czwartek, 19 marca 2020

Urocze zakątki - Linówiec…



Było to przed dwunastoma latami, a dokładnie 26 lutego 2008 roku. Właśnie skończyłem opowieść o ks. Nikodemie Siegu, proboszczu orchowskim, wielkim patriocie, kapłanie, który całe swoje życie poświęcił walce o tożsamość kulturową Polaków, zamieszkujących w czasach kulturkampfu pogranicze wielkopolsko-kujawskie. Namówiłem Heliodora i udaliśmy się w podróż „Ścieżkami księdza Siega“. Po drodze minęliśmy Łąkie, Ciencisko, Ostrowo, Bielsko i Podbielsko, a w Wólce Orchowskiej skręciliśmy w lewo. Zwiedzanie zaczęliśmy od Linówca i przez Osówiec dotarliśmy do Orchowa. Byłem zauroczony tą podróżą, przecież nie tak odległą, bo zaczynającą się zaledwie kilkanaście kilometrów na południe od Strzelna.


Pierwszy raz drogą z Wólki Orchowskiej do Linówca jechałem w 1973 roku. Była to wówczas droga polna, 35 lat później, czyli w 2008 roku, droga asfaltowa. Wiele od tamtych lat się zmieniło, wiele elementów krajobrazu uległo przeistoczeniu. Po prawej stronie łuku drogi rośnie niewielki lasek, w niezmienionej, acz już współczesnej formie zachowała się  figura przydrożna św. Wawrzyńca, znajdująca się na ostrym skręcie drogi i rozwidleniu polnym prowadzącym do Podbielska. Drewniana, zabytkowa figura Świętego stała tutaj od niepamiętnych czasów i w 1998 roku stała się łupem złodziei. Barbarzyńcy, również obrobili wówczas pobliski kościółek. Późnobarokową rzeźbę, sumptem Urszuli i Jacka Sechów ze Strzelna, zastąpiła w 2001 roku podobizna Świętego wykonana z betonu.



 Dalej, do samego centrum Linówca prosty odcinek drogi. Mijamy dwie posesje, dalej kolejne cztery i zatrzymujemy się przed wyniesieniem na którym góruje drewniany kościół p.w. św. Marcina z 1749 roku. Wzniesiony został przez właściciela wsi Sebastiana Cząstkowskiego. Orientowany, przypuszczalnie wzniesiony na wczesnośredniowiecznym grodzisku. Kościół jest konstrukcji zrębowej, kryty dachem łamanym. Wewnątrz warto zobaczyć ołtarz główny z połowy XVIII a w nim obraz Zaślubiny Najświętszej Marii Panny. Obok kościoła stoi drewniana dzwonnica o ciekawym kształcie. Naprzeciwko kościoła, po drugiej stronie drogi, uroczo położony, również na wyniesieniu, niewielki, acz piękny dwór byłych właścicieli Linówca, Wyssogota Zakrzewskich, Tadeusza (1799-ok1865?), Witolda (1840-1923) i Bogdana (1870-1950). Datowany jest on na rok 1900, zatem mieszkali w nim dwaj ostatni właściciele.

Na podstawie materiału źródłowego, jaki znajduje się w moim posiadaniu można byłoby otworzyć dość szczegółowo dzieje tej miejscowości, o której pierwszą wzmiankę znajdujemy już w 1369 roku. Jednakże na potrzeby niniejszego artykułu jest to zbędne, zatem przejdźmy dalej.
'



Ze wzgórza kościelnego rozciąga się piękny i pełen uroku widok na były folwark Zakrzewskich. Pamiętam, kiedy byłem tutaj w 1973 roku znajdował się on w dość opłakanym stanie. Biuro ówczesnego zarządcy folwarku, Kółka Rolniczego, mieściło się na piętrze magazynu i wchodziło się do niego po drewnianych schodach. Tam urzędowała księgowa i kierownik... Zapamiętałem, że owa budowla wywołała we mnie wrażenie, jakoby był to fragment jakiegoś zamczyska. Dzisiaj, z pozycji czasu budynki te nadal noszą ślady minionych czasów.









Jako, ze lubimy z Heliodorem odkrywać nieznane zakątki, udaliśmy się na pobliski cmentarz, który zauważyliśmy ze wzgórza. Dalej udaliśmy się w kierunku Suszewa i po przejechaniu kilkuset metrów wjechaliśmy w pełną uroku drogę polną. Ale jaką polną? Otóż, jej obie strony obsadzone były niezwykłymi, bezkształtnymi, ale jakże pięknymi wierzbami. Ogromne pokrzywione pnie z wielkimi ogolonymi łbami. Coś, co towarzyszyło memu dzieciństwu, droga na Starczewo, a dzisiaj w formie unikatowej zachowała się na odcinku drogi polnej z Linówca do Suszewa.


