wtorek, 6 lipca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 148 Ulica Gimnazjalna cz. 24


Początkowo zakładałem, że opowieść o ulicy Gimnazjalnej zamknie się w kilku częściach. Te plany, jak sami państwo widzicie urosły aż do 24 części. Dziś zamieszczam ostatnią część opowieści o ulicy i jej mieszkańcach. Poświęcona ona jest posesji nr 6, a szczególnie mieszkającej tutaj rodzinie Bernarda Fiebiga, potomka Juliusza Fiebiga i Elżbiety Listing. Z tej samej linii rodowej pochodzili znani strzelnianie: Alfred, Ryszard, Karol, Edmund, o których już pisałem, a byli oni synami Maksymiliana i Pelagii z Grunwaldów. Wracając zaś do samej kamienicy, dzisiejszy jej widok mało co przypomina jej widok z czasów międzywojennych i wcześniejszych. W czasach zaborów Fiebigowie byli właścicielami dwóch przylegających do siebie domów oznaczonych numerami 6 i 4, a w przeszłości policyjnymi 113a i 113b. Mieszkało w nich aż 13 rodzin - 44 osoby w 1910 roku. Do dziś pozostała jedynie piętrowa kamieniczka z oficyną, zaś parterowy dom oznaczony onegdaj numerem 4 został rozebrany pod koniec lat 80. XX wieku. Obecnie posesja znajduje się w zarządzie Gminy Strzelno.

 

Mając przed oczyma pocztówkę z ok. 1910 roku możemy bliżej przypatrzeć się obu budynkom. Dom parterowy mógł pochodzić z połowy XIX w. Był murowany z tzw. pecy i nakryty dwuspadowym dachem ceramicznym. Poza funkcją mieszkalną posiadał jeden lokal użytkowy, w którym sprzedawano produkowane w piekarni znajdującej się w podwórzu pieczywo. O jej funkcjonowaniu dowiadujemy się z anonsu prasowego z 1914 roku, za którego pośrednictwem właściciel Bernard Fiebig informuje, że w związku z chorobą dotychczasowego dzierżawcy, wynajmie - sprzeda będącą w ruchu piekarnię. W latach międzywojennych piekarnię prowadził mistrz piekarski Ignacy Bielawski (ur. 18 lipca 1893 r.). Z kolei przyległa kamienica jest młodsza, gdyż czas jej powstania to przełom XIX i XX w. Jest to budynek murowany, czteroosiowy, piętrowy, z użytkowym poddaszem, dającym wrażenie drugiego piętra. Okna na pierwszym piętrze ozdobiono frontonami na kształt surbaissé z rowkowymi, rynkowymi obramieniami otworów okiennych. Podobne obramienia miały nieco mniejsze okna strychowe, nad którymi znajdował się zdobny fryz z czterema ślepymi ocolusami. Parterową część w północnym skraju przecinał wewnętrzny wjazd w podwórze zabezpieczony dwuskrzydłową bramą z furtką. Nadto był tutaj lokal użytkowy - sklep wędliniarski właściciela i mieszkanie. W podwórzu, po stronie południowej znajduje się oficyna.   

Bracia Fiebigowie,stoją od lew. Bernard, Klemens, Ferdynand; siedzą od lew. Maksymilian, ks. Władysław, Juliusz
Cech Rzeźnicki w Strzelnie. Siedzi 3. od prawej Bernard Fiebig

O właścicielu Bernardzie Fiebigu wspominałem przy okazji opisu mleczarni przy tejże ulicy, przybliżając rodzinę Rouss, mleczarzy strzeleńskich. Otóż, Bernard 2 października 1901 roku poślubił córkę Józefa Rouss, Jadwigę. Urodził się on 27 marca 1873 roku w rodzinie budowniczego strzeleńskiego Juliusza i Elżbiety z domu Listing. Z zawodu był mistrzem rzeźnickim. Bernard był zwolennikiem Stronnictwa Narodowego, a w opinii wystawionej przez władze policyjne Strzelna napisano, że moralnie prowadzi się dobrze… Był członkiem założycielem Towarzystwa Właścicieli Domów w Strzelnie, które powstało 14 marca 1919 roku. Działał w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół“, zasiadając w Zarządzie Towarzystwa. Na niwie zawodowej był aktywnym członkiem Cechu Rzeźnickiego.

W kalendarzu na rok 1910 znajdujemy reklamę promującą firmę Bernarda Fiebiga. W jej treści znajdujemy wyczerpujący opis tego czym zajmował się właściciel. Czytając ją dowiadujemy się, że właściciel prowadził skład wędlin i wyrąb mięsa. Specjalizował się w gotowanych, surowych i łososiowych szynkach, całej gamie kiełbas: krakowskiej, wiedeńskich kiełbaskach, serwolatce brunszwickiej i zawsze świeżych nakrojonych rozmaitościach. Również zakupywał bydło, płacąc wysokie ceny. Rodzina Bernarda i Jadwigi z Ruoss była wielodzietną, a jeden z synów, Adolf, został profesorem farmacji Akademii Medycznej w Gdańsku. Poniżej zamieszczam jego biogram.

Ostatnią posesją spacerku ul. Gimnazjalną jest parterowy dom rodziny Domańskich oznaczony numerem 2, a dawniej policyjnym 112. Obecnie jest on w całości mieszkalny, po tym jak jeden z lokali użytkowych został zaadaptowany na mieszkanie. W domu tym mieszka Józef Domański, wieloletni i bardzo oddany pracownik nieistniejącego już dzisiaj geesu. Był on przez wiele lat magazynierem na placu węglowym, przez którego ręce przeszło ówczesne niemalże całe zaopatrzenie ludności miasta i gminy w węgiel. Miałem ogromną przyjemność pracować razem z panem Józefem, szefując obrotowi rolnemu spółdzielni.

Adolf Fiebig (1919-1993)

Profesor farmacji Akademii Medycznej w Gdańskim. Urodził się 14 marca 1919 roku w Strzelnie. Był synem Bernarda i Jadwigi z Ruoss. Szkołę powszechną ukończył w Strzelnie, w latach 1923-1928 uczęszczał do Gimnazjum w Chodzieży. Po maturze, w latach 1928-1930 odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy w Grudziądzu. Skierowany do 4 Pułku Artylerii Lekkiej we Włodzimierzu Wołyńskim, po trzech miesiącach uzyskał stopień ppor. rez. i dostał przydział do Zapasowej Kadry Sanitarnej w Toruniu.

Po odbyciu służby wojskowej rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim uzyskując w 1935 roku dyplom magistra farmacji. W finansowaniu studiów wspomagał rodziców stryj Klemens Fiebig, właściciel apteki w Żerkowie, widząc w nim swojego następcę. Po odbyciu stażu podyplomowego w aptece u stryja, pracował w aptekach w Gdyni i Wejherowie. Zmobilizowany 26 sierpnia1939 roku został skierowany do służby w Kadrze Zapasowej 8 Szpitala Okręgowego. Następnie ppor. Fiebig objął funkcję oficera sanitarnego w I Okręgowym Szpitalu Wojskowym w Warszawie, gdzie przeżył oblężenie i kapitulację miasta. 30 września przewieziony został do niemieckiego obozu przejściowego. Zwolniony po 3 miesiącach powrócił do Żerkowa, który wkrótce musiał opuścić w związku z wysiedlaniem. W okresie okupacji pracował m.in. w aptece w Dukli. Wspomagał operujące na tym terenie oddziały partyzanckie wydając im w konspiracji leki i materiały opatrunkowe.

Po zakończeniu wojny powrócił do Żerkowa i jako właściciel i zajął się remontem i organizacją zdewastowanej apteki. W 1946 roku władze Uniwersytetu Poznańskiego zatrudniły go na etacie starszego asystenta na Wydziale Farmaceutycznym Katedry Farmacji Stosowanej. W 1949 roku uzyskał stopień doktora nauk farmaceutycznych. W tym czasie nadal prowadził aptekę w Żerkowie. 

W 1947 r. zatrudnił w swojej aptece studentkę Janinę Peszkowską, która po odbyciu stażu zawodowego w 1948 r. uzyskała dyplom magistra farmacji. W 1949 roku zawarł z nią związek małżeński. W roku 1951 władze upaństwowiły jego aptekę w Żerkowie, powierzając małżonce stanowisko Kierownika, które pełniła do 1968 roku.

 

W 1950 roku zaproponowano Fiebigowi organizację Katedry Farmacji Stosowanej w tworzonej wówczas Akademii Medycznej w Gdańsku. Początkowo dojeżdżał z wykładami z Poznania. Od roku akademickiego 1951 objął stanowisko zastępcy profesora, a od roku następnego stanowisko docenta oraz kierownictwo Katedry Farmacji Stosowanej na AM w Gdańsku, które sprawował do przejścia na emeryturę w 1979 r.

W roku 1963 uzyskał tytuł doktora habilitowanego nauk farmaceutycznych, a w roku 1973 Rada Państwa nadała tytuł profesora nadzwyczajnego. A. Fiebig prowadził działalność dydaktyczną w zakresie farmacji stosowanej. Był prekursorem kształcenia studentów w nowych kierunkach farmacji. Kładł nacisk na kształcenie podyplomowe farmaceutów. Był promotorem 11 doktoratów, opiekunem 2 habilitacji. Władze uczelni powierzały prof. Fiebigowi szereg funkcji organizacyjnych. Pomimo wielu obowiązków znajdował również czas na działalność w towarzystwach naukowych. Pełnił m. in. funkcję Prezesa Oddziału Gdańskiego Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, był członkiem Kolegium Redakcji „Farmacji Polskiej”, należał do Gdańskiego Towarzystwa Naukowego. Prace naukowe prowadzone pod kierownictwem prof. A. Fiebiga wykorzystywane były przez przemysł farmaceutyczny. Dwa opracowania prowadzone pod jego kierunkiem zostały wdrożone do produkcji - maści: Argosulfan i Cepam. 

W dorobku naukowym prof. znajduje się ponad 80 publikacji, 2 skrypty. Za dzieło życia uważał podręcznik dla studentów „Farmacja stosowana” (1987) który doczekał się kilku wydań. Był współtwórcą 2 patentów. Za swoją działalność otrzymał szereg nagród i wyróżnień. Był osobą bezpartyjną, uczył studentów szacunku dla zawodu, uczciwości, zawodowej odpowiedzialności. Był uważany za humanistę. Interesował się historią Polski, historią farmacji.

W 1968 r. wraz z żoną i synami opuścili Żerków i zamieszkali w Gdańsku. Zmarł 20.051993 r., pochowany został na Cmentarzu Komunalnym Gdańsk Srebrzysko. Biogram opracowany został na podstawie książki Jana Jajor napisanej we współpracy z Robertem Rogackim i Bożeną Hałas Wybitne postacie Szwajcarii Żerkowskiej, Żerków 2012.

Koniec opowieści o ulicy Gimnazjalnej

Foto. Heliodor Ruciński, archiwum bloga oraz spuścizna po Klausie Mantheyu


niedziela, 4 lipca 2021

Jak Kujawiacy usypali Kopiec Łokietkowi - cz. 2

Kulminacja obchodów 600-lecia bitwy pod Płowcami 27 września 1931 r.

 Kopiec Łokietka

Myśl usypania kopca, otoczonego fosą powziął ks. prałat dr Stanisław Gruchalski i inż. Janusz Wojciechowski. Projekt fosy był zbawienny w całym tym przedsięwzięciu, gdyż z powstającego wykopu wydobyta ziemia posłużyła za materiał na usypanie kopca. Zwożenie z dalszych odległości tak wielkiej masy ziemi byłoby na tyle czasochłonne, że nie zdążonoby na czas ukończyć budowę kopca-pomnika do dnia uroczystości uczczenia 600-lecia pobicia Krzyżaków przez wojska króla Władysława Łokietka. Kopiec ten, który na równinach kujawskich miał być już z dala widoczny, zaplanowany został na 10-20 metrów wysokości. Średnica jego u dołu wynosić miała 35 metrów, a u góry 5 m. Dojście na szczyt miało mieś formę serpentyny. Tak usypane wzniesienie miała opasywać fosa na dwa metry głęboka.

Z chwilą przyjęcia projektu przystąpiono do rozmów z właścicielem gruntów, na których rozegrała się krwawa bitwa 1331 roku, dziedzicem majątku ziemskiego Płowce, Janem Biesiekierskim. Wybrano miejsce, które według przekazów miejscowej ludności było domniemanym polem bitewnym. Dziedzic Biesiekierski zaproponowany przez Komitet teren o areale jednej morgi przekazał nieodpłatnie na ten szczytny cel. Był to teren przy trakcie łączącym Kujawy z Wielkopolską. Przeszkodą w realizacji projektu był wiatrak, który stał na tym miejscu. Czas naglił, gdyż pozostały do wyznaczonej daty uroczystości rocznicowych zaledwie dwa miesiące. 

W „Dzienniku Kujawskim“ z 22 lipca 1931 r. (Nr 166) informowano:

Od kilku dni prowadzi się tu intensywne prace przy rozbiórce wiatraka, a to z racji tej, że Komitet obchodu 600-lecia zwycięstwa nad Krzyżakami postanowił w ostatniej chwili usypać chociaż kopiec ziemi. Wahano się tylko, co do wyboru miejsca. Otóż najwidoczniejsze miejsce i znajdujące się według podań miejscowej ludności na terenie największej bitwy jest to gdzie stał wiatrak.

Za zgodą właściciela Płowiec pana Biesiekierskiego, wiatrak przenosi się w inne miejsce i tu niebawem rozpoczną się już prace prowadzone przez oddział saperów, pod kierownictwem inż. Wojciechowskiego.

Nosi się również Komitet z myślą wydania odezwy do organizacji społecznych i w ogóle do społeczeństwa, by to, jak najszerszy wzięło udział przy sypaniu kopca i tym samym zamanifestowało swoje głębokie uczucia patriotyczne dla sprawy Płowieckiej, wobec potomków krzyżackich. Myśl wielce godna, na głos której, miejmy nadzieję staną do pracy liczne rzesze ludności.  

Biskup K. Radoński i płk I. Misiąg podczas wizytacji prac sypania kopca przez żołnierzy 14. pp.

 Apel ten dotarł do wojska, organizacji społecznych i szkół. Zaczęto urządzać wycieczki do Płowiec i to z najodleglejszych zakątków Kujaw, by sypać kopiec, jak go popularnie nazywano, na cześć Łokietka. Pierwsze rozpoczęły pracę organizacje z Radziejowa w dniu 30 lipca 1931r. Przez cały sierpień i wrzesień 1931 r. omal codziennie przyjeżdżały wycieczki szkolne i społeczne z powiatów: nieszawskiego, włocławskiego, inowrocławskiego, strzeleńskiego, toruńskiego, lipnowskiego i kolskiego. Razem było z górą 200 wycieczek grupowych, nie licząc pojedynczo przybywających osób. 

Ówczesna prasa pełna było informacji i relacji z odwiedzin placu budowy kopca. Cytując za „Dziennikiem Kujawskim“ (1931, Nr 216):

Licznie przybywające wycieczki pomagają, oczywiście, w tej pracy, lecz pomoc ich określić raczej należy jako symboliczną. Większa bowiem część przybywających ruszy 20-30 razy łopatą i na tym koniec. Mała zaś tylko liczba pracuje po pół względnie całej godzinie. Za to wytrwale sypią ziemię żołnierze, dokładając wszelkich starań, aby kopiec choć „w surowym stanie“ mógł być podziwiany w pamiętną rocznicę 300-lecia bitwy pod Płowcami, kiedy nastąpi jego uroczyste i oficjalne poświęcenie.

W podobnej tonacji utrzymana była relacja z wizyty na placu budowy, jaką odbył kilkanaście dni przed uroczystościami dziennikarz ze żnińskiego „Pałuczanina“ (1931, Nr 110):

Kopiec Łokietka pod Płowcami

Komitet powołany dla uczczenia 600. rocznicy bitwy pod Płowcami powziął myśl usypania na pobojowisku pamiątkowego kopca. Kopiec już rozpoczęty, ma u dołu 30 m średnicy - szerokość obejścia między fosą a kopcem wynosi 5 m, a fosa szeroka jest na 14 m i 2 m głębokości. Wejście na kopiec zarysowane jest w esownicę. Po wykończeniu całość się będzie przedstawiała imponująco. Niestety, roboty są prowadzone bardzo powoli i nie będą skończone na czas. Przy budowie kopca pracuje obecnie 80 żołnierzy z 14 pp.  z Włocławka, bez żadnych przyrządów ułatwiających pracę. Wycieczki, które w ciągu lata przybywały zwiedzać pobojowisko, nie przyczyniły się bardzo do usypania kurhanu, bowiem pracę swą traktowały raczej symbolicznie.

Inowrocławianie w dniu 17 września podczas sypania kopca płowieckiego

W niedalekiej odległości od placu budowy znajdował się maleńki dworzec Płowce, odsługujący kolejkę wąskotorową Nieszawa - Boniewo. Obok budynku stacyjnego wyłożona była księga pamiątkowa, do której wszyscy wycieczkowicze składali swoje autografy. Dość powiedzieć, że wpisało się do niej ok. 200 grup i kilka tysięcy osób. Wiele takich grup przyjmował osobiście ks. prałat dr Gruchalski, objaśniając cele i działania Komitetu Wykonawczego budowy kopca Łokietkowego. Kilkaset osób przybyło pod kopiec z zadaniem jego usypywania z Inowrocławia i powiatu inowrocławskiego, a także ze Strzelna i powiatu strzeleńskiego. W dniu 11 września do Płowiec przybyli harcerze z I Drużyny im. Tadeusza Kościuszki ze Strzelna pod przewodnictwem hufcowego Jana Łyskawy, kierownika Szkoły Wydziałowej. Również Bractwo Kurkowe z Kruszwicy uczestniczyło w sypaniu kopca Łokietkowego. Bracia przywieźli ze sobą „relikwię“ w postaci cegły z Mysiej Wieży oraz worek ziemi. Całość wkopano w wierzchołek kopca w obecności starszego brata i króla kurkowego Józefa Juliana Czosnowskiego,  króla żniwnego Czesława Jankowskiego, pierwszego rycerza Henryka Makowskiego oraz kilku oficerów. Nadto z powiatu strzeleńskiego przybyła delegacja z majętności Władysława Jaczyńskiego Piaski i wiele osób indywidualnie.

Bractwo Kurkowe z Kruszwicy podczas sypania kopca

Z apelem o kontynuowanie dzieła sypania kopca zwróciła się do społeczeństwa inowrocławskiego, po powrocie z Płowiec sokołów mątewskich, redakcja „Dziennika Kujawskiego“ (1931, Nr 221):

Za wzorem Mątew powinny pójść inne gniazda sokole, Towarzystwa Powstańców i Wojaków, Podoficerowie Rezerwy, harcerze, Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej i inne. Jeżeli każdy Kujawianin złoży bodaj jedną garść ziemi, to kopiec Łokietka wzniesie się wysoko, skąd płonący znicz będzie widać we wszystkich zakątkach Ziemi Kujawskiej.

Do łopat więc Kujawiacy! Usypmy królowi Łokietkowi kopiec prawdziwie królewski!    

Jednakże licznie przybywające i ochoczo pracujące wycieczki nie byłyby w stanie podołać pracy, gdyby nie zaangażowanie się w to przedsięwzięcie kompanii wojska z14. Pułku Piechoty. Żołnierze nadrabiali wszelkie zaległości i wytrwale od rana do wieczora przez 5 tygodni, w słocie i błocie ciężko pracowali. Kompania ta w ostatnim tygodniu przed uroczystościami wzmocniona została dwoma kompaniami z 59. Pułku Piechoty z Inowrocławia. Ostatecznie projektanci odeszli od podejścia na szczyt kopca za pośrednictwem ścieżki w kształcie esownicy. Zamiast tego sposobu, wykonano schody wiodące od podstawy do szczytu. Gdyby nie deszcze, kopiec byłby w 1931 roku całkowicie ukończony. Nie zdołano pokryć, tym samym zabezpieczyć luźnej powierzchni darnią. Mimo to uroczystość 600-lecia zwycięstwa nad Krzyżakami odbyła się 27 września 1931roku.

Uroczystości Płowieckie

Rozpoczęła się ona nabożeństwem i poświęceniem kościoła poklasztornego w Radziejowie. Głównym celebransem był i poświęcenia kościoła dokonał bp. Karol Radoński, poczym wszystkie związki, organizacje i wojsko z orkiestrą 59 Pułku Piechoty udali się na radziejowski Rynek. Tam pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki przemówienia wygłosili prezydent Inowrocławia Apolinary Jankowski oraz burmistrz Nieszawy Jan Stanisław Paszkiewicz. Po odśpiewaniu Roty nastąpił wymarsz do Płowiec. Pochód rozciągał się na odcinku 2 kilometrów, a wozy i samochody zajęły całą drogę od Radziejowa do Płowiec. Tłum, jaki zgromadził się pod kopcem obliczano na około 10-15 tysięcy, a samych sztandarów doliczono się przeszło 150. Nad zgromadzonymi krążyły samoloty. Prezydenta Rzeczypospolitej reprezentował były minister komunikacji Alfons Kuhn, rząd były minister poczty Ignacy Boerner, wojskowość gen. Stefan Pasłowski. Udział brał również Stanisław Twardo, wojewoda warszawski, płk Misiąg i inni.

O 13:30 odbyło się poświęcenie krzyża dębowego zbudowanego staraniem podkomitetu pod przewodnictwem ks. prałata dr Stanisława Gruchalskiego, kanonika kapituły włocławskiej. Krzyż ten miał stanąć na kopcu, lecz z powodu pewnych nieprzewidzianych trudności ustawiono go obok kopca. Po tej ceremonii posypały się przemówienia przedstawicieli Kościoła, władz i gości. Głos zabrali: ks. kan. Ignacy Majewski, starosta nieszawski Stanisław Wasiak, minister Ignacy Boerner, płk Władysław Kiliński, poseł Szczepan Promis oraz gość z Jugosławii prof. Ileszic z Zagrzebia. Ogromną niedogodnością był brak nagłośnienia, co powodowało małą słyszalność przemawiających. Kiedy przemawiali przedstawiciele kół sanacyjnych bliżej nich zebrani mieli wrażenie, że uroczystość odbywała się ku czci Józefa Piłsudskiego, albowiem jego nazwisko wspominano częściej niż króla Łokietka i przy każdej sposobności. Ubolewano w relacjach prasowych, że obchodom nie nadano szerszego rozgłosu ogólnokrajowego.

 

Trzecią częścią uroczystości płowieckich było otwarcie tegoż samego dnia o godz. 18:00 we Włocławku wystawy historyczno-wojskowej, w gmachu Domu Krajoznawczego przy ul. Słowackiego, w którym mieściło się Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej. Na wystawę złożyły się eksponaty - pamiątki historyczno-wojskowe, tematycznie związane z Bitwą pod Płowcami. Pochodziły one ze zbiorów prywatnych i muzeów, Ziemi Kujawskiej i Diecezjalnego. Otwarcia wystawy dokonał marszałek Senatu Władysław Raczkiewicz, wygłaszając przy tym w imieniu Rady Głównej PTK płomienne przemówienie, w którym podkreślił znamienne znaczenie Kujaw w regionalnym życiu Polski. Następnie dłuższy referat o przebiegu bitwy i jej znaczeniu politycznym wygłosił płk Henryk Eilc, delegat biura historycznego Ministerstwa Spraw Wojskowych, po czym rozpoczęło się zwiedzanie wystawy.

Akt erekcyjny

Podczas uroczystości pod Kopcem Łokietka ostatnim występującym był prezydent Włocławka Stefan Pachnowski, odczytując akt erekcyjny. Po uroczystym podpisaniu dokumentu przez przedstawicieli władz, przy dźwiękach hymnu złożono go w Kopcu Łokietka. A oto jego treść:

Działo się we wsi Płowce na Kujawach w dniu 27 września roku pańskiego 1931 - w sześćsetną rocznicę wiekopomnego zwycięstwa króla polskiego Władysława Łokietka nad Zakonem Krzyżackim, - gdy na czele Rzeczypospolitej stał Prezydent Ignacy Mościcki, gdy pierwszym marszałkiem Polski był Józef Piłsudski, gdy mandat Marszałka Senatu piastował Władysław Raczkiewicz, a mandat Marszałka Sejmu Kazimierz Świtalski, gdy urząd Prezesa Rady Ministrów sprawował Aleksander Prystor, a ministrami byli: Ignacy Boerner, Stefan Hubicki, Janusz Jędrzejewicz, Leon Kozłowski, Alfons Kühn, Czesław Michałowski, Mieczysław Norwid-Neugebauer, Bronisław Pieracki, Jan Piłsudski, Józef Piłsudski, Leon Janta-Połczyński, August Zalewski, Ferdynand Zarzycki, gdy na stolicy diecezji kujawskiej zasiadał J.E. Ks. Biskup Karol Radoński, gdy wojewodą warszawskim był Stanisław Twardo, gdy starostą powiatu włocławskiego był Karol Ponowski, nieszawskiego Stanisław Wasiak, inowrocławskiego Władysław Kutzner, strzelińskiego Włodzimierz Baranowski, lipnowskiego Feliks Kawczyński, prezydentem miasta Włocławka był Stefan Pachnowski i miasta Inowrocławia Apolinary Jankowski.

Przedstawiciele władz państwowych, duchownych, samorządowych, instytucji i organizacji społecznych oraz liczne rzesze Narodu Polskiego zebrali się na polach płowieckich celem wzięcia udziału w uroczystym poświęceniu kopca, usypanego przez społeczeństwo Kujaw na upamiętnienie zwycięstwa, które przed 600 laty zadecydowało o dalszych losach i historii Państwa Polskiego.

Niech kopiec ten góruje nad kujawską równiną, jako znak wdzięczności Bogu, przyszłym pokoleniom narodu ku zbudowaniu i pamięci, wrogom Rzeczypospolitej ku przestrodze - („Dziennik Kujawski“, 1931, Nr 224).    

 

piątek, 2 lipca 2021

Wytyczamy turystyczno-promocyjny szlak powiatowy…


W wąskim, ale jakościowo bardzo kompetentnym gronie uczestniczyłem wraz z Heliodorem w pierwszym z cyklu trzech spotkań konsultacyjnych skrywających się w tytule: Wyznaczamy szlak turystyczny po powiecie mogileńskim. Odbyło się ono 30 czerwca 2021 roku w sali konferencyjnej Domu Kultury w Strzelnie w ramach projektu promocji powiatu mogileńskiego. Jego organizatorami są Szlak Mogileński i Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania Sąsiedzi wokół Szlaku Piastowskiego. Głównym koordynatorem projektu jest Krzysztof Walczak. 

W ciekawym, a zarazem twórczym, inspirującym do wyciągania z najgłębszych zakamarków wiedzy informacji cennych i mało znanych przeciętnemu mieszkańcowi, że nie wspomnę o turyście udział wzięli: Michalina Walczak, Damian Rybak - przewodnik, Dawid Wawrzyniak i Joanna Małaczek ze Stowarzyszenia Stodoły oraz Heliodor Ruciński i ja z TMMS-u. Cała nasza rozmowa zmierzała w kierunku wydobycia na światło dzienne informacji, które pozwolą na wytyczenie szlaku turystycznego, łączącego najciekawsze i najwartościowsze pod względem historycznym miejscowości powiatu mogileńskiego. Już wytyczony szlak ma być, że tak powiem, okraszony, poza obiektami i walorami, tradycją wszelaką: a to zwyczajami, specjałami z kuchni naszych babć, a to legendami i wydarzeniami - również tymi z „piekła rodem“. 

Chwilowo pomijając miejsca znane i leżące na szlakach regionalnych i europejskich jak Strzelno i Markowice skupiliśmy się na hicie ostatnich kilku lat, a mianowicie na maegalitach z Lasów Miradzkich, w których największe ich skupisko znajduje się w Leśnictwie Młyny, w obrębie tzw. Lasu Szyszki. O ich występowaniu i znaczeniu dla regionu pisałem już kilka razy. Uzupełnieniem dla miejsc kultowych - historycznych stała się wieś Stodoły, gdzie na wzgórzu kościelnym znajduje się świątynia stosunkowo młoda (XIX w.) ale z jakże cennymi ołtarzami, które w przeszłości stanowiły wyposażenie drewnianego kościółka barokowego. Przy świątyni znajduje się jedyny w regionie grób brutalnie zamordowanego przez prusaków uczestnika Wiosny Ludów z 1848 roku Piotra Brackiego. Przy tej okazji mówiliśmy również o dworach ziemiańskich i parkach przydworskich, ze szczególnym eksponowaniem kompleksu dworsko-folwarczno-parkowego w Górkach. Na krótko zatrzymaliśmy się w Ostrowie, omawiając tamtejszy, w części zrekonstruowany wiatrak z 1803 roku.

 

Kolejnym punktem był produkt regionalny, czyli potrawa, wyrób destylacyjny (nalewka). Temat rzeka, ale jakże trudny do wskazania tego jedynego, właściwego dla naszego obszaru. W przeszłości Strzelno słynęło z wyrobów spirytusowych, niepowtarzalnych nigdzie indziej, a produkowanych tylko tutaj: specjalność Wojciecha Rucińskiego - Farmerówka, Bukałówka; produkt Fabryki Polskich Wódek na Kujawach Bolesława Pińkowskiego - Kartuzyanka, Goplanka; Gross-Destillation Carla Rittera - Cognac Brennerei, Dessert-Liköre. Nadto trójka ta produkowała likier octowy i ocet winny - produkty jakże w smaku regionalne, produkowane na bazie owoców (np. łupin z jabłek). Natomiast wielkim dylematem jest odkurzenie powleczonych nalotem przeszłości przepisów z teki szeroko pojętych kulinariów. Zbyt wiele z nich mało ma wspólnego z regionem i miejscową tradycją, chociaż jak się zagłębimy w zakamarki babcinej spiżarni to kilka z nich znajdziemy. Są to proste i mało skomplikowane przepisy w większości bezmięsne, gdyż nawet we dworze mięsiwo jadało się od święta.

 

Podstawę do przygotowania posiłku stanowiły takie produkty jak: kasze i mąki, mleko, sery twarogowe, kapusta kiszona, groch i fasola, brukiew, buraki, dynia oraz rozpowszechnione w XIX w. ziemniaki zwane w naszym regionie pyrami lub kartoflami. Popularną bazą do przygotowania zup było piwo, którego w Strzelnie produkowano przysłowiowy dostatek (ordynacja piwna). Jeżeli jadano mięso to przeważała baranina i wołowina, drób w niedzielę i święta, a wieprzowinę generalnie w formie przetworzonej. Bogatsi włościanie mięso świńskie przetrzymywali w formie solonej w beczkach oraz wędzonej - słoniny, boczki, szynki. Jadano również ryby słodkowodne i morskie, szczególnie śledzie solone.

 

Przeciętne śniadanie składało się z żuru z kartoflami lub chlebem, niekiedy z polewki na serwatce i kaszy. Żur robiono z ukwaszonej mąki żytniej (razowej) na wodzie, i niekiedy zaklepywano mąką cieńszą żytnią czyli pytlową. Obiad składał się zwykle z dwóch dań. Była to kapusta kwaszona z utartym grochem; kluski żytnie ze słoniną lub z nabiałem; kartofle z zsiadłym mlekiem; mięso (w święta a niekiedy również w dni powszednie); różne jarzyny, jak: brukiew, marchew, buraki itp. Na podwieczorek jadają chleb z gzikiem (twarogiem ze szczypiorkiem i mlekiem) albo z jajecznicą, lub chleb z masłem albo z serem. Kolacja składała się z zupy z dyni (bani) rozgotowanej, zalanej mlekiem i zasypanej zacierkami z żytniej mąki, tudzież kartofle. Wieprza lub barana zabijano najczęściej przed wielkim świętem, uroczystością rodzinną lub weselem. Wówczas wieprzowinę w części przerabiano na kiełbasę i szynki, a resztę solono i przechowywano mięso w beczkach dębowych. Częściej na stole gościła skopowina (baranina) niż wieprzowina. Jadano przy okazji bicia ptactwa zupę czarninę (czerninę). Przygotowywano ją z krwi gęsiej i kaczej, ale również z prosiąt i królików. Dodatkiem do czarniny były suszone owoce i kluski na pyrach Krew z wieprza i kasza były podstawowymi składnikami wytwarzania wszelkiego rodzaju kiszek (kaszanka). Kiszka z wody z gotowaną kapustą kiszoną były bardzo popularne w strzeleńskich lokalach gastronomicznych - żelazne danie wszelakich imprez strażackich w Strzelnie. Owej kapuście w warunkach domowych towarzyszyły kluski na pyrach. Bardzo często na tutejszych stołach gościły grzyby leśne i to pod różnymi postaciami: marynowane, suszono, solone i świeże. Takim mocnym daniem często występującym na tutejszych stołach był sos grzybowy podawany z kaszą oraz zupa grzybowa z kluskami. Dla żniwiarzy daniem obiadowym był kwas i porcja mięsa gotowanego z pyrami i kiszoną kapustą. Jak opowiadali mi przed laty starzy ludzie były to tzw. dania z beczki. Tłuste solone mięso z beczki po przepłukaniu gotowało się do miękkości. Z tak uzyskanego wywaru z dodatkiem kwasu z kapusty i majeranki przygotowywano kwas, zaciągając go mąką i śmietaną. Po takim obiedzi żniwiarz mógł kosić zboże do późnego wieczora.

 

Przy okazji wytyczania szlaku powiatowego i wydania przewodnika pomysłodawcy chcą sięgnąć po bardzo ważny element dziedzictwa kulturowego jakim są legend. My strzelnianie mamy ich bogaty wybór, dotykający niemalże każdej miejscowości. Ale ten temat wałkowany będzie podczas drugiego spotkania…  


czwartek, 1 lipca 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 147 Ulica Gimnazjalna cz. 23

25-lecie TG Sokół - 1919 rok, przemarsz pod kamienicą Stanisława Smoniewskiego

Kolejną kamienicą wartą uwagi jest ciekawy pod względem architektonicznym dom pod numerem 8 ( dawniej nr policyjny 114 i 99). Zbudowany on został w 1902 roku wraz z oficyną podwórzową w stylu eklektycznym z widocznymi elementami neorenesansowymi. Budynek jest piętrowy, dziewięcioosiowy i podpiwniczony. Elewacja parteru jest tynkowana z silnym boniowaniem, zakończona tynkowanym, murowanym gzymsem, który oddziela ją od ceglanej elewacji piętra. Kolejny ceglany gzyms podkreśla linię również ceglanej elewacji poddasza. Wyjątek stanowi tynkowany pseudoryzalit. W pasie poddasza, po obu stronach owego pseudoryzalitu znajduje się osiem, górą zaokrąglonych okienek, a na linii dachu widzimy ceglany, arkadowy gzyms. Na osi centralnej frontu znajduje się wewnętrzny wjazd w podwórze posesji, a nad nim balkon, dający wrażenie podtrzymywania dwukondygnacyjnego pseudoryzalitu, zwieńczonego zdobnym, metalowym (cynkowym) frontonem w formie triangulaire. Już współcześnie elewacja na wysokości dachu została pozbawiona trzech charakterystycznych elementów. Były nimi niewielkie dwie narożnikowe wieżyczki umieszczone na szczytach budynku i trzecia identyczna, wieńcząca wkomponowaną w ścianę, w połowie części północnej, kapliczkę, na kształt kapliczki słupowej. Kapliczka ta jest bardzo czytelna na ceglanej elewacji pierwszego piętra. Przybrała ona formę tynkowanego pilastra z głowicą, na której spoczywa kapliczka właściwa na kształt również tynkowanej wnęki - niszy. Pierwotnie jej zwieńczeniem była wspomniana wieżyczka. Niegdyś znajdowała się w niej figurka św. Nepomucena, która została usunięta przez Niemców w 1939 roku i już nigdy w to miejsce nie powróciła.

 

Według starego przekazu, przed wystawieniem kamienicy przez Stanisława Kazowskiego, przy jego parterowym domu, który wcześniej był w tym samym miejscu, stała kapliczka słupowa. Zlokalizowana ona była pomiędzy starym domostwem a ciekiem wodnym - strumykiem tędy przepływającym, przy mostku nad nim położonym. Zabierając to miejsce pod nową budowę, właściciel postanowił przydrożny znak wiary przenieść na front okazałej kamienicy, pięknie wkomponowując ją w elewację. Ponoć dawniej poświęcona ona była św. Nepomucenowi, patronowi jezuitów, Pragi, spowiedników, szczerej spowiedzi, dobrej sławy i tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Jest on także patronem mostów. Według tradycji ludowej był świętym, który chronił pola i zasiewy przed powodzią, jak również i suszą. Dlatego figury Jana Nepomucena można spotkać przy drogach w sąsiedztwie mostów, rzek, ale również na placach publicznych i kościelnych oraz na skrzyżowaniach dróg.

 

Ów strumyk był ciekiem odwadniającym ulicę Świętego Ducha, do której spływały również wody opadowe z Rynku. Wcześniej był to naturalny ciek wodny i został wtórnie po jego regulacji wykorzystany jako swoisty kanał melioracyjny i w takiej formie zaznaczony na mapie katastralnej Strzelna z lat 1827-1828. Na tej samej mapie zaznaczono w biegu ulicy mostek położony nad tym ciekiem. Pod koniec XIX w. na dnie cieku położono kolektor, a rów zasypano. Do dzisiaj jego przebieg jest widoczny, a to za sprawą niezabudowanej przerwy między kamienicami nr 8 i 6.   

 

Kamienica pod numerem 8 jest jedną z ładniejszych w Strzelnie. Wystawił ją Stanisław Kazowski. Kim był właściciel tej kamienicy? Był  kupcem - przemysłowcem. Urodził się w 1863 roku w Sulmierzycach jako syn Sebastiana i Michaliny z domu Zydel. Prawdopodobnie w Strzelnie zamieszkał krótko przed 1890, gdyż w tymże roku znajdujemy w „Wielkopolaninie“ (Nr 259) ogłoszenie, że przyjmnie do handlu korzennego w Strzelnie młodego subiekta.

 

W 1891 roku w Ostrzeszowie zawarł związek małżeński z ur. w 1870 r. Marią Idźkowską, córką Rocha i Rozalii z Stempniewiczów. Małżonka przeniosła się z Ostrzeszowa do Strzelna i wkrótce, bo w 1893 roku oboje nabyli posesję przy ul. Szerokiej 114 (współczesny 8) i tutaj kontynuowali działalność gospodarczą. W podwórzu znajdowała się również piekarnia wraz ze sklepem i oddzielnym mieszkaniem w oficynie, które od 1894 roku dzierżawił Jan Meyer, mieszkając tutaj wraz z sześcioosobową rodziną. W 1893 roku w „Dzienniku Kujawskim“ napisano: Bardzo starannym, dobrze i rzetelnie obsługującym kupcem jest p. Stanisław Kazowski, który ma tę zasługę, że w krótkim czasie umiał znaczną część naszych gospodarzy polskich wyprowadzić z niewoli żydowskiej; nie trzeba to tego zrozumieć fałszywie, gdyż nie była to taka niewola, ażeby ten i ów gospodarz musiał był u żydów kupować, broń Boże! nasi gospodarze są to ludzie zamożni i co kupują, płacą gotówka ale przez długie lata byli, że tak powiem przeuroczeni przez ten „naród wybrany“; to też serce rośnie na widok, jak w dni targowe zamiast w handlach żydowskich gwarzą sobie nasi gospodarze u p. Kazowskiego.

Poza działalnością gospodarczą działał również na niwie społecznej. Między innymi w 1894 roku był współzałożycielem strzeleńskiego TG Sokół i członkiem jego zarządu. Po wybudowaniu okazałej kamienicy i podniesieniu swojego statusu dochodowego został radnym miejskim, którego wymieniono w szeregach korporacji miejskiej w 1906 roku. Po fali strajków szkolnych jakie przeszły przez Strzelno od 1907 roku został członkiem rady szkolnej. Aktywnie uczestniczył w Ogólnych Zjazdach Kupiectwa w ramach Związku Towarzystw Kupieckich na rzeszę niemiecką. Podczas II zjazdu w Gnieźnie wygłosił referat pt.: Jakim winien być stosunek naszych fabrykantów do ich odbiorców. Był również członkiem Rady Nadzorczej Banku Ludowego w Strzelnie. Miał również pozwolenie na destylacyę, oraz na produkcję wódek i nalewek. 

W 1912 roku Kazowski sprzedał posesję przy ul. Szerokiej 8 kupcowi Stanisławowi Smoniewskiemu i przeprowadził się do Poznania. Tam rozpoczął działalność jako udziałowiec Spółki „Hurtownia Związkowa“, zostając jej kierownikiem. Niestety nie doczekał niepodległości, 5 stycznia 1918 roku zmarł na udar serca.  

Kolejny właściciel posesji Stanisław Smoniewski przejął działalność po swoim poprzedniku Stanisławie Kazowskim. Prowadził w zakupionej od niego kamienicy handel hurtowy i detaliczny towarami kolonialnymi, delikatesowymi, winami, cygarami i papierosami. Nadto kontynuował działalność restauracyjną w obszernym kilkupokojowym lokalu na parterze. Stanisław urodził się 3 kwietnia 1880 roku w Ludzisku. Był synem Ludwika, członka Rady Nadzorczej Banku Ludowego w Strzelnie. Jego rodzina pochodziła z zaboru rosyjskiego z okolic Radziejowa. Sam senior Ludwik Smoniewski zamieszkiwał w Ludzisku. Po ukończeniu nauki szkolnej Stanisław kształcił się w branży kupieckiej. Spokrewniony był z Kazimierzem Augustem Ludwikiem Gregerem - fotografem, kronikarzem Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu. Ok. 1910 roku poślubił Joannę z Bajerów ur. w 1886 roku.

W lutym 1913 roku Smoniewski dał ogłoszenie do gazety, które ukazało się w numerze 36 „Postępu“. Informował w nim, że: Przed kilku laty opuściła Agnieszka Pawlak z domu Florczak dom rodzinny i tuła się jako żebraczka po świecie. Widziano ją podobno w okolicy Inowrocławia i na Kujawach. Obecnie dostała jej rodzina z Ameryki spadek, w który włączona jest i poszukiwana. Kto by wiedział jakie bliższe szczegóły, niech doniesie o tem do Strzelna pod adr. St. Smoniewski, kupiec. Wygląda na to, że owa żebraczka była prawdopodobnie krewną Smoniewskich. Jak dalej potoczyły się losy owego spadku nie udało się ustalić. Prawdopodobnie ów spadek po krewnym z Ameryki został ostatecznie rozdzielony. W każdym bądź razie Smoniewski należał do jednych z bogatszych strzelnian lat 20. XX wieku.

25-lecie TG Sokół - 1919 rok, przemarsz pod kamienicą Stanisława Smoniewskiego

Właściciel kamienicy silnie zaangażował się w przygotowania do oswobodzenia Strzelna z jarzma niewoli pruskiej. Po wielkim wiecu, który odbył się 29 grudnia 1918 roku w Strzelnie, dnia następnego na wieść o rozprzestrzeniającym się po Wielkopolsce zrywie powstańczym działacze Powiatowej Straży Ludowej, której członkiem był również Smoniewski, postanowili zwołać w jego lokalu restauracyjnym zebranie z udziałem kilkunastu osób. Omówiono na nim, plan wypędzenia Grenzschutzu z powiatu i co w tym względzie należy zrobić. Stwierdzono w trakcie dyskusji, że Rada dysponuje zbyt małą ilością broni - około 12 karabinów - co uniemożliwia prowadzenie otwartej walki. Należy czekać na nadarzającą się sposobność i wykorzystując rozluźnienie oraz nieuwagę w szeregach Grenzschutzu, zaatakować.

Sztab Straży Ludowej na powiat strzeleński. Od l. Włodzimierz Wojciechowski, dr Zygmunt Zakrzewski, Stanisław Smoniewski i Władysław Trzecki.

Jako członek sztabu Powiatowej Straży Ludowej Smoniewski został 2 stycznia 1919 roku, pod osłoną panującej jeszcze ciemności został wysłany konno do Wójcina z rozkazem przekazania por. Władysławowi Watta-Skrzydlewskiemu informacji o zbliżającej się od strony Strzelna odsieczy pruskiej. Galopując drogami leśnymi miał większą odległość do pokonania, co sprawiło, że zjechał się pod wsią razem z żołnierzami. Ci rozpoznawszy strzelnianina, aresztowali Smoniewskiego, lecz wkrótce, po pokrętnych wyjaśnieniach, wypuścili go. W tym czasie do rogatek wsi doszedł z oddziałem powstańców por. Wata-Skrzydlewski, który w wyniku negocjacji przekonał Niemców do powrotu.

Od 1 października 1922 roku Stanisław Smoniewski poszerzył swoją działalność gospodarczą o handel zbożem i ziemiopłodami, pod szyldem Domu Zbożowego. Uruchomił go na zasadzie spółki z Alojzym Flicińskim z Kruszwicy. W ofercie spółki, która działała na obszarze całego powiatu z filią w Kruszwicy znalazły się zakupy i sprzedaż wszelkich ziemiopłodów, sztucznych nawozów, artykułów opałowych itp. Przez kilka miesięcy w 1927 roku zatrudniony był w Domu Zbożowym Smoniewskiego mój ojciec Ignacy Przybylski, jako pomocnik właściciela, a zarazem kupiec zbożowy - zbożowiec. Wcześniej 5 lat ojciec pracował na podobnym stanowisku w firmie Hanasz i Wysocki Dom Zbożowy w Strzelnie. 1 listopada 1927 roku w związku z likwidacją przedsiębiorstwa ojciec został zwolniony. Na odchodne, poza odprawą, otrzymał opinię o następującej treści: ...W czasie swego pobytu u mnie był pilny, trzeźwy i uczciwy, czem sobie moje zaufanie zaskarbił. Pan Przybylski opuszcza stanowisko u mnie dla likwidacji mojego przedsiębiorstwa

 

Smoniewski był działaczem parafialnej Ligii Katolickiej. Pełnił w jej szeregach funkcję członka Sądu Honorowego, któremu przewodniczył dr Jakub Cieślewicz. W 1927 roku został wybrany do Rady Miejskiej, w szeregach której piastował godność zastępcy przewodniczącego. Był również członkiem komisji RM ds. bezrobotnych oraz komisji finansów, komisji ds. gazowni i komisji sanitarnej. Już w lutym roku następnego (1928), czytamy w informacji prasowej, odbyło się tu posiedzenie Rady miejskiej pod przewodnictwem dra Truszczyńskiego. Na wstępie wprowadzono w urząd nowego radnego p. A. Latosińskiego w miejsce p. St. Smoniewskiego. Smoniewscy po opuszczeniu Strzelna zamieszkali w Poznaniu. Joanna z Bajerów zmarła 18 stycznia 1931 roku w wieku 44 lat i została pochowana w Poznaniu na Cmentarzu Sołackim. Strzelnianie o jej śmierci dowiedzieli się z prasy: Z żałobnej karty. Do miasta naszego doszła wiadomość, że zmarła w Poznaniu śp. Joanna z Bajerów Smoniewska, żona znanego kupca p. Stanisława Smoniewskiego. R.i.p. Stanisław Smoniewski dokonał żywota w czasie okupacji, 5 czerwca 1941 roku i spoczął obok żony.

W 1928 roku kamienicę nabył od Smoniewskich Władysław Pietrzak. W roku następnym w byłym lokalu restauracyjnym uruchomił Jadłodajnię Henryk Zienkiewicz, który szeroko reklamował swój interes w „Orędowniku powiatu Strzelińskiego“. Podobnie działał Stanisław Wiśniewski, właściciel Zakładu Lakierniczego prowadzonego w podwórzu posesji. Powojenne losy tej kamienicy nie udało mi się do końca ustalić. Przed kilku laty umówiłem się z właścicielem Adamem Fikiem na rozmowę. Wówczas on już chorował, niestety jego śmierć, a później i choroba jego małżonki nie sprzyjały wyjaśnieniu historii tej posesji, co nie znaczy, że nie uda się tych danych jeszcze zebrać. Pamiętam, że przez wiele lat, jak jeszcze właścicielem całości był ojciec Adama - senior Fik w sklepie na parterze działalność handlową prowadziła miejscowa gees. Po 1989 roku została ona zlikwidowana. Właściciel, Adam Fik był taksówkarzem i tym zawodem parał się przez niemalże całe swoje dorosłe życie.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga 

 

wtorek, 29 czerwca 2021

Jak Kujawiacy usypali Kopiec Łokietkowi - cz. 1

W trzech częściach przybliżę niezwykle ciekawe dzieje sypania Kopca Łokietka na polu bitewnym pod Płowcami. Rzecz działa się w 1931 roku, czyli 90 lat temu, a powstałe dzieło miało upamiętnić 600-rocznicę bitwy pod Płowcami. Udział w tym wielkim, jak na owe czasy wydarzeniu brali również mieszkańcy powiatu strzeleńskiego. Pośród nimi byli kruszwiczanie, a także młodzież strzeleńska. W dniu 11 września 1931 roku do Płowiec przybyli harcerze z I Drużyny im. Tadeusza Kościuszki ze Strzelna pod przewodnictwem hufcowego Jana Łyskawy, kierownika Szkoły Wydziałowej. Również Bractwo Kurkowe z Kruszwicy uczestniczyło w sypaniu kopca Łokietkowego. Bracia przywieźli ze sobą „relikwię“ w postaci cegły z Mysiej Wieży oraz worek ziemi…

Kopiec Łokietka“ w Płowcach

Miał stanąć pomnik z brązu! lecz któż by dogodził.

Któż by rysopis króla w pamięci wykrzesał - ?!

Czy wąsy nosił długie... czy w „jeża“ się czesał -

Czy, zamiast może hełmu - w „maciejówce“ chodził…?!

        Więc, by dogodzić wszystkim - sypie się dziś kopiec.

        Narodowego ducha, nowy to dorobek:

        Gdyż sypie go pan z dworu, doktór, chłop, parobek -

        I starzec przygarbiony i pastuszek - chłopiec. 

Lecą więc grudy ziemi... Szpadle wciąż migocą,

Jak one zbroje ongiś! dzwonią niby rogi

Bojowe, budzące się - czasem jeszcze, nocą.

        Pomnik, zjadłby ząb czasu! Tu wyrosną głogi,

        I ciernie, więc zęby te, kopca się nie chwycą!

        I stał on będzie wieki, ponad okolicą...

                                                     Franciszek Beciński

Projekt niezrealizowanego pomnika Władysława Łokietka na wystawie w Zachęcie, który miał stanąć pod Płowcami

  

Wstęp

Niemalże wszyscy znamy najsłynniejsze kopce w Polsce: Kościuszki, Piłsudskiego czy Wandy. Jest jeszcze blisko 30 innych wyniesień usypanych przed laty dla uczczenia niemniej znakomitych postaci, jak i wydarzeń z naszych narodowych dziejów. Ale mało kto słyszał o Kopcu Łokietka i jego dziejach budowlanych. Taki kopiec został wzniesiony rękoma Kujawian w latach 1931-1933. Okazją do podjęcia ogólnokujawskiej akcji sypania kopca była 600. rocznica Bitwy pod Płowcami, która rozegrana została na kujawskich polach 27 września 1331 r. 

O samej bitwie wie chyba każdy Polak. Do czasu jej rozegrania Krzyżacy byli wyłącznie stroną ofensywną. Dopiero w tej zwycięskiej walce udało się zadać rycerstwu z czarnym krzyżem na białych płaszczach poważne straty. Mieszkańcy Kujaw po raz pierwszy zobaczyli znienawidzonych ciemiężycieli, pobitych przez rycerstwo polskie. Nic dziwnego, że wrażenie, jakie wywarła ta bitwa utrwaliło się w naszej tradycji narodowej. Szczególnie w XIX-wiecznym społeczeństwie polskim tradycje te ponownie zostały ożywione za sprawą Juliana Ursyn Niemcewicza Śpiewami historycznymi i stały się przykładem dawnej świetności państwa. Zwiedzając w 1817 roku pole bitewne Niemcewicz ufundował tablicę pamiątkową, którą właściciel Płowiec Jan Biesiekierski umieścił w kapliczce wystawionej rok później na symbolicznym rycerskim cmentarzu płowieckim. W początkach XX wieku Czesław Apanowicz krótkim opisem owej kapliczki - pomnika bitewnego ponownie wybudził z uśpienia pamięć płowieckiej bitwy.  

Rysunek przedstawiający cmentarz pobitewny w Płowcach opłotowany murem ufundowanym w 1817 r. przez Towarzystwo Przyjaciół Nauk

Przed 1931 r. niedaleko szosy, naprzeciw płowieckiego ogrodu dworskiego leżało przy drodze cmentarzysko, opasane murem kamiennym i ceglanym. Na nim, zarosłym chwastami i różnego rodzaju zielskiem, znajdowała się kapliczka Matki Boskiej wzniesiona w 1911 roku przez Marię i Józefa Biesiekierskich, o czym świadczyły napisy. Przed kapliczką, po obu bokach, stoją dwa kamