poniedziałek, 5 listopada 2018

Zaproszenia na uroczystości 100-lecia odzyskania Niepodległości przez Polskę. 8-11 listopada 2018 r. w Strzelnie


Od czwartku 8 listopada 2018 r. rozpoczynamy w Strzelnie uroczystości główne związane z obchodami 100-lecia odzyskania Niepodległości przez Polskę na terenie miasta Strzelna. Poniższe plakaty dostarczone przez organizatorów informują szczegółowo o przebiegu imprez i uroczystości.


Wstępem do całości będzie czwartek, kiedy to od 16:00 do 21:00 Dom Kultury zaprasza mieszkańców na zajęcia związane z własnoręcznym wykonaniem KOKARD NARODOWYCH, które przyozdobią nasze piersi podczas obchodów patriotycznych.

 




sobota, 3 listopada 2018

Rekordowa Kwesta Cmentarna 2018



Podobnie jak ubiegłoroczne, tak i tegoroczne hasło głosiło, iż ratujemy Pomnik Nagrobny Poległych Powstańców Wielkopolskich. Tegoroczna piękna pogoda pozwoliła w swoistym komforcie wytrwale stać na posterunku. Nasi wolontariusze kwestujący na starej strzeleńskiej nekropolii spotkali się z ogromną życzliwością i ofiarnością ze strony strzelnian, zarówno tu mieszkających, jak i przybyłych z najodleglejszych zakątków Polski i zagranicy. Zaś ja zwalony z nóg leżałem w gorączce i nie mogłem uczestniczyć bezpośrednio w kweście. Do dzisiaj nie wychodzę z domu. Znakomicie spisali się za to organizatorzy kwesty: Irena Rymaszewska z małżonkiem Krzysztofem i Heliodor Ruciński, w imieniu których Heliodor zameldował mi, że wpłacono na konto TMMS-u zebraną kwotę, tj.:

5 052,06 zł.  

Po wielokroć zastanawiałem się, czy wdzięczność to coś nadzwyczajnego? Swego czasu utkwił w mej pamięci cytat autorstwa św. Ambrożego z Mediolanu, który powiedział, że nie ma obowiązku większego nad obowiązek wdzięczności. Zatem, już w tej Ambrożowej mądrości znajdujemy odpowiedź na wstępne rozważanie, którą możemy rozwinąć, czy wręcz zdefiniować, że wdzięczność, to uczucie będące odpowiedzią na doświadczone dobro, poczucie zobowiązania moralnego, chęć odwzajemnienia, podziękowania za coś.



Ostatnimi laty deszcz, wiatr, zimno, spadające ciśnienie na barometrze nie sprzyjały prowadzeniu kwest na wolnym powietrzu. A jednak każdorazowo dawały znakomity rezultat przelewany ma konkretne dobro - wyremontowaliśmy, ocaliliśmy od zapomnienia kilkadziesiąt pomników nagrobnych o wysokich walorach kulturowych, jaki o nieco skromniejszych oznaczających miejsca pochówków powstańców, żołnierzy i zasłużonych mieszczan. Przez lata ustabilizowała się wśród nas grupa wolontariuszy, którzy bez względu na przeszkody, stają do przysłowiowego apelu i realizuje się w swojej misji społecznej służby. Są to strzelnianie z różnych grup wiekowych, czyli młodzi i starsi mieszkańcy romańskiego grodu, którzy na apel TMMS-u stają u bram starej strzeleńskiej nekropolii i kwestują na rzecz renowacji starych, rozsypujących się pomników nagrobnych. Pośród nich są i tacy, którzy później, od wiosny do jesieni ubierają kombinezony robocze i wspierają w pracach fizycznych kamieniarzy, fachowców wykonujących renowacje pomników nagrobnych.

Dzisiaj, tuż po zakończonej kweście i tegorocznych pracach renowacyjnych chciałbym po prostu, po staropolsku podziękować wszystkim uczestnikom akcji "Kwesta Cmentarna 2018" - Bóg Zapłać. Dzięki waszemu zaangażowaniu zebraliśmy 5 052,06 złotych - Dziękuję Bardzo w imieniu organizatorów kwesty i Zarządu TMMS.

O kweście okiem Heliodora Rucińskiego





























wtorek, 30 października 2018

XIV Kwesta Cmentarna




Renowacja pomnika poległych powstańców - lista darczyńców cz. - 3

Serdecznie dziękuję w imieniu Zarządu TMMS kolejnej grupie - niżej wymienionym za godną pochwały postawę społeczną. To dzięki Wam dopełnimy dzieła godnego uczczenia 100-lecia odzyskania niepodległości i 100-lecia Powstania Wielkopolskiego. Dodatkowo w dniach uroczystości rocznicowych wszyscy darczyńcy otrzymają podziękowanie w formie ponad 200-stronicowej książki o dziele strzelnian wniesionym w odzyskanie niepodległości Strzelnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Wydanie tej książki sponsorowane będzie przez strzeleńską rodzinę powstańców wielkopolskich. Jeszcze raz serdecznie dziękuję (wpłaty do 10 października 2018 r.):

Magdalenie Lachowicz,
Mieczysławowi Graczykowi,                         
Irenie Gajewskiej, 
M i D Koniecznym CEST,       
Stanisławowi Dobrzyńskiemu,           
Pawłowi i Piotrowi Jankowskim,
oraz osobie anonimowej, która nie podała nazwiska na przelewie,

Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za zrozumienie idei. Ten wielki zryw, Powstanie Wielkopolskie dało Wielkopolsce i Kujawą Zachodnim, naszemu Strzelnu i okolicy wypatrywaną od 147 lat wolność. Nadal oczekujemy od strzelnian wsparcia naszego wspólnego dzieła. Wiem, że są tacy, którzy z różnych przyczyn tego jeszcze nie dokonali, zatem przypominamy nasze konto i ponawiamy apel - Pomóżcie!


92 8159 0003 2001 0008 2989 0002.




niedziela, 28 października 2018

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 21 Rynek - cz. 18



Z pisarskich potyczek najwięcej zadowolenia przynosi mi opisywanie mojego miasta. Zapewne wynika ono z tego, że kontynuowana opowieść w Spacerku po Strzelnie tak naprawdę jest niekończącą się opowieścią. Kiedyś, w przyszłości każdy z młodych czytelników będzie mógł dopisać do tego wszystkiego, co ja zawarłem w treściach swoich artykułów swoją wiedzę, a szczególnie to wszystko, co się wydarzy, a czego ja już nie będę świadkiem. Dawno temu, a działo się to w latach osiemdziesiątych XIX w. był taki ktoś, kto w nieco innym stylu, bo w telegraficznym skrócie zapisał dzieje poszczególnych domostw, wymieniając ich właścicieli z tamtych czasów, tj. mniej więcej z lat 1800-1889. Niestety nie opisał wszystkich ulic. Udało to mu się w odniesieniu do ul. Kościelnej, części Rynku i ul. Świętego Ducha. Swoje informacje opublikował w ówczesnym "Nadgoplaninie", nie sygnując tych danych swoim podpisem, dlatego jest on osobą do dziś nierozpoznaną. Według moich przypuszczeń - w sferze domniemań tym autorem mógł być dr Jakub Cieślewicz...

W dzisiejszym spacerku po naszym mieście stańmy na chwilę przy Rynku 10, dawnym numerze policyjnym „3". Swym współczesnym wyglądem kamieniczka ta nie przypomina tej z lat zaborów i międzywojnia. Ówczesną wielofunkcyjność handlowo-usugowo-mieszkalną zamieniono li tylko na mieszkalną. Zatem, przenieśmy się w lata 70. i 90. XIX oraz 30. XX w., by bliżej poznać właścicieli tej posesji. Byli nimi Lesserowie, wpływowa i bogata rodzina żydowska, której antenatem był Adolf (Adolph) Lesser ur. około 1840 r. Adolf żonaty był z Johanną, z którą - co udało się ustalić - miał synów: Artura, Maksa, Martina, Georga i prawdopodobnie jedną niezamężną córkę. Był jednym z najzamożniejszych mieszkańców Strzelna. Od 1871 r. piastował funkcję członka Zarządu Gminy Żydowskiej w Strzelnie, był radnym miejskim w latach 1872-1919 r. i zastępcą burmistrza w Strzelnie Philippa Herrgotta. Z braci w Strzelnie pozostali Maks i Georg. Artur ur. 17 maja 1870 r. był żonaty z Jette Hertą z domu Braunspan wdową po Juliusu Rubensohnie. Małżonkowie mieszkali w Berlinie. Najmniej zachowało się informacji o kolejnym synu Martinie. Wiemy tylko, że urodził się w 1886 r. w Strzelnie.

Strzelno, pierzeja wschodnia Rynku. Środkowa kamienica - dom Lesserów.
 W księdze adresowej z 1895 r. wymieniony został Maks (Max) Lesser, kupiec, który szyldował swój interes reklamą Galanterie, Kurz und Lederwaren - Galanterie, wyroby krótkie i skórzane. W tym czasie ojciec zajęty działalnością na rzecz Gminy Żydowskiej i udziałem w władzach miasta - radzie i magistracie, wymieniony został jako właściciel domu.

Lesserowie prowadzili jedno z największych przedsiębiorstw handlowych. Wysokim wyznacznikiem statusu majątkowego Maksa było posiadanie przez niego samochodu osobowego. Prowadził on szerokie i ożywione kontakty handlowe z producentami i hurtownikami sprowadzając towary z Poznania, Wrocławia, Torunia, Gdańska, Berlina, Drezna i wielu innych miast oraz okręgów przemysłowych. Firma prowadziła sprzedaż detaliczną i hurtową zaopatrując również małe sklepiki w regionie. Ulotka reklamowa z początku XX w. obok firm polskich i niemieckich, wymienia przedsiębiorstwo jego, jako najlepsze źródło zakupu hurtowego i detalicznego. W ofercie znajdowały się: skład bławatny (materiałów ubraniowych), towary krótkie, bielizna, wełniane towary galanteryjne i tzw. rzeczy. W innym dziale oferowano: obuwie, lampy, porcelanę szkło, zabawki i wózki dziecięce, a nadto bluzki i spódnice oraz ubranka dla chłopców robione na „spilkach".

Firma przyjmowała rzeczy do chemicznego prania i farbowania wysyłając je do wykonania zakładom specjalistycznym. Podobnie jak w innych dużych sklepach i hurtowniach, firma posiadała branżowe katalogi oferowanych i w każdej chwili możliwych do sprowadzenia towarów. Sprawną organizację handlu i dystrybucję towarów zapewniał telefon, który firma zaabonowany miała pod numerem 312.

Ostatnim z Lesserów, który prowadził interes rodzinny był Georg. Miał on trzech synów i trzy córki. Dwoje z dzieci uczęszczało do Miejskiej Koedukacyjnej Szkoły Wydziałowej w Strzelnie. Byli to Elisabeth ur. 8 sierpnia 1904 r. i Hans ur. 27 kwietnia 1907 r. Georg po ojcu przejął pałeczkę w zarządzie Gminy Żydowskiej w Strzelnie i w 1932 r. przekazywał jej majątek i stowarzyszenia Gminie Żydowskiej w Inowrocławiu. Maksa i Georga znajdujemy w Książce telefonicznej 1926-1927, w której pierwszy opisany jest jako właściciel, a drugi prowadzący skład bławatów, towarów krótkich i obuwia z przedstawicielstwem słynnej firmy obuwniczej "Salamander". W latach 30. XX w. w Księdze adresowej Georg reklamował swój sklep bławatny.

W kamienicy Lesserów zamieszkiwała na piętrze tylko rodzina. Pokoje w oficynie początkowo wynajmowane były uczniom pobierający nauki u strzeleńskich rabinów, Którzy wywodzili się z okolicznych miejscowości. Bliskość zamieszkiwania uczniów od nauczyciela była konieczna, gdyż stanowili oni asystę (ochronę) rabina w trakcie poruszania się duchownego ulicami miasta.

Początek okupacji przyniósł zagładę tutejszych rodzin żydowskich, w tym i Lesserów, o których żadne informacje nie przetrwały. Po II wojnie światowej sklepy zamieniono na mieszkania, wychodząc z tej posesji całkowicie z działalnością gospodarczą. Dom ten znajduje się obecnie w zasobach gminnych i w niczym nie przypomina pysznej kamieniczki z lat międzywojennych.

Zdjęcie współczesne Heliodor Ruciński

CDN

piątek, 26 października 2018

Michał Wojdyński. Opowieść o powstańcu z Wójcina - cz. 2



W godzinach porannych 8 lutego 1919 r. przyszedł do naszej 11. kompanii, która stała na pozycji pod Gniewkowem rozkaz wysłania plutonu patrolowego z zadaniem rozpoznania wiosek Gąski i Szpital, zamieszkałych przez kolonistów niemieckich i z zadaniem rozpoznania ruchów oddziałów niemieckich. Wioski te były wrogo nastawione do powstańców, jak zresztą wszystkie wioski kolonistów. W ostatnich dniach zginęło tam 3 żołnierzy, którzy samowolnie udali się do tych wiosek.

Pluton patrolowy składał się z ochotników, jedynie podoficerzy zostali wyznaczeni rozkazem. Sformowano go w kilka minut. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pomiędzy ochotnikami nie zauważyłem Michasia, który zawsze towarzyszył mi we wszystkich dotychczasowych wyprawach frontowych i któremu w nich zawsze "matkowałem". Któryś z dowódców plutonu spotkawszy go, zapytał, czemu nie idzie ze mną. Michaś był zawsze ambitny, toteż zgłosił się do mnie, przepraszając, że zaraz się nie zgłosił, ale czuje się źle. Namówiłem go by pozostał, ale on nie chciał się zgodzić.
O godzinie 10:00 nastąpił wymarsz do Wierzbiczan, na wysokości których pozostawiono trzy sekcje obwodu. Reszta patrolu w szyku bojowym udała się do wioski Gąski, nie napotkawszy po drodze nigdzie śladów nieprzyjaciela. Po przeprowadzeniu szeregu rewizji w domach kolonistów, dotarł nasz patrol szykiem ubezpieczonym do skrzyżowania dróg, gdzie nastąpić miała koncentracja z oddziałem powstańczym z Kruszwicy. Niestety oddziału tego w rejonie krzyżówki nie zastano. Wobec tego postanowiłem z 10-cio osobowym patrolem udać się do kwater kruszwiczan, aby dowiedzieć się, co się dzieje? Dowódca placówki kruszwickiej poinformował nas, że ich patrol jest w drodze od pół godziny, czemu ja z kolei zaprzeczyłem, że ich nie spotkaliśmy. po tej wymianie informacji wróciliśmy do Gąsek.

W tym czasie Michał Wojdyński przebywał z plutonem w Gąskach. Pamiętam, że ofiarność i żarliwa obowiązkowość żołnierska, jako go od pierwszych dni powstania cechowała, sprawiły, że ceniłem jego żołnierskie walory i chętnie zabierałem go na wszystkie trudniejsze zadania bojowe. Nie było też wypadku, żeby ze mną nie szedł, chociaż mu nieraz odradzałem, wskazując na niebezpieczeństwo niektórych wypraw. W tym dniu jednak nie poszedł ze mną, chociaż był tu jego brat Jasiek, który powiedział mi, że Michaś ma jakieś złe przeczucie, dlatego od razu nie zgłosił się. Kiedy wróciliśmy do plutonu sierżant Jeschke zapytał mnie, co się dzieje z patrolem kruszwickim, gdyż jakiś większy oddział zbliża się tyralierą od strony Gniewkowa. Byłem tym zaskoczony, gdyż nie mógł to być oddział kruszwicki, który według mnie wcale nie wyruszył ze swego miejsca postoju.

Tymczasem zbliżający się oddział zajął pozycję w rowie odległym o kilkadziesiąt kroków od naszego miejsca postoju. Zwróciłem sierżantowi uwagę, że zajmujemy niekorzystne miejsce i w razie bitwy nie będziemy mogli rozwinąć naszych sił, które stały za domem i stodołą kolonisty. On jednak utrzymywał, że jest to na pewno oczekiwany przez nas patrol kruszwicki. W końcu udaliśmy się z nim pod stertę słomy, ażeby rozpoznać zbliżających się do nas żołnierzy. Za nami nadbiegł Michaś.
Żołnierze z naprzeciwka podobnie jak i my nie wiedzieli, z kim mają do czynienie, z Polakami, czy Niemcami. Było mglisto i nie mogliśmy dojrzeć oznak, a przecież mundury i płaszcze mieliśmy takie same, zarówno Polacy jak i Niemcy. Rozpoczęła się między nami rozmowa w języku niemieckim. Zażądaliśmy od drugiej strony hasła, oni z kolei żądali od nas tego samego. W pewnej chwili Michaś, który usłyszał, że w nadchodzącym oddziale rozmawiają po niemiecku zawołał:
- Niemcy! - i złożył się do oddania strzału.


Nie zdążył go jednak oddać, gdyż uprzedził go Niemiec. Michaś z cichym jękiem upadł na moje nogi. Sądziłem z początku, że świst kuli spowodował jego upadek. Pochyliłem się nad nim i stwierdziłem śmiertelny postrzał w czoło. Przeniosłem ciało Michałka za stertę słomy, za którą ukryliśmy się z sierżantem Jeschke. Niemcy oddali w naszym kierunku kilka strzałów, ale na szczęście nie były one tak celne jak ten pierwszy. Nie czekając my również odpowiedzieliśmy ogniem.

Stłoczeni pod domem kolonisty nasi żołnierze nie mogli prowadzić skutecznego ognia. Sytuację ratował jedynie lekki karabin maszynowy, który po pierwszych strzałach obsługa przeniosła koło mostku. Teraz jego ogień trzymał prawą stronę kolumny niemieckiej w szachu. Żołnierze nasi zaczęli się niepokoić. Widząc, że trudno będzie opanować całość z odległej o 20 m sterty, postanowiliśmy z sierżantem Jeschke pod ogniem niemieckim dostać się do naszego oddziału. Niemcy widząc nas czołgających się otworzyli rzęsisty ogień z broni ręcznej i kulomiotów. Dostaliśmy się jednak szczęśliwie do oddziału. Nie licząc kilku przestrzelonych dziur w płaszczach naszych, nic się nam nie stało.

Jeden z żołnierzy rozbił okno w kuchni kolonisty, przez które kilku naszych chłopców dostało się na strych domu mieszkalnego i przyległego doń chlewa. Stamtąd otworzyli ogień do tyraliery niemieckiej. Ogień niemiecki stał się mniej skuteczny. Korzystając z tego, brat zabitego Michałka, Jasiek, podczołgał się za stertę do ciała i pozostał przy nim do końca potyczki. Po upływie godziny z prawej naszej flanki nadszedł spóźniony patrol kruszwicki, za którego opóźnienie zapłacił życiem Michałek Wojdyński i jeszcze jeden nasz druh, którego nazwiska niestety nie pamiętam. podsumowując nasze straty mięliśmy jeszcze kilku rannych.


Niemcy zostali przepędzeni. Zasmuceni wracaliśmy do naszej kwatery w Wierzchosławicach. Na wozach wieziono zabitych i rannych. Po trzech dniach odbył się pogrzeb naszego kochanego druha Michasia, na cmentarzu jego rodzinnej wsi - w Wójcinie. Po pogrzebie wieczorem wyjechałem z powrotem na front. Wałczyliśmy dalej, mając obok dawnych porachunków z Niemcami, nowy - pomszczenie śmierci naszych kochanych chłopców, którzy w 18 roku życia oddali je za Ojczyznę.
Dożyłem powrotu ziem zaboru pruskiego do macierzy. Pamiętam jednak, tak samo jak wszyscy moi koledzy, tych wszystkich, którzy kosztem swojego młodego życia przyczynili się do odzyskania niepodległości. Przed trzema laty udałem się do Gąsek, ażeby odnaleźć miejsce, w którym 8 lutego 1919 r. zginął śmiercią żołnierską Michał Wojdyński. Miejsce to odnalazłem. Chciałbym jednak aby to miejsce uczynić widocznym dla wszystkich. Niech prosty, żołnierski krzyż będzie symbolem naszej pamięci o tych, którzy za nas polegli, niech będzie tym żywym znakiem ostatniej żołnierskiej pozycji, z której się nigdy nie odchodzi, na której zostaje się na zawsze - tak jak żołnierz Powstania Wielkopolskiego śp. Michał Wojdyński i jak wielu jemu podobnych.  

Tyle ze wspomnień druha Bolka, o Michale Wojdyńskim, spisanych w latach 60. minionego stulecia. Zaś na zakończenie kieruję apel do mieszkańców Wójcina i władz Gminy Jeziora Wielkie o ewentualne odszukanie w Gąskach gmina Gniewkowo miejsca śmierci Michała Wojdyńskiego i zrealizowanie marzeń sprzed 50 lat jego towarzysza druha Bolka. Dodam jeszcze, że na pomniku nagrobnym Michała Wojdyńskiego jest tablica z nazwiskami poległych żołnierzy w czasie Wielkiej Wojny i wojny polsko-bolszewickiej. Pośród tymi nazwiskami znajdujemy imię Jana Wojdyńskiego, starszego brata Michała, który zapewne poległ w wojnie polsko-bolszewickiej. Być może, że Bóg da i kiedyś trafię na jego ślad...

Opowieść o Michale Wojdyńskim jest kontynuacją tematu: Powstańcy wielkopolscy z Wójcina, który zamieściłem na blogu 27 lutego 2018 r. pod linkiem https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/02/powstancy-wielkopolscy-z-wojcina.html 

    

czwartek, 25 października 2018

Michał Wojdyński. Opowieść o powstańcu z Wójcina - cz. 1



W zasobach Archiwum Państwowego w Poznaniu trafiłem na 57-stronicowy wyżółkły ze starości maszynopis. Nie jest on sygnowany żadnym tytułem jedynie pseudonimem autora, który podpisał się pod nim jako "Druh Bolek". Niestety nie udało mi się rozszyfrować autora, wiadomo, że miał brata Józefa, a jego wujem był sierżant Jan Zwoliński. Z treści wspomnień możemy się dowiedzieć o ścieżce bojowej mieszkańca Wójcina w byłym powiecie strzeleńskim w Prowincji Poznańskiej w czasach Wielkiej Wojny, nazwanej później I wojną światową oraz w czasie Powstania Wielkopolskiego na Kujawach zachodnich. Wiele wątków prowadzi nas wraz z autorem na rosyjski front wschodni, na Ukrainę i Białoruś do Baranowicz i powrót przez Białystok, Ełk i Bydgoszcz w rodzinne strony do Wójcina.

Są momenty, w których znajdujemy autora w Berlinie i Poznaniu, gdzie przyglądał się przebiegowi rewolucji listopadowej. W końcu poznajemy opis przygotowań do powstania w Wójcinie, sam przebieg powstania, wymarsz na Strzelno, Kruszwicę, Inowrocław i to, co szczególnie przykuło moją uwagę, opis ścieżki bojowej powstańca z Wójcina, Michała Wojdyńskiego, który poległ 8 lutego 1919 r. w miejscowości Gąski, i którego szczątki doczesne spoczywają na cmentarzu parafialnym w Wójcinie. Dzięki mojej dociekliwości dotarłem również do danych rodziców Michała i tak oto odkryłem na nowo sylwetkę bohaterskiego powstańca wielkopolskiego, który dotychczas nie znalazł, poza niekiedy błędnymi wzmiankami szerszego opracowania w jakimkolwiek wydawnictwie regionalnym, czy artykule prasowym.


Michał Wojdyński był synem ziemi strzeleńskiej, wyznaczonej granicami powstałego w 1886 r. powiatu strzeleńskiego. Urodził się 5 września 1900 r. w Wójcinie w ówczesnym powiecie strzeleńskim jako syn Walentego i Marianny z domu Kuraszkiewicz. Chrztu w kościele p.w. św. Jana Chrzciciela w Wójcinie udzielił niemowlęciu ks. Józef Ullrich, proboszcz wójciński. Rodzice jego związek małżeński zawarli w 1894 r. w kościele parafialnym w Wójcinie i fakt ten został również odnotowany w Urzędzie Stanu Cywilnego w Miradzu. Ojciec w dniu ślubu miał 35 lat, a matka 19. Antenatem rodu Wojdyńskich w tej części Kujaw był dziadek Mateusz urodzony w 1827 r. On również zawarł związek małżeński w Wójcinie w 1849 r. z Julianną Celińską (Cilińską, Cylińska). Oba te nazwiska występowały po drugiej stronie granicy w parafii Ostrowąż, w zaborze rosyjskim, skąd zapewne przybyli jako pracownicy sezonowi w majątku Skrzydlewskich i tutaj zamieszkali na stałe.

Michał miał starszego brata Jana - Jaśka. Oboje uczęszczali do miejscowej szkoły ludowej. O ich postępach w nauce nic się nie zachowało. Natomiast dalsze losy obojga znajdujemy we wspomnieniach druha Bolka. Z nich wynika, że kiedy w noc sylwestrową z 1918 na 1919 r. wybuchło w Wójcinie Powstanie Wielkopolskie nie zabrakło wśród uczestników braci Wojdyńskich, starszego Jana i 18-letniego Michała. Po oswobodzeniu Wójcina, dnia następnego, 2 stycznia 1919 r. oboje w szeregach wójcińskiego oddziału powstańczego pod dowództwem por. Włodzimierza Watta-Skrzydlewskiego wyruszyli na odsiecz miastu Strzelnu, a następnie uczestniczyli w wyprawie na Inowrocław. Tam w zgrupowaniu oddziałów pod dowództwem ppor. Pawła Cymsa wzięli udział w krwawych walkach o stolicę Kujaw Zachodnich. Po zakończeniu walk bracia wrócili do rodzinnej miejscowości. Po trzech dniach wstąpili do formującej się 1. strzeleńskiej kompanii zgrupowanej w Batalionie Nadgoplańskim, który podlegał rozkazom dowództwa 1. Pułku Grenadierów Kujawskich. Po 7 lutego 1919 r. 1. kompania strzeleńska stała się 11. kompanią III. Batalionu 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich w Inowrocławiu z zachowaniem przez pewien czas pewnej samodzielności.


A oto szczegółowa opowieść o powstańczych losach Michała Wojdyńskiego spisana piórem druha Bolka:

(...) W trzy dni po powrocie wójcińskich powstańców z Inowrocławia przybiegł do mnie wuj Jasiek i woła:
- Bolek, Niemcy z Bydgoszczy i Torunia Idą na Inowrocław. Chodź ze mną, idziemy do porucznika.
Porucznik Władysław Watta-Skrzydlewski rozmawiał przez telefon z komendantem strzeleńskim Józefem Hanaszem. Po skończonej rozmowie poprosił nas byśmy zwerbowali młodszych, nieżonatych, dobrze wyćwiczonych żołnierzy ile się da, którzy pozostaliby jakiś czas na stałe w wojsku. Żołnierzy tych mam jak najprędzej przyprowadzić do Strzelna, gdzie tworzona jest kompania strzeleńska. Zwracając się do mnie poprosił mnie również bym zaraz rozpoczął werbunek. Wuja Jaśku miał mi w tym pomóc. Zaczęliśmy obchodzić domy, a skutek naszego apelu był mizerny.

Po pewnym czasie spotkaliśmy Michasia Wojdyńskiego
- Druhu! - zawołał w moim kierunku Michaś - słyszałem, że mamy iść na stałe do wojska. Idę z druhem i mój brat Jaśku też. Już obszedłem kilku, ale większość się wykręca. Oni może by poszli, ale starzy im nie dają. Coś się wypaliło, z zapałem to tak jak z ogniem, trzeba stale podsycać.

Wchodzę do mieszkania listonosza, którego syn był dotychczas we wszystkich akcjach powstańczych. Ledwo wszedłem do korytarza, wylatuje stary ze swoim kijem listonoszowym.
- A pon niby czego? Może po moigo chłopoka? Raus! Żebym pona wincy razy tu nie widzioł. Bez pona tyn gołgon poszed z waszymi. Jo nie pozwolom, jezdym cesorskim urzyndnikiem. Rozumi pon? (...)

O wyznaczonej godzinie zebrało się u mnie 5 żołnierzy, z którymi wyruszyłem do Strzelna. Po drodze miałem zabrać chłopaków z Nowej Wsi. Mieli oni przy trakcie na nas czekać. Niestety było ich tylko dwóch. Wstąpiliśmy po drodze do trzeciego, który nie stawił się na miejscu zbiórki.
- A to wy - powitała nas matka chłopaka - zaczekajta troche, pójdzie z wami, ino mi troche drzewa urąbie, bo jutro chlib pieke.
Wybiegamy na podwórze.
- Ignac, idziesz z nami? - pytamy.
- Ide! ino matce drzewa urąbie.
Chłopaki z mojej drużyny biorą siekiery:
- Co momy rąbać? Narąbimy za ciebie, a ty idz i szykuj się do drogi.

W kilka minut wszystko było gotowe. Kobiecinka zrobiła nam kawę, pożegnała syna ze łzami w oczach słowami:
- Niech wos Bóg prowadzi - i odprowadziła do drogi.
W Strzelnie przywitano nas z żołnierską radością. Krótko przed nami przybył Józef Rutkowski z kilkoma ostrowiakami i odtąd razem, przez kilka miesięcy biliśmy się z Niemcami na Kujawach.
Mieliśmy już przygotowane kwatery w szkole ewangelickiej, naprzeciwko Vereinhausu. Kwatery były czyste i dobrze przygotowane, o co zatroszczyli się mieszkańcy miasta. Po oswobodzeniu tej części Wielkopolski bodajże każde miasteczko chciało mieć swoje własne wojsko. Nic więc dziwnego, że i Strzelno nie chciało być gorsze od innych miejscowości. (...)

Owym wojskiem były dwie kompanie strzeleńskie wchodzące w skład Batalionu Nadgoplańskiego, podporządkowanego rozkazom dowództwa 1. Pułku Grenadierów Kujawskich w Inowrocławiu, późniejszego 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich przemianowanego następnie na 59. Pułk Piechoty Wielkopolskiej. Już w składzie 5. Pułku Strzelców Wielkopolskich kompania strzeleńska, w której znaleźli się wójciniacy nosiła nr 11.

CDN

Opowieść o Michale Wojdyńskim jest kontynuacją tematu: Powstańcy wielkopolscy z Wójcina, który zamieściłem na blogu 27 lutego 2018 r. pod linkiem https://strzelnomojemiasto.blogspot.com/2018/02/powstancy-wielkopolscy-z-wojcina.html     



poniedziałek, 22 października 2018

Dariusz Chudziński burmistrzem Strzelna



Kiedy rano wstałem, a było to jak dla mnie stosunkowo późno, i podciągnąłem rolety oczom moim ukazał się piękny widok budzącego się dnia, poranne promienie jesiennego słońca z radością wpadły do pokoju i zaczęły się ze mną przekomarzać. Włączyłem uśpionego kompa, który przysnął razem ze mną o 3:50 i zrozumiałem, skąd ta radość słońca, które swoimi igrcami chciało mnie poinformować - Marian, Dariusz Chudziński został wybrany przez strzelnian burmistrzem miasta na pięcioletnią kadencję. Szybko przeleciałem inne informacje wyborcze. Super info, mieszkańcy poszczególnych gmin w naszym powiecie zadecydowali w pierwszej turze, że Mogilnem będzie rządził Leszek Duszyński, Dąbrową - Marcin Barczykowski i Jeziorami Wielkimi - Dariusz Ciesielczyk. Panowie, z całego serca Wam gratuluję.

Szczególne gratulacje kieruję na ręce nowego burmistrza mojego miasta Strzelna Pana Dariusza Chudzińskiego i wszystkich tych, którzy Go wspierali, a szczególnie Jego żony Lidii i członków sztabu wyborczego. Bardzo dobry wynik 55% zapowiada, że mieszkańcy będą stali przy Jego boku i będą Go wspierać w niezwykle trudnej i mozolnej pracy wyciągnięcia Strzelna z głębokiego dołu. Poniekąd sami pomagaliśmy ten dół kopać, obdarzając przez 4 kolejne kadencje zaufaniem poprzednika, Ewarysta Matczaka. Ale idzie nowe i ufni nowemu burmistrzowi róbmy wszystko, by mu pomóc w doganianiu naszych sąsiadów, którzy dość daleko odbili od nas. Dariusz Chudziński jest młodym, pełnym chęci do pracy, doświadczonym w działaniach i dochodzeniu do celu człowiekiem. Najważniejszymi w wybudzaniu miasta i gminy ze swoistego letargu są pilność, cierpliwość oraz wsparcie i to od najbliższych - w przypadku burmistrza od mieszkańców.


Czeka nas wszystkich wiele nowych wyzwań, ale i kontynuacja rozpoczętych już zadań, które związane są z wieloletnimi założeniami gospodarczymi i prognozami finansowymi. W najbliższym czasie czeka nas "inwentaryzacja" oraz kontynuowanie tego wszystkiego, co związane jest z dwiema wielkimi rocznicami; 100-lecia odzyskania Niepodległości przez Polskę i 100-lecia Powstania Wielkopolskiego. Dzięki zaangażowaniu parafii i zaangażowaniu pozarządowemu grup społecznych i biznesowych wszystko jest na dobrej drodze i zmierza ku pomyślnemu sfinalizowaniu.

Dziękuję również ustępującemu burmistrzowi Ewarystowi Matczakowi, za to wszystko, co zrobił dla dobra mojego miasta Strzelna i całej gminy. Życzę Ci Ewaryście dobrego wypoczynku i spokojnej emerytury, którą niebawem otrzymasz; dużo zdrowia i wyważonego spojrzenia na dokonania ostatnich 16 lat - mimo wszystko wielu lat i wielu dokonań.

Serce się raduje, 
bo Strzelno to wielka rzecz!!!