poniedziałek, 24 października 2022

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 188 Ulica Michelsona - cz. 7

Ulica Stodolna 24, później Michelsona 59 - 13 sierpnia 1949 roku ślub Marii z Łuczaków i Feliksa Dobrzyńskiego

Do wczoraj pogoda sprzyjała spacerom i to niezależnie od tego, czy uprawialiśmy je ulicami miasta, czy leśnymi i polnymi ścieżkami. Dzisiaj diametralna zmiana, chmurzyska siąpiący deszczyk i o dziwo, chęć do pracy. Bóg wie, co nam dzionek przyniesie, a póki co ja od kilku godzin siedzę przed komputerem i finalizuję opowieść o ul. Michelsona. W tygodniu nie miałem czasu, w końcu odłożyłem pisanie książki i wziąłem się za dokończenie ulicy Michelsona. Wiem, wiem, że nie należy ona do ulubionych traktów spacerowych, a to ze względu na panujący tutaj ruch, spaliny i korki. Mimo wszystko polecam chociażby ten mój wirtualny sposób odwiedzenia tej ulicy i poznanie ciekawostek z jej przeszłości. Dzisiaj, tym razem wybiórczo, staniemy przed kilkoma posesjami, o których pozwolę sobie co nieco opowiedzieć, by już w następnej części udać się w inny zakątek miasta.

Zapewne pięćdziesięciolatkowie i starsi pamiętają, że w piwnicy nowo wybudowanego wówczas jednorodzinnego domu pod numerem 33, należącego do państwa Rogozińskich funkcjonowała mała gastronomia. Przez pewien czas królowało tutaj deficytowe piwo beczkowe. Jako, że nie bywałem w tym lokalu niewiele mogę o nim powiedzieć. Pamiętam jedynie, że właściciel pan Eugeniusz był taksówkarzem, co zostało uwiecznione na tablicy pamiątkowej ustawionej w Rynku przy dawnym miejscu postojowym tych środków transportowych.

Nieco więcej w mojej pamięci zapisało się o kolejnym domu, który oznaczony jest numerem 35. Blisko 60 lat temu, w okresach zimowych wcześnie rano skoro świt, w niedzielę zbieraliśmy się grupą młodych chłopców przed bramą tejże posesji, by stąd wyruszyć na polowanie. Stanowiliśmy tzw. nagankę podczas polowań na zające. Tutaj swoją bazę miało miejscowe Koło Łowieckie Nr 66 Szarak. Łowczym Koła był właściciel tejże posesji pan Nowak i to pod jego domem rozpoczynały i kończyły się łowy. Pamiętam ówczesnych myśliwych, choć nie wszystkich: aptekarza Gwidona Stęczniewskiego, lekarza Abramczyka, nauczycieli - Czesława Jankowskiego i Walentego Kusza, drogerzystę Władysława Worsztynowicza, Ignacego Tylkowskiego. To na te polowania przyjeżdżał z Bydgoszczy nasz wujek myśliwy Paweł Woźnych, który zabierał nas czterech najstarszych braci, byśmy - odpłatnie - naganiali zwierzynę myśliwym. Była to dla nas niesamowita frajda, gdyż polowania odbywały się na polach okolicznych wsi: Bławaty, Ciechrz, Wymysłowice, Bożejewice-Żegotki, Sławsko Dolne. Dzisiaj z braku zajęcy już takich polowań nie zobaczymy. Pamiętam, że kiedy robił się wczesny zmierzch wracaliśmy z łowów na przyczepach ciągnionych przez traktor, a z nami na stojakach trofea 100 i niekiedy więcej, bo i 140-150  zajęcy.  

Zaszczepiona w latach młodzieńczych pasja łowiecka tkwi w moich dwóch najstarszych braciach do dziś. Najstarszy, Michał jest członkiem Szaraka, zaś Antoni, leśnik z wykształcenia nad zwierzyną łowną pracuje naukowo, pisze książki o tematyce łowieckiej, wydaje periodyk dla myśliwych - „Zachodni Poradnik Łowiecki“ oraz zasiada w naczelnych władzach łowieckich. Ja łowiectwo uprawiam na papierze, piszę artykuły, monografie leśne, które zawierają również wątki łowieckie, a aktualnie pracuję nad dziejami łowiectwa ziemi strzeleńskiej - druk z początkiem przyszłego roku. Przez wiele lat kolegowałem się z synami właścicieli tej posesji: śp. Wojciechem, z którym chodziłem do szkoły podstawowej i ze śp. Romanem, z którym pracowałem w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska“. Często zachodziłem do stolarni - miejsca pracy Romana - na krótkie opowieści, o tym, jak to drzewiej bywało. Ale wracając do spacerku dopowiem, że obecnie dom po rodzicach dzierży wraz z mężem córka państwa Nowaków, pani Barbara Zwolińska.

Naprzeciwko posesji Nowaków przez lata funkcjonowało piękne ogrodnictwo Jarlaczyków ze szklarniami i inspektami. Często tutaj bywałem, gdyż wraz z ojcem Józefem ogrodnictwo prowadził również syn Andrzej, z którym się kolegowałem. Ogrodnictwo działało do śmierci kolegi tj. do 1997 roku. Pisałem o nim przy okazji spacerku ulicą Inowrocławską, gdzie Jarlaczykowie mieszkali. Po likwidacji ogrodnictwa był tutaj komis samochodowy, a ostatnio hurtownia sprzętu rolniczo-ogrodniczego, która w tym roku zwinęła swoją działalność.

Kolejny dom pod numerem 37 to współcześnie wystawiona tzw. piętrówka. Tutaj znajdował się zakład kamieniarski pana Drzewieckiego. Specjalizował się on w produkcji - jak to klienci mawiali - solidnych nagrobków. Z kolei w kamienicy nr 39, dzisiaj podzielonej pomiędzy dwóch właścicieli mieszkał mój kolega Maryś Lewandowski. Chodziliśmy razem do podstawówki, razem poszliśmy do wojska do Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. Po szkoleniu ja trafiłem, jako radiotelegrafista do centrum dowodzenia na Hel, a Maryś do kompani reprezentacyjnej, do Warszawy. Po ożenieniu się wyprowadził się stąd - później zamieszkał na Piastowskim - niestety, kolega Maryś już nie żyje.

Przechodząc dalej pomijam kilka posesji i przechodzimy pod numerem 47 - róg Michelsona z Dąbrowskiego. Stoi tutaj piętrówka, a jeszcze do lat 90. XX w. w miejscu tym były zabudowania po gospodarstwie rolnym Janowskich. Nowy właściciel rozebrał je i postawił nowy dom mieszkalny. Naprzeciwko niego widzimy posesję stojącą frontem do ul. Michelsona, jednakże przypisana ona jest do ul. Świętego Jakuba. Jest to dom rodzinny śp. ks. kan. Jana Trojanowskiego, obecnie jego krewnych państwa Graczyków. Więcej o tym domu i jego mieszkańcach napiszę przy okazji spacerku Cestryjewem z jego przyległościami.

Wracamy na stronę zachodnią i przechodzimy wlot ul. Generała Jana Henryka Dąbrowskiego - obecnie gruntownie przebudowywanej - do ul. Michelsona. Mijamy posesję, która przypisana jest do ul. Dąbrowskiego 2. Dawniej był tutaj znany w mieście i okolicy zakład ślusarski pana Barteckiego. Później w jego pomieszczeniach znalazła lokum hurtownia owoców i warzyw Zbigniewa Jakubowskiego. Działała ona tutaj do końca lat 20. tegoż stulecia. Dalej, w jednorodzinnym domu pod numerem 49 mieszkała rodzina Pierogów. Senior rodziny Jan Pieróg był tzw. oglądaczem mięsa pracującym w pionie weterynaryjnym, czyli badał mięso po uboju oraz upolowaną dziczyznę. Już przed wojną, od 1929 roku miał przydzielone trzy obwody urzędowego badania zwierząt rzeźnych i mięsa - Ciechrz z okolicznymi wsiami oraz Markowice i Młyny również z okolicznymi wsiami. Wówczas to mieszkał w Jeziorkach pod Strzelnem. Dom pod numerem 49 znajduje się obecnie w rękach pani Rosińskiej.

I na tej posesji mógłbym skończyć opowieść o ulicy Alberta Abrahama Michelsona. Do przejścia pozostało jeszcze kilka posesji, o których niewiele posiadam informacji i jedynie sygnalnie nadmienię, że pod numerem 51 mieszkał mistrz kowalski Józef Zieliński. Po drugiej stronie ulicy znajdują się trzy domy z których pierwszy został wystawiony przed kilku laty i przypisany jest do ul. Kasztanowej 2. Należy on do rodziny Reinholzów. Dalej znajdują się domy jednorodzinne, których rodowód sięga przełomu lat 50. i 60. Pod numerem 18 mieszkała rodzina Krupenków i Janickich. Głowa rodziny Teodor Krupenko przybył do Strzelna przed wojną z terenów wschodnich, z obszaru współczesnej Ukrainy. Po wojnie, po wybudowaniu domu i warsztatu, prowadził tutaj stolarnię. Pamiętam, że w połowie lat 70. XX w. wykonał mi piękny stolik pod telewizor. Córka p. Teodora, zajmowała się przydomowym ogrodem, w którym uprawiała przepiękne kwiaty - mieczyki, czyli gladiole. Jej małżonek p. Janicki był muzykiem amatorem, grał na saksofonie w orkiestrze dętej i w strzeleńskich zespołach muzyczno-estradowo-weselnych. Obecnie dom ten znajduje się we władaniu córki państwa Janickich, wieloletniej strzeleńskiej nauczycielki. I ostatni dom po stronie wschodniej ul. Michelsona pod numerem 20 należy do rodziny Kozłowskich. Głowa tej rodziny Edmund był z wykształcenia budowlańcem i przez wiele lat kierował komunalnym zakładem budowlanym. Jego małżonka Lidia Kozłowska była w latach 1964-1981 kierowniczką strzeleńskiego Domu Kultury. Obecnie dom nadal znajduje się w rękach rodziny Kozłowskich.

Pierwszy od lewej Nicefor Piwek ze strzeleńską drużyną piłkarską „Spójnia“

Po zachodniej stronie ulicy zatrzymujemy się na chwilę pod numerem 55 (57 geod.). Widzimy tutaj parterowy dom rodziny Piwków. Przed laty mieszkający tutaj Nicefor Piwek był wieloletnim kierownikiem strzeleńskiej drużyny piłkarskiej i działaczem Klubu Sportowego wchodzącego w skład ówczesnego Zrzeszenia Sportowego „Spójnia“ w Strzelnie, a od 1962 ZKS Kujawianka. Obok pod numerem 57 (59 geod.) stoi piętrowy dom należący po wojnie do rodziny Łuczaków. Tutaj mieszkali państwo Dobrzyńscy, o których pisałem przy okazji ul. Inowrocławskiej. Małżonka pana Feliksa pochodziła z rodziny Łuczaków. Później zamieszkał tutaj jako lokator sekretarz miejski Tadeusz Lewandowski.

Ulica Stodolna 24, później Michelsona 59 - 13 sierpnia 1949 roku ślub Marii z Łuczaków i Feliksa Dobrzyńskiego

I już na koniec kilka słów o kamienicy nr 59 (oznaczonej również dwoma numerami geodezyjnymi - 61 i 63). Była ona własnością Stanisława Łagockiego i w 2007 roku Gmina odkupiła ją od spadkobierców. 5 lat temu zrujnowany budynek został gruntownie odbudowana za niebagatelną kwotę, bo za ok. 2 miliony złotych. W pierwszej kolejności mieszkania w tej kamienicy otrzymali pogorzelcy z budynku starego magistratu. Nie był to żaden zabytek, choć budynek etapami stawiano w latach 20. i 30. XX w. Oto, co o tej budowie napisano w 1927 roku: P. Łagocki Stanisław, buduje w posiadłości swej w ul. św. Krzyskiej (Plac Świętokrzyski) dom mieszkalny (1-piętrowy) dla czterech rodzin. Powyższy fakt powitać należy z uznaniem, tym bardziej, że przyczyni się on do zmniejszenia głodu mieszkaniowego, którego i tutejsze miasto nie jest pozbawione. W następnych latach dobudowywał kolejne segmenty, które po kilku latach zwieńczył II piętrem. Te nawarstwienia budowlane szczególnie widoczne były przed remontem od strony podwórza.

Na tej kamienicy nazywanej dawniej bachandryją, czyli miejscem kłótliwym kończę opowieść o ulicy Stodolnej, nazwanej w 1963 roku ulicą Alberta Abrahama Michelsona

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga

 

piątek, 14 października 2022

Strzeleński obraz Jezusa Miłosiernego

Był rok 1952. W tymże roku przyszedłem na świat. Kończono odbudowę romańskiej rotundy św. Prokopa, jednakże wnętrze świątyni potrzebowało przystosowania do kultu, szczególnie wystroju w postaci ołtarza oraz innego umeblowania, które zaczęto sukcesywnie uzupełniać. W planach proboszcza parafii pw. Świętej Trójcy w Strzelnie ks. Józefa Jabłońskiego zrodziła się myśl, by do Strzelna sprowadzić duży olejny obraz przedstawiający Jezusa Miłosiernego, który miałby zawisnąć w odbudowanej ze zniszczeń wojennych świątyni i stać się niejako wotum dziękczynnym za pomyślne ukończenie remontu. W tym celu przybył do Strzelna na zaproszenie ks. Józefa Jabłońskiego znany wówczas w Polsce artysta malarz Adolf Hyła, który specjalizował się w malowaniu obrazów Miłosierdzia Bożego dla wielu małopolskich i podkarpackich kościołów. Swoje kroki skierował na Wzgórze św. Wojciecha, gdzie spotkał się z proboszczem. Miał on przy sobie listy polecające, z których można było dowiedzieć się, iż jest uznanym i polecanym artystą, który w swym dorobku ma liczne dzieła religijne, z tym najsłynniejszym - obrazem Miłosierdzia Bożego, który wykonał dla podkrakowskiego klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach.

Po wysłuchaniu proboszcza i zrobieniu niezbędnych szkiców dla tła przyszłego obrazu, przedstawił zleceniodawcy swoją wizję. Według niej strzeleński obraz przedstawiać miał Jezusa Miłosiernego jako „niebieskiego lekarza” idącego przez świat, aby leczyć zbolałą ludzkość i obdarzyć ją swym miłosierdziem. W tle postaci Jezusa Miłosiernego umieścił pejzaż okolic Strzelna z samotnie stojącą rotundą św. Prokopa. Koncepcja ta została przyjęta z zadowoleniem i artysta powrócił do siebie, by rozpocząć pracę nad dziełem. W tym miejscu warto dodać słowa wypowiedziane przez ks. dr. Piotra Szweda MS, autora książki „Adolf Hyła. Malarz w służbie Bożego Miłosierdzia”.: - Malarz na swoim motocyklu przemierzał więc Polskę, by szkicować tła krajobrazów do zamówionych obrazów miłosiernego Zbawiciela. Możemy odnaleźć na nich pejzaże łagiewnickie, beskidzkie, tatrzańskie, kapliczki, budynki fabryczne, motywy z główkami aniołków. Jest też płonąca Warszawa w czasie powstania warszawskiego, jak również drzwi Wieczernika. Zaś my możemy powiedzieć, że tłem dla naszego Bożego Miłosierdzia jest pejzaż kujawski z pięknymi łąkami ciągnącymi się za Wojciechowym Wzgórzem ku Starczewu - dzisiaj są to już tylko pola uprawne w obszarze Strzelna Klasztornego.

 

Wkrótce gotowy obraz dotarł do Strzelna. Ostateczna decyzja zapadła, by zawisł on w bazylice na północno-wschodnim filarze i zwrócony był frontem do nawy bocznej. Dopiero na początku lat 80. XX w. za proboszcza ks. kan. Alojzego Święciochowskiego obraz stał się bardziej widoczny, a to z racji zmiany jego miejsca, gdyż zawisł na zachodniej ścianie filara. Od tego czasu wszyscy, którzy wchodzili do świątyni swym wzrokiem trafiali na Jezusa Miłosiernego. Ostatecznie, po zakończeniu gruntownego remontu wnętrza kościoła, za proboszcza ks. kan. Ottona Szymków w dolnej partii obrazu domalowano napis „Jezu Ufam Tobie“ i zawieszono go w najbardziej godnym miejscu, na ścianie wschodniej, w południowej części transeptu, nad wejściem do kapicy św. Barbary. 

Strzeleński obraz Miłosierdzia Bożego

Fundatorką tego pięknego dzieła była strzelnianka Gabriela Stęczniewska, wdowa po przedwojennym aptekarzu i społeczniku, trzykrotnym burmistrzu Strzelna, który przez 18 lat piastował funkcję wiceburmistrza, ofierze zbrodni katyńskiej Michale Stęczniewskim. W styczniu 2013 roku napisał do mnie wspomniany wyżej ks. Piotr Szweda MS, który poszukiwał informacji o ufundowanym przez Gabrielę Stęczniewską obrazie dla strzeleńskiego kościoła pw. św. Trójcy i NMP Jezusa Miłosiernego. W korespondencji z autorem podzieliłem się wiedzą o strzeleńskim dziele Adolfa Hyły, a szczególnie o fundatorce i jej rodzinie.

Sanktuarium w Łagiewnikach

Wszystkim znany jest obraz Jezusa Miłosiernego, a szczególnie tym, którzy regularnie odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Warto wiedzieć o nim nieco więcej niż zawarte zostało w haśle encyklopedycznym. Najbardziej rozpowszechnionym wizerunkiem jest obraz „Jezu Ufam Tobie” z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Został on namalowany przez artystę Adolfa Hyłę w 1944 roku (druga wersja po tej z 1943 r.) jako jego osobiste wotum za ocalenie z wojny. Obraz ten z początku miał inny wygląd. Jednakże przy sugestii ks. Sopoćki, który w obrazie tym nie widział przesłania siostry Faustyny w 1954 r. Adolf Hyła przemalował swoje dzieło zmieniając tło na kolor ciemny, a pod stopami Jezusa umieścił posadzkę. Natomiast pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego powstał w Wilnie 10 lat wcześniej od obrazu łagiewnickiego w 1934 roku, a twórcą jego był tamtejszy malarz prof. Eugeniusz Kazimirowski.

Obraz Miłosierdzia Bożego namalowany w 1963 r. przez Adolfa Hyłę dla kościoła w Nockowej k. Rzeszowa

Obraz Miłosierdzia Bożego pędzla Adolfa Hyły w Bolechowicach

Adolf Hyła namalował 240 obrazów Jezusa Miłosiernego. Mało jednak kto wie, że wizerunki Jezusa Miłosiernego można dziś znaleźć na wszystkich kontynentach. Zdecydowana większość tych obrazów znajduje się jednak w Polsce, głównie w Małopolsce i na Podkarpaciu. Można je oglądać przede wszystkim w kościołach, kaplicach i klasztorach. Niektóre stanowią własność prywatną. W większości obrazy powstawały na zamówienie, bo wieść o malarzu tworzącym wizerunki Jezusa Miłosiernego rozeszła się dość szybko w różnych środowiskach duchowieństwa, sióstr zakonnych i ludzi świeckich. Będąc w strzeleńskiej świątyni zwróćcie uwagę na ten nasz obraz, który poza tłem jest niemalże identyczny z tym łagiewnickim.

Strzeleński Jezus Miłosierny nad wejściem do kaplicy św. Barbary po domalowaniu słów "Jezu Ufam Tobie"

 

I już na zakończenie warto dodać, że obraz Jezusa Miłosiernego namalowany w 1934 roku przez Eugeniusza Kazimirowskiego według wskazówek świętej siostry Faustyny kryje w sobie tajemnicę. Otóż, oblicze Chrystusa z tego wizerunku jest tym samym obliczem, które widnieje na Chuście z Manoppello i Całunie Turyńskim. Tego niezwykłego odkrycia dokonała siostra Blandina Paschalis Schlömer, niemiecka trapistka. Zakonnica nałożyła komputerowo obraz Jezusa Miłosiernego na 2 całuny i dowiodła, że wszystkie wizerunki przedstawiają tę samą osobę - Jezusa Chrystusa!


wtorek, 11 października 2022

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 187 Ulica Michelsona - cz. 6

Przy ulicy Michelsona nasi przodkowie nie stawiali okazałych kamienic, siedzib urzędów ani budynków użyteczności publicznej. Jak wspomniałem w pierwszej części opowieści, spełniała ona funkcję gospodarczą z ukierunkowaniem na charakter rolniczy. Nawet okres bumu rozwojowego miasta z przełom XIX i XX stulecia nie zmienił tego stanu. Co prawda powstało wówczas kilka piętrowych, wielorodzinnych domów, ale nie przyczyniły się one do zapoczątkowania zwartej, ulicznej zabudowy. Do dzisiaj ten stan zachował się, a na jego utrwalenie wpływ ma niewątpliwie spotęgowany tranzytowy ruch uliczny i choć jednokierunkowy, to nadal bardzo duży (droga krajowa nr 25). 

Tuż przy wcześniej opisanym domu spod numeru 25 stoi doń przyklejona niemalże bliźniacza kamieniczka pani Sobczakowej. Jest to budowla czteroosiowa, jednopiętrowa, nakryta dachem papowym i oznaczona numerem 27. Pozbawiona jakichkolwiek detali i elementów stylowych nie skupia na sobie uwagi potencjalnego poszukiwacza małomiasteczkowych perełek architektonicznych. Obecna właścicielka przez wiele lat, do czasu przejścia na emeryturę kierowała finansami szkół gminnych. Tutaj też mieszkał wraz z rodziną mój kolega Zygmunt Czubachowski, zastępca dyrektora SKR Strzelno i wieloletni pracownik strzeleńskiej Chłodni, wielki miłośnik historii II wojny światowej.

Po drugiej stronie ulicy widzimy dwa charakterystyczne budynki. Pierwszy z nich oznaczony numerem 12/1 to piętrowy dom w stylu willi ogrodowej z dużym, od strony południowej, wygrodzonym betonowymi tralkami tarasem i balkonem. Od frontu znajdują się dwutraktowe, również przyozdobione tralkami schody prowadzące do wejścia głównego. Ich charakterystycznymi, elementami są betonowe odlewy lwów, ustawione przy wejściu na nie. Dom wraz z dużym ogrodem stanowi własność państwa Janików. Tuż za tą parcelą trafiamy na piętrowy dom zbudowany w formie oficyny, na fundamentach starego garażu - warsztatu należącego przed laty do mechanika samochodowego Czekały. Przed nim prowadził w tym miejscu swój zakład mistrz kowalski Albert Siupka, dzieląc niegdyś tę dużą posesję, bo sięgającą ul. Ścianki ze swoim szwagrem Leonem Gądeckim, ojcem abpa Stanisława. Po Czekale warsztat prowadził jego uczeń, a po nim wybudowany został od strony ulicy Świętej Anny, do dzisiaj stojący niewielki pawilon, w którym mieścił się zakład fryzjerski pani Janiszewskiej. Obecny budynek mieszkalny wraz z parcelą stanowi własność rodziny Rybczyńskich. Z seniorką panią Kazimierą przed laty byłem sąsiadem, mieszkając przy ulicy Inowrocławskiej 1, a Rybczyńscy pod 2.

Wracając ponownie na zachodnią stronę ulicy stajemy przed posesją oznaczoną numerem 29. Jest ona nietypowa gdyż dopiero w jej głębi znajdujemy w cieniu dwóch starych kasztanowców stary parterowy dom. Jego cechą charakterystyczną jest niewielka facjata w połaci dachowej strychu. Znajduje się ona na osi głównej, nad wejściem do budynku. W jej ścianie frontowej widzimy półokrągło wykończone niewielkie okno. Budowla jest pięcioosiowa z czterema niewielkimi okienkami w linii poddasza i nakryta jest dwuspadowym dachem papowym. Od niepamiętnych lat dom ten stanowił własność rodziny Zielińskich i nadal znajduje się w rękach przedstawicielki rodu Zdzisławy Zielińskiej. Na placu przed domem stała dawniej lokomobila - maszyna o napędzie parowym i jakiś sprzęt rolniczy. Były to lata 60. XX w. W okresie zaborów oraz w latach międzywojennych ta, jak i sąsiednia posesja należały do rodziny Mantheyów. Głowa rodziny Gottlieb był mistrzem kowalskim. Wraz z synem Gustavem specjalizował się w produkcji bryczek oraz wozów transportowych. Jego dodatkowym zajęciem było świadczenie usług agregatem omłotowym wśród okolicznych rolników oraz prowadzenie olejarni.



W głębi zdjęcia budynek z zamurowanymi otworami na wrota to dawna olejarnia i odlewnia żeliwa

W latach powojennych usługi kowalsko-omłotowe świadczył po Mantheyu Zieliński i to po nim były stojące przed domem maszyny. W latach 70. XX w. na kilka lat starą kuźnię wydzierżawił mój familiant, wuj Stanisław Nowak, który wcześniej swój zakład prowadził przy ul. Lipowej u kołodzieja Olejnika. Pamiętam, będąc chłopcem biegałem do kuźni wuja, ale tej przy Lipowej. Co to była za frajda ciągnąć łańcuch zakończony drewnianą rączkę od wora powietrznego i dmuchać w palenisko. Przy tej okazji poznałem pracę w kuźni; podkuwanie koni, ostrzenie lemieszy, napraw maszyn rolniczych i nakładanie obręczy na drewniane koła do wozów i bryczek, które wcześniej wykonał kołodziej Olejnik. Ale stary Gottlieb Manthey przed wojną na sąsiedniej posesji nr 31 posiadał jeszcze Olejarnię, czyli fabryczkę do wyciskania i przerabiania oleju roślinnego. Już później, po wojnie olejarnię przerobiono na odlewnię żeliwa, w której powstawało wiele przeróżnych kształtek, pokryw, fajerwerków - krążków do kuchni węglowych, kolan i rur żeliwnych itd. Firma ta była zakładem podległym miejscowej Komunalce, czyli Zarządowi ZGKiM. Olejarnię, a później odlewnię poprzedzał wąski, piętrowy budynek mieszkalny na kształt oficyny podwórzowej. Dawno temu mieszkał tutaj mój kolega Waldek Krzewina, późniejszy wieloletni dyrektor i prezes Banku Spółdzielczego w Kruszwicy. Od jego ojca Franciszka dowiedziałem się mnóstwo ciekawych opowieści o naszym mieście.

Wśród członków Zarządu OSP Strzelno siedzi trzeci od lewej komendant dh Franciszek Krzewina

O panu Franciszku można powiedzieć bardzo dużo dobrego, zatem pozwólcie, że przytoczę jego biogram. Był on żołnierzem września 1938 roku, z zawodu blacharzem, a ze społecznego obowiązku oddanym i ofiarnym strażakiem - działaczem OSP Strzelno.

W latach 1930-1932 odbył służbę wojskową w 2. kompani balonów obserwacyjnych Baonu Balonowego w Toruniu, w specjalności strzelca obsługi km. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany, trafiając do jednostki macierzystej w Toruniu. Wziął udział w wojnie obronnej walcząc m.in. w bitwie pod Kutnem i w obronie Warszawy. Do niewoli dostał się 29 września 1939 roku, a 6 października w trakcie transportu jeńców do stalagu zbiegł i powrócił do Strzelna. Z początkiem okupacji został wyznaczony przez Niemców za zakładnika - na wypadek rozruchów i wystąpień mieszkańców. Przez cały ten czas pracował w firmie budowlanej Otto Schultza, która mieściła się przy ulicy Powstania Wielkopolskiego 42, w obiektach po byłej firmie Edmunda Grzeszkowiaka. U Niemca wykonywał prace blacharsko-dekarskie.

Po wojnie pracował w PGR, MPGKiM, a następnie we własnym zakładzie blacharskim. Przez cały ten czas aktywnie działał w straży pożarnej, do której wstąpił już w 1926 roku, jako 16-letni chłopiec. Przeszedł wszystkie szczeble kariery strażackiej od szeregowca do naczelnika strzeleńskiej OSP. Zawsze był ofiarnym i czynnym strażakiem, brał udział w licznych akcjach gaśniczych ratujących mienie strzelnian oraz szkolił miejscową młodzież. Doceniony za swoje oddanie służbie odznaczony został licznymi medalami resortowymi począwszy od wzorowego strażaka, poprzez brązowy, srebrny i złoty medal za zasługi dla pożarnictwa, a w 1994 roku przez Prezydenta RP Brązowym Krzyżem Zasługi. Poza tymi odznaczeniami wyróżniony był: Medalem Za udział w wojnie obronnej 1939, Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945, Medalem za Warszawę Obrońcom Bojownikom Oswobodzicielom.

Franciszek Krzewina zmarł w wieku 87 lat, 20 października 1997 roku i został pochowany na starej strzeleńskiej nekropoli.

Foto.: Heliodor Ruciński, Google Maps, archiwum bloga.

     

wtorek, 4 października 2022

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 186 Ulica Michelsona - cz. 5

W górnym rzędzie pierwszy od lewej Ildefons Basiński - Rynek w Strzelnie pod nieistniejącym już dzisiaj kościołem ewangelickim

Gdy sprawdziłem, kiedy to ostatnio spacerowałem po Strzelnie, włosy mi się zjeżyły i nie dziwota, bo było to ponad trzy miesiące temu. A wszystko to przez te urozmaicenia treści bloga, by nie był on monotematyczny. Tak więc pomiędzy spacerki wstawiam inne historie, dalsze i bliższe naszemu miastu. Było o Dąbrówce, o Sławsku Dolnym - niebawem dokończę, o dziejach i tej już czwartej, ostatniej peregrynacji Jasnogórskiej Ikony, o rabinie Sternie i wielu innych tematach. Ta różnorodność wynika z pierwotnych założeń programowych, w których określiłem siebie jako regionalistę piszącego o dziejach pogranicza kujawsko-wielkopolskiego. Dzisiaj kontynuuję opowieść o ul Michelsona i zacznę ją od posesji nr 23. Należy ona do małżonków Marioli i Wojciecha Rutkowskich. W tym budynku, poza mieszkaniem obojga, znajduje się również siedziba znanej Firmy MUR-MAN Rutkowski - Trzecki Sp. J. w Strzelnie, o której napiszę niżej.

Dawniej Cała posesja prezentowała się nieco inaczej, gdyż jej południowa połowa stanowiła mieszkanie właściciela Klemensa Trzeckiego i jego rodziny, a północna część gospodarczą z formą bramy przejazdowej przez budynek. Pan Klemens był znanym w mieście rzemieślnikiem, - mistrzem zduńskim, wykonującym niegdyś bardzo popularny fach. Pamiętać musimy, że jeszcze w nie tak dalekiej przeszłości, w każdym niemalże pomieszczeniu mieszkalnym znajdował się piec kaflowy (nazywany potocznie kachlokim), a w kuchniach tzw. platy, czyli kuchnie węglowe - trzony kuchenne, które później zastąpiły blaszane Westfalki. Zduni budowali i remontowali, czyli przestawiali piece kaflowe - kuchenne platy i piece w pokojach. Długo by opowiadać o tych grzejnikach, pięknych i reprezentacyjnych w salonach, mniej ozdobnych w pokojach sypialnych.

Pierwszy od prawej Klemens Trzecki - przemarsz podczas wizyty gen Józefa Hallera w Strzelnie

Pamiętam jako chłopiec, że korzystaliśmy z usług pana Klemensa. Do wykonywania swojego fachu potrzebował dużo dobrej jakości gliny, którą pozyskiwał w lecie i gromadził ją w specjalnym pomieszczeniu, by móc zimą naprawiać różne awarie pieców. Poza okresem grzewczym, czyli latem przeprowadzał planowe remonty kapitalne pieców kaflowych. Polegały one na rozbiórce starego pieca i wymianie palenisk i kanałów grzewczych, budowanych zazwyczaj z cegły szamotowej i zwykłej - ręcznie wyrabianej (palcówki) oraz wyklejaniu całości wnętrza pieca gliną. Było to tzw. przestawienie pieca. Po wykonaniu tej czynności należało piec delikatnie przepalić, by stopniowo osuszyć jego wnętrze. Tak więc, pierwsze palenie było papierami i tekturami, później przez kilka dni drzewem, a na końcu węglem. Zduni w swej pracy posługiwali się narzędziami takimi jak: węgielnicą zduńską, nożem do obcinania kafli, młotkiem zduńskim małym i dużym, punktakiem (dornikiem), kamieniem szlifierskim, wzorcem, poziomicą zduńską, prawidłem - liniałem, blaszką aluminiową, szczypcami kaflarskimi i przecinakiem. 

Klemens Trzecki (1912-1986) wywodził się ze znanej w Strzelnie oraz regionie rodziny zduńskiej Jana Trzeckiego i Marii z domu Stube. Był w drugim pokoleniu przedstawicielem tego zawodu. Obok jego ojca tym fachem parał się również stryj Tomasz i jego dzieci. Poza pracą zawodową aktywnie działał w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół“ i Ochotniczej Straży Pożarnej.       

Niejako kontynuacją zakładu zduńskiego, czyli tradycji budowlanych pana Klemensa jest powstała jeszcze za jego życia Firma MUR-MAN Rutkowski-Trzecki Sp. J. w Strzelnie. Istnieje ona od 1985 roku i założona została przez zięcia Wojciecha Rutkowskiego, absolwenta Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Poznańskiej. Początkowo był to zakład remontowo-budowlany, który zatrudniał 2, a potem 5 pracowników. Wznosił małe obiekty-głównie domy jednorodzinne oraz wykonywał drobne remonty. Z biegiem lat spółka poważnie się rozrosła i realizowała coraz większe i trudniejsze zadania. Dziś dysponuje kilkudziesięcioosobową wykwalifikowaną kadrą. Firma prowadzi prace na terenie całego kraju - ostatnio również za granicą - świadcząc profesjonalne usługi budowlane.

Czas, jaki firma MUR-MAN funkcjonuje na rynku lokalnym, pozwolił wypracować solidną markę głównie dzięki fachowości i rzetelności wykonania prowadzonych inwestycji. Firma jest spółką rodzinną, której udziałowcem jest syn Klemensa a szwagier Wojciecha Rutkowskiego, Paweł Trzecki. Obok stricte dochodowych prac firma znana jest z działalności pro społecznej. Jej dziełem jest renowacja Pomnika Pamięci Poległych i Pomordowanych Mieszkańców Strzelna i Okolicy w Latach 1939-1945, który znajduje się w Plantach Miejskich oraz pomnika nagrobnego powstańca styczniowego Ludwika Jasińskiego na starej strzeleńskiej nekropoli. Nadto firma sponsorowała wiele dzieł Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna.

Kolejną posesją, obok której nie sposób przejść obojętnie jest niewielka kamieniczka pod numerem 25. Przywołuję ją z racji onegdaj zamieszkiwania w niej mojego kolegi z lat szkolnych Marka Dybały, z którym łączyło mnie wiele przygód szkolnych i mile, a przy tym towarzysko spędzonych chwil. Razem chodziliśmy do Technikum Rolniczego w Bielicach. Wiele naszych przygód było zbyt osobistych, aby o nich pisać, jak chociażby nasza nocna wyprawa do królestwa pani Lodzi - czyli do kuchni internackiej itd., itp. Po ukończeniu szkoły Marek osiadł w Kamieńcu i tam był kierownikiem gospodarstwa, a ja pozostałem w Strzelnie…  

W górnym rzędzie pierwszy od lewej Ildefons Basiński

Osobą, która tutaj również mieszkała był wujek Marka, legenda życia kulturalnego naszego grodu, blisko związany z miejscowym Domem Kultury Ildefons Basiński. Był on również wujkiem mojego brata Wojciecha, jako stryj jego żony Marii z Basińskich. Osobiście pana Ilusia - tak zwracali się przyjacielsko do niego jego rówieśnicy - znałem osobiście i wiele czasu razem przegadaliśmy, bawiąc w Przyjezierzu, czy w Domu Kultury lub na przeróżnych imprezach.

W górnym rzędzie drugi od lewej Ildefons Basiński

Pozwólcie, że przywołam postać pana Ilusia, jak nazywali naszego bohatera koledzy i bliscy znajomi. Ildefons Franciszek Basiński poza tym, że był pracownikiem umysłowym branży budowlanej dał się poznać jako niezwykle aktywny działacz na niwie kulturalnej. W tamtych czasach, czyli latach mojej młodości mawiano, iż jest omnibusem wszelkich poczynań kulturalnych Strzelna. Był współzałożycielem Towarzystwa Miłośników Miasta Strzelna i do tego wytrawnym regionalistą. Urodził się 30 października 1919 roku w Pleszewie, jako syn Kazimierza - urzędnika pocztowego i Wandy Komorskiej. Był absolwentem Szkoły Wydziałowej w Krotoszynie. Po sprowadzeniu się wraz z rodziną do Strzelna Ildefons od 1937 roku rozpoczął pracę jako pracownik umysłowy w Zarządzie Gminy Strzelno-Północ. Czas okupacji niemieckiej spędził na wygnaniu w Puławach w Generalnej Guberni. Po zakończeniu działań wojennych i powrocie do Strzelna ponownie został zatrudniony w ZG Strzelno-Północ, w której w latach 1950-1953 piastował funkcję przewodniczącego Gminnej Rady Narodowej Gminy Strzelno-Północ.

Pierwszy od lewej Ildefons Basiński

Po latach pracy w organach administracji terenowej w latach 1953-1981 pracował w sektorze budowlanym, jako kierownik zaopatrzenia w przedsiębiorstwach Budownictwa Rolniczego i Budownictwa Komunalnego w Mogilnie. Po przejściu z dniem 1 stycznia 1982 roku na emeryturę oddał się pracy na niwie kulturalnej, którą to uprawiał od początku zamieszkania w Strzelnie. Był członkiem Chóru „Harmonia“ i działającego przy nim Kółka Scenicznego. W latach powojennych włączył się w działalność sportową w MLKS „Kujawianka“. Od 1960 roku prezesował Chórowi „Harmonia“. Od chwili powstania w 1960 roku Domu Kultury pełnił w nim funkcję przewodniczącego rady programowej. Był współzałożycielem kółek, muzycznego, scenicznego i tanecznego. Bardzo aktywnie działał w Klubie Seniora. Dał się poznać jako znakomity konferansjer i kabareciarz, prowadząc uroczystości, akademie i wszelkie imprezy kulturalne, odbywające się w Strzelnie.  

Ildefons Basiński zmarł 3 maja 1993 roku, wpisując się złotymi zgłoskami w kulturalną kronikę naszego miasta.

 W rok później rozpocząłem pracę na stanowisku kierownika Domu Kultury w Strzelnie. Pamiętam, że przy każdej sposobności przywoływaliśmy śp. Ildefonsa Basińskiego. Często korzystaliśmy z jego wzorców podczas organizowania wszelkiego rodzaju uroczystości i imprez. Dzisiaj w kamieniczce tej zamieszkuje rodzina Ewy Dybała-Wiśniewskiej oraz moja bratanica Ariana, wraz ze swoją rodziną.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga

 

piątek, 30 września 2022

Unikatowe zdjęcia ze Strzelna

Rzeczą nieodzowną w każdej rodzinie i w każdym szanującym się domu był przepastny album ze zdjęciami. W domach, które często przyjmowały gości, spoczywał on na widocznym miejscu, na niewielkim stoliczku, przy którym stały dwa fotele. W mniej odwiedzanych domostwach skrywany był w regale z książkami lub w szufladzie z rodzinnymi pamiątkami. Dostęp do niego miała pani domu, która w niekończących się opowieściach, wspominając swoje pociechy lub rodzinne uroczystości ilustrowała je zdjęciami z albumu. Dziś zapraszam Was do mojego domu, do zajęcia miejsca przy wirtualnym stoliczku i obejrzenia zdjęć sprzed ok. czterdziestu lat.


Oczywiście nie są to zdjęcia rodzinne, lecz dokumentujące architekturę Wzgórza Świętego Wojciecha. Wykonane one zostały podczas badań archeologicznych i dokumentują początek zmian na wzgórzu - w trakcie prac, jak i tuż po ich zakończeniu. Przypomnę, że archeolodzy bawili u nas pod kierownictwem prof. Jadwigi Chudziakowej w latach 1981-1986. Plonem tych prac, poza wynikami naukowymi i artefaktami są liczne zdjęcia, z których kilkanaście zamieszczam w „gościnnym albumie“. Pochodzą one z Archiwum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i znajdują się w potężnej kolekcja fotograficzna Wacława Górskiego. 

Zapraszam!