1931r. Przez cały sierpień i wrzesień 1931 r. omal codziennie przyjeżdżały wycieczki szkolne i społeczne z powiatów: nieszawskiego, włocławskiego, inowrocławskiego, strzeleńskiego, toruńskiego, lipnowskiego i kolskiego. Razem było z górą 200 wycieczek grupowych, nie licząc pojedynczo przybywających osób. 

Ówczesna prasa pełna było informacji i relacji z odwiedzin placu budowy kopca. Cytując za „Dziennikiem Kujawskim“ (1931, Nr 216):

Licznie przybywające wycieczki pomagają, oczywiście, w tej pracy, lecz pomoc ich określić raczej należy jako symboliczną. Większa bowiem część przybywających ruszy 20-30 razy łopatą i na tym koniec. Mała zaś tylko liczba pracuje po pół względnie całej godzinie. Za to wytrwale sypią ziemię żołnierze, dokładając wszelkich starań, aby kopiec choć „w surowym stanie“ mógł być podziwiany w pamiętną rocznicę 300-lecia bitwy pod Płowcami, kiedy nastąpi jego uroczyste i oficjalne poświęcenie.

W podobnej tonacji utrzymana była relacja z wizyty na placu budowy, jaką odbył kilkanaście dni przed uroczystościami dziennikarz ze żnińskiego „Pałuczanina“ (1931, Nr 110):

Kopiec Łokietka pod Płowcami

Komitet powołany dla uczczenia 600. rocznicy bitwy pod Płowcami powziął myśl usypania na pobojowisku pamiątkowego kopca. Kopiec już rozpoczęty, ma u dołu 30 m średnicy - szerokość obejścia między fosą a kopcem wynosi 5 m, a fosa szeroka jest na 14 m i 2 m głębokości. Wejście na kopiec zarysowane jest w esownicę. Po wykończeniu całość się będzie przedstawiała imponująco. Niestety, roboty są prowadzone bardzo powoli i nie będą skończone na czas. Przy budowie kopca pracuje obecnie 80 żołnierzy z 14 pp.  z Włocławka, bez żadnych przyrządów ułatwiających pracę. Wycieczki, które w ciągu lata przybywały zwiedzać pobojowisko, nie przyczyniły się bardzo do usypania kurhanu, bowiem pracę swą traktowały raczej symbolicznie.

Inowrocławianie w dniu 17 września podczas sypania kopca płowieckiego

W niedalekiej odległości od placu budowy znajdował się maleńki dworzec Płowce, odsługujący kolejkę wąskotorową Nieszawa - Boniewo. Obok budynku stacyjnego wyłożona była księga pamiątkowa, do której wszyscy wycieczkowicze składali swoje autografy. Dość powiedzieć, że wpisało się do niej ok. 200 grup i kilka tysięcy osób. Wiele takich grup przyjmował osobiście ks. prałat dr Gruchalski, objaśniając cele i działania Komitetu Wykonawczego budowy kopca Łokietkowego. Kilkaset osób przybyło pod kopiec z zadaniem jego usypywania z Inowrocławia i powiatu inowrocławskiego, a także ze Strzelna i powiatu strzeleńskiego. W dniu 11 września do Płowiec przybyli harcerze z I Drużyny im. Tadeusza Kościuszki ze Strzelna pod przewodnictwem hufcowego Jana Łyskawy, kierownika Szkoły Wydziałowej. Również Bractwo Kurkowe z Kruszwicy uczestniczyło w sypaniu kopca Łokietkowego. Bracia przywieźli ze sobą „relikwię“ w postaci cegły z Mysiej Wieży oraz worek ziemi. Całość wkopano w wierzchołek kopca w obecności starszego brata i króla kurkowego Józefa Juliana Czosnowskiego,  króla żniwnego Czesława Jankowskiego, pierwszego rycerza Henryka Makowskiego oraz kilku oficerów. Nadto z powiatu strzeleńskiego przybyła delegacja z majętności Władysława Jaczyńskiego Piaski i wiele osób indywidualnie.

Bractwo Kurkowe z Kruszwicy podczas sypania kopca

Z apelem o kontynuowanie dzieła sypania kopca zwróciła się do społeczeństwa inowrocławskiego, po powrocie z Płowiec sokołów mątewskich, redakcja „Dziennika Kujawskiego“ (1931, Nr 221):

Za wzorem Mątew powinny pójść inne gniazda sokole, Towarzystwa Powstańców i Wojaków, Podoficerowie Rezerwy, harcerze, Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej i inne. Jeżeli każdy Kujawianin złoży bodaj jedną garść ziemi, to kopiec Łokietka wzniesie się wysoko, skąd płonący znicz będzie widać we wszystkich zakątkach Ziemi Kujawskiej.

Do łopat więc Kujawiacy! Usypmy królowi Łokietkowi kopiec prawdziwie królewski!    

Jednakże licznie przybywające i ochoczo pracujące wycieczki nie byłyby w stanie podołać pracy, gdyby nie zaangażowanie się w to przedsięwzięcie kompanii wojska z14. Pułku Piechoty. Żołnierze nadrabiali wszelkie zaległości i wytrwale od rana do wieczora przez 5 tygodni, w słocie i błocie ciężko pracowali. Kompania ta w ostatnim tygodniu przed uroczystościami wzmocniona została dwoma kompaniami z 59. Pułku Piechoty z Inowrocławia. Ostatecznie projektanci odeszli od podejścia na szczyt kopca za pośrednictwem ścieżki w kształcie esownicy. Zamiast tego sposobu, wykonano schody wiodące od podstawy do szczytu. Gdyby nie deszcze, kopiec byłby w 1931 roku całkowicie ukończony. Nie zdołano pokryć, tym samym zabezpieczyć luźnej powierzchni darnią. Mimo to uroczystość 600-lecia zwycięstwa nad Krzyżakami odbyła się 27 września 1931roku.

Uroczystości Płowieckie

Rozpoczęła się ona nabożeństwem i poświęceniem kościoła poklasztornego w Radziejowie. Głównym celebransem był i poświęcenia kościoła dokonał bp. Karol Radoński, poczym wszystkie związki, organizacje i wojsko z orkiestrą 59 Pułku Piechoty udali się na radziejowski Rynek. Tam pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki przemówienia wygłosili prezydent Inowrocławia Apolinary Jankowski oraz burmistrz Nieszawy Jan Stanisław Paszkiewicz. Po odśpiewaniu Roty nastąpił wymarsz do Płowiec. Pochód rozciągał się na odcinku 2 kilometrów, a wozy i samochody zajęły całą drogę od Radziejowa do Płowiec. Tłum, jaki zgromadził się pod kopcem obliczano na około 10-15 tysięcy, a samych sztandarów doliczono się przeszło 150. Nad zgromadzonymi krążyły samoloty. Prezydenta Rzeczypospolitej reprezentował były minister komunikacji Alfons Kuhn, rząd były minister poczty Ignacy Boerner, wojskowość gen. Stefan Pasłowski. Udział brał również Stanisław Twardo, wojewoda warszawski, płk Misiąg i inni.

O 13:30 odbyło się poświęcenie krzyża dębowego zbudowanego staraniem podkomitetu pod przewodnictwem ks. prałata dr Stanisława Gruchalskiego, kanonika kapituły włocławskiej. Krzyż ten miał stanąć na kopcu, lecz z powodu pewnych nieprzewidzianych trudności ustawiono go obok kopca. Po tej ceremonii posypały się przemówienia przedstawicieli Kościoła, władz i gości. Głos zabrali: ks. kan. Ignacy Majewski, starosta nieszawski Stanisław Wasiak, minister Ignacy Boerner, płk Władysław Kiliński, poseł Szczepan Promis oraz gość z Jugosławii prof. Ileszic z Zagrzebia. Ogromną niedogodnością był brak nagłośnienia, co powodowało małą słyszalność przemawiających. Kiedy przemawiali przedstawiciele kół sanacyjnych bliżej nich zebrani mieli wrażenie, że uroczystość odbywała się ku czci Józefa Piłsudskiego, albowiem jego nazwisko wspominano częściej niż króla Łokietka i przy każdej sposobności. Ubolewano w relacjach prasowych, że obchodom nie nadano szerszego rozgłosu ogólnokrajowego.

 

Trzecią częścią uroczystości płowieckich było otwarcie tegoż samego dnia o godz. 18:00 we Włocławku wystawy historyczno-wojskowej, w gmachu Domu Krajoznawczego przy ul. Słowackiego, w którym mieściło się Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej. Na wystawę złożyły się eksponaty - pamiątki historyczno-wojskowe, tematycznie związane z Bitwą pod Płowcami. Pochodziły one ze zbiorów prywatnych i muzeów, Ziemi Kujawskiej i Diecezjalnego. Otwarcia wystawy dokonał marszałek Senatu Władysław Raczkiewicz, wygłaszając przy tym w imieniu Rady Głównej PTK płomienne przemówienie, w którym podkreślił znamienne znaczenie Kujaw w regionalnym życiu Polski. Następnie dłuższy referat o przebiegu bitwy i jej znaczeniu politycznym wygłosił płk Henryk Eilc, delegat biura historycznego Ministerstwa Spraw Wojskowych, po czym rozpoczęło się zwiedzanie wystawy.

Akt erekcyjny

Podczas uroczystości pod Kopcem Łokietka ostatnim występującym był prezydent Włocławka Stefan Pachnowski, odczytując akt erekcyjny. Po uroczystym podpisaniu dokumentu przez przedstawicieli władz, przy dźwiękach hymnu złożono go w Kopcu Łokietka. A oto jego treść:

Działo się we wsi Płowce na Kujawach w dniu 27 września roku pańskiego 1931 - w sześćsetną rocznicę wiekopomnego zwycięstwa króla polskiego Władysława Łokietka nad Zakonem Krzyżackim, - gdy na czele Rzeczypospolitej stał Prezydent Ignacy Mościcki, gdy pierwszym marszałkiem Polski był Józef Piłsudski, gdy mandat Marszałka Senatu piastował Władysław Raczkiewicz, a mandat Marszałka Sejmu Kazimierz Świtalski, gdy urząd Prezesa Rady Ministrów sprawował Aleksander Prystor, a ministrami byli: Ignacy Boerner, Stefan Hubicki, Janusz Jędrzejewicz, Leon Kozłowski, Alfons Kühn, Czesław Michałowski, Mieczysław Norwid-Neugebauer, Bronisław Pieracki, Jan Piłsudski, Józef Piłsudski, Leon Janta-Połczyński, August Zalewski, Ferdynand Zarzycki, gdy na stolicy diecezji kujawskiej zasiadał J.E. Ks. Biskup Karol Radoński, gdy wojewodą warszawskim był Stanisław Twardo, gdy starostą powiatu włocławskiego był Karol Ponowski, nieszawskiego Stanisław Wasiak, inowrocławskiego Władysław Kutzner, strzelińskiego Włodzimierz Baranowski, lipnowskiego Feliks Kawczyński, prezydentem miasta Włocławka był Stefan Pachnowski i miasta Inowrocławia Apolinary Jankowski.

Przedstawiciele władz państwowych, duchownych, samorządowych, instytucji i organizacji społecznych oraz liczne rzesze Narodu Polskiego zebrali się na polach płowieckich celem wzięcia udziału w uroczystym poświęceniu kopca, usypanego przez społeczeństwo Kujaw na upamiętnienie zwycięstwa, które przed 600 laty zadecydowało o dalszych losach i historii Państwa Polskiego.

Niech kopiec ten góruje nad kujawską równiną, jako znak wdzięczności Bogu, przyszłym pokoleniom narodu ku zbudowaniu i pamięci, wrogom Rzeczypospolitej ku przestrodze - („Dziennik Kujawski“, 1931, Nr 224).