środa, 1 kwietnia 2020

Dzieje strzeleńskich dzwonów - cz. 2

Lato 1945 r. - rotunda św. Prokopa w ruinie
Wracając do opowieści, które napisałem przed laty trawię je od nowa, wzbogacając o informacje, na które trafiłem w międzyczasie. Pozwoliłem sobie w pierwszej części artykułu na wstęp, który niejako wprowadził czytelnika w przedstawianą problematykę. Przypomnę, że głównym impulsem do napisania tegoż kilkuczęściowego artykułu jest posługiwanie się błędnymi danymi o strzeleńskich dzwonach. Przypomnę pytanie zadanego w części pierwszej niniejszego artykułu: - skąd w dość licznych artykułach i opracowaniach znajdujemy tak wiele nieścisłości tyczących dziejów naszej małej ojczyzny, w odniesieniu do dat, nazwisk i konkretnych zdarzeń?

   
Większość z nich wynika z raz popełnionego błędu i jego późniejszego powielania. Gro piszących, podobnie jak ja sam, nie jest z wykształcenia historykami i może źle interpretować dane zawarte w dokumencie źródłowym. Osobiście staram się takich błędów unikać i postępować zgodnie ze sztuką warsztatu pisarskiego. Wielu opisując zdarzenie, czy jak kto woli historię, nie podchodzi do wcześniejszych opisów w sposób krytyczny, czyli nie poddaje ich ocenie krytycznej. Podstawą dobrego artykułu historycznego jest docieranie do źródeł, które zawierają jakiekolwiek informacje w interesującej nas tematyce. Posiadając dobrą wiedzę stanowiącą tło opisywanego zdarzenia, należy to zdarzenie przeanalizować – poddać ocenie, czy w tym czasie i miejscu mogło dane wydarzenie mieś miejsce?

W przypadku zabytkowych dzwonów strzeleńskich popełniono kilka takich błędów. Uważam, że pierwszą osobą, która przekazała błędną pisownię nazwiska ludwisarza był sam ks. prałat Ignacy Czechowski. Śmiem twierdzić, że on sam ich nie dotykał i z bliska nie widział. Zapewne kazał komuś odczytać inskrypcje na dzwonach i tak błędnie odczytane nazwisko ludwisarza przeniósł do swojej publikacji Historia dzwonów strzelińskich.  Mało tego, z niewiadomych powodów nie odczytano inskrypcji znajdujących się na dzwonach, średnim i małym. Błąd z pisownią nazwiska wykonawcy dzwonów powtórzony został kilkakrotnie, w tym w przywołanym tygodniku („Pałuki”). Nadto dwuznacznie podano miejsce odlania dzwonów. Całkowicie niezrozumiałe jest podanie przez autorkę artykułu żeliwa jako surowca, z którego dzwony odlano. I najważniejsze, nie pokuszono się jak dotychczas o to, by przywołać dzieje wojenne dzwonów, które niewątpliwie pozwoliłyby uniknąć błędnej interpretacji pęknięcia najmniejszego z dzwonów.



Zastanawiającym jest tłumaczenie przyczyn współczesnego zamontowania głośników w 2000 roku, przez które puszczana jest elektroniczna wersja imitująca bicie dzwonów. Mój pogląd w tym względzie jest odmiennym od podanego uzasadnienia, iż uczynione to zostało ze względów bezpieczeństwa budowli (?). Zatem, czas na przedstawienie dziejów strzeleńskich dzwonów w oparciu o źródła, z którymi zetknąłem się i które niewątpliwie prostują wiedzę zawartą w przywołanym w pierwszej części artykule.

Dzieje strzeleńskich dzwonów znajdujących się w wieży rotundy św. Prokopa w Strzelnie sięgają początków XVIII wieku, a dokładniej roku 1716. Wówczas to w toruńskim warsztacie ludwisarskim Henryk Wreden (a nie jak błędnie podano Werden) odlał dla Strzelna z brązu (a nie jak podano, żeliwa) trzy dzwony. W tym miejscu należy zadać pytanie: czy wcześniej Strzelno posiadało dzwony? Oczywiście, że tak i były one rozsiane po miejscowych kaplicach-kościołach: drewnianym św. Krzyża znajdującym się na rogatkach inowrocławskich, gotyckim murowanym św. Ducha na tzw. przedmieściu gnieźnieńskim oraz w kościołach klasztornych na wzgórzu św. Wojciecha: św. Prokopa i św. Trójcy. Przypomnę, że św. Trójca w średniowieczu posiadała aż 5 wież: dwie po stronie zachodniej – westwerk, dwie okrągłe od wschodu przypięte do ramion transeptu i prezbiterium oraz środkową piątą wieżę na skrzyżowaniu transeptu z nawą główną i prezbiterium. 


Oczywiście nie były to pierwsze dzwony, gdyż kilkaset lat wcześniej, z chwilą wybudowania wymienionych wyżej świątyń, każda z nich - zgodnie z panującymi wymogami - posiadała po jednym dzwonie. Zatem, już pierwszy dzwon zawisnął w wieży rotundy zapewne pod koniec XII wieku, a na wieży kościoła św. Trójcy na początku XIII wieku. W XV wieku niewielkie dzwony otrzymały wystawione wówczas kaplice-kościoły św. Krzyża i św. Ducha. Jaka była ich żywotność, niestety nie wiemy, ale powszechną praktyką było przelewanie dzwonów, czyli z chwilą pęknięcia lub innego uszkodzenia,  stary dzwon topiono, odlewając zeń całkowicie nowy. Choć niedotycząca Strzelna, a pobliskiego Mogilna, zachowała się informacja o przelaniu dzwonu w tamtejszej farze, czyli kościele św. Jakuba i dotyczy ona dzwonu ponownie odlanego w 1580 roku i wiszącego po dzień dzisiejszy na przykościelnej XVIII-wiecznej dzwonnicy. 

Pierwsze informacje o dzwonach strzeleńskich na jakie natrafiamy, są stosunkowo późne i sięgają, jak już wspomniałem, początków XVIII wieku. Ich odlanie, a mowa jest o trzech dzwonach, miało związek z podjęciem szeroko zakrojonych prac budowlano-remontowych około norbertańskiego zespołu klasztornego, zapoczątkowanych przez prepozyta Pawła Wolskiego. Co stało się ze starymi dzwonami? Z braku źródeł nie sposób ustalić. Mogły one zostać uszkodzone i przelana na nowe, lub skonfiskowane podczas działań wojennych, tzw. wojny północnej, po której klasztor znalazł się w opłakanym stanie. Do dziś nie zachowały się niestety protokóły powizytacyjne biskupów włocławskich, z których moglibyśmy dowiedzieć się o wyposażeniu strzeleńskich świątyń w dzwony.

Św. Paweł



By rozwiać mgłę tajemnej wiedzy o naszych dzwonach postanowiliśmy z Heliodorem wybrać się na wieżę rotundy i na własne oczy przekonać się, czy aby jeszcze one tam wiszą. Przekonaliśmy się, że wiszą, a przy okazji Heliodor uwiecznił je w obiektywie swojego aparatu. Zdjęcia te po powiększeniu zaczęły odkrywać przed nami ciekawe i dotychczas nie ujawnione informacje, a przecież zapisanych treściami epitafiów, które dzwony skrywają, po stronie niedostępnej dla oka. Dotarcie do nich sprawiło nam nieco trudności. Zawieszone są one w wieży rotundy i na pierwsze jej piętro weszliśmy po stromych schodach, gdzie zwisają końcówki lin od każdego z dzwonów. Na kolejną kondygnację - drugie piętro dotarliśmy po drabinie. Po drodze widać, że nikt tam nie chodzi, mnóstwo kurzu zebranego przez lata. Po ekwilibrystycznym pokonaniu poszczególnych szczebli docieramy pod największy z dzwonów - św. Pawła. Jego rozmiar robi wrażenie. Pokryty pajęczyną i kurzem zwisa niemy, oczekując chwili, kiedy znowu zostanie rozbujany, by głosić Strzelnu dobrą lub złą nowinę. Na trzecią kondygnację docieramy po kombinowanych schodach i tam znajdujemy dwa kolejne, wiszące obok siebie, dzwony o wiele mniejsze choć ornamentyką regencyjną podobne do największego. Są to: św. Norbert - średni i św. Andrzej – mały. Bliżej przyglądając się, znajdujemy pęknięcie na najmniejszym dzwonie. Musiało ono nastąpić w wyniku nieprawidłowej eksploatacji - zbyt silne uderzania?

Św. Paweł


W artykule opublikowanym w jednym z tygodników regionalnych w 2013 roku znajdujemy kilka nieścisłości i błędnie zinterpretowanych wydarzeń. Otóż, autorka pisze, że niegdyś wieża rotundy była w kształcie kwadratowym - nieprawda, miała tylko nadbudowaną ceglaną ostatnią kondygnację w kształcie kwadratu. Dalej pisze, że w wieży pojawiły się prawdopodobnie w 1716 roku żeliwne dzwony odlane w Toruniu - nieprawda, gdyż są to dzwony spiżowe. Dzwony strzeleńskie powstały w warsztacie ludwisarskim Henryka Wredena w Toruniu w 1716 roku. Wykonane zostały metodą ręczną, ze stopu materiału zwanego spiżem, czyli takiego, który zawiera 78% miedzi i 22% cyny. Odlewom artysta nadał interesującą ornamentykę regencyjną oraz wyposażył je w wieszaki i serca wypełniające dzwony spiżowym brzmieniem. Dzwony wykonane zostały wg tradycji ludwisarskiego rzemiosła, znanego w świecie od XII wieku.

Św. Andrzej



Henryk Wreden był znanym toruńskim ludwisarzem. Obok takich ludwisarzy jak: Marcin Schmidt, Łukasz Krieger, Tomasz Litkensee, Dionizy Blandner, Augustyn Koesche, Fryderyk Beck, Fryderyk Rekman, Franciszek Krieger, Jerzy Fryderyk Henig, Mikołaj Petersilge - Henryk Wreden zaliczany był do najlepszych w skali kraju. Do czasów współczesnych - obok trzech strzeleńskich dzwonów - przetrwały jeszcze odlane w jego warsztacie: w 1711 roku dzwon dla kościoła św. Marii Magdaleny w Kwieciszewie, a także odlany w 1713 roku dzwon dla kościoła św. Mikołaja w Inowrocławiu. Zlecenie na odlanie dzwonów dla Strzelna otrzymał od samego prepozyta Pawła Wolskiego. Norbertanin Wolski był również autorem inskrypcji umieszczonych na dzwonach oraz to on nadał im imiona.

Św. Norbert



Największy ze spiżowych dzwonów nosi imię św. Pawła, czyli patrona prepozyta Pawła Wolskiego. Wskazuje na to widoczny wizerunek świętego ze stosowną inskrypcją. Po drugiej stronie dzwonu widzimy w odlewie również wizerunek Trójcy Świętej z bogatą w treść inskrypcją łacińską. Pod wizerunkiem św. Pawła czytamy: „S – PAULUS – FACTUS – SUM – VELUT – AES - SONANS – CON”. W wolnym tłumaczeniu: „Nazywam się św. Paweł i mój głos wybrzmiewa ze spiżu”. Bogatszą w treści jest inskrypcja po drugiej stronie dzwonu, umieszczona pod wizerunkiem Trójcy Świętej, która w treści podobna jest do tej ze średniego dzwonu. Wszystkie dzwony mają poniżej krawędzi górnej hełmów w otoku inskrypcję łacińską o tej samej treści: Gloria in excelsis Deo et in terra pax  hominibus bonae voluntatis Hinrich Wreden me facit Strzelnensis anno 1716 – Chwała Bogu na wysokości a na ziemi pokój ludziom dobrej woli, Henryk Wreden zbudował mnie dla Strzelna w roku 1716.

Wbrew sugestiom przekazanym przez ks. prałata Ignacego Czechowskiego i powielonych we wspominanym artykule dzwon św. Norberta - średni - poza cytowanym powyżej napisem nie posiada drugiego napisu o treści: Sit nomen Domini benedictum ex hoc nunc et usque in saeculum – Niech będzie błogosławione imię Pańskie teraz i na wieki, wieków.

Dzwon średni nosi imię św. Norberta, który przedstawiony jest pod krucyfiksem, a pod nim znajduje się inskrypcja o treści łacińskiej, z której dowiadujemy się, że: (wolne tłumaczenie) - Działo się to za pontyfikatu papieża Klemensa XI i panowania Karola VI Świętego Cesarza Rzymskiego, Augusta II króla polskiego, Konstantego Szaniawskiego biskupa kujawskiego, Pawła Józefa Wolskiego kanclerza inowrocławskiego i prepozyta strzeleńskiego na cześć i chwałę tryumfującego Pana i Zbawiciela w pokłonach św. Norberta ufundowały kanoniczki strzeleńskie w 1716 roku. Po drugiej stronie dzwonu znajduje się wizerunek św. Józefa z Dzieciątkiem.

Św. Norbert i Św. Andrzej

Trzeci, najmniejszy z dzwonów nosi imię św. Andrzeja. Na nim plakietka z wizerunkiem świętego i podpisem: „S. Andreas”, a po drugiej stronie plakietka z wizerunkiem św. Jana Chrzciciela i inskrypcją, tym razem w języku polskim głoszącą: Jednego Jana szczento (ścięto), mie na miecz dano dla głosu nas obu dwóch Janów pokarano. Przy tym dzwonie zatrzymajmy się na chwilę, gdyż jego żywot skończył się w latach osiemdziesiątych, kiedy to w bliżej nieznanych okolicznościach pękł i stracił na zawsze swój piękny, delikatny głos. W wspomnianym już po kilkakroć artykule błędnie określono przyczynę jego uszkodzenia, które rzekomo miało nastąpić w 1945 roku podczas próby wysadzenia rotundy, a w konsekwencji jej spalenia. Nic bardziej błędnego. Otóż w roku 1941 okupant niemiecki zrabował dzwony strzeleńskie, jak i około 1000 innych dzwonów z kościołów wielkopolskich. Zostały one wywiezione w głąb Niemiec, a konkretnie na specjalne cmentarzysko dzwonów w Hamburgu. Miały być przetopione do celów zbrojeniowych.

Hamburg, cmentarzysko dzwonów 1947 rok
W 1945 r. w okolicach Hamburga odkryte zostały składnice dzwonów zrabowanych z kościołów całej okupowanej Europy. Brytyjskie władze wojskowe zwróciły się do władz polskich z prośbą o przedstawienie listy strat. Biuro Rewindykacji i Odszkodowań wysłało do Hamburga dra Tadeusza Gostyńskiego, który w latach 1947-1948 r., we współpracy z Polską Misją Wojskową w Berlinie, zidentyfikował i wyekspediował do Wrocławia kilka transportów odzyskanych dzwonów. Podstawą rewindykacji, oprócz zachowanych niemieckich list wywozowych, były zestawienia strat dzwonów kościelnych, zebrane i opracowane przez ks. Nowackiego, dyrektora Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu, któremu kardynał August Hlond zlecił koordynację ewidencji dzwonów utraconych we wszystkich polskich diecezjach. We Wrocławiu rozdziałem dzwonów zajmowała się Komisja Likwidacyjna powołana przy tamtejszym Urzędzie Wojewódzkim. Wielkopolskie dzwony zostały przekazane do składnicy kolejowej w Poznaniu, skąd przez tamtejszą Komisję Likwidacyjną trafiły do parafii. W wyniku akcji rewindykacyjnej do macierzystych kościołów w Wielkopolsce powróciło ponad 380 dzwonów. Tak zostały odnalezione na „cmentarzysku dzwonów“ - Gleckenfriedhof w Hamburgu również strzeleńskie dzwony: „św. Paweł”, „św. Norbert” i „św. Andrzej”.

W kronice Szkoły Podstawowej nr 1 w Strzelnie odnotowano, że w dniu 3 października 1948 roku w rotundzie św. Prokopa zawieszono i poświecono dzwony. Były to stare zabytkowe dzwony, które zostały zrabowane przez Niemców podczas okupacji. Jak odnotowano, znaleziono je w głębi Niemiec w 1948 roku i sprowadzono do Strzelna, zawieszając je ponownie w kościele św. Prokopa.

Będąc ministrantem po wielokroć biegałem do Prokopa, by wspólnie z innymi ministrantami rozbujać strzeleńskie dzwony. Gry na nich uczył nas ówczesny kościelny Szczepan Kowalski. Największy, „św. Paweł” swe majestatyczne i doniosłe dźwięki wydawał na powitanie dostojników kościelnych i na wielkie uroczystości i święta kościelne. Średni i mały, „św. Norbert” i „św. Andrzej” dzwoniły na pół godziny przed mszami niedzielnymi i podczas pogrzebów, zaś sam „św. Andrzej wygrywał swoje brzmienia w dni powszednie, przed porannymi i wieczornymi mszami i nabożeństwami. Wszystkie razem, wygrywały żałobne Mozartowskie „Requiem” obwieszczając zgon papieży, lub radosne Handelowskie „Hallelujah” kiedy obierano na Tron Piotrowy kolejnego ojca świętego. Dziś zstępują tę naturalną barwę elektroniczne dźwięki płynące z głośników.

Koniec

Foto: Heliodor Ruciński 

wtorek, 31 marca 2020

Dzieje strzeleńskich dzwonów - cz. 1




Po raz pierwszy temat ten poruszyłem przed pięcioma laty. Dziś do niego wracam i to z prostej przyczyny. Koronawirus sprawił, że zatęskniłem za głosem dzwonów. Faktem jest, że to, co współcześnie słyszymy i to z bliskiej odległości, gdyż tak jak dawniej już głos nie niesie, jest dźwięk imitujący dzwony, odtwarzany elektronicznie. Od trzech tygodni za sprawą pandemii nie chodzimy do kościoła. W zamian spędzamy ten niedzielny czas modlitwy przed monitorem komputera, uczestnicząc we mszach św. wirtualnie - za pośrednictwem transmisji internetowych nadawanych z bazyliki św. Trójcy. Owszem telewizja transmituje i to kilka razy w ten święty dzień msze św., ale my wolimy tę nieco gorszej jakości transmisje z naszej parafialnej świątyni. Po prostu, czujemy się jakbyśmy byli wewnątrz naszej bazyliki z naszymi księżmi. Właśnie po ostatniej niedzielnej transmisji mszy św. postanowiłem przypomnieć temat.

Dzwony są szczególnymi dziełami, które od dawien dawna odgrywały niezwykle ważną rolę w życiu człowieka. Były zegarami i informatorami głoszącymi ważne wydarzenia w życiu miasta i parafii. Zwykle wiszą w trudno dostępnych wieżach, wysoko, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt metrów ponad naszymi głowami i są poza zasięgiem naszego wzroku. Onegdaj słyszane były na kilka kilometrów, dzisiaj niestety, hałas miejski i inne zakłócenia stawiają ścianę dla ich pięknych, melodyjnych, acz powtarzalnych głosów nie do pokonania. Jeżeli ich głos zostanie przez nas wyłapany, wówczas staramy się przykuć naszą uwagę dla wsłuchania się w ich łagodny dźwięk. Wówczas też, głos bicia dzwonów zdradza nam ich istnienie.



…prócz zwoływania ludu do kościoła, służą dla tych, którzy w nim się znajdować nie mogą, na znak łączenia uczuć i serc dla uwielbienia Boga z tymi, którzy tam są obecni. One w publicznych procesjach pobudzają wszystek lud obecny i nieobecny do oddawania czci Bogu i korzenia się przed Jego Majestatem. One oznajmiają śmierć naszych współbraci i wzywają wiernych do modlitwy za duszę jego, pocieszając nas tą myślą, że jak ich głos, tak i dusza zmarłego wzniesie się do Boga, do chwały wiekuistej - pisał w swoim wykładzie ks. Jan Junkiewicz w Wilnie w 1869 roku.

Dzwony znane były już w starożytności (Chiny, Babilon, Egipt), pojawiły się w Europie na przełomie VI i VII wieku. Na całym świecie powszechne stało się przypisywanie głosom dzwonów znaczenia mistycznego, ich dźwięk urasta tu do symbolu Bożej Opatrzności. Dzwony są instrumentami muzycznymi. Każdy z nich ma swoją tonację i barwę głosu. Od wieków wprawiane były w ruch ręką człowieka, którego umiejętności w tym względzie niekiedy stawiały go w rzędzie artystów. Trudne to zadanie i nie każdy potrafi wydobyć z nich najpiękniejsze dźwięki. Proces budowania dzwonów i sporządzania stosownego stopu został opisany przez benedyktyna Teofila w 1110 roku. Z niewielkimi zmianami jest on stosowany po dzień dzisiejszy, zaś samo ludwisarstwo jest z jednej strony rzemiosłem, z drugiej zaś sztuką. Te najsłynniejsze, największe i zajmujące szczególne miejsce w historii, wywołują nasze ogromne emocje. Potęgą głosu budzą podziw, który kierujemy ku nim samym, jak i ku ich twórcom, ku fundatorom. Ale i te nasze prowincjonalne, niewielkie dzwony swym z rzadka słyszanym biciem podkreślają rangę i uświetniają ważne i doniosłe wydarzenia w życiu naszej małej ojczyzny.


Co mnie przed pięcioma laty zainspirowało do podjęcia tematu strzeleńskich dzwonów? Otóż. napisany i opublikowany w 2013 roku w jednym z regionalnych tygodników artykuł o dzwonach z wieży rotundy św. Prokopa w Strzelnie zawiera tyle nieścisłości i przekłamań, że postanowiłem do tematu powrócić i rzecz naprostować. Na początek zadam pytania. Skąd w wielu artykułach i opracowaniach znajdujemy tak wiele nieścisłości tyczących dziejów naszej małej ojczyzny, w odniesieniu do dat, nazwisk i konkretnych zdarzeń? Jaką na dziś dysponujemy wiedzą, która pozwoli nam na usystematyzowanie dziejów strzeleńskich dzwonów?

Otóż, z zachowanych inskrypcji na trzech dzwonach, które przetrwały zawieruchę dziejową i wiszą w wieży rotundy św. Prokopa dowiadujemy się, że odlane zostały w 1716 roku przez ludwisarza toruńskiego Henryka Wredena. Ale o tym nieco później, gdyż dzwony zawierają więcej inskrypcji, które niestety dotychczas nie zostały odczytane, a to dlatego, że znajdowały się po niewidocznej i trudno dostępnej ich stronie. Udało się to dopiero, kiedy dotarł do nich obiektyw Heliodorowego aparatu i utrwalił obraz w wersji cyfrowej.

Zacznijmy od fantastycznego opisu, jaki został odnotowany przez Stanisława Wasylewskiego w książce Klasztor i kobieta. Autor przywołuje początki strzeleńskiego klasztoru, pisząc: Stał się tedy rzecz niesłychana. Do istot, którym odmawiano duszy nieśmiertelnej, do białogłów, polskich białogłów, którym nawet przeczono prawa dziedziczenia, raczył przysłać pisanie namiestnik Chrystusowy! …Norbertanki strzeleńskie otrzymały pierwsze wśród kobiet privilegium bezcenne: prawo bycia sobą. …Klęczący wśród dzwonów i mirry prepozyt czytał dalej z pergaminu: „Atoli stanowimy, by i zakon norbertanów posiadał się w Strzelnie na zawsze bez nijakich przeszkód ni trudności”.


W tym fragmencie znajdujemy wzmiankę o tym, że rzecz się działa wśród dzwonów bicia - zapewne dzwonu, który wisiał hen wysoko na szczycie wieży rotundy, tuż pod jej dachem. O używaniu dzwonów i mniejszych dzwonków informacje znajdujemy w XV-wiecznych klasztornych statutach i księgach ordynaryjnych. Sam Wasylewski pisał, że w klasztorze była dzwonniczka, czyli muskularna dzieweczka, która każdej chwili nieszpornej do dzwonnicy biegła… Zapewne była nią niższego stanu siostra konwerska.

W rękopiśmiennej Księdze Ordynarius z przełomu XVII i XVIII stulecia odnotowano, że na dormitarzu i refektarzu były dzwonki, które używała siostra przełożona lub zakrystianka, do zwoływani zakonnic. W refektarzu taki dzwonek wisiał nad stołem większym. Służył one również do budzenia rannego (5:00 lub 5:30) oraz wzywania na Kapitułę. Półgodziny po pobudce dzwon kościelny wzywał siostry na medytację i Prymę - pierwszą poranną mszę świętą. O godz. 9:30 dzwoniono na tercję. Około godz. 11:00 dzwoniono na obiad - pierwszy posiłek w klasztorze. O godz. 13:00 lub 14:00 dzwoniono na Nieszpory, zaś o godz. 17:00 na wieczerzę i na dziękczynienie. O godz. 19:00 dzwoniono na Komplete, a o 20:00  ogłaszano ciszę. Na obiad i wieczerzę dzwoniono na dormitarzu i refektarzu, a także w dzwon kościelny. Małymi dzwonkami dzwoniła również zakrystianka, aby po wszystkim klasztorze był słyszany, kilkakroć razy zabrząkawszy niech dzwoni, aby się wszystkie siostry gdziekolwiek będą, bez omieszkania zeszły - odnotowano w strzeleńskiej Księdze Ordynarius. Na trzykrotne dzwonienie myto ręce, zaś wstawano od stołu na kolejne dzwonienie.

Na przełomie XV i XVI stulecia zespół klasztorny sióstr norbertanek dotknął wielki pożar. Ogień zniszczył dachy rotundy i wypalił drewniane wnętrze wieży. Zapewne całkowitemu zniszczeniu uległ dzwon, który prawdopodobnie został przelany na nowy. Wiek XVII i przełom stuleci to ciągłe niepowodzenia gospodarcze wywołane Potopem szwedzkim oraz wojną północną 1701-1709. Około roku 1713 lub 1714 prepozytem i proboszczem strzeleńskim został Paweł Józef Wolski, pierwszy z trzech znakomitych gospodarzy na strzeleńskim wzgórzu klasztornym. Zapoczątkował prowadzone przez szereg lat prace budowlane i był tym dobrodziejem, który ufundował, do dziś wiszące w wieży rotundy św. Prokopa, trzy dzwony.


Na samym początku zachodzi pytanie: czy te dzwony od początku fundacji zawisły w tejże wieży? Najpewniej, na co wskazuje imię największego dzwonu, został on ufundowany dla bazyliki św. Trójcy i z racji wielkości zawisł w wieży św. Prokopa. Pozostałe dwa dzwony najprawdopodobniej zostały odlane do dzwonnicy kościoła św. Ducha i w św. Prokopie zawisły dopiero po zaprzestaniu kultu w tymże kościółku pod koniec XVIII wieku.

Skąd ta teza? Otóż, w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie znajduje się protokół wizytacji Strzelna dokonany w 1779 roku przez biskupa kujawsko-pomorskiego Józefa Rybińskiego. Przypomnę, że do 20 listopada 1818 roku znajdowaliśmy się w granicach diecezji kujawsko-pomorskiej, zaś po tej dacie weszliśmy w skład diecezji gnieźnieńskiej. W tym to dokumencie - przekazanym 15 stycznia 1821 roku wraz z innymi dokumentami strzeleńskimi z Włocławka do Gniezna - znajdujemy informację, że przy kościele św. Ducha znajdowała się drewniana dzwonnica pokryta gontem z dwoma dzwonami. Z racji jej oddzielnego wymieniania możemy uznać, że była ona wolnostojąca, na wzór dzwonnic ze Strzelec, czy fary mogileńskiej.  

To domniemanie, że dzwon mały i średni były wykonane do kościoła św. Ducha i po jego rozbiórce zawieszone zostały w wieży rotundy zdaje się uwiarygodniać fakt, że za prepozytury Józefa Łukowskiego w 1732 roku ufundowany został dla furty klasztornej mniejszy dzwon, który zawisł na szczycie wieży rotundy. Jego wykonawcą był toruński ludwisarz Fryderyk Beck. Po czasy dzisiejsze zachowała się o nim jedynie informacja o ufundowaniu, zaś o jego późniejszych dziejach tak naprawdę nic nie wiemy. Więcej informacji przetrwało o samym wykonawcy. Pochodził on z Norymbergii i w 1722 roku uzyskał prawo obywatelstwa w Toruniu. Był w swoim zawodzie czynny przynajmniej od 1722 do 1737 roku. Wykonał dzwony m.in. dla Kowalewa, Dźwierzna, Grążaw i Strzelna.

Gdyby wcześniej w wieży rotundy znajdowały się wszystkie trzy dzwony z 1716 roku zapewne ów czwarty z 1732 roku nie zmieściłby się, mając na względzie wielkość pozostałych dzwonów. Co stało się z dzwonem odlanym i zawieszonym na szczycie dzwonnicy rotundy? Niestety, nie trafiłem na źródła, które mogłyby naprowadzić na jakikolwiek ślad. Zapewne żywot jego był krótki i jego miejsce, gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku zajęły dwa dzwony od św. Ducha? - rozebranego wraz z dzwonnicą w 1815 roku. Zawieszenie dzwonów w wieży rotundy mogło nastąpić w 1820 roku. To wówczas specjalnym dekretem z 20 września przystąpiono do remontu zespołu kościelno-klasztornego. Na rotundzie założono nowy dach i w tym momencie najprawdopodobniej wciągnięto owe dwa dzwony.

Ciąg dalszy opowieści w cz. 2

niedziela, 29 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 78 Ulica Świętego Ducha - cz. 31



Narożnik ulic św. Ducha i Cegiełka z niewielkim parterowym domem i oficyną - pozostałością po byłej piekarni, to nr 21. Dawniej, a tego już nikt z nas nie pamięta był to numer policyjny 45. W latach 80. minionego stulecia mieściła się tutaj siedziba Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Stąd miłośnicy miasta przenieśli się do byłego hotelu przy Placu Daszyńskiego. Wróciliśmy tutaj przed kilkunastoma laty i ponownie spotykamy się w gronie zarządu, nieformalnie, choć twórczo, u właściciela Jana Szarka, wiceprezesa Zarządu TMMS. Miejsce spotkań to mieszkanie w oficynie i kiedy skrzykujemy się tutaj pada hasło, spotykamy się o 17:00 za „Żelazną Bramą“ - brama wjazdowa od strony ul. Cegiełka.

Dzisiejszy przedmiot naszego zainteresowania liczy sobie blisko 150 lat. Pierwszego ze znanych właścicieli tej parceli spotykamy już pod rokiem 1800. Był nim Polak, mieszczanin Ussorowski. Pochodził on ze znanej rodziny mieszczańskiej. Ussorowskich poznajemy już w XVII wieku i możemy śmiało powiedzieć, iż są oni przedstawicielami jednego z najstarszych rodów mieszczańskich Strzelna. Pierwsza pisana wzmianka o Ussorowskich zachowała się w kruszwickich aktach grodzkich zwanych relacjami. Jedna z takich relacji donosi nam, że 19 marca 1698 r. wybuchł w mieście Strzelnie pożar, którego pastwą padł dobytek czterech mieszczan, w tym Ussorowskiego (Usorowskiego). Jak zapisano w tejże relacji: (…) jedni ze sprzętami domowymi, zbożami, drudzy z bydłem tak rogatym, jako i nierogatym, tak ze sprzętami domowymi funditus (radykalnie, doszczętnie) pogorzeli, że tylko ledwie z ognia pouciekali.


Na podstawie miejscowych akt metrykalnych możemy prześledzić późniejsze losy tej rodziny. Antenatem tegoż rodu znanym z imienia był Karol Ussorowski, który około 1750 r. poślubił Mariannę Berdzińską. Z małżeństwa tegoż w ok. 1760 r. zrodził się Tomasz Ussorowski. Według imiennego wykazu mieszczan z 1773 r., sporządzonego przez urzędników pruskiego fiskusa, jego rodzina składała się z obojga małżonków oraz trzech synów do lat 12 - razem z pięciu osób.

Tomasz żonaty był trzykrotnie. Z pierwszego małżeństwa miał córkę Katarzynę, która na świat przyszła w 1811 r. Z drugiego małżeństwa z Józefą Opasińską miał syna Wincentego, który na świat przyszedł w 1812 r. Tomasz kolejny raz owdowiał i mając 72 lata w 1832 r. poślubił 52-letnią wdowę Józefę z Rutkowskich. Z tegoż małżeństwa w tym samym roku na świat przyszła kolejna córka, Teofila.

Schedę po ojcu i interesującą nas parcelę przy św. Ducha 21 przejął Wincenty Ussorowski, który parał się rolnictwem, podobnie, jak większość strzeleńskich mieszczan. W 1835 r. poślubił on 21-letnią Franciszkę Rymarkiewicz. Z małżeństwa tego było dwoje dzieci: córka Franciszka ur. w 1841 r. i syn Ludwik ur. w 1846 r. Wincenty Ussorowski znajdował się w grupie światłych mieszczan strzeleńskich, czego dowodem jest wybranie go w marcu 1848 r. w czasie Wiosny Ludów do lokalnego Komitetu Narodowego w Wielkopolsce. Najprawdopodobniej to Wincenty wystawił tutaj obecny dom i w nim zamieszkał. Zaznaczyć należy, że od strony ul. Cegiełka kilkanaście lat wcześniej wystawiono pierwszy dom, po którym pozostał jedynie fundament, na którym postawiony został mur odgradzający posesję od ulicy. Po Wincentym posesję przejął syn Ludwik Ussorowski, który w 1876 r. poślubił przedstawicielkę znanej strzeleńskiej rodziny mieszczańskiej, wówczas 18-letnią Anielę Janiszewską. 


W latach osiemdziesiątych XIX w. posesja przechodzi w ręce bednarza Władysława Węglikowskiego, który w 1874 r. poślubił 20-letnią Juliannę Lewandowicz. Węglikowskiego znajdujemy w zestawieniu mieszczan, właścicieli nieruchomości przy ulicy Świętego Ducha w roku 1889 r. Z kolei w księdze adresowej z 1895 r. znajdujemy bednarza. M. Węglikowskiego. Od bednarza nieruchomość kupił piekarz Antoni Springer syn Jana i Franciszki z domu Borucka. Nowy nabywca wystawił w podwórzu piekarnię i otworzył dobrze prosperujący interes. W 1899 r. poślubił Ludwikę Gilewską córkę Marcelego i Zuzanny z domu Przybyłowska. Jednakże biedak umiera i po nim przejmuje działalność małżonka Ludwika, która prowadzi interes w dalszym ciągu, o czym świadczy reklama z Kalendarza Strzelna z 1910 r. Piekarnię prowadziła do końca lat dwudziestych XX wieku. Zaś po wojnie interes piekarski otwiera tutaj Kazimierz Szpulecki i prowadzi go do 1950 r., to jest do czasu wprowadzenia bariery fiskalnej przez komunistów. Wówczas niemalże wszystkie placówki handlowe, gastronomiczne i produkcyjne zostały w grudniu tegoż roku zamknięte i w części przejęte przez monopol spółdzielczy PSS „Społem” i GS „SCh”. 

Wkrótce nieruchomość nabywa Kazimierz Drgas, rolnik ze Strzeleńskiego Wybudowania ku Młynom. W drugiej połowie lat 80-tych XX w. w budynku tym mieściła się pierwsza siedziba Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Dziś niestety towarzystwo jest „bezdomne“ i przygarnięte zostało przez Miejską Bibliotekę Publiczną, a tutaj spotyka się jedynie zarząd i to okazjonalnie, o czy wspomniałem na wstępie. Ale nie to jest ważne, ważne jest, że działamy i jesteśmy przez wielu spoza Strzelna doceniani, o czym świadczy chociażby wyróżnienie towarzystwa nagrodą Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Za "Żelazną Bramą"
Kontynuując opowieść wspomnę, że w latach dziewięćdziesiątych strzelnianin Jan Szarek uruchomia w tym miejscu sklep przemysłowy. Wrócił on po wielu latach w rodzinne strony i poza działalnością gospodarczą podjął się również działań społecznikowskich. Przez ostatnie lata był radnym. Początkowo radnym Rady Miejskiej w Strzelnie, a w kadencji 2006-2010 radnym Rady Powiatu Mogileńskiego. W latach 2010-2014 na powrót piastował godność radnego miejskiego i jest członkiem TMMS-u. To on wykupił całą nieruchomość z rąk Drgasów i przemienił ją w lokale handlowo-usługowe. Tutaj od połowy lat 90. minionego stulecia prowadził sklep przemysłowy w branży budowlno-remontowej. Drugą połowę domu prowadził sklep spożywczy, który przekazał w zarząd bratu. Obecnie oba pomieszczenia są dzierżawione. Pierwsze na działalność handlową - były tutaj Sklep Metalowo-Przemysłowy i Centrum Odzieży Używanej. W drugiej połowie domu świadczone są usługi - optyk i okulista. Sam właściciel od 2011 r. korzysta ze świadczeń emerytalnych i nadal aktywnie uczestniczy w życiu naszego miasta. 

Foto: Heliodor Ruciński, Google Maps

piątek, 27 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 77 Ulica Świętego Ducha - cz. 30



Po wielokroć spotykam się z dziwnymi tezami mówiącymi, że Strzelno to miasto emerytów, że nie posiada przyszłości, że żyje się tutaj z dnia na dzień itd., itp. Zgodnie z prawidłami w parze z nimi sypią się uzasadnienia, które mają być dowodami na ich autentyczność i mają świadczyć o słuszności tak konstruowanych twierdzeń. Tak formułowane kolokwializmy zmuszają mnie do myślenia i zadawania sobie pytania:
- Czy faktycznie nasze miasto zasługuje na takie opinie?
Osobiście uważam, że daleko nam do takiego formułowania tez. Faktem jest, że od lat obserwujemy spadek urodzeń, a co za tym idzie pomniejsza się liczba mieszkańców. Jednocześnie należy zaznaczyć, że spadek taki obserwujemy niemalże we wszystkich małych miasteczkach, również w jeszcze raz tak dużym powiatowym Mogilnie i jest on bardziej złożony niżby nam się wydawało. Obecnie miasto liczy 5701 mieszkańców i w ciągu ćwierćwiecza (25 lat) ubyło nas ok. pół tysiąca (500). Ale czy to uprawnia kogokolwiek do nazywania Strzelna miastem emerytów?
- Nie, po wielokroć nie…



Nie rozwijając tematu, przejdźmy do kolejnej posesji, która skrywa się pod numerem 23, dawnym policyjnym 46. Kamienica, mimo złego pod względem estetycznym wyglądu wzbudza zainteresowanie swym niepowtarzalnym, jak na warunki strzeleńskie wyglądem. Wystawiona została na przełomie XIX i XX w. w miejscu stojącego wcześniej domu parterowego i najprawdopodobniej z wykorzystaniem starych fundamentów. Posiada ona typowe cechy historyzmu z elementami wystroju klasycystycznego, szczególnie w obrębie okien pierwszego piętra. W okresie międzywojnia cztery facjaty z osiowo usytuowaną mansardą, na wysokości poddasza zabudowane zostały ścianami, tworząc kolejne, drugie piętro i charakterystyczną pozostałością mansardy na drugim piętrze. Elementem charakterystycznym elewacji frontowej jest centralnie usytuowany, na wysokości pierwszego piętra uroczy balkon z kutą, metalową balustradą. W podwórzy znajdują się dwie piętrowe oficyny mieszkalne z przybudówkami gospodarczymi.


Posesja stanowi własność prywatną, której obecny właściciel zamieszkuje w południowo-zachodniej części Polski. Może dlatego stan elewacji frontowej, jak i pozostałych części i wnętrz budzi wiele zastrzeżeń estetycznych. Na parterze znajdują się dwa lokale użytkowe, często zmieniające najemców, a co za tym idzie, również branże prowadzonej w nich działalności gospodarczej. Z tą kamienicą związane są losy żydowskiej rodziny Happów, po części tragiczne, po części pomyślnie zakończone na kontynencie amerykańskim. Dzięki przekazom i śladom pozostawionym w Berlinie przy Babelsberger Strasse 6, poznajemy je stosunkowo dokładnie. Happowie mieszkali w Strzelnie już w połowie XIX w. Pierwszym znanym przedstawicielem tego rodu był Joseph, którego żoną była Johanna Markowitz. Mieli oni piątkę dzieci, z których córkę Idę żonatą za Josepha Danzigera i syna Richarda udało się poznać bliżej. Zatem, czas na opowiadanie…


Pierwszymi znanymi właścicielami parceli, na której stanęła kamienica byli w 1800 r. wyrobnik Tomasz Okolewski i jego małżonka Dorota z domu Markiewicz. Po nich nieruchomość dziedziczył syn Tadeusz, który w 1843 r. poślubił w Kwieciszewie Marię Kowalską. Wnet musiał zostać wdowcem, gdyż w 1855 r., tym razem w Strzelnie poślubił również wdowę Magdalenę Dolińską z domu Zielińską. W 1889 r. dom, wówczas parterowy, znajdował się we władaniu rymarza Kowalewskiego. Wkrótce posesję nabyła żydowska rodzina Happów. Senior tego rodu Joseph prowadził tartak ze składem drewna i należał do zamożniejszych strzelnian, to też na przełomie stuleci rozbudował posesję, stawiając na fundamentach parterowego domu opisaną wyżej kamieniczkę wraz z dwiema oficynami.

Rodzina Happów ze Strzelna. W środku senior rodu Joseph z żoną Johanną.
Jego syn Richard pobierał nauki kupieckie w Poznaniu i tam też, po ich ukończeniu podjął pracę w branży drzewnej. W międzyczasie poznał Margarete córkę rabina i nauczyciela Benjamina Sterna i Pauliny z domu Glass. Sternowie wcześniej mieszkali w Szczecinie skąd w latach 80. XIX w. przeniósł się do stolicy Prowincji Poznańskiej. Po zawarciu przez Richarda i Margarete związku małżeńskiego 10 maja 1906 r., młoda para przeprowadziła się do Strzelna i zamieszkali wraz z rodzicami Happami. W Strzelnie urodzili się im synowie, Hans (19 lutego 1907) i Walter (11 grudnia 1908), późniejsi uczniowie koedukacyjnej szkoły wydziałowej oraz w 1909 r. córka Margarete. Strzelno w owym czasie było kwitnącym gospodarczo miastem powiatowym, w którym mieszkało około 5000 mieszkańców, z czego około 3% stanowili Żydzi. Richard Happ pracował tutaj w tartaku ojca i zajmował się handlem drewnem.

Po Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919, Józef i Richard Happowie sprzedali kamienicę Polakowi Józefowi Olejnikowi i przeprowadził się z rodziną oraz rodzicami do niezajętej jeszcze przez Wojsko Polskie Bydgoszczy. Prawdopodobnie uczynili to z racji czucia się obywatelami niemieckimi. Tam znajdujemy Richarda w książce adresowej w 1922 r. jako właściciela tartaku przy ulicy Gdańskiej 48. Prowadzona przez niego firma napotkała prawdopodobnie na jakieś trudności, ponieważ rok później Richard i Joseph Happ zostali wpisani do berlińskiej książki adresowej przy Lützowstrasse 78, gdzie prowadzili hurtownię drewna.

Rodzina Happów mieszkała tu do wczesnych lat 30. XX w. Obaj synowie uczęszczali do Hindenburg-Oberrealschule i odbyli praktyki zawodową w sektorze tekstylnym. Następnie Hans pracował w dziale eksportu firmy odzieżowej Graumann & Stern, Walter początkowo jako sprzedawca w swojej firmie, a następnie jako sprzedawca futer u braci Peiser. W 1932 r. Cała rodzina przeniosła się na Jenaer Strasse 3, gdzie Richard Happ nabył fabrykę, prawdopodobnie w branży drzewnej.

Po tym, jak narodowi socjaliści przejęli rząd w 1933 r., oficjalnie usankcjonowano środki dyskryminacyjne wobec Żydów. Firmy żydowskie borykały się z coraz większymi trudnościami. Już wcześniej zanim ustawowo wyeliminowano Żydów z niemieckiego życia gospodarczego w listopadzie 1938 r., byli oni zmuszeni sprzedawać swoje firmy Niemcom. Widząc co się dzieje bracia Happ postanowili opuścić Niemcy. Walter wyjechał do Brazylii w grudniu 1935 r., Hans podążył za nim w 1936 r.

Richard Happ zmarł 11 maja 1936 r., dzień po 30. rocznicy ślubu. Została mu oszczędzona większości upokorzeń jakie dotknęły Żydów, a szczególnie tych po listopadzie 1938 r. Bracia Happ w związku z tym, że wyjechali na podstawie wiz turystycznych, które nie zostały im przedłużone, w 1938 r. wrócili do Europy, początkowo pozostając we Francji, w Marsylii. W końcu udało im się uzyskać nowe wizy imigracyjną do Argentyny. Hans osiadł w Buenos Aires, Walter osiedlił się w Rio de Janeiro. Margarete pozostała w Berlinie na Jenaer Strasse 3.

Tabliczka inskrypcyjna w chodniku przed posesją przy Babelsberger Strasse 6 w Berlinie poświęcona pamięci Margarete Happ.
Na początku 1939 r. została wyrzucona z pięknego mieszkania i przeniosła się do jednopokojowego mieszkania przy Babelsberger Strasse 6. W ten sposób podzieliła losy Żydów, uwalniając tzw. przestrzeń życiową dla Niemców. Niemcy zawłaszczyli cały majątek Happów, zablokowano pokaźne konto w Deutsche Bank, z którego Margarete mogła początkowo pobierać kwotę wystarczającą jedynie na skromne życie. Ostatecznie deportowana 12 stycznia 1943 r. i wysłana do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, została tam zamordowana.



My zaś wracamy do opisu kamienicy w Strzelnie. I tak, w 1910 r. w oficynach zamieszkiwały cztery rodziny. Tam również zlokalizowany był warsztat stolarski Franciszka Boesche - członka polskiego stowarzyszenia patriotycznego „Straż”, założonego przez Józefa Kościelskiego z Miłosławia w 1905 r. Nadto mieszkał tu również cieśla Antoni Twardowski, również członek „Straży”. 


W 1923 r. w lokalu na parterze otworzył działalność gospodarczą Ignacy Latosiński. Ignacy prowadził tutaj sklep i warsztat, zegarmistrzowski. To u niego nauki pobierał Jan Strzelecki, toruński zegarmistrz i złotnik, o którym wspominałem na początku spacerów po ul. Świętego Ducha. Reklamą zakładu zegarmistrzowskiego był duży dwustronny zegar uliczny wystający ze ściany przysklepowej. Na tarczach zegara widniał inicjał Ignacego Latosińskiego. W okresie międzywojennym obok niego sklep rymarsko-siodlarski prowadził Józef Olejnik. Okres powojenny zachował się w mojej pamięci jedynie w obrazie funkcjonowania w tym miejscu zakładu rymarskiego p. Lutkowskiego, a po nim punktu sprzedaży trumien prowadzonego przez Zarząd Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej oraz sklep sąsiedniego GS „SCh”. Jeżeli państwo pamiętacie, co jeszcze tutaj się mieściło, to proszę opisać w komentarzach. Już później z początkiem lat osiemdziesiątych działalność handlową prowadziła tutaj Daria Sieradzka i jej ojciec Stanisław Lewicki. Tutaj też znajdowało się biuro Federacyjnego Towarzystwa Szlaku Piastowskiego, którego Stanisław Lewicki był założycielem i wieloletnim prezesem. Po jego śmierci w 1999 r. stowarzyszenie to zaprzestało swą działalność.


W tym miejscu warto przywołać biogram Stanisława Lewickiego, który wyszedł spod pióra honorowego obywatela miasta Strzelna Kazimierza Chudzińskiego:

Stanisław Lewicki, założyciel i prezes Towarzystwa Szlaku Piastowskiego, aktywny działacz społeczno-kulturalny. Urodził się 26 października 1932 r. w Niewolnie koło Trzemeszna. Jego rodzicami byli Franciszek i Julianna z domu Krauze. Do szkoły podstawowej uczęszczał w latach 1945-1949, a następnie po zamieszkaniu rodziny w Strzelnie uczęszczał do tutejszego Liceum Ogólnokształcącego przez trzy lata, które ukończył systemem wieczorowym w Gnieźnie. 
Związek małżeński zawarł z Klarą Stempowską 11 lutego 1956 r. w Gnieźnie. Oboje wychowali piątkę dzieci. 

Początkowo pracował w wytwórni papierosów w Poznaniu, następnie był kontrolerem biletowym PKS, a później kasjerem na stacji PKP w Inowrocławiu. W Strzelnie prowadził zakład malarsko-szyldowniczy, a w ostatnich latach życia był właściciele sklepu ogólnobranżowego. 
Już od 1946 r. należał do Związku Harcerstwa Polskiego, aktywnie uczestniczył w zbiórkach drużyny, wyjeżdżał z rówieśnikami na obozy. W 1975 r. wstąpił do Stronnictwa Demokratycznego. Udzielał się społecznie w wielu organizacjach i stowarzyszeniach. Był członkiem Cechu Rzemiosł Różnych w Mogilnie (od 1979 r.), członkiem Federacji Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Kulturalnego (od 1987 r.), członkiem Harcerskiego Kręgu Seniorów (od 1997 r.), w tym samym roku wstąpił do Chrześcijańskiej Demokracji III RP. Aktywnie uczestniczył w pracach Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna. Pełnił w Strzelnie funkcję przewodniczącego Oddziału Niezależnego Związku Samorządowego „Solidarność” na region bydgoski (od 1989 r.). 


Odrębną, a jakże spójną działalnością społeczną Stanisława było zaangażowanie się w 1980 r. w  ruchu „Solidarność”. Jako prywatny pracodawca nie mógł należeć do związku, jednakże silnie włączył się w jego prace, jako społecznik i sympatyk. Współpracował z Międzyzakładową Komisją NSZZ „Solidarność” w Strzelnie, z regionami Inowrocław i Bydgoszcz, jeździł do Gdańska gdzie spotykał się osobiście z Lechem Wałęsą. Czynnie wspierał NSZZ RI „Solidarność” i jego struktury kujawsko-pomorskie. W stanie wojennym podjął wraz z małżonką Klarą działalność w strukturach podziemnej „Solidarności” o czym pisałem przy okazji 30 rocznicy powstania ruchu związkowego. Uczestniczył w tajnych spotkaniach w Głuchej Puszczy. Kolportował prasę podziemną i dostarczał do Strzelna „bibułę”. Uczestniczył wraz z małżonką w mszach św. „Za Ojczyznę” odprawianych przez ks. Jerzego Popiełuszkę, a po jego śmierci organizował pielgrzymki do Jego grobu. 

Był jednym z inicjatorów i czołowym organizatorem Towarzystwa Szlaku Piastowskiego. Zapewnił odpowiednie oznakowanie Szlaku tablicami z wizerunkiem orła piastowskiego. Z jego inicjatywy zaszczytny tytuł Honorowego Członka TSP otrzymali m.in.: Papież Jan Paweł II, prezydent Lech Wałęsa, marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski, prof. Andrzej Stelmachowski, ks. prof. Andrzej Szostek, Konsul Generalny RP we Lwowie Piotr Konowrocki. 
Wspólnie z TMMS organizował Ogólnopolskie Plenery Malarzy i Rzeźbiarzy, które ożywczo wpłynęły na życie kulturalne Strzelna. Pozostawione po tych przedsięwzięciach obrazy mogą stanowić piękną ekspozycję muzealną. Przez kilka lat pełnił z zaangażowaniem funkcję redaktora technicznego „Wieści ze Strzelna”, był autorem artykułów pisanych zawsze w wyważonym tonie. W ostatnich latach mocno zaangażował się w akcję niesienia pomocy Polakom mieszkającym na Wschodzie. Ściśle współpracował ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”. Organizował wycieczki, zwłaszcza do Lwowa i Wilna, autobus był zawsze wypełniony po brzegi darami, które otrzymywał od strzeleńskich sponsorów. Podejmował działania na rzecz renowacji nekropolii Orląt Lwowskich. W ostatnim okresie życia przygotował do druku album pt. „Kościoły drewniane na Szlaku Piastowskim”. 
Za całokształt działalności został odznaczony m.in.: Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem 40-lecia PRL, Honorową Odznaką Rzemiosła. 
25 grudnia 1999 r. odszedł na zawsze „Dziedzic Szlaku Piastowskiego”, a taki tytuł niejako honorowo otrzymał od wybitnego historyka mediewisty prof. Gerarda Labudy.

wtorek, 24 marca 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 76 Ulica Świętego Ducha - cz. 29



Materiałów gromadzę coraz więcej. Jest tego tak dużo, że nie jestem w stanie umieszczać wszystkiego na blogu. Wiele ciekawych historii czeka w kolejce, a ja tymczasem dopinam i opracowuję go w miarę na tyle czytelny, by mógł być przyswojonym szczególnie przez ludzi młodych. Wiem, że blog „Strzelno moje miasto” pilnie studiują również starsi, o czym świadczy ilość otrzymywanych lajków, e-maili i pytań. Kochani wybaczcie, na niektóre odpowiedzi musicie trochę poczekać.

Kontynuując spacer ulicą Świętego Ducha zatrzymaliśmy się przy posesji należącej do „Rolnika”, a później GS „SCh”, współcześnie oznaczonej numerem 25. Koleje losu tej instytucji w końcowej fazie istnienia były dla wielu jej pracowników niepomyślne. Wielu straciło pracę inni przeszli do innych firm i zakładów pracy, po wielokroć na gorszych warunkach, niż te, z których onegdaj korzystali. Dziś pokrótce przedstawiam dzieje tej jednej z największych strzeleńskich firm, jakie funkcjonowały w czasach peerelowskich. Wspominałem, że przed blisko trzydziestu laty opracowałem monografię GS „SCh”. Dzięki wydaniu jej drukiem w 1984 r. zachowane zostały dzieje, tej jednej z najstarszych spółdzielni typu rolniczo-handlowego w Polsce. Sama kamienica przez wiele lat odstraszała swym wyglądem. Przedostatni remont zewnętrzny przeszła w 1984 r. Mieszkania na drugim piętrz zajmowały do lat 90-tych osoby związane ze spółdzielnią. Mieszkała tam pani Zofia Rakoczy (do 1994 r.), wdowa po wieloletnim kierowniku Stanisławie Rakoczym oraz Jerzy Kubiak (do 1992 r.), wieloletni główny księgowy. 

"Rolnik Kujawski" - lata czterdzieste XX w. Po prawej siedzi Stanisław Rakoczy. Za nim od prawej: 2. Kubiak, 4. Celina Hertmanowska, 5. Edmund Kmieć, 7. Barbara Radomska, 10. Janusz Basiński.

Zaraz po wojnie do połowy marca czyniono starania o uruchomienie na bazie wojennego „Konzumu” nowej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik Kujawski”. 21 marca 1945 zwołano zgromadzenie organizacyjne i założono nową spółdzielnię. Skład pierwszej rady nadzorczej stanowili: Czesław Benedykciński z Ciechrza, Władysław Graczyk z Jezior Wielkich, Marcin Dopierała z Młynów, Jan Łożyński z Młynic, Jan Jędraszczak z Jezior Wielkich, Józef Kotas z Bronisławia, Antoni Łada z Kruszy Duchownej, Włodzimierz Dąbski z Żółwin, Marian Głowacki Witkowa; oraz trzej zastępcy członków: Piotr Sucharski z Sierakowa, Jan Czub ze Strzelna, Stanisław Dobrzyński z Sławska Dolnego. Przewodniczącym RN był Benedykciński, jego zastępcą Łada, a sekretarzem Dąbski. Rada Nadzorcza  powołała trzyosobowy zarząd.

Szybko spółdzielnia rozwinęła skrzydła i stała się największą w Wielkopolsce. Jej świetną prosperitę przerwały przemiany gospodarczo-ustrojowe. Wówczas powstała, również w 1945 r. Gminna Spółdzielnia „SCh” przejęła „Rolnika Kujawskiego” i od 1 stycznia 1948 r. Obie spółdzielnie połączyły się i rozpoczęły pracę jako GS „SCh” w Strzelnie. Obszerny materiał o tej spółdzielni przedstawię niebawem, a obecnie przybliżę postać wieloletniego kierownika tej firmy pana Stanisława Rakoczego. Nadmienię jeszcze, że w latach 1982-1990 również ja pracowałem w GS „SCh” pełniąc funkcję wiceprezesa ds. obrotu rolnego.

Spółdzielnia „Rolnik Kujawski” pod kierownictwem Stanisława Rakoczego pomyślnie rozwijała się do 31 grudnia 1947 r. Ten krótki powojenny i pracowity okres pozwolił jej twardo stanąć na nogach. Wkrótce stała się jedną z najsilniejszych w województwie poznańskim (Strzelno do 1950 r. znajdowało się w granicach poznańskiego). Spółdzielnia swą działalność prowadziła w pomieszczeniach własnych, jak i mieniu poniemieckim i pożydowskim, również w obiektach przedwojennych firm zbożowych. Pierwszy Zarząd „Rolnika Kujawskiego” Stanowili: Tadeusz Pętkowski – przewodniczący i Stanisław Rakoczy i Marian Schnaider – członkowie. Od 28 kwietnia 1945 r. Schnaidera zastąpił działacz ludowy Franciszek Maj, a od 1 maja 1946 zaczął zarządem kierować Stanisław Rakoczy. Od 6 grudnia 1947 r. Maja zastąpił Józef Kociołł. Głównymi działami spółdzielni były, skup płodów rolnych i zaopatrzenie rolnictwa w środki do produkcji rolnej. Jej obszar działania obejmował gminy Strzelno-Południe i Strzelno-Północ oraz samo miasto. Był to teren współczesnych gmin Strzelno i Jeziora Wielkie oraz część gminy Janikowo.

Uroczystość 50-lecia Spółdzielczości Rolniczo-Handlowej i 10-lecia Spółdzielczości Zaopatrzenia i Zbytu - sala Kina "Kujawianka", uroczystość otwiera przewodniczący Rady Nadzorczej GS "SCh" Leon Olszewski. II od prawej Stanisław Rakoczy. I od lewej prezes Józef Białęcki.


Przemawia prezes Zarządu GS "SCh" w Strzelnie Józef Białęcki
W tym samym czasie obok „Rolnika Kujawskiego” funkcjonował całkowicie nowy twór spółdzielczy, jakim była Gminna Spółdzielnia „Samopomoc-Chłopska”. Idea funkcjonowania tego typu spółdzielni wywodziła się z pokongresowego orędzia, które głosiło: ...Stwórzmy wielką sieć spółdzielni na wsi, które przejmą w swe posiadanie wszystkie resztówki pozostałe po parcelacji, majątek pozostały po dworach i wspólnymi siłami obrócą to dla dobra chłopów i dobra państwa. W każdej gminie musi powstać spółdzielnia gminna „Samopomocy Chłopskiej”... To w oparciu o te hasło 30 maja 1945 r. zawiązała się w Strzelnie taka spółdzielnia. Dziewięcioosobową radą nadzorczą kierował Stefan Wiśniewski. Praktycznie w 1945 r. spółdzielnia nie podjęła działalności gospodarczej. Jedyne co udało się  zrobić zarządowi kierowanemu przez Władysława Wawrzyniaka było zarejestrowanie spółdzielni 26 czerwca 1945 r. w Sądzie Okręgowym w Gnieźnie. Zmiana władz 20 lutego 1946 r. spowodowała stopniowe pobudzenie do działania. Prezesem RN został Marian Głowacki, zaś pięcioosobowym zarządem kierował Konstanty Raczkowski. Pierwszym kierownikiem spółdzielni został Ignacy Matuszak, któremu pomagał Alfons Ruciński, delegowany przez władze miejskie do zarządzania finansami. Spółdzielnia przejęła liczne resztówki po rozparcelowanych majątkach ziemskich i rozpoczęła działalność przemysłową w gorzelniach. Od 28 marca 1947 r. radą nadzorczą począł kierować Aleksander Mizerek. Jednakże spółdzielnia nie przynosiła spodziewanych zysków. W maju ustąpił z zarządu Alfons Ruciński. Rok gospodarczy 1947 zakończono stratami sięgającymi 620,600,00 zł.


1974 r. Walne Zgromadzenie GS "SCh", odbyte w Przyjezierzu w sali POSTiW
Od 1 stycznia 1948 r. pod naciskiem sił politycznych i odgórnych zarządzeń obie spółdzielnie zjednoczyły się, z tym, że przejmującą był „Rolnik Kujawski”, zaś GS „SCh” udzieliła swej nazwy. Kierownikiem nowej spółdzielni został Stanisław Rakoczy, przewodniczącym RN Aleksander Mizerek, zaś przewodniczącym zarządy Tadeusz Pętkowski. 21 grudnia spółdzielnia poddana została reorganizacji. Zarząd został organem kierującym i zarządzającym, a jednocześnie wykonawczym. Na jego czele stanął Stanisław Rakoczy, zastępcą Tadeusz Leitgeber i członkiem Edmund Ruszkiewicz. Spółdzielnia zaczęła osiągać coraz większe obroty i stała się wiodącym pracodawcą na terenie miasta i gmin strzeleńskich. 

Stary magazyn zbożowy, później magazyn administracyjny. Po lewej Ośrodek Nowoczesna Gospodynia w podwórzu przy ul. św. Ducha 25.

Wytwórnia Wód Gazowanych i Rozlewnia Piwa w podwórzu przy ul. Świętego Ducha 25

Młyn Zbożowy GS "SCh" w Strzelnie przy ul. Powstania Wielkopolskiego

Największy magazyn zbożowy GS "SCh" w Strzelnie - w Wymysłowicach
 W tym czasie spółdzielnia prowadziła: Mleczarnię, Młyn Parowy, Gorzelnie w Lubstówku i Strzelnie Klasztornym, Piekarnię, resztówki pomajątkowe, Spółdzielczy Ośrodek Maszynowy oraz sieć punktów skupu płodów rolnych, magazyny zaopatrzenia w środki do produkcji rolnej oraz sieć sklepów detalicznych. Z biegiem lat GS „SCh” uległa przekształceniom i rozbudowie o dziesiątki nowych obiektów. Kolejno prezesami po Stanisławie Rakoczym byli: Edmund Banach (1951-1953, Marian Sadowski (1953-1954), Józef Kośmicki (1954), Marian Paluczyński (1954-1956), Józef Białęcki (1956-1961), Stanisław Maniecki (1961-1971), Jerzy Paternoga (1971- 1982), Leszek Boesche (1982-1994). Już w latach 90-tych XX w., po przemianach ustrojowych spółdzielnia zmienia nazwę na Spółdzielnię Zaopatrzenia i Zbytu, którą kierował Czesław Bukowski, po nim Zofia Smółka, a kończył Leszek Kawczyński, który jednocześnie likwiduje spółdzielnię - z początkiem nowego tysiąclecia.

Obiekty na Bazie Magazynowej przy ul. Zbożowej




Największy bum gospodarczy spółdzielnia przeżyła za czasów prezesów: Manieckiego, Paternogi i Boesche'go. W tym czasie powstało pięć baz magazynowo-skupowych: w Jeziorach Wielkich, Wójcinie, Wymysłowicach, Strzelnie - skupu żywca przy szosie konińskiej oraz największa, której budowę od podstaw na obszarze 4,59 ha rozpoczęto w 1969 r. w Strzelnie, za Elewatorem PZZ. Rozbudowano sieć sklepów własnych, z dużym pawilonem handlowym, barem z klubokawiarnią - oba w Wójcinie oraz restaurację i pawilon handlowy w Przyjezierzu. W dekadzie lat 80. wybudowanych zostało od podstaw kilka nowych placówek handlowych i duży magazyn zbożowy w Jeziorach Wielkich, w pełni zmechanizowano magazyn zbożowy w Wymysłowicach. W tej dekadzie pracowałem w spółdzielni jako wiceprezes ds. obrotu rolnego, wspólnie zasiadając w zarządzie z Leszkiem Boesche i Mieczysławem Jaroszewskim. Główną księgową wówczas była Henryka Szarzyńska, a dyrektorem filii w Jeziorach Wielkich Czesław Bukowski. W tym też czasie przewodniczącym Rady Nadzorczej był Franciszek Pruczkowski. 

Obiekty gastronomiczno-handlowe 




Ze Spółdzielni odszedłem w 1990 r. Niestety nie znalazły wówczas uznania w oczach Rady Nadzorczej moje innowacje wynikające z przemian gospodarczych i mimo propozycji pozostania, przeszedłem do pracy w branży drzewnej, do nowopowstałej spółki PPHU „Despol“. Ale to nie był koniec mojej działalności w spółdzielni, po przemianach i reformie Balcerowicza zostałem przewodniczącym Rady Nadzorczej GS „SCh“ w Strzelnie i po wyborze mnie na członka Zarządu Powiatu Mogileńskiego w 1999 r. zrezygnowałem z przewodniczenia. W tym czasie w spółdzielni zaczęło dziać się coraz gorzej. Wielu pracowników bardziej zabiegała wokół własnych interesów, niż pochylała się nad utrzymaniem w znośnej kondycji firmy. Spółdzielnia nie umiała znaleźć się w nowych uwarunkowaniach ekonomicznych i ustrojowych. Poddała się konkurencji, która w dużej mierze została wytworzona przez byłych jej pracowników, którzy w większości wykupili majątek po firmie i na jego bazie otworzyli własną działalność.

Pracownicy GS "SCh" w Strzelnie

Róża Bartecka

Halina Leszczyńska

Edmund Filipczak

Ignacy Śmigielski

Leon Malinowski
Ryszard Nowak



Najbardziej przykra w dziejach spółdzielni była sama jej likwidacja, którą przeprowadzono byle jak. Od 2011 r. policja prowadziła dochodzenie w sprawie sterty dokumentów, które
znaleziono w piwnicy, choć powinny się znajdować w archiwum. Dotyczyły one dwóch
działających tutaj spółdzielni, słynnego geesu i jej spadkobierczyni, spółdzielni zaopatrzenia i zbytu. W podziemiach byłego biurowca leżały spakowane w workach dokumenty, w tym przeszło 1350 teczek osobowych byłych pracowników spółdzielni oraz blisko 4000 innych dokumentów wytworzonych w czasach ich działalności…



Te teczki to biogramy ludzi przez lata szczególnie zatrudnianych w geesie. Nie sposób o nich zapomnieć, gdyż byli to dziadkowie, rodzice, bracia i siostry, kuzynostwa, koledzy i koleżanki, w końcu znajomi setek strzelnian. W pierwszej kolejności moja pamięć przywołuje nieżyjących już prezesów: Józefa Białęckiego, Stanisława Manieckiego, Jerzego Paternogę; wiceprezesów: Władysława Drgasa, Feliksa Lewandowskiego, Ryszarda Chwiłkę, Kazimierza Badynę; dyrektora Czesława Bukowskiego; głównych księgowych: Jerzego Kubiaka, Jadwigę Śmiejkowską; kierowników: Jana Wiśniewskiego - cukiernika, Stanisław Wojtczaka z Wytwórni i Rozlewni WGiP; Jana Karpińskiego z młyna, Alojzego Linettej, Wojciecha Śliwińskiego, Jana Starynowicza, seniora Brukiewicza, Jacka Jankowskiego; magazynierów: Jerzego Podolskiego, Stanisława Kaszaka, Rajmunda Zientarę, Edmunda Konieczkę i Leonarda Kowalskiego z Jezior Wielkich, Zenona Lewandowicza, Wojciecha Posłusznego; kierowników sklepów: Michała Dziadurę, Ignacego Śmigielskiego; zaopatrzeniowca Zbigniewa Zielińskiego… Również z wielką estymą wspominam dyrektora Edmunda Kmiecia z Zakładu Handlu WZGS w Mogilnie, a szczególnie kierownika Działu Skupu i Kontraktacji WZGS w Bydgoszczy Leszka Jarzębińskiego…
Oczywiście, to nie wszyscy. Żyje nas jeszcze sporo, widzimy się na mieście, zagadujemy do siebie, niekiedy wspominamy; spotykamy się również wirtualnie, na fejsie…