Z Suszewa dotarliśmy do Osówca, a tam pięknie odremontowany dwór, dawniej drewniany. Datowany on jest na wiek XVIII, po 1717 roku. Odnowiony w 4. ćw. tegoż stulecia i rozbudowany. Sam jego widok z za pięknej kutej bramy zapiera dech w piersiach. Była to dawna siedziba Wolskich, Mickich i Frezerów. Obecnie dwór po gruntownej renowacji przeprowadzonej w latach 80. XX wieku zmienił swój pierwotny charakter. W czasie remontu zrujnowane drewniane ściany wymienione zostały na ceglane. Dawny wygląd zachowały jedynie oszalowane deskami szczyty. Pokryte gładkim tynkiem elewacje z prostokątnymi oknami pozbawione są niemal detali dekoracji architektonicznej - z wyjątkiem pilastrów akcentujących naroża alkierzy.




Jadąc dalej trafiamy na neogotycką kaplicę grobową rodu Mlickich. Jej fundatorem był Teofil Mlicki, który pod namową proboszcza ks. Nikodema Siega podjął się dzieła budowy kaplicy prywatno-publicznej w rodzinnym Osówcu. Śmierć nie pozwoliła dokończyć dziedzicowi tego dzieła, które kontynuowała jego małżonka Franciszka z Wyrębskich, kończąc je w 1885 roku. Oboje małżonkowie spoczęli w podziemiach tej urokliwej, neogotyckiej kaplicy. Obecnie nosi ona wezwanie Matki Bożej Różańcowej i podlega parafii p.w. Wszystkich Świętych w Orchowie. Odbywają się w niej nabożeństwa i msze św.







W końcówce naszej podróży docieramy do Orchowa, wsi, która w latach 1509-1772 wymieniana była jako miasto. W tym miejscu warto powiedzieć, że dotychczas błędnie typowano datę roczną 1506 i Jerzego Krupskiego, starostę bełżyckiego, jako właściciele tegoż Orchowa i osobę nadającą miejscowości prawa miejskie. W tym czasie właścicielem miejscowości wraz z przyległościami był przedstawiciel rodu Rogalów Hektor zwany Orchowskim i jemu należy zawdzięczać nadanie praw miejskich ok. 1509 roku.


Pierwsza wzmianka o wsi i kościele sięga 1369 roku. Założony i uposażony przez Mikołaja Rogalę, chorążego gnieźnieńskiego, najpierw w Woli Orchowskiej, później został przeniesiony do Orchowa. Obecna świątynia nosi wezwanie Wszystkich Świętych i została
wybudowana w latach 1789-1792 z fundacji Petroneli z Gałczyńskich Mlickiej. W latach 1997-2002 był poddany gruntownej restauracji. Jest to budowla drewniana o konstrukcji zrębowej, oszalowana, orientowana, z lekkim odchyleniem w kierunku południowym.



Pełną doznań estetycznych podróż zakończyliśmy na starym XIX-wiecznym cmentarzu parafialnym. Na nim znaleźliśmy groby osób, które współpracowały z ks. Nikodemem Siegiem, a także znanych orchowian, których nie sposób w tym artykule wyliczyć. Wówczas też, naszą uwagę przykuły dwie porzucone, stare, piaskowcowe tablice inskrypcyjne byłych właścicieli Orchowa z I poł. XIX wieku, Jana i Nepomuceny Mieczkowskich... Skąd one tu się wzięły, skoro Mieczkowscy zostali pochowani przy kościele?

Foto: Heliodor Ruciński

wtorek, 17 marca 2020

Kolej strzeleńska - cz. 5 Anegdoty, mity i pomówienia



Przyszedł czas na ostatnią część opowieści o kolei strzeleńskiej, czyli o dziejach linii kolejowej Mogilno-Kruszwica. Przypomnę, że odcinek z Kruszwicy do Mątew-Inowrocławia to już inne dzieje, gdyż gród Piasta Kołodzieja otrzymała połączenie kolejowe z Mątwami już 1 stycznia 1889 roku, te zaś z Inowrocławiem jeszcze wcześniej, bo w 1882 roku. W niej będzie o wojnie i późniejszym kresie tej linii, która przez ponad stuletnie dzieje wielu młodym ludziom otworzyła, szczególnie w latach PRL-u przysłowiowe okno na świat.

Drugi od prawej dziadek Heliodora Rucińskiego Jan Michalak - urzędnik kolejowy i córka Teresa matka Heliodora, która wita się z NN. Dworzec od strony peronów nad skrzynką pocztową tablica na której kredą nanoszono ewentualne opóźnienia. 
Gdy wybuchła II wojna światowa w pierwszych dniach września 1939 roku spłonął budynek dworca kolejowego wraz z nastawnią oraz magazyn spedycyjny. Stało się to przed zajęciem Kruszwicy przez wojska Wehrmachtu. Dworca tego już nigdy nie odbudowano. W tym samym czasie na linii kruszwickiej od strony Mątew został wysadzony wraz ze znajdującym się na nim taborem most na Kanale Noteckim, a dokonali tego polscy saperzy. Dopiero w roku następnym, po odbudowie mostu przywrócono ruch na tym odcinku.

Po wkroczeniu Niemców nastały lata krwawej i wyniszczającej okupacji. Podobnie jak we wszystkich urzędach i firmach wszystkie kierownicze stanowiska na stacji objęli Niemcy. Zmieniono oznaczenie linii Inowrocław - Mogilno na nr 130t. Linią tą dokonywano wywózek Polaków do Generalnej Guberni, obozów koncentracyjnych, na roboty przymusowe w głąb III Rzeszy i do Protektoratu Czech i Moraw. Na ich miejsce zaczęli przybywać osadnicy niemieccy z krajów bałtyckich i znad Morza Czarnego. Polacy, oprócz podróży w celach służbowych mieli ograniczone przemieszczanie się taborem kolejowym. W styczniu 1945 roku z poszczególnych stacji na linii Mogilno-Strzelno-Kruszwica ewakuowali się Niemcy, choć większość z nich uciekała stąd taborem konnym. Na krótko przed przejściem frontu Niemcy ponownie odcięli Kruszwicę od Inowrocławia, wysadzając most nad Kanałem Noteci.


Spalony dworzec w Kruszwicy w czasie okupacji
Po zakończeniu działań wojennych kolej strzeleńska wróciła na powrót w ręce polskie. Powojenny rozwój Mogilna i Kruszwicy sprawił, że dziesiątki mieszkańców Strzelna i miejscowości położonych wzdłuż tej linii codziennie przemieszczało się koleją do pracy i do szkół. Wielu uczniów, a także pracowników dojeżdżało również do Strzelna. Po prostu, linia ta była, o czym już pisałem, owym oknem na świat. Postęp i rozwój sprawiał, że z rokiem na rok wzrastały przewozy masowe. Do Strzelna docierały co raz większe masy węgla, nawozów, materiałów budowlanych i to wszelakiego asortymentu. Po wybudowaniu w 1969 roku Elewatora Zbożowego Polskich Zakładów Zbożowych i prowadzącej do nich bocznicy kolejowej ruch towarowy wzmógł się jeszcze bardziej. Do Strzelna zaczęły docierać dwudziestowagonowe tzw. marszruty wyładowane ziarnem z nabrzeży portowych w Szczecinie i Gdyni. Najwięcej zboża do Strzelna słano z portowego Elewatora „Ewa“ w Szczecinie. W takich marszrutach docierało tutaj do 1200 ton ziarna. Również stąd wysyłano zboże wagonami do odbiorców krajowych oraz zagranicznych, w tym jęczmień browarny do Niemiec (Republiki Federalnej Niemiec).

Do połowy lat 60. minionego stulecia ze specjalnych boksów wysyłano stąd wagonowo również żywiec wołowy, a także trzodę chlewną w głąb kraju. Przez niemalże cały okres funkcjonowanie linii kolejowej wysyłano z leżącego przy bocznicy placu drewno do tartaków i fabryk celulozy. Ogromne ilości drewna szły w kraj również z Wronowych, szczególnie tzw. „kopalniaki“, czyli stemple kopalniane do kopalń śląskich oraz ze stacji w Młynach tarcica eksportowa, o czym pisałem poprzednio. Wagonowo dostarczano również węgiel do Zakładu Gazowniczego - Gazowni w Strzelnie, Gorzelni, kotłowni osiedlowej, a także ogromne ilości płyt wiórowych do filii Mogileńskich Fabryk Mebli. Latami specjalną bocznicą fabryczną docierały do Zakładów Przemysłu Ziemniaczanego w Bronisławiu tysiące ton ziemniaków. Ze stacji Strzelno i Wronowy wysyłano również buraki cukrowe, a z samego Strzelna spirytus z gorzelń oraz za pośrednictwem Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“: zboża i nasiona (mak), ziemniaki jadalne, złom i inne. Koleją dostarczano pocztę i filmy do kina.

Dla dopełnienia dziejów strzeleńskiej kolei nie wolno zapomnieć o ludziach tutaj zatrudnionych: zawiadowcach (pamiętam pana Nierebińskiego), urzędnikach kolejowych (Jan Michalak) dyżurnych ruchu (z pamięci panowie: Szarek, Krawczyk, Mucha), magazynierach i spedytorach (Marian Tim, pani Nalewaj), obsłudze szeroko pojętej (panowie: Wikaryczak, Leszczyński) oraz wielu, wielu innych. No i oczywiście kultowy lokal gastronomiczny zwany bufetem, z pączkami, sznekami, eklerami; herbatą, kawą; bułkami z żółtym serem i mortadelą; parówkami i zimnymi przekąskami, a szczególnie z napojami chłodzącymi: oranżadą, wodą sodową i piwem, szczególnie kuflowym, czyli z beczki, czy jak kto woli z kija.

Zapewne to co Wam przybliżyłem to nie wszystko. Pisać o strzeleńskiej kolei można byłoby jeszcze długo i dużo… Przypomnicie sobie starsi o czym nie napisałem, a coś jeszcze w naszej pamięci, gdzieś głęboko tkwi: o wypadkach kolejowych…     

O kresie linii kolejowej

Odcinek linii Mogilno-Kruszwica, został 1 czerwca 1996 r. zamknięty dla ruchu pasażerskiego, a 8 września tegoż roku dla ruchu towarowego. Decyzją ministra infrastruktury nr TK1-500-50/2004 z dnia 26 kwietnia 2004 r. o likwidacji przedmiotowego odcinka linii kolejowej - została ona zlikwidowana.

Od dłuższego czasu publikując cokolwiek o dworcu kolejowym w Strzelnie, czy o samej linii kolejowej nagabuje się mnie bym wyjaśnił kwestię rozbiórki dworca. Oczywiście, że znam historię około kresu tej charakterystycznej dla miasta budowli. Postanowiłem - nie wchodząc w żadną skórę dziennikarza śledczego - ostatecznie wyjaśnić tę kwestię i rozwiać mity krążące w niektórych kręgach społeczeństwa.


Podejmowane wówczas, czyli w latach 1987-1988 decyzje denerwowały mnie podobnie, jak wielu mieszkańców, jednakże zapadały one nie w Strzelnie, jak wielu sugeruje, a o wiele wyżej bo w samej dyrekcji PKP w Gdańsku, gdzie mieściły się służby odpowiedzialne za infrastrukturę kolejową. W 1988 r. na łamach „Wieści ze Strzelna“ Kazimierz Chudziński, redaktor naczelny i prezes TMMS w wywiadzie z sekretarzem Urzędu Miasta i Gminy w Strzelnie śp. Gertrudą Oborską próbował wyjaśnić ten problem. Oto fragment Wywiadu na zamówienie dotyczący rozbiórki dworca:

- K.Ch. - Z nieukrywanym smutkiem patrzę na postępującą rozbiórkę dworca PKP. Jest to poniekąd zabytek historyczny. Czy naprawdę nie było innej możliwości rozwiązania tej sprawy? Znajdą się prawdopodobnie argumenty przemawiające za rozbiórką, ale i tak wśród części mieszkańców Strzelna pozostanie niedosyt.
- G.O. - Przedłożona ekspertyza budynku dworca kolejowego jest wiarygodna, co potwierdza wizja przeprowadzona z udziałem przedstawicieli radnych i czynników  społeczno-politycznych. W sprawie uratowania tego zabytku zorganizowano kilka spotkań i przedkładano różne koncepcje. Wybrano najbardziej korzystną, a więc rozbiórkę i postawienie nowego obiektu. 

Ot i całe oficjalne stanowisko władz wypowiedziane ustami urzędniczki. Ze swej strony mogę dodać, że uczestniczyłem wówczas, jako mieszkaniec w kilku sesjach Rady Miasta i Gminy, podczas których ten problem był poruszany. Ze strony prezesa Towarzystwa Szlaku Piastowskiego Stanisława Lewickiego padła wówczas propozycja, by na bazie dworca i przyległych do niego placów i terenów powołać muzeum wojskowości. Tym sposobem uratuje się budynek dworca. Prowadzona była ożywiona korespondencja pomiędzy władzami miasta, a właścicielem dworca DOKP Gdańsk, której tematem były różne propozycje zagospodarowania obiektu. Niestety, mało skuteczna i ostatecznie eksperci orzekli, że stan obiektu jest tak zły, że nadaje się tylko do rozbiórki, a w jego miejsce wybudowany zostanie nowy dworzec. 

Zamydlono radnym, społecznikom, a nade wszystko społeczeństwu oczy obiecankami budowy nowego dworca. W 1987 r. postawiono z prefabrykowanych kontenerów tymczasowy dworzec na placu przed stacją kolejową. Nikt wówczas otwarcie nie mówił o tym, że niebawem linia zostanie zamknięta, że ludność przesiądzie się z komunikacji masowej na prywatną - osobową. Zbliżały się wielkie zmiany ustrojowe, a kryzys gospodarczy doskwierał każdemu. Wiosną 1988 r. na dworzec wpadła ekipa rozbiórkowa, podstawiono obok wagony towarowe i hajda. Rozbiórka poszła błyskawicznie. Gruz wraz ze zdrową brzęczącą cegłą załadowano na wagony i wysłano - dokąd? niestety nie wiem, dlatego określam, że w nieznanym kierunku. 

Zniknięcie dworca oraz gruzu zaczęło rodzić plotki nie mające uzasadnienia, że gruz trafił do ówczesnego włodarza miasta, który właśnie rozpoczął budowę domu mieszkalnego. Były to czyste złośliwości. Przecież każdy wówczas mógł się przejść w to miejsce i sprawdzić, czy ów gruz tam leży. Złośliwcy mogli także spytać się sąsiadów o to, czy dom budowany jest z gruzu? Ja mogę powiedzieć jasno i otwarcie, że cały dom powstał z nowych materiałów. Każdy kto te pomówienia rozsiewał przez lata mógł je sprawdzić, bo dom stał niewykończony, nie otynkowany. 

Dziś po latach zadaję sobie pytanie, kto te plotki rozsiewał i ku czemu one miały służyć? Oczywiście, że znajduję odpowiedź, kto i dlaczego, ale sprawę uważam za zamkniętą, gdyż o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale. Zatem przemilczam osoby, które dobrze wiedząc, że gruz z dworca wyjechał na wagonach i które siały ferment, a to tylko dlatego, że zbliżało się nowe i na gruzach dworca chciano pokazać, jakie to wszystko przed 1989 r. było bebe. Ja zaś, by nie sączyć wody na pustyni spuentuję temat słowami znanej piosenki:

Dawne życie poszło w dal,
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni,
tylko koni, tylko koni żal.



Anegdota 

Ale ja tu się rozpisuję, a miałem o anegdotach kolejowych. Oto jedna z nich. Na odcinku pomiędzy Strzelnem a Młynami linia kolejowa przecina las nazywany "Szyszki". Zawsze kiedy przez ów las przejeżdżał pociąg maszynista dawał głośny sygnał dźwiękowy - przeraźliwy gwizd. Ci, którzy zmierzali na stację kolejową, by udać się do Mogilna, w zależności od tego, jaką jeszcze odległość mieli do pokonania, przyspieszali lub zwalniali. Mało tego, wielu mieszkańców znając dokładnie godzinę odjazdu pociągu ze stacji Strzelno do Mogilna, ustawiało na odgłos gwizdu w domach zegary.

Kiedy zacząłem regularnie jeździć do szkoły do Bielic - pociągiem do Mogilna, a stamtąd autobusem - razu pewnego będąc wcześniej na dworcu usłyszałem gwizd pociągu dobiegający z kierunku Młynów. W tym samym momencie jeden z mężczyzn stojący obok z wyraźnym uśmieszkiem zwrócił się do drugiego, czyniąc to w tej samej chwili kiedy do nich dochodziła ich znajoma:
- Mietek! O, wyje bana w lesie! - na co odezwała się dochodząca do nich kobieta:
- Kaziu! Nie w lesie, ino na Szyszkach!
Parsknęli wszyscy śmiechem, po czym kobieta dodała:
- Oj chłopcy, chłopcy, a wy ciągle o pupie Maryny. 

Ów slogan: wyje bana w lesie lub jak kto woli, gwiżdże pociąg w lesie, rozumiany przez większość jako „wyjebana w lesie“ był w owym czasie gwoździem wielu spotkań towarzyskich. Zadawano pytanie niezorientowanym o tejże treści, a ów pytany miał odgadnąć ich znaczenie. Kiedy udzielał odpowiedzi z tezą seksistowską był „wyśmiewany“... 
Ot, taka drobnostka - anegdotka, która umarła wraz z likwidacją linii kolejowej Mogilno via Strzelno do Kruszwicy.


O wypadkach

Wypadków na kolei strzeleńskiej było kilkanaście, w tym i śmiertelne, o których nie będę pisał. Były również wypadki strzelnian na innych liniach kolejowych. Na przykład wczoraj znalazłem artykuł z 1936 roku o samobójstwie młodej zaledwie 16-letniej mieszkanki Strzelna, która będąc w ciąży popełniła ten czyn wraz ze swoim 20-letnim narzeczonym. W wielkiej desperacji, rzucili się oboje pod pociąg pomiędzy Bytkowem a Chorzowem, na Śląsku…

Fatalne skutki przeoczenia sygnału kolejowego przez woźnicę (cytat artykułu prasowego):
W dniu 17 października 1934 roku na przejeździe kolejowym przez szosę Bronisław-Strzelno zdarzył się straszny wypadek, który jedynie szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie spowodował groźniejszej katastrofy. Szosę, tę w kierunku Strzelna jechał furmankę rolnik Wacław Tomaszewski z Bronisławia powiatu mogileńskiego. Woźnica był tak mało obrotny, nieporadny, a poza tym nierozważny, iż nie zwrócił nawet uwagi na sygnał ostrzegawczy mijającego przejazd pociągu. Puszczone samopas konie przekroczyły już tor, gdy nagle z boku nadjechał pociąg, druzgocąc nieszczęsną furmankę dosłownie na drzazgi. Ciężkawo myślący woźnica nie zdołał nawet wydać okrzyku trwogi, gdy wyrzucony potężna siłę zderzenia z siedzenia. wykonał salto mortale, lądując stosunkowo bardzo nawet szczęśliwie opodal miejsca spowodowanej przez siebie katastrofy Cudem prawie ocalały również konie, a wóz nie spowodował wykolejenia się pociągu, co pociągnęłoby za sobą niewątpliwie olbrzymie kaszta i przykre dla kolei następstwa. Jedynie przód parowozu został lekko uszkodzony. W wyniku drobiazgowych dochodzeń, które w zasadzie wykazały bezsporną winę spowodowania wypadku kolejowego przez Tomaszewskiego, zasiadł on w dniu wczorajszym na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Przewód sądowy potwierdził jedynie wniosek śledztwa, to też Sąd uwzględniając wszystkie okoliczności łagodzące, skazał 22-letniego Wacława Tomaszewskiego jedynie za karygodne nieprzestrzeganie przepisów o ruchu na drogach publicznych na 3 miesiące aresztu, zawieszając mu warunkowo wykonanie kary na i okres 3 lat.

Koniec

Foto: Zbiory M. Przybylskiego i Heliodora Rucińskiego

poniedziałek, 16 marca 2020

Budowniczowie strzeleńskich megalitów



Niejedna osoba powie, że przesadzam z określaniem potężnych budowli grobowych z Lasów Miradzkich oraz z szeroko pojętej okolicy Strzelna nazwą megality strzeleńskie. Ja zaś z uporem maniaka będę tłumaczył, że strzeleńskie dlatego, gdyż kamienne elementy tych potężnych budowli sprzed 5 tys. lat przetrwały do dziś w postaci potężnych, granitowych murów strzeleńskich świątyń romańskich. 900 lat temu kamienie różnych rozmiarów zostały zwiezione na plac budowy w Strzelnie i wykorzystane do wzniesienia obu kościołów. Skąd tutaj dotarły? Otóż z okolicznych miejsc, będących swoistymi magazynami - długo wcześniej wzniesionymi budowlami kamienno-ziemnymi na kształt trapezów. Współcześnie nazywamy te budowle megalitami, a w naszym kujawskim regionie - kujawskimi grobowcami. Przed ok. 4 tys. lat miejsca te również były placami budów, na które z wielkim i długotrwałym - długoletnim mozołem kamienie te zostały zwiezione z kujawskich równin i były pozostałościami polodowcowymi.


obecnie, dzięki ogromnemu postępowi możemy za pośrednictwem systemu lidar, nie wychodząc z domu, dokonać odkryć, które dają nam nowe światło wiedzy o odległej przeszłości naszej kujawskiej ziemi. W archeologii lidar wykorzystywany jest do bezinwazyjnego wyszukiwania i weryfikacji stanowisk i obiektów archeologicznych. Za jego pośrednictwem możemy m.in. wykrywać obiekty typu megality i inne budowle, również na terenach zalesionych, niewidocznych z góry, a zasłoniętych pokrywą roślinności. To dzięki lidarowi znalezione zostały nasze strzeleńskie megality, a nasza wiedza o przeszłości tych ziem uległa diametralnemu przeobrażeniu.

Już teraz wiemy, jak wiele nie wiedzieliśmy i jak wiele jeszcze nie wiemy. Dlatego też opowiadanie o przeszłości jest takie fascynujące i ciągle, i nadal pełne niespodzianek, i kolejnych nie odkrytych, a gdzieś głęboko skrywanych tajemnic. Snując te opowieści potykamy się - bo przecież tak do końca nie wszystko poznaliśmy.

Zrekonstruowany grobowiec kujawski w Wietrzychowicach
 Dzisiaj wiemy, że na kujawskiej, strzeleńskiej ziemi występują liczne megality - grobowce sprzed 5 tys. lat. Mało tego, jest takie jedne miejsce, o którym już pisałem - Strelnopolis, mityczne miasto, które przetrwało w nienaruszonym stanie do XII wieku, by następnie stać się jednym ze źródeł pozyskania kamieni i głazów do budowy romańskich świątyń na Wzgórzu Świętego Wojciecha w Strzelnie. Te nasze strzeleńskie megality są związane z czasami, kiedy w większości ziemie te zajmowała - zasiedlała społeczności środkowoneolitycznej kultury pucharów lejkowatych (ok. 4000-2900 p. n. e.). Są one bardzo charakterystycznymi grobowcami bezkomorowymi, mającymi formę nasypów ziemnych na kształt trójkąta lub trapezu, o długości sięgającej ponad 100 m, „ograbionymi“ z głazów i kamieni, którymi onegdaj były obłożone.

Wielka Matka (?) - Muzeum w Ankarze
 Zatem, dużo wiemy o naszych megalitach, ale czy wszystko? No niestety, nie wszystko. Jednym z wątków do rozszyfrowania jest temat: Kim byli budowniczowie kujawskich piramid? By nań odpowiedzieć musimy cofnąć się do neolitu, czyli młodszej epoki kamienia, a w naszym obszarze 5 tys. lat wstecz. W tym czasie rozwijała się protocywilizacja megalityczna, która dała podstawy rozwoju kultur w epokach późniejszych. Charakteryzowała się ona owymi trapezowymi budowlami - leżącymi piramidami i religią, w której głównym bóstwem była Wielka Bogini, Wielka Matka - Magna Mater. W religii tej pierwszoplanową rolę odgrywał kult zmarłych, dlatego budowano te okazałe grobowce. Wysoką pozycję w hierarchii bóstw odgrywał kult słońca, co znalazło wyraz w orientowaniu niektórych leżących piramid w kierunku wschód-zachód. Piszę niektórych, dlatego, że w obrębie mitycznego Strelnopolis znajdujemy również megality zwrócone w kierunku południowo-północnym.


Przedstawiciele protocywilizacji megalitycznej, którzy zasiedlili obszar, na który oddziaływało późniejsze Strelnopolis pod względem językowym są nie do określenia. Zapewne zorganizowani byli przez elitę teokratyczną, której reprezentantami mogli być kapłani, szamani, magowie, mędrcy, czy astronomowie czytający z gwiazd. Budowle wówczas powstające musiały być dziełem znacznych grup ludzkich, którym przewodzili organizatorzy, kapłani - swoiści architekci i inżynierowie, umiejący odpowiednio zaplanować i rozplanować szereg czynności budowlano-inżyniersko-astronomicznych.


Czy społeczeństwo to tutaj się wykształciło? Zapewne nie. Przybyli oni tutaj z trudnego do zlokalizowania miejsca, z którego rozprzestrzenili się na wielki obszar współczesnej Polski. Religia megalityczna i organizowanie prac przy wznoszeniu budowli kamienno-ziemnych mogły rozprzestrzeniać się dzięki działalności swoistych misjonarzy - zawodowych kapłanów, którzy tutaj przybywali i zostawali, zdobywając autorytet wśród tubylców. Swoją wiedzę wykorzystywali do zapanowania na tutejszym ludem i zorganizowania ich w grupy społeczne oddające cześć Wielkiej Matce i uczącej się sztuki budowlanej.


Uczeni lud megalityczny, czyli megalitczyków, który zasiedlił nasze tereny w IV i III tysiącleciu p.n.e. wywodzą z obszarów Europy wschodniej i środkowo-wschodniej Azji, na północ od mórz Czarnego i Kaspijskiego. Do dzisiaj naukowcy nie rozstrzygnęli skąd przybyli na nasze tereny przedstawiciele elity megalitycznej, czyli ci, którzy szerzyli religię, inicjowali wznoszenie potężnych budowli, organizowali ludność do działań architektoniczno-budowlanych i sprawowali rytuały religijne. Są pewne poszlaki wskazujące, iż mogli oni dotrzeć tutaj z Afryki, gdyż najstarszym na świecie centrum megalitów jest środkowa Afryka, gdzie stwierdzono występowanie megalitów już w VI tysiącleciu p.n.e. Puszczając zaś wodze okiełznanej fantazji możemy domniemywać, że przedstawicielami owej elity teokratycznej, organizatorami, kapłanami - swoistymi architektami i inżynierami, umiejącymi odpowiednio zaplanować i rozplanować szereg czynności budowlano-inżyniersko-astronomicznych byli Murzyni…



Artykuł niniejszy powstał po przeczytaniu rozprawy naukowej prof. dr. hab. Zygmunta Krzaka Kim była elita megalityczna? opublikowanej w Archeologii Polski, t. XXXVII z 1992 roku, z. 1-2.
Ilustracje autorstwa Zdenka Buriana pokazują nam życie człowieka z Cro-Magnon w górnym paleolicie 43 tys. - 10 tys. lat p.n.e., a więc o wiele starszego niż w omawianym neolicie. Tylko pierwszy obraz przedstawia nam życie w neolicie.        

sobota, 14 marca 2020

Kolej strzeleńska - cz. 4



Opowieść o kolei strzeleńskiej zdaje się być niekończącą się, choć kres jej eksploatacji dawno temu się zakończył. Po wielokroć przywoływano ją z myślą budowy po jej linii ścieżki pieszo-rowerowej. Pamiętam, jak przed laty w jednych ze swoich artykułów napisałem, że ten z włodarzy, który wykorzysta tę linię w celach turystyczno-rekreacyjnych, a i przy okazji dydaktycznych zyska u mieszkańców Strzelna dozgonną wdzięczność. Polska, a i nasz region takimi ścieżkami są usiane. Dlaczego nie my? Czas by ten temat stał się równie ważny, jak nasze zdrowie, obwodnica i wiele innych. Czas nie tyle pomyśleć ile zacząć koło tego tematu chodzić, deptać, aż się „wydepce“… Sam jeżdżę rowerem i wiem jak niebezpieczny jest to relaks na naszych drogach. Przy tej okazji spotykam wielu mieszkańców uprawiających: jogging, chody z kijkami - nordic walking oraz jak ja jazdę rowerową. Wielu mawia:
- Gdybyśmy mieli taką ścieżkę jak mieszkańcy: Wilczyna, Skulska, Kruszwicy, Gniewkowa, Pakości, etc?


Bloga czyta wielu radnych i sam burmistrz i wiem, że im też się marzy mieć takie obiekty rekreacyjne, jak ścieżki pieszo-rowerowe. Zatem, kochani działajmy i punkty zbierajmy. Przypomnę, że w programach wyborczych mieliście ścieżki…
Zaś wracając do dziejów linii kolejowej przypomnę, że skończyła się I wojna światowa, wówczas nazywana Wielką Wojną. Uczestniczyło w niej kilka tysięcy mieszkańców powiatu strzeleńskiego. Niemalże oni wszyscy wyjeżdżali na linie frontu strzeleńską koleją. Kilkuset żołnierzy już nigdy z niej nie powróciło, a żołnierzy rannych z powiatu strzeleńskiego było około 4500, w tej liczbie wielu kilkakrotnie.


Wronowy
 Wybuch Powstania Wielkopolskiego 27 grudnia 1918 roku stał się początkiem zrzucania kajdan niewoli pruskiej. 2 stycznia 1919 roku powstańcy dotarli do Strzelna. Na linii szpital powiatowy - Vereinshaus zginęło dwóch powstańców z kompani gnieźnieńskiej. W walkach o Strzelno nie obyło się bez udziału kolei. Jako pierwszy z obiektów powstańcy zajęli właśnie dworzec kolejowy i przejęli całą towarzyszącą mu infrastrukturę. W tym czasie z Kruszwicy wyruszył w kierunku Strzelna pociąg specjalny z wagonem amunicji. Wcześniej w składzie trzech wagonów towarowych przybył on grodu Piasta by zaopatrzyć tamtejszy batalion Grenzschutzu. Dwa wagony odczepiono i zaczęto rozładowywać. Kiedy powstańcy kruszwiccy uderzyli na dworzec, lokomotywa z jednym wagonem uciekła w kierunku Strzelna. Niezwłocznie połączono się centralą telefoniczną Strzelnem, wcześniej zajętą przez Polaków. W rozmowie uprzedzono, że z Kruszwicy zmierza do Strzelna niemiecki pociąg specjalny z wagonem wyładowanym amunicją. 




Gopło
 Okolice Młynów i znajdującego się tam dworca kolejowego kontrolował już oddział powstańców pod dowództwem Kazimierza Bittnera. Dowiedzieli się oni, że od strony Kruszwicy zbliża się do Młynów pociąg z Kruszwicy. Wówczas brawurowym skokiem na lokomotywę udało się marynarzowi Henrykowi Kaczmarkowi zatrzymać ów pociąg. Pozostali powstańcy rozbroili jego załogę i po wejściu do wagonu znaleźli w nim olbrzymi zapas amunicji - 100 000 naboi, 8 karabinów maszynowych i kilka skrzyń granatów ręcznych. Pociąg doprowadzono do Strzelna, a zdobycz posłużyła jako zaopatrzenie wojenne przy zdobywaniu Inowrocławia. 

Racice
 Po wyzwoleniu Strzelna i Kujaw Zachodnich, w pierwszych dniach wolności przywrócono regularny ruch pociągów i to zarówno towarowych, jak i osobowych. Dokonano reorganizacji i linia kolejowa Mogilno - Inowrocław weszła w skład powołanej Dyrekcji Kolei Państwowych w Poznaniu. Do 1928 roku linia oznaczona była numerem 45. Tak zwana  wy- i załadownia kolejowa z rampą i specjalnymi boksami dla zwierząt gospodarskich zaczęła na powrót zapełniać się towarem "eksportowym": końmi, bydłem, trzodą chlewną oraz drewnem z Lasów Miradzkich. W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na naftę przy starym dworcu zainstalowano podziemny zbiornik na ten produkt. 



Polanowice
 Na podstawie rozkładu jazdy z 1922 roku do Strzelna przychodziły trzy pociągi z Kierunku Mogilno, udając się przez Kruszwicę do Inowrocławia oraz trzy pociągi z Inowrocławia do Mogilna. Ze Strzelna do Mogilna pociągi odchodziły o godz.: 7:53, 16:10 i 23:57; ze Strzelna do Inowrocławia o godz.: 5:15, 11:14 i 22:50.  

Przez cały okres międzywojenny kolej stanowiła bardzo ważny dla miasta i powiatu strzeleńskiego dział transportu i łączności ze światem. Linią tą odbywał się transport artykułów masowych: węgla, nawozów, drewna, bydła i koni, materiałów budowlanych oraz ludzi. Przez Strzelno przejeżdżały również pociągi turystyczne do Kruszwicy, kolebki państwowości polskiej. Ówczesne składy osobowe zawsze wypełnione były podróżnymi oraz tzw. przesyłkami pocztowymi, które znajdowały się w specjalnym wagonie pocztowym. 



Lachmirowice
 Tradycją stały się przyjazdy do Strzelna grup zorganizowanych, na zloty organizacji pozarządowych takich jak TG "Sokół", Związek Strzelecki, Związek Hallerczyków, czy harcerzy na obozy w Przyjezierzu i kolonie w Strzelnie. Dziesiątki artykułów w ówczesnej prasie regionalnej zaczynało się od powitań grup i oficjeli przeróżnej proweniencji - pochodzenia. Również stąd wyjeżdżali w celu odbycia aresztu w Gnieźnie przeróżnej marki przestępcy, o których po wielokroć wspominałem przy różnych okazjach. Koleją dojeżdżali również robotnicy w okresie kampanii buraczanej do Kruszwicy, do tamtejszej Cukrowni, a po 1932 roku urzędnicy do przeróżnych instytucji powiatowych - po likwidacji powiatu strzeleńskiego. 

W latach 1922-1930 linia kolejowa Mogilno-Strzelno-Kruszwica-Inowrocław miała numer 45; w latach 1930-1933 nr 72; w latach 1933-1936 nr 229; w latach 1936-1946 nr 202.

Foto: Zbiory M. Przybylskiego, NAC, Heliodor Ruciński, Dawid Kuciński, Marcin Kubiak.

CDN