niedziela, 23 lutego 2020

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 74 Ulica Świętego Ducha - cz. 27




Kiedy przed dziewięcioma laty pisałem po raz pierwszy o posesji nr 27, niegdyś oznaczonej numerami policyjnymi 48 B wówczas należała ona do Krystyny z Howilów Walczakównej. Niestety właścicielka w międzyczasie zmarła, a dom dzisiaj dzierży córka państwa Walczaków. Dom jest parterowy, nakryty dwuspadowym, ceramicznym dachem ze ściętymi szczytami. Jego architektura nawiązuje do najstarszych zachowanych przy tej ulicy domostw i swym wyglądem oraz wiekiem sięga połowy XIX stulecia. W moich zbiorach rodzinnych zachowało się zdjęcie z początku XX w. z widokiem tego domu, na którego tle uwiecznili się moi przodkowie. Około 1902 r. zamieszkał tutaj w wynajętym od Wegnerów mieszkaniu mój dziadek Marcin Przybylski.

Ale zanim to nastąpiło opowiem dzieje tejże nieruchomości począwszy od 1800 r. Otóż, była to nieruchomość należąca do Augustynowiczów, przodków dra Jakuba Cieślewicza - honorowego obywatela miasta Strzelna. Ich antenatem był Blasius, czyli Błażej Augustynowicz, który poślubił Jadwigę z Konkiewiczów. Oba te nazwiska występowały w Strzelnie, już w połowie XVIII w. i zostały odnotowane w spisie mieszkańców z maja 1773 r. Małżonkowie ci według wszelkiego prawdopodobieństwa mieli same córki, a były one cztery. Najstarsza Franciszka ur. w 1806 r. poślubiła w 1832 r. Antoniego Markowskiego ur. w 1807 r. Młodzi zamieszkali naprzeciwko w domu Markowskich pod obecnym numerem 28 (Plebańczyk). Błażej z Jadwigą Augustynowicze mieli jeszcze trzy córki. Mariannę ur. w 1808 r., Ewę ur. w 1819 r. i Magdalenę ur. w 1824 r. Jak widzimy rozpiętość wieku między najstarszą a najmłodszą wynosiła 18 lat.

O synach Augustynowiczów nie udało mi się nic znaleźć w metrykaliach strzeleńskich. Marianna, w 1833 r. poślubiła Józefa Cieślewicza, zapisanego w metrykaliach jako Cieślak, syna Franciszka ur. w 1801 r. Obojgu w tym domu po 13 latach małżeństwa urodził się syn Jakub, późniejszy lekarz, społecznik, bojownik o polskość z naporem germanizacyjnym i honorowy obywatel. Sylwetkę tę przybliżę przy okazji kamienicy nr 7 z tejże ulicy.

Nekrolog matki dra Jakuba Cieślewicza. W podpisie syn oraz wnuki - będące dziećmi siostry Jakuba, Ludwiki z Cieślewiczów Kopczyńskiej.
Pozostałe ciotki doktora, a siostry jego matki równie dobrze wyszły za mąż. Ewa Augustynowicz poślubiła w 1851 r. restauratora i hotelarza Józefa Wegnera, wówczas wdowca, wielkiego patriotę i działacza niepodległościowego. Zaś najmłodsza Magdalena w 1856 r. wyszła za mąż mając 32 lata za Józefa Janiszewskiego lat 35, syna Józefa i Jadwigi z domu Skoniecznej.

Józef Wegner, małżonek Ewy z Augustynowiczów prowadził obok restaurację, którą z kolei przejął syn Franciszek. Oboje byli wielce zasłużonymi działaczami społeczno-gospodarczo-narodowymi. Ich nazwisko przewijało się prze całą II połowę XIX w., aż po lata 30. XX w. Józef zaangażował się już w 1863 r. w ruch niepodległościowy, organizując pomoc dla walczących za kordonem powstańców styczniowych pochodzących z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Był członkiem tajnej organizacji powstańczej. Po upadku powstania zaangażował się na niwie gospodarczej i został jednym z pierwszych członków strzeleńskiej Kasy Pożyczkowej.


Nie mniej znakomitym działaczem gospodarczym był jego syn Franciszek, który przejął po ojcu pałeczkę społecznikowskiej pracy w Banku Ludowym, stając na czele rady nadzorczej. Był on również działaczem i członkiem rady nadzorczej „Rolnika”. Aktywnie uczestniczył w życiu społeczno-gospodarczym Strzelna przez cały okres międzywojenny. Urodził się 24 stycznia 1862 r. w Strzelnie. Ożenił się z Marianną Wasielewską. W okresie zaboru pruskiego, rozwijał szeroką działalność społeczną. Był współzałożycielem i prezesem „Sokoła”, prezesem Towarzystwa Przemysłowców, wiceprezesem i sekretarzem Kółka Rolniczego - był miejskim rolnikiem, a gospodarstwo posiadał w ul. Cestryjewskiej, o czym informował „Nadgoplanin” w jednym z numerów. Prezesował dobroczynnemu Towarzystwu św. Wincentego a Paulo. Był przedstawicielem większości polskiej w strzeleńskiej Radzie Miejskiej podczas zaborów, współzałożycielem i organizatorem Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik”. Należał do osób, które w znacznym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 w rodzinnym Strzelnie. W okresie międzywojennym nie ustaje w pracy społecznej. Był prezesem rady nadzorczej Banku Ludowego, Prezesem Towarzystwa Śpiewu „Harmonia”, członkiem Towarzystwa Powstańców i Wojaków, Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i Związku Obrony Kresów Zachodnich. Współzałożył Towarzystwo Właścicieli Domów i Nieruchomości. Otrzymał honorowe członkowstwa Towarzystwa Przemysłowców, odznaczony został srebrnym krzyżem zasługi. Zmarł 16 czerwca 1946 r. w Strzelnie.

Franciszek Wegner z małżonką Marianną i dziećmi.
W 1902 r. u Wegnerów, którzy po Mariannie Cieślewiczowej, matce dra Jakuba przejęli posesję zamieszkał mój dziadek Marcin Przybylski - mistrz szewski, który właśnie, co poślubił mieszkankę Łąkiego Mariannę Jagodzińską, córkę Jakuba i Marianny, włościan, którzy prowadzili jedno z trzech gospodarstw znajdujących się po drugiej stronie Jeziora - od strony lasu. Było to jedno z nielicznych polskich gospodarstw w Łąkiem. Dziadek do Strzelna przybył z Głuchowa pod Poznaniem. Konkretnie z parafii i gminy Komorniki w powiecie poznańskim. Był synem Kacpra i Antoniny z Kaczmarków, z Głuchowa w Parafii Komorniki pod Poznaniem. Moja rodzina, zarówno po mieczu, jak i kądzieli w tamtych stronach żyła już w XVIII w. Byli to z krwi i kości Wielkopolanie, których przodkowie od kilkuset lat tę piękną i starą krainę zamieszkiwali. Dziadek, mojego dziadka Marcina, Tomasz Przybylski był leśniczym w Lasach Trzebawskich Ordynacji Kórnickiej hr. Działyńskiego. Kiedy w sierpniu 2010 r. odwiedziłem cmentarz w parafialny Komornikach natknąłem się na kilkadziesiąt pochówków Przybylskich i Kaczmarków. Pośród nimi wiele starych pomników nagrobnych.

Zdjęcie pochodzi z ok. 1914 r. Na progu domu przy ul. Św. Ducha 27 stoją małżonkowie Marianna i Marcin Przybylscy. Marianna trzyma na rękach roczną Stefanię (ur. 7.03.1913 r.), zaś z piłką stoi Kazimierz (ur. 27.02.1908 r.), późniejszy słynny piłkarz "Kujawianki Strzelno". Na ścianie domu duża reklama warsztatu szewskiego Marcina Przybylskiego.
Dziadek Marcin urodził się 29 października 1872 r. w Głuchowie w powiecie poznańskim. Przyszedł na świat w rok po zawarciu ślubu przez swoich rodziców, Kacpra i Antoninę. Z przekazów rodzinnych wiem, że nauki w rzemiośle pobierał we Witkowie, u swego bliskiego krewnego. Po wyzwoleniu się na czeladnika, a następnie uzyskaniu tytułu mistrzowskiego przeniósł się do Strzelna i tu zamieszkał. 4 listopada 1902 r. w wieku 30 lat zawarł w miejscowej bazylice św. Trójcy związek małżeński ze wspomnianą Marianną z Jagodzińskich i dał początek strzeleńskiej linii Przybylskich, których korzenie wywodzą się z wielkopolskiego Głuchowa i Trzebawa. W tej linii ja stanowię trzecie pokolenie, zaś mój wnuk Michał, syn Marcina, to już piąte pokolenie. W reklamie z 1910 r. opublikowanej w „Kalendarzu Informacyjnym Miasta Strzelna” dziadek, jako stateczny obywatel podawał do publicznej wiadomości zakres świadczonych usług. Oto i treść tej reklamy:

Reklama dziadkowej pracowni eleganckiego obuwia zamieszczona w "Kalendarzu informacyjnym miasta Strzelna na rok 1910"
Z początkiem lat dwudziestych dziadek wraz z rodziną: żoną Marianną i synami: Leonem, Ignacym, Kazimierzem oraz córką Stefanią przeniósł się na Rynek i zamieszkał pod numerem 5. Aktywnie udzielał się w miejscowym Cechu Szewskim. Z ramienia Izby Rzemieślniczej w Poznaniu sprawował funkcję zastępcy przewodniczącego komisji egzaminacyjnej dla czeladników zawodu szewskiego na okręg Cechu Szewskiego w Strzelnie. W przekazach ustnych mojej mamy zasłyszanych od babci Marianny, po wielokroć przewijały się opowieści z warsztatu szewskiego dziadka. Ja osobiście dziadków nigdy nie poznałem, gdyż jak przyszedłem na świat oboje już nie żyli. Dziadek w swoim warsztacie miał zawsze kilku uczniów i czeladników. Zadaniem ucznia - najmłodszego, który rozpoczynał naukę zawodu - było, poza sprzątaniem warsztatu, świadczenie usług domowych polegających na wykonywaniu poleceń majstrowej, czyli mej babci. Taki młodzian rąbał drzewo, przynosił węgiel i palił w piecach, chodził po drobne zakupy, a także wychodził z majstrową na grubsze zakupy, dźwigając kosz z towarem. W wolnych chwilach przyglądał się pracy czeladników i starszych uczniów oraz poznawał teorię z zakresu szewstwa. Dopiero po pół roku dopuszczany był do prostych czynności warsztatowych. Najstarszy z czeladników, mając do dyspozycji rower, rozwoził po odbiorcach zamówione buty, szczególnie tzw. oficerki, w których produkcji specjalizował się warsztat dziadkowy. Ich odbiorcami byli bogaci włościanie oraz okoliczni ziemianie. Zdarzało się, że niekiedy i sam dziadek udawał się do odbiorcy, by wyegzekwować należność, której odbiorca nie uregulował dostarczającemu obuwie, czeladnikowi. Przy tej okazji, w ramach odsetek przywoził on poza kwotą zasadniczą nawiązkę w postaci wędlin, drobiu, czy rąbanki.

Dziadek był solidnym rzemieślnikiem i bardzo zżytym z liczną rodziną swej małżonki, Jagodzińskimi z Łąkiego. Jego najbliżsi mieszkali po drugiej stronie Poznania. Dziś tam możemy dojechać ulicą Grunwaldzką, która kończy się przed autostradą A2, zaś po jej drugiej stronie mamy właśnie nasze rodzinne Głuchowo - na ówczesne czasy wieś gminną. Czy często odwiedzał rodzinne strony? Tego nie udało mi się, niestety, ustalić. Tak po prawdzie, nie zdążyłem się dowiedzieć od wujków i cioci, gdyż dawno poumierali. Już po wojnie, kontakty, jeśli takowe były, uległy całkowitemu zatarciu. Natomiast z rodziną Jagodzińskich i szeroko pojętymi krewniakami: Łojewskimi, Kwiecińskimi, Kowalskimi, Ogonkami, Bachora, Nowakami podtrzymywane były na różne sposoby, chociażby obieranie ich przedstawicieli za rodziców chrzestnych licznego mego rodzeństwa. Najbardziej z Jagodzińskich z nad jeziora w mej pamięci zapisali się: szwagierka babci, Anastazja z Kwiecińskich Jagodzińska i jej dzieci, wujek Franciszek i ciocia Hela (Helena). Zaś z Łojewskich z Łąkiego, wujek Franek, ciocia Jasia (Joanna) i ich dzieci: Renia, Kaziu, Heniu i Zenek. Ale więcej o rodzinie będę umieszczał na blogu „Przybylscy ze Strzelna“.

piątek, 21 lutego 2020

Ziemiaństwo nadgoplańskie - prelekcja



Już jesienią ubiegłego roku obiecałem dyrektorowi Andrzejowi Sieradzkiemu z Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia, że bliżej wiosny i kiedy znajdę wolne okienko w przepełnionym kalendarzu skorzystam z zaproszenia i odwiedzę gościnne kruszwickie progi NPT. Styczniowy telefon sprawił, że ustaliliśmy datę prelekcji na 20 lutego:
- Tak będę z wykładem o „Ziemiaństwie nadgoplańskim“ i z miłą chęcią wygłoszę go słuchaczom Uniwersytety Trzeciego Wieku.

Do Kruszwicy udałem się z Heliodorem Ruciński. Dojechaliśmy ulicą Wodną nad brzeg Gopła, do siedziby NPT. Na piętro, do świetlicy zaczęli schodzić się słuchacze UTW. Ogromna większość to panie - ok. 30 osób - zaś w dużej mniejszości panowie - nie więcej jak z gośćmi 10. W krótkiej rozmowie z dyrektorem, dowiedziałem się, że już jesienią przeniosą się w bardziej komfortowe warunki, do nowo budowanej i w części restaurowanej nowej siedziby przy Mysiej Wieży.






Wprowadzeniem do mojego wykładu był przedwojenny felieton, który wyszedł on spod pióra Tadeusz Komorowski (Piast, 1931, Nr 28). Z racji jego aktualności pozwolę sobie go w tym miejscu również przywołać:

FELIETON - Wieczór nad Gopłem

Wparta dumnie w błękit gwiaździstego nieba wieża
Mysią nazwana, długie przetrwała wieki,...
Chociaż ruiny zębiska szczerzą,
ona jakby zapatrzona w przestwór daleki,
w pomroce wieków kryje dziejów wątek,
pisanych rylcem czasu na zmurszałej cegle,
wśród ruin omszałych pamiątek...

            Na dalekim horyzoncie, wieczorna zorza blednie ustępując miejsca ciemnościom, które zaczynają otulać cały świat. Jakby niewidzialną ręką posiane ukazują się gwiazdy na
granatowym sklepieniu nieba.
Świat kładzie się do snu.
            Stoję nad brzegiem Gopła które go drobne fale gnane lekkim podmuchem wiatru szumią jakoś posennie jakby o tysiącznych tonach organy.
            Wsłuchany w rytmiczną melodię jeziora rozmarzony ciszą unoszę się myślą w dalekie minione dni, które widziały te fale…
            Szczęk mieczów, jęk umierających rycerzy - to wszystko jakby dawniej wchłonięte przez tajemniczą głębię jeziora, zaczyna teraz stamtąd wypływać, by dziwną muzyką fal
powtórzyć mi jakąś rycerską epopeję.
            Patrzę w dal: kilka dzikich kaczek wyrwawszy się z pośród trzcin, łopocząc skrzydłami uleciało w rozmigotaną przestrzeń co raz dalej... dalej... aż znikło mi z oczu, roztapiając się zupełnie w przestrzeni...
            Po drodze oczy moje spotkały się z ciemną masą rysującą się na tle mrocznego nieba; - była to Mysia wieża, dźwigająca brzemię długich wieków owiana legendą; cicha i spokojna przegląda się w toniach Gopła zdając się prowadzić rozmowę o tych co minęli, a których krew wsiąkła w jej omszałe cegły. I patrzy ona wieża oczami tych cegieł na tę Polskę współczesną, zdając się pytać w drzew poszumie dlaczego jest tak a nie inaczej?
Dlaczego Naród z kajdan niewoli rozkuty bratnią nienawiść jak trujący kwiat hoduje w sercu... Dlaczego?
            - Ocknąłem się z zadumy; spojrzałem na jezioro które nadal szumiało w daleką omroczoną przestrzeń... i powlokłem się ku domowi.
            Raz jeszcze z oddali doszedł mnie szum Gopła jakby na pożegnanie...

A potem, przy kawie i pączkach poszło jak z płatka. Przy ogromnym zainteresowaniu i zaangażowaniu się słuchaczy - zadających pytania - moja opowieść i pokaz multimedialny trwały raptem 1,5 godz. Czas szybko przeleciał, a temat głęboki i rozległy, jak Gopło przed 1000 lat. Opracowany i ciągle uzupełniany temat ziemiaństwa powiatu strzeleńskiego to kilkaset stron maszynopisu, to również dziesiątki zdjęć i tych starych z mojej kolekcji i tych nowszych, współczesnych, które w dużej części pochodzą ze znakomitego portalu Polskie Zabytki i zostały wykonane przez redaktora Marka Kujawę. Do tego portalu i ja również jakiś drobniutki kamyszek dorzucam.

W związku z rozległym tematem, dla chociażby zobrazowania prelekcji załączam zdjęcia, które towarzyszyły mojemu wykładowi. Zapraszam do ich obejrzenia: