piątek, 25 września 2020

Maria Józefa ze Skrzydlewskich Sikorska z Żegotek - cz. 1

 

Dwór Skrzydlewskich w Żegotkach

W trakcie gromadzenia materiałów do albumu Strzelno to wielka rzecz 15 czerwca zajechaliśmy do Żegotek. Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy do gęsto zarośniętego parku, otaczającego piękny dwór ziemiański. Budowla ta w swej architekturze nawiązuje do pałacyku i to on sprawił, że zacząłem „odkurzać“ swoją pamięć, sięgając do dawno temu nagromadzonych starych zapisków, zdjęć i materiałów źródłowych. Co ciekawe, gros z nich zawiera informacje o ostatniej dziedziczce i mieszkance żegockiego dworu, Marii Józefie ze Skrzydlewskich Sikorskiej. Pamiętam ile to onegdaj trudności przyniosło mi dotarcie do jakiejkolwiek informacji o małżonku Marii, Włodzimierzu Sikorskim. Dopiero dogłębne badania genealogiczne, a także wspomnienia najmłodszego z dziesięcioro rodzeństwa Sikorskich, Jana naprowadziły mnie na tę osobę. 

Spośród wielu działaczek społecznych lat międzywojennych na szczególną uwagę zasługuje dziedziczka z Żegotek. Była kobietą szczególnie doświadczoną przez życie, przez 47 lat samotną, a do tego przedsiębiorczą i niezwykle pracowitą. Mając niespełna 3 latka straciła młodszą siostrzyczkę Józię, 5 lat matkę, a w 21 roku życia ojca. Po śmierci rodzica, wcześniejsze życie przygotowało ją do samodzielności i sprawiło, iż mogła podjąć się prowadzenia 280-hektarowego majątku ziemskiego. Jak czas pokazał, z tego obowiązku wywiązywała się znakomicie.

 

Maria pochodziła ze znakomitego rodu Skrzydlewskich, który posiłkował się przydomkiem Watta i pieczętował się herbem Samson. Przekazując tradycję rodzinną podawała, że jej dziadek Józef Skrzydlewski wywodził ród swój ze wsi Skrzydlewo, leżącej w dawnym powiecie babimojskim (współcześnie powiat międzychodzki). Tuż przed 1852 r. Józef Skrzydlewski nabył majątek Dzierzążnia pod Gębicami i przeniósł się na Kujawy. Urodził się on 7 kwietnia 1822 r. w Janowie k. Poznania jako syn Augustyna i Józefy z Czachórskich, dziedzice dóbr Janowo. Józef w 1840 r. ukończył Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Następnie studiował rolnictwo.  Związek małżeński zawarł ok. 1848 r. z Marią Weise. Małżonkowie mieli czwórkę dzieci, w tym ojca Marii, Feliksa urodzonego w 1852 r. Ciekawostką jest to, że linia Józefa nie posługiwała się przydomkiem Watta.

 

W 1869 r. dziadek Marii, Józef Skrzydlewski kupił od Adama Stęszewskiego za 41 tys. talarów liczący 1000 mórg majątek ziemski Żegotki. Były to tzw. dobra rycerskie, których właściciele z automatu stawali się deputowanymi, czyli radnymi do sejmiku powiatowego. Początkowo był to sejmik inowrocławski, a od 1886 r. sejmik strzeleński. Wcześniej wieś należała do Antoniego Busse i jego żony Urszuli z Wolickich i w 1837 r. została sprzedana Stęszewskiemu. Przywołując kolejny raz Marię Skrzydlewską jej słowami dopowiem, że: za polskich czasów należał ten majątek do rozgałęzionej po Polsce rodziny Żegockich, z których Krzysztof Żegota wsławił się w czasach najazdów szwedzkich na Polskę niepospolitym męstwem w wielu bitwach z nieprzyjacielem. Po nich dobra dzierżyli kolejno: Markowscy, Przeradzcy, Kościelscy i Kołudzcy.

 

Po ukończeniu nauk i osiągnięciu pełnoletniości Feliks Skrzydlewski otrzymał Żegotki z rąk ojca w zarząd, a po jego śmierci w 1888 r. stał się właścicielem majętności. Gospodarzył tutaj znakomicie, uruchamiając m.in. stację hodowli buraka cukrowego. Do majętności doprowadzona była linia kolejki buraczanej, którą dostarczano tutaj również środki do produkcji rolnej i materiały budowlane, a wywożono buraki do cukrowni. Przy dobrym rozwoju zdarzały się niepowodzenia w postaci pożarów. 4 maja 1886 r. spłonął należący do majętności wiatrak, którego już nie odbudowano. 27 października 1885 r. Feliks zawarł w Mogilnie związek małżeński z Haliną Łyskowską, córką posła Ignacego Łyskowskiego herbu Doliwa z Mileszew (Prusy Zachodnie). Dopiero po trzech latach na świat przyszła ich córka Maria Józefa, która urodziła się 12 listopada 1888 r. w pięknym dworze w Żegotkach koło Strzelna. Przyjście na świat córeczki poprzedziło niezwykłe odkrycie na polach żegockich. Otóż wiosną 1888 r. podczas wiosennych prac polowych robotnicy rolni majętności Żegotki wyorali gliniany garnek, który uderzony lemieszem rozsypał się na części. Naczynie to było z wypalonej gliny, z przykryciem i z wyrytym na stronie zewnętrznej dna, krzyżem. Powiadomiony o odkryciu, dziedzic dóbr, Feliks Skrzydlewski zabezpieczył znalezisko, a co znalazł, dowiadujemy się z opisu zachowanego do dziś, i z którego wynika oficjalnie, że w naczyniu znajdowało się: mnóstwo brakteatów, z których 691 dziedzic Skrzydlewski darował do gabinetu Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Były to typy pieniążków, bitych z podłego srebra, podobnych do tych, które w roku 1834 znaleziono w Mąkolinie, w ziemi płockiej. Brakteaty znalezione w Żegotkach pochodziły z XIV w. i były to monety pochodzenia krzyżackiego. Czy coś jeszcze znaleziono w ziemianin? Tego niestety już się nie dowiemy. 

 

W czerwcu 1890 r. na świat przyszło kolejne dziecko Feliksa i Haliny, Józefa. Niestety po 14-miesiącach, po ciężkich cierpieniach 8 lipca 1891 r. Józia zmarła. Ciężko tę stratę przeżywała matka, co między innymi doprowadziło ją do choroby. W dwa lata później kolejny cios dotknął rodzinę. 14 maja 1893 r. zmarła po długich i ciężkich cierpieniach, w 30. roku życia w dworze żegockim matka maleńkiej Marysi i żona Feliksa, Halina z Łyskowskich Skrzydlewska. W trzy dni później, 17 maja nastąpiła eksportacja zwłok do kościoła parafialnego w Strzelnie. Nazajutrz po nabożeństwie żałobnym śp. Halina została pochowana w rodzinnym grobowcu Skrzydlewskich w Gębicach.

 

Dla Feliksa nastały trudne czasy. Zatrudniona przez niego guwernantka robiła wszystko, by zastąpić Marysi chociażby w jakiejś części zmarłą matkę. Czy to się jej udało? Po upływie tylu lat i braku źródeł trudno cokolwiek wywnioskować. Ojciec przez kolejne lata zatrudniał guwernantki, które poza opieką nad Marysią również ją uczyły. Tym sposobem przygotowana intelektualnie, zdobyła gruntowne wykształcenie, które po uzyskaniu pełnoletniości pozwoliło jej samodzielnie prowadzić majętność Żegotki.   

Wcześniej, bo 1886 r. zmarł Ignacy Łyskowski, dziadek wówczas nienarodzonej jeszcze Marysi i pozostawił majątek Mileszewy, położony w powiecie brodnickim sześciu swym córkom. Były to: Godzisława Donimirska z Buchwaldu, Bożena Wicherkiewiczowa z Poznania, Anna - później zamężna Sikorska z Prus, Kazimiera - później zamężna Sikorska z Inowrocławia, Irena Lossowowa i matka Marysi Halina Skrzydlewska z Żegotek. W 1895 r. spadkobierczynie i ich pełnomocnicy postanowili Mileszewy sprzedać. W tym czasie Halina Skrzydlewska już nie żyła, a sukcesorką po niej części spadkowej była jej córka Marysi, nad której sukcesją opiekę sprawował Sąd w Strzelnie. Ostatecznie w 1896 r. Mileszewy wycenione na ok. 400 tys. marek sprzedano Stanisławowi Sikorskiemu, mężowi Anny z Łyskowskich, która obok wyżej wymienionych sióstr dziedziczyła 1/6 majętności. Marysi zatem przypadła niebagatelne kwota ponad 60 tys. marek, którą to zdeponowano w banku do czasu uzyskania przez nią pełnoletniości.

 

W administrowaniu Żegotkami pomagał Feliksowi specjalnie zatrudniony tutaj inspektor gospodarski. W 1903 r. był nim Jan Zientak. Dziedzic dbał o swoich pracowników, czego dowodem może być wypadek jaki wydarzył się w 1906 r. Otóż, jesienią zajęta rąbaniem drewna kucharka dworska tak nieszczęśliwie uderzyła siekierą, że odpadający od polana wiór ugodził ją w oko. Po konsultacjach lekarskich ranną umieszczono w klinice w Poznaniu i tam poddano leczeniu. Niewątpliwie był to przejaw troski jakim otaczano ludzi zatrudnionych w majętności. Feliks Skrzydlewski poza pracą na niwie gospodarczej działał na polu dobroczynności i znalazł się w grupie członków założycieli Towarzystwa Kolonii Wakacyjnych „Stella“ i Stacji Sanitarnej w Poznaniu. Niestety 15 sierpnia 1910 r. w wieku 58. lat ojciec już wówczas pełnoletniej Marii, Feliks Skrzydlewski zmarł we dworze w Żegotkach. Pochowany został w rodzinnym grobowcu w Gębicach.

Dzieło dobroczynności i pomocy potrzebującym kontynuowała Maria wpłacając anonimowo, pod inicjałami „M. S.“ znaczne kwoty pieniężne. Była członkinią wspierającą finansowo Towarzystwo Czytelni Ludowych w Poznaniu oraz Przytulisko i Żłobek w Inowrocławiu. W 1912 roku podpisała odezwę protestacyjną przeciw wywłaszczeniom majątków ziemskich przez Prusaków. W sierpniu 1918 r. na Towarzystwo „Gościna“ w Poznaniu, które organizowało pomoc dla głodnych wpłaciła 20 marek. Kiedy wybuchło Powstanie Wielkopolskie 27 grudnia 1918 r. w Poznaniu i rozlało się na całą Wielkopolskę w jego działania włączyła się również Maria Skrzydlewska. Wspierała je finansowo oraz zaopatrywała walczących i rekrutów kompanii strzeleńskiej w żywność, za co 7 sierpnia 1927 r. została udekorowana za zasługi w niesieniu pomocy Powstaniu Wielkopolskiemu „Odznaką za Zasługi“.

CDN                                      

sobota, 19 września 2020

Widok synagogi w Strzelnie


Synagoga w Strzelnie. Lat 30. XX w.

Będąc w sobotę 12 września na inauguracji wojewódzkich Europejskich Dni Dziedzictwa, która miała miejsce w tym roku w Strzelnie, w miejscowym Domu Kultury, usłyszałem z ust prelegenta stwierdzenie w formie żalu:

- Niestety, nie zachowała się żadna fotografia strzeleńskiej synagogi.

Na te słowa rozejrzałem się w lewo, w prawo i w tym samym momencie osoby siedzące po obu tych stronach skierowały na mnie swój wzrok z rysującym się pod maseczkami grymasem niedowierzania. Pokiwałem przecząco głową, odpowiadając językiem migowym wpatrzonym we mnie osobom:

- Nieprawda…

Otóż, teza ta jest błędna, gdyż zdjęcia przedstawiające synagogę są! Zachowały się! I już kilka razy prezentowałem je na blogu. Jedno z nich znajdzie się również na stronach albumu Strzelno to wielka rzecz, który niebawem ujrzy światło dzienne.

 

Cóż to są za zdjęcia? Są to dwa zdjęcia, z których pierwsze przedstawia część centralno-północną miasta widzianą z lotu ptaka z wyraźnie widocznym budynkiem synagogi. Mało tego, na podstawie tego zdjęcia można budynek dokładnie opisać. Uzupełnia je drugie zdjęcie przedstawiające dom Stanków ze sklepem piekarskim przy ul. Inowrocławskiej. To na nim widoczny jest fragment elewacji frontowej synagogi, a właściwie na jej część południowo-zachodnią widzianą właśnie od strony ul. Inowrocławskiej. Ale zanim przejdę do opisania budowli w kilku zdaniach opowiem o Żydach strzeleńskich.

Synagoga w Strzelnie mieściła się na narożnikowej parceli przy ulicach Inowrocławskiej i Spichrzowej

Społecznością żydowską mieszkającą w Strzelnie i okolicy interesuję się od dawna. Trafiłem na wiele źródeł, rozmawiałem z dziesiątkami mieszkańców, którzy pamiętali mieszkających przed wojną w Strzelnie Żydów. Wertowałem setki kart ksiąg metrykalnych, z których wypisywałem nazwiska urodzonych, ślubujących i zmarłych strzeleńskich Żydów. Poznałem ich zwyczaje studiując całe roczniki prasy regionalnej, literaturę fachową, a szczególnie pracę magisterską o Żydach napisaną przez śp. szwagra Andrzeja Gabryszaka i zebrane oraz spisane przez niego przeróżne informacje. Tymi sposobami zgromadziłem materiał, który jest skarbnicą wiedzy o społeczności, która przez blisko 200 lat - do czasów II wojny światowej - tutaj żyła.

 

Dom Stanków przy ul. Inowrocławskiej z widocznym fragmentem synagogi

Ale wracając do zdjęć dopowiem, że jedno z nich - przedstawiające piekarnię Stanków z fragmentem synagogi - otrzymałem przed laty od Macieja Dobrzyńskiego, a drugie najcenniejsze - zrobione z lotu ptaka - od Tomka Nowaka. Oba zdjęcia sprawiają, że dzisiaj - oczywiście ci, co chcą - wiemy jak wyglądała strzeleńska synagoga, dawniej przez strzelnian katolików nazywana buźnicą (prawidłowe określenie winno brzmieć - bożnica, bóżnica).

Pamiętam jako dziecko reprymendy starszych wobec niesfornych dzieci. Jedną z nich było napominanie hałaśliwej dziatwy:

- Zachowujecie się jak te żydki w buźnicy!  

Współczesny widok narożnika przy ulicach Inowrocławskiej i Spichrzowej - miejsce, w którym stała synagoga.

Temat związany z synagogą strzeleńska znajdzie się na blogu przy okazji spacerku ulicą Inowrocławską. Dzisiaj krótko o tej budowli. Pierwsza synagoga w Strzelnie została wybudowana w 1826 r. Niestety nie zachowała się informacja, w którym miejscu była ona zlokalizowana. Być może wcześniej był to dom modlitwy na zapleczu posesji Rabbi Hillela przy ul. Kościelnej. Synagogę przy ul Inowrocławskiej (Poststrasse) strzeleńska społeczność żydowska wybudowała w 1844 r. Parcela, na której stanęła świątynia oznaczona była porządkowym numerem policyjnym 92. Wcześniej nie była ona zabudowana i stanowiła miejski ogród Jana Nepomucena Palińskiego. 23 kwietnia 1838 r. Królewski Sąd Ziemsko-Miejski w Inowrocławiu na polecenie Sądu Głównego w Bydgoszczy, w ramach tzw. patentu subhastacyjnego (wyroku wywłaszczającego), po wyszacowaniu parceli na 60 talarów ogłosił jej sprzedaż. Wkrótce też grunt ten nabyła miejscowa gmina żydowska i wystawiła synagogę.

Maurycy Gottlieb, Żydzi modlący się w synagodze podczas Jom Kippur, 1878, Muzeum Sztuki w Tel Awiwie.

W wielkie święto żydowskie „Jom Kippur” obchodzone w 1878 r., podczas nabożeństwa w synagodze strzeleńskiej nastąpiła katastrofa budowlana. W wypełnionej po brzegi świątyni, w której znajdowało się około 500 wyznawców wiary mojżeszowej, runęła część stropu. W katastrofie ucierpiało 16 osób z tego 13 lekko i 3 ciężko rannych. Prasa regionalna nadto podała, że jeden z rannych, młody subiekt handlowy niebawem zmarł. W tym też miejscu odnotowano, że synagoga ta była stosunkowo nową budowlą gdyż wybudowana została w 1844 r.

 

Po dwóch latach, dzięki staraniom gminy żydowskiej i całej jej społeczności, odbudowano synagogę w takim kształcie, jakim przetrwała do 1940 r.

Więcej o Żydach i synagodze - jak już wspomniałem - znajdziecie w niedługim czasie podczas spacerku ul. Inowrocławską. 

czwartek, 17 września 2020

Res Sacra Miser - szpital w Strzelnie

Wczoraj starosta Bartosz Nowacki na swoim koncie facebookowym umieścił informację o planowanym na październik przetargu, który ma wyłonić wykonawcę przebudowy budynku szpitala strzeleńskiego pod potrzeby Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego (ZOL). Projekt - jak to bywa na papierze - przedstawia się imponująco. Czas pokaże na ile ta piękna wizja nabierze realnego kształtu. Niezrealizowane jak dotychczas wizje, plany i zamiary zapoczątkowane zostały - co my starsi pamiętamy - w drugiej połowie lat 80. minionego stulecia, czyli ok. 35 lat temu. Miejmy nadzieję, że obecne zamiary - plany zostaną zrealizowane podobnie jak te przedwojenne w przeciągu kilkunastu miesięcy.

Przy okazji tej przebudowy rzucam pomysł, by przywrócić przedwojenną sentencję, umieszczoną onegdaj na frontonie budynku. Przed wojną, a także po jej zakończeniu, na elewacji frontowej nowoczesnego - jak na owe czasy - Szpitala Powiatowego w Strzelnie, nad wejściem głównym, pod oknami sali operacyjnej widniała przepiękny i pełny ludzkiej mądrości napis - „Res Sacra Miser”. Ową sentencję poprzedzała stojąca na osi szpitala, u niemalże granicy z chodnikiem „Miłosierna” figura Serca Jezusowego. Stała ona na solidnym wysokim cokole. Autor rzeźby przedstawił Jezusa wskazującego lewą ręką swoje miłosierne serce i prawą uniesioną w geście do błogosławieństwa. Jakże wymowna w swojej symbolice była ta postać Jezusa, który przechodniom i przejezdnym błogosławił, a chorym wskazywał drogę do swego serca. Figura przed szpitalem strzeleńskim oraz owa piękna sentencja, to znak miłości Boga ku ludziom.

 

Kto był autorem tej sentencji? Otóż, to fragment epigramu Seneki juniora, który w oryginale brzmiało nieco inaczej - „Res est sacra miser”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy - „Jest to święty nieszczęśliwy”. Współcześnie zmodyfikowane do formy „Res Sacra Miser” możemy tłumaczyć na wiele sposobów, a mianowicie: święty nieszczęśliwy, ubogi rzeczą świętą, nieszczęśliwy rzeczą świętą, biedny świętością, bieda rzeczą świętą, etc. Sentencja ta jest odzwierciedleniem doktryny katolickiej, w wąskim zaś kontekście odzwierciedla troskę o ludzi znajdujących się w potrzebie - chorych będących rzeczą świętą. Najsłynniejszą polską budowlą, którą opatrzono w 1820 r. identyczną sentencją jest budynek XVI-wiecznego Pałacu Kaznowskich w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu. Obecnie swą siedzibę ma tu Centrum Charytatywne Caritas Archidiecezji Warszawskiej.

 

Onegdaj znalazłem w jednej z przedwojennych gazet kombatanckich artykuł poświęcony wzajemnej pomocy, z fragmentem: Res sacra miser – mówią napisy wypłowiałe na starych gmachach, powstałych jako szpitale, jako domy ubogich itp. Zatem wiem już, że dawniej sentencja ta była powszechnie stosowaną na tego typy budowlach. Przedwojenny uniwersalizm tej starej sentencji autorstwa Seneki - nauczyciela obłąkanego Nerona – stał się przyczyną powszechności w jego stosowaniu. Przyświecał on walce z bezrobociem, ubóstwem i biedą, niesieniem pomocy poprzez ochronkę, schronisko, czy kuchnię dla biednych, a nade wszystko był drogowskazem, czy wręcz informacją, że tu znajdziesz pomoc. W odniesieniu do Szpitala Powiatowego w Strzelnie przypominał on wszystkim o świętym obowiązku wspierania ludzi chorych, ludzi ubogich chorobą dotkniętych.

Szpital w czasie okupacji z widoczną sentencją Res Sacra Miser
 

Sentencja ta nie przeszkadzała Niemcom w czasie okupacji. Jej treść zawarta w niepisanym kodeksie była należycie przestrzegana. Tutejszy okupacyjny chirurg Georg Bergmann traktował wszystkich równo. Również pielęgniarki - w pełnym tego słowa znaczeniu – a były nimi siostry elżbietanki, opiekowały się z pełnym miłosierdziem podopiecznymi. Za murami wojna, w wewnątrz pokój – sacrum.

Więcej o historii szpitala znajdziecie pod linkiem:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/03/o-szpitalu-na-zyczenie.html 

Jak dzisiaj postrzegamy ów skuty przez totalitaryzm komunistyczny przepiękny napis Res sacra miser – Chory rzeczą świętą. Jak dalece pęd za pieniądzem - dobrami materialnymi - wypaczył współczesnym ową rzecz świętą, przysięgę Hipokratesa. Przecież to ona zawiera podstawy współczesnej etyki lekarskiej. Szpitale onegdaj traktowane jak świątynie, a ów chory jako świętość, dziś zamieniły się w mennice. Pieniądz - oczywiście, że ważna rzecz - zepchnął chorego na dalszy plan, do grupy kolejkowiczów oczekujących na reglamentowany towar, leczenie. Nasza strzeleńska lecznica oskubana z Res sacra miser zdaje się krzyczeć z rozpaczy: - Przywróćcie mi godność, sprawcie, by na elewację frontową powróciła sentencja, zaś do wnętrza Chory, jako rzecz święta.

Przy tej okazji rzucam kolejny pomysł - tym razem dotyczący szpitala mogileńskiego - a mianowicie przywrócenie mu przedwojennego imienia. Otóż, 18 stycznia 1930 r. uchwałą nr L.dz.533/30.II. Sejmiku Powiatowego w Mogilnie szpitalowi powiatowemu w Mogilnie nadana została nazwa: „Publiczny Szpital Powiatowy imienia I starosty powiatowego Mieczysława Dąmbskiego“. Uchwałę tę podpisał 27 stycznia 1930 r. Przewodniczący Wydziału Powiatowego Wacław Stępiński - Starosta Powiatowy. Została ona opublikowana w „Orędownik Powiatu Mogileńskiego“, Nr 10/1930. 

 

Dokumentacja szpitalna z 1936 r. z sygnaturą szpitala bez przeniesionego imienia 

Dopowiem, że w tym roku mija 90 lat od tamtego wydarzenia oraz to, że w 1933 r. imię przeniesiono ze zlikwidowanego wówczas szpitala mogileńskiego na szpital strzeleński. Niestety, nie wdrożono je w praktyce i przestało ono funkcjonować.

poniedziałek, 14 września 2020

Nadleśnictwo Miradz rozdaje drzewka




Ten tytuł możecie przyjąć z niedowierzaniem - ale to jest prawda!

18 września 2020 r. w godz. 9:00 - 15:00

Leśnicy z Miradza zapraszają do Szkółki Leśnej Wysoki Most, która zlokalizowana jest przy drodze z Nowej Wsi do Przyjezierza (po prawej stronie, jadąc od strony Strzelna). Wszyscy, którzy tam dojadą otrzymają piękne, zdrowe sadzonki jodły pospolitej i świerku zwyczajnego. Jeśli macie działki, ogrody przydomowe i inne miejsca rekreacyjne to jest okazja, by bezpłatnie obsadzić je sadzonkami, z których wyrosną piękne drzewa i przez lata (dziesiątki lat) będą zdobiły wasze otoczenie i bawiły wzrok… W odpowiedniej kompozycji z krzewami i innymi roślinami zamienią twoje monotonne otoczenie w piękny zakątek rekreacyjny.

 

Sadzonki drzew będą też wydawane we wszystkich nadleśnictwach w regionie i przed siedzibą Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu przy ulicy Mickiewicza 9. Zachęcam zatem miłośników Lasów Pałuckich do odwiedzenia Nadleśnictwa Gołąbki,  

Szkółka Leśna Mięcierzyn oraz miłośników Puszczy Bydgoskiej do siedziby Nadleśnictwa Gniewkowo przy ul. Dworcowa 10.

Jodła pospolita
Świerk zwyczajny

Dopowiem, że 18 września 2020 r. po raz kolejny odbędzie się akcja #sadziMY. Leśnicy będą rozdawać sadzonki drzew w siedzibach wszystkich 430 nadleśnictw oraz 17 regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych w Polsce. Dla wszystkich chętnych przygotowali łącznie aż milion sadzonek.

Lasy i drzewa zapewniają tlen, oczyszczają powietrze, wpływają korzystnie na klimat i na samopoczucie nas wszystkich. Są domem dla wielu gatunków roślin, grzybów i zwierząt. Dostarczają najbardziej ekologiczny surowiec, drewno, mające wszechstronne zastosowanie w gospodarce i życiu człowieka. Polscy leśnicy każdego roku sadzą 500 milionów drzew. Mimo że czasem wysiłek wielu pokoleń niszczą klęski żywiołowe, sadzenie trwa i lasów w Polsce stale przybywa. Zajmują one już jedną trzecią powierzchni naszego kraju. Drzewa są jednak potrzebne wszędzie tam, gdzie żyjemy, nie tylko w lesie. 


sobota, 12 września 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 100 Ulica Kościelna - cz. 10

Znad morza wróciliśmy wczoraj wieczorem, wypoczęci, nieco opaleni i bardzo zadowoleni. Przy okazji pobytu zwiedziliśmy kilka nadmorskich miejscowości, co dało nam do myślenia i wyciągnięcia wielu wniosków. Pięknie przeprowadzone rewitalizacje przestrzeni miejskich wywoływały na każdym kroku nasz zachwyt… Dzisiaj z samego rana siadłem do biurka i dopieściłem wcześniej przygotowany artykułu, a wszystko dlatego, że stali czytelnicy bloga - według mej wiedzy korespondencyjnej - z niecierpliwością czekają na mój powrót, na bloga. Zatem jestem i wszystkich serdecznie pozdrawiam…

 

Po możliwie dogłębnym poznaniu dziejów kamienicy Roltzów, Norwidów i Chudzińskich, czyli domu oznaczonego numerem 12, przechodzimy pod kamieniczkę, której historyczna uroda przyciąga wzrok przechodnia. Utrzymana w tonacji błękitnej zbudowana została w 1904 r. w stylu eklektycznym, ze zdobieniami secesyjnymi, jedynymi tego rodzaju elementami w strzeleńskiej architekturze fasadowej. Nawiązują one w części do „pełzającego“ ornamentu secesyjnego w postaci kwiatów i roślin oraz z wkomponowanymi w nie maszkaronami w frontonach nadokiennych pierwszej kondygnacji. Jednopiętrowa elewacja frontowa jest pięcioosiowa z centralnie umieszczonym balkonem o ozdobnej, metalowej balustradzie; wieńczy ją drewniany gzyms oraz fronton w typie circulaire z wpisaną w niego datą budowy 1904. Filary międzydrzwiowe i międzywitrynowe parteru silnie boniowane; pośrodku oryginalna z czasów budowy drewniana, silnie zdobiona brama korytarzowo-wjazdowa prowadząca w podwórze posesji.

 

Kamieniczka oznaczona numerem 10, dawniej policyjnym nr 13 należała do Antoniego Wachulskiego, a obecnie do spadkobierców jego wnuczki Ireny z Wachulskich Lasockiej. Wachulscy byli starą strzeleńską rodziną. Pierwszy znany antenat tego rodu Adalbertus (Wojciech) urodził się pod koniec XVIII w. Zawarł on związek małżeński z Katarzyną Lechowską, z którą miał m.in. syna Andrzeja ur. w 1817 r. Tenże w 1857 r. w wieku 40 lat poślubił o 21 lat młodszą Michalinę Lewandowicz, córką Tomasza i Joanny z domu Breitenbach. Z tego małżeństwa na świat przyszedł w 1861 r. Antoni Wachulski. Był on dwukrotnie żonaty - pierwszą jego małżonką (1893 r.) została Katarzyna Romanowicz. Kiedy owdowiał poślubił ok. 1900 r. Kazimierę z domu Kornaszewską córkę Walentego, z którą miał syna Adama ur. 11 grudnia 1901 r. Antoni był mistrzem piekarskim i prowadził własną piekarnię przy ul Kościelnej 10. Interes musiał iść mu dobrze, o czym świadczy wystawienie przez niego pięknej kamieniczki. Odnotowany został w 1905 r. wśród członków strzeleńskiej organizacji „Straż“ skupiającej polski żywioł narodowo-gospodarczy. Zmarł w 1923 r.

Ulica Kościelna w latach 30. XX w. przed kamienicami Norwidów i Wachulskich. Udział pocztu sztandarowego TG "Sokół" i członków w procesji Bożego Ciała. Sztandar niesie chorąży Adam Wachulski.

 

Mało kto wie o tym, że w domu tym działał pierwszy sklep Spółdzielni Spożywców „Zgoda“. Był to sklep filialny dyrekcji inowrocławskiej. Drugą filią był podobny sklep „Zgody“ w Markowicach. Pierwsza spółdzielnia tego typu powstała w 1919 r. w Poznaniu i szybko rozprzestrzeniła się na Wielkopolskę. W latach 20. XX w. dyrekcja inowrocławska, którą kierował dyrektor Fejnikowski założyła filię w lokalu handlowych kamienicy Wachulskich. Był to skład kolonialny i delikatesów z prawem wyszynku piwa i wina. Spółdzielnia ze swoich zysków wspierała miejscowe stowarzyszenia, m.in. w 1928 r. Towarzystwo Katolickie Robotników. W 1931 r. spółdzielnia ,,Zgoda“ w Strzelnie odbyła swoje okresowe zebranie. Dokładne sprawozdanie z działalności obrotów gotówkowych złożył p. dyrektor Fenikowski. Wynikało z niego, że sprzedaje się tutaj towary mniej więcej za 10.000 zł miesięcznie. Wzrost obrotów sprawił, że spółdzielnia swój sklep przeniosła na Rynek do kamienicy po Pińkowskich (w miejscu tym współcześnie funkcjonuje prywatny sklep „Zgoda“).

 

Obok „Zgody“, działalność handlowo-produkcyjną prowadził tutaj piekarz Hieronim Gniewkowski. Prowadził on piekarnię i ciastkarnię, pomieszczenia, których znajdowały się w oficynie, w podwórzu. Na załączonym starym zdjęciu widoczny jest napis na szybie witryny wystawowej „Piekarnia chleba i ciast - Gniewkowski“. 

Po śmierci Antoniego Wachulskiego całą posesją zarządzał syn Adam. Urodził się on 11 grudnia 1901 r. w Strzelnie. Żonaty był z Leokadią Szocińska. Był znanym działaczem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół“ w Strzelnie. Pełnił w nim funkcję członka zarządu, rady programowej, a od 1929 r. chorążego pocztu sztandarowego „Sokoła“. Działał w Towarzystwie Przemysłowców, będąc członkiem zarządu. W Towarzystwie Powstańców i Wojaków pełnił funkcję zastępcy sekretarza. Zmarł 16 marca 1946 r.

 

Solidnie wystawiona kamienica przetrwała w niezmienionym stanie do dzisiaj. Przedwojenne lokale handlowe na parterze po 1945 r. zmieniły swoje przeznaczenie i zostały zamienione na mieszkania. Stan ten trwał do czasu przemian ustrojowych, czyli do początków lat 90. minionego stulecia. Wówczas to w jednym z dawnych lokali handlowych uruchomiona została pierwsza w Strzelnie wypożyczalnia kaset wideo. Był to niesamowity hit tamtych lat. Ludziska garnęli tutaj, by wypożyczyć najnowszy film i w zaciszu domowym obejrzeć go wspólnie z rodziną i znajomymi. Nastało nowa moda, wspólne oglądanie filmów przy kawie i cieście, jak również przy piwku, sznapsie i jakiejś przegryzce. Z czasem ten rodzaj rozrywki wypierać zaczęła telewizja satelitarna. Popyt na kasety zmalał i spółka Szadkowski-Filip uruchomiła obok kaset sklep spożywczy.

Dziś w pomieszczeniach parterowych działalność gospodarczą-handlową PHU „Wirnik" prowadzą panowie Ruszkiewiczowie, parając się branżą elektryczną, RTV i AGD.


środa, 2 września 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 99 Ulica Kościelna - cz. 9


Dzisiejsza pogoda nie nastraja nas do spacerków. Deszcz siąpi, zatem zapraszam do wirtualnego pospacerowania po naszym mieście. Do południa namawiam tych, co nie są dzisiaj w pracy oraz tych, co psychicznie szykują się do rozpoczęcia roku szkolnego, a po południu wszystkich, którzy taką ochotę będą mieli… Kierując się spod posesji Pieroga ku Rynkowi, przechodzimy skrzyżowanie z ul. Gimnazjalną i zatrzymujemy się przed najstarszym domem przy tej ulicy oznaczonym numerem 12. Jego rodowód sięga 4. ćwierci drugiej połowy XIX w. i zaliczany on jest do jednych z najstarszych przy tej ulicy. Jest to piętrowa kamienica z pięcioosiową elewacją frontową posiadająca skromne cechy eklektyczne. W części frontowej poddasza znajduje się pięć zaślepionych oculusów. Całość nakryta jest dwuspadowym dachem ceramicznym z mieszkalną częścią poddasza. W części zachodniej podwórza znajduje się parterowa oficyna, nakryta ostrym jednospadowym dachem ceramicznym. Od strony ulicy Gimnazjalnej podwórze odgrodzone jest ceglanym, otynkowanym płotem (murem) z usytuowaną pośrodku furtą i bramą wjazdową.

 

Kamienica pod okiem nowych właścicieli zmieniła się pod względem estetycznym, otrzymując nową elewację. Ostatnimi laty przeprowadzony remont zatarł ślady starych malowanych, natynkowych reklam, które pomimo upływu czasu wychodziły spod elewacyjnych przemalowań. Również zatarte zostały w części parterowej powierzchniowe, natynkowe boniowania rowkowe. Owe reklamy były świadectwem prowadzonych tutaj działalności gospodarczych. Dominowały napisy w języku niemieckim informujące, że znajdowała się tutaj restauracja (Restaurant). Prowadził ją Niemiec Julius August Schau (ur. 1871 r.) syn Carla i Charlotty Bogdańskiej. Nie był on rodowitym strzelnianinem. W 1894 r. poślubił córkę bauera z Jezior Wielkich Gottfrieda Kolandra i Alwiny Lehmann, Huldę Albertynę (ur. 1873 r.) i wraz z nią tutaj osiadł. W lokalu tym poza trunkami serwowano, ponoć, smaczną swojską kuchnię. Do restauracji wchodziło się bezpośrednio z ulicy. Drzwi znajdowały się w lewym narożniku elewacji frontowej, w miejscu pierwszego od lewej strony (wschodniej) współczesnego okna i poprzedzały je trzy kamienne stopnie. Nisze podokienne parteru są pozostałościami po dużych drzwiach i oknach wystawowych.

Narożnik kamienicy Norwidów z widoczną reklamą zakładu fotograficznego oraz schodami - wejściem do restauracji (ok. 1930 r.)

 Kolejny, wyzierający spod tynku fragment napisu to nazwisko niejakiego H. Gastmanna. W metrykaliach strzeleńskiej parafii ewangelickiej pod rokiem 1871 znajdujemy zapis małżeństwa zawartego przez 34-letniego Heinricha Gastmanna z blisko 20-letnią Augustą Priebe. Niestety nie udało mi się trafić na źródła, które mówiłyby o profesji, jaką wykonywał Gastmann. Do piwnicy od strony ul. Szerokiej (obecnie Gimnazjalna) prowadziło oddzielne, przybudowane wejście. Za nim znajdowała się suteryna w formie lokalu rzemieślniczego, w której działalność szewsko-pantoflarską prowadził Mieczysław Kulse. Jeszcze w latach 60. minionego stulecia widoczne były napisy informujące o wytwarzaniu w tym miejscu solidnych pantofli, czyli obuwia skórzanego na drewnianych spodach. 

Mieszkańcem tego domu był również Władysław Aleksander Majorowicz, wieloletni pierwszy nauczyciel i kierownik szkoły katolickiej - powszechnej w Strzelnie. Majorowicz urodził się 3 lipca 1850 r. w Chodzieży jako syn Józefa i Marii z domu Dobrzycka. w Latach 1870-1873 uczęszczał do Królewskiego Seminarium Nauczycielskiego w Paradyżu. W tym czasie było to najbardziej polskie seminarium nauczycielskie w Wielkim Księstwie Poznańskim. Pierwszą posadę nauczycielską objął w Łeknie w powiecie wągrowieckim, gdzie uczył od 1 sierpnia 1873 r. do 31 maja 1874 r. Następnie 1 czerwca 1874 r. został powołany do Strzelna i tutaj w szkole katolickie, a następnie powszechnej 7-klasowej pracował nieprzerwanie do 1 sierpnia 1926 r., tj. 53 lata, z których 42 lata piastował funkcję pierwszego nauczyciela i kierownika szkoły. 

W międzyczasie, w 1878 r. zawarł w Strzelnie związek małżeński ze strzelnianką Ksawerą Praksedą Główczewską, córką Szymona i Wilhelminy Rex (rodzice byli ewangelikami). Majorowicz różnie postrzegany był przez społeczeństwo. W czasie strajków szkolnych w 1906 r. początkowo przekonywał, by zarówno rodzice jak i dzieci dali sobie spokój z tą formą protestu. Później niepokornych skazywał na odsiadkę po lekcjach, nadto karał chłostą. Niemniej jednak swoją postawą mimo wszystko budził w społeczeństwie zaufanie. Po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919 pozostał na stanowisku nauczycielskim i kierowniczym, do czasu objęcia tej funkcji w 1926 r. przez Jana Dałkowskiego. Miał wówczas 76 lat. Władysław Majorowicz zmarł w 1945 r. w wieku 95 lat.   

Od połowy XIX w. parcela wraz z domem należała do Ernsta Gottlieba Roltza i jego małżonki Augusty z domu Karst. To Ernst Roltz wystawił dzisiejszą piętrową kamienicę. Małżonkowie mieli dwie córki Emmę Juliannę (ur. 1855 r.) zamężną za handlarza mąką Friedricha Schleusnera i Matyldę Augustę Beatę (ur.1858 r.) zamężną za Carla Heisiga. W spisie mieszkańców miasta Strzelna z 1910 r. znajdujemy jako właścicielkę kamienicy wdowę po Ernście, Augustę Roltz.

Kamienica od 1920 r. stała się własnością małżonków Józefa i Aleksandry z Fijałkowskich Norwid-Kudło, którzy nabyli tę posesję od Niemki Augusty Roltz. Trafili oni do Strzelna z Kresów Wschodnich, kryjąc się tutaj przed nawałą bolszewicką. Szczegółowo rodzinę Norwidów opisałem w jednym z poprzednich artykułów, który opublikowałem na blogu 15 sierpnia, a który nosił tytuł Cud Wisły w dziejach rodziny Norwid-Kudło. Zapraszam do zapoznania się z niezwykle ciekawymi i ekscytującymi dziejami tej rodziny:

https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2020/08/cud-wisy-w-dziejach-rodziny-norwid-kudo.html

W tle widoczny parter kamienicy Norwidów. Po lewej wejście oraz witryna restauracji (lata 30. XX w.)

 Tymczasem dopowiem, ze małżonkowie Norwid-Kudło z Mińska Litewskiego przybyli do Strzelna z dwójką dzieci, Euzebiuszem i Felicją. W tym czasie w Ławicy pod Poznaniem, przebywał ich syn ppor. lotnik Edmund, który od 14 lutego uczestniczył w formowaniu 2. Eskadry Lotniczej Wielkopolskiej. W pierwszych dniach kwietnia 2. Eskadra została skierowana na front południowy w rejon Nowego Miasta nad Wartą. Dowodził nią wówczas ppor. Edmund Norwid-Kudło. Poza kilkoma osobami, jak np. rotmistrz-pilot Tadeusz Grochowalski i ppor. Edmund Norwid-Kudło wywodzącymi się z 1. Korpusu Polskiego, pozostałą część składu Eskadry stanowili Wielkopolanie. Eskadra aktywnie uczestniczyła w działaniach bojowych, które sprowadzały się głównie do lotów rozpoznawczych. Drugą formą działania lotnictwa frontu południowego w Wielkopolsce stanowiły loty propagandowe i z ulotkami na Śląsk, poza linię demarkacyjną. Był to okres aktywizacji narodowej i demonstracji ludności polskiej na Śląsku, poprzedzających wybuch pierwszego Powstania Śląskiego w sierpniu 1919 r. Na początku czerwca 1919 r. 2. Eskadra została skierowana na front północny w rejon Kruszwicy, na lotnisko w majątku Kobylniki. Stamtąd do lipca wykonywała loty rozpoznawcze, głównie w rejon Bydgoszczy i Torunia. W tym czasie Dekretem Naczelnej Rady Ludowej nr 177 z dnia 24 czerwca 1919 r. ppor. Edmund Norwid-Kudło mianowany został porucznikiem. 30 lipca 1919 r. nastąpił wyjazd 2. Eskadry Lotniczej Wielkopolskiej pod dowództwem por. lotnika Edmunda Norwid-Kudło na front wojny polsko-bolszewickiej.

 

Skan dokumentu opisującego historii 2. Eskadry Lotnictwa Wielkopolskiego sporządzonego przez dowódcę por. pilota Edmunda Norwid-Kudło (ze zbiorów Centralnego Archiwum Wojskowego)

To w czasie pobytu Edmunda na lotnisku w Kobylnikach i wykonywania lotów nad Strzelnem oraz kilku odwiedzinach w stolicy powiatu, na tyle spodobało mu się tutaj, że namówił rodziców do przybycia na Kujawy. Nadto okazją było stosunkowo łatwe nabycie w mieście nieruchomości od Niemców, którzy po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim w wielu przypadkach opuszczali wyzwolone tereny. Z upływem lat Norwidowie zaaklimatyzowali się w mieście do tego stopnia, że uznawani byli za zacnych obywateli miasta. Kiedy w 1929 r. antenat rodziny Józef odszedł do Domu Pana ówczesna prasa odnotowała ten fakt, wymieniają go pośród znanymi i poważanymi obywatelami:

Z początkiem nowego roku warto czytelnikom niejedno przypomnieć. W roku 1929 nielitościwa śmierć zabrała Strzelnu 160 osób, pomiędzy niemi kilka znanych i poważnych obywateli, ś. p. Antoniego Reinholza, Józefa Norwid-Kudło, Ludwika Łepskiego, Józefę Żakowską z d. Łebińskich, Juliusza Küchela, Franciszka Boeschego, Piotra Dłuszkiewicza, Leona Zielińskiego, Adama Turka, Józefa Rydlewskiego, Alberta Morawietza, Ottona Laruscha.

 

Łamy prasy regionalnej zainteresowały się również ślubem Euzebiusza, który pojął za żonę Kresowiankę. „Lech. Gazeta Gnieźnieńska“ w numerze 70/1935 donosił: Żydówka ochrzczona wstąpiła w związek małżeński. W dniu 19 marca 1935 r. pobłogosławiony został w kościele farnym w Strzelnie związek małżeński pomiędzy p. Rachelą, Eligią, Marią Libówną, która w dniu 1 grudnia ub. roku przyjęła chrzest św. a p. Euzebiuszem Norwid-Kudło, fotografem z zawodu. Dodam, że panią Marię w latach 70. XX w. miałem przyjemność osobiście poznać, kiedy przyjeżdżała w odwiedziny do Strzelna. Wówczas bywała w kilku zaprzyjaźnionych domach, również spotykała się z moją mamą… Dodam, ze wówczas mieszkała w Szczecinie…

Zdjęcie pogrzebu ks. prałata Ignacego Czechowskiego wykonane w tajemnicy przed Niemcami przez Euzebiusza Norwida z okna pierwszego piętra kamienicy Norwidów (1 marca 1941 r.) 

 W 1945 r. wraz z żoną Karoliną z Heinrichów zamieszkał w Strzelnie, w kamienicy rodziców Hieronim Norwid-Kudło. Był tutaj nauczycielem biologii, geografii, chemii i języka rosyjskiego. Osobiście uczył mnie, opowiadając przy tym swoje młodzieńcze i nauczycielskie przeżycia na Kresach Wschodnich. Gdy nam było zimno, to pan Hieronim przywoływał czasy przedwojenne i naukę w szkole na Kresach. Mawiał, że dzieci do szkoły chodziły w walonkach i opatulone kufajkami, a temperatura -30 stopni Celsjusza była codziennością w okresie zimowym. To dzięki niemu poznałem kulturę i obyczaje Kresowiaków. Do końca swych długich lat życia uwielbiał wraz z żoną wielokilometrowe spacery za miasto, do okolicznych lasów. Oboje małżonkowie wiedli wręcz spartańskie życie, co zapewniło im w zdrowiu niemal wiekowego dotrwania.

Po śmierci Norwidów kamienicę od spadkobierców nabył we współudziale ze siostrą obecny burmistrz Strzelna Dariusz Chudziński. Od kilku lat doprowadza on całość do właściwego stanu techniczno-estetycznego. Kamienica swym zadbanym wyglądem wyróżnia się w porównaniu do pozostałych przy tej ulicy domostw.

piątek, 28 sierpnia 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 98 Ulica Kościelna - cz. 8

Trochę czasu zajęło nam spacerowanie wokół Placu Świętego Wojciecha, ulicami Klasztorną i parkową oraz po Wzgórzu Świętego Wojciecha. Chyba zauważyliście, że św. Wojciech po wielokroć został upamiętniony w naszym mieście. Jego imię nosi wzgórze poklasztorne i przyległy doń plac. Ma on swój pomnik, wielkie kamienne głazy oraz starą legendę, którą spisał już w 1835 r. Józef Łukaszewicz (1799-1873), polski historyk, publicysta, bibliotekarz i wydawca, a opublikował na łamach „Przyjaciela Ludu“. Mało tego, posiadamy również relikwie Świętego, które znajdują się w kościele pw. Świętej Trójcy, w ołtarzu Świętego Krzyża, w środkowym na kształt tabernakulum relikwiarzu szafkowym. Zatem, Strzelno św. Wojciechem stoi i choć nie mamy jako miasto swojego patrona, to tenże Święty mógłby nim zostać. Pomysł godna przemyślenia, dlatego kieruję go do właściwych osób i organów, które posiadają moc sprawczą i mogą rozważyć tę propozycję. Przypomnę, że pobliski Inowrocław ma za patronkę św. Królową Jadwigę, a Mogilno św. Benedykta. Procedura przyjęcia św. Wojciecha za patrona jest nieco skomplikowana i czasochłonna. Rada Miejska musiałaby po uzgodnieniach ze stroną kościelną przyjąć uchwałę i wystąpić do watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów o uzyskanie zatwierdzenia. W przypadku Mogilna od podjęcia uchwały do zatwierdzenia przez Watykan trwało to 8 lat. Zatem, alleluja i do przodu!  

Czas wrócić na ulicę Kościelną i lewą, południową stroną przejść do Rynku. Zaczynamy bardzo apetycznie i smacznie, czyli od posesji, którą możemy nazwać wędliniarskim przybytkiem smaków Kujaw. Miejscem tym jest posesja nr 14 o funkcjach handlowo-produkcyjnych należąca do Ewarysta Pieroga: masarnia produkująca pyszne i zdrowe wyroby wędliniarskie ze sklepami mięsno-wędliniarsko-spożywczym oraz drogeryjnym. Rzec możemy, że miejsce to jest kultowym, a to z racji ciągłości prowadzenia w tym miejscu od 100-lat rzeźnictwa. W XIX w. posesja ta wchodziła w obręb gruntów miejskich tzw. Amtsgrund i oznaczona była numerem 3. Pod koniec stulecia stanowiła własność Augusta Krolla, zapisanego w Księdze adresowej z 1903 r. August jeszcze dwojga imion Ferdynand Friedrich ur. w 1868 r.handlował mąką i do Strzelna sprowadził się w latach 90. XIX w., kiedy to jako wdowiec poślubił pochodzącą z Cienciska siostrę swojej pierwszej żony Matyldę Karger. Wcześniej, bo w 1895 r. zwarł w podtoruńskim Górsku ślub z wdową Emmą Huldą Pankratz z domu Karger. Prawdopodobnie Kroll pochodził z Górska lub okolic. Jego dwaj synowie August i Paul zginęli w czasie I wojny światowej.

Po lewej stronie budynek przy Kościelnej 14. Widok od strony Placu Świętego Wojciecha z ok. 1930 r.

Z początkiem lat 20. XX w. posesję nabył Niemiec Richard Heilemann, który był synem rzeźnika Carla. Miał on jeszcze brata Waltera, który również parał się rzeźnictwem i prowadził swój interes przy ul. Ślusarskiej. Richard Heilemann był także rzeźnikiem i wcześniej prowadził działalność wraz z ojcem przy ul. Szerokiej (Gimnazjalnej), za posesją Krolla, pod współczesnym numerem 3. Heilemannowie rzeźnictwem parali się co najmniej od lat 30. XIX w., a antenatem tego fachu w ich rodzinie był Johan Heilemann. Po Richardzie sklep rzeźnicki i masarnię prowadził do 1945 r. syn Wilhelm. 

W dzień odpustu 1935 r.

W okresie PRL-u mieściła się tu masarnia PSS „Społem". Produkowała w miarę dobre wyroby, choć oferta jej nie była zbyt bogatą. Wytwarzano tutaj bardzo dobrą metkę, którą regularnie mama wysyłała cioci Stefce Strzeleckiej, jedynej siostrze mego ojca, aż do Sarzyny Nowej w dzisiejszym województwie podkarpackim. W tamtym regionie - w Galicji - metka nie była znana, a ciocia przepadała za swojską kuchnią wielkopolską. Z innych bardziej luksusowych wyrobów pamiętam baleron, kiełbasę krakowską oraz wędzone szynki i ogonówki. No niestety, nie było tak szerokiej oferty wyrobów masarskich, jaką dzisiaj nam oferują stoiska wędliniarskie. Na co dzień dostępne były: pasztetowa i lebera, salceson biały i czarny oraz kaszanka. Raz po raz zdarzało się nabyć parówkową i jakąś trwalszą kiełbasę. Szynki, schaby i biała kiełbasa były od wielkiego święta. Za wszystkim trzeba było wystać się w kilkugodzinnych kolejkach.

 

Pamiętam, że kierownikami masarni PSS „Społem“ przy ul. Kościelnej 14 byli: Ludwik Borowiak, Bolesław Kolbowicz z Wronów, Edmund Konkiewicz, Mieczysław Wiśniewski, Andrzej Pruczkowski i Ewaryst Pieróg. Pod masarnię podlegała również rzeźnia zlokalizowana przy ul. Spichrzowej. Została ona wybudowana w 1889 r. i przy niej mieszkał powiatowy lekarz weterynarii. W okresie przemian ustrojowych masarnia peesowska upadła i obiekt nabył Andrzej Pruczkowski, od którego z kolei w połowie lat 90. minionego stulecia całość odkupił Ewaryst Pieróg i tutaj przeniósł swoją działalność. Wcześniej, bo już w 1991 r. działał w tej branży na własny rachunek, prowadząc m.in. sklep masarski przy ul. Świętego Ducha 8. Do dziś z powodzeniem kontynuuje produkcję i sprzedaż wędlin. Jego firma jest czysto rodzinną, z bogatą ofertą smacznych, swojskich wyrobów masarskich. Marzeniem lat młodzieńczych Ewarysta było zostanie rzeźnikiem. Kiedy dorósł obrał sobie ten zawód. Jest to jego autentyczna pasja. W latach osiemdziesiątych korzystałem z jego usług, kiedy to po godzinach etatowej pracy w masarni, przerabiał znajomym wcześniej ubite tuczniki na kiełbasy, pasztety, szynki wędzone, salcesony i kaszankę.

 

Dzisiaj o zakładzie produkcyjnym Ewarysta Pieroga śmiało możemy powiedzieć, że jest to wytwórnia swojskich i bardzo smacznych wędlin i podrobów. Kontynuuje on strzeleńską szkołę rzeźnicką z owym wybitnym smaczkiem tej przedwojennej i powojennej metki, którą moja mama słała cioci, aż na Podkarpacie. Do całej gamy tradycyjnych wędlin doszły w ostatnich latach wyśmienite kabanosy… Najbardziej smakują, kiedy nabiorą temperatury pokojowej… W budynku mieści się również sklep drogeryjno-kosmetyczny stanowiący własność Ewarysta Pieroga.

 

I już na zakończenie przypomnę, że na przełomie lat 20. i 30. minionego stulecia w Strzelnie działało 15 rzeźników i byli to: R. Duklas - ul. Spichrzowa; B. Fiebig - ul. Szeroka; R. Heilemann - róg ulic Kościelna i Szeroka; w. Heilemann - ul. Ślusarska; F. Howil - ul. św. Ducha; K. Jaroszewski - ul. Inowrocławska; A. Latosiński - ul. św. Ducha; Bracia Lechowscy - ul. św. Ducha; W. Lechowski - ul. Cestryjewska; S. Lewandowski - ul. św. Ducha; L. Nyka - ul. Inowrocławska; P. Olszak - ul. św. Ducha; A. Sawicki - ul. Inowrocławska; L. Zieliński - ul. Kościelna; W. Żurawski - ul. Inowrocławska. Dzisiaj pozostał jeden, który kontynuuje przedwojenną, a także powojenną tradycję strzeleńskiego rzeźnictwa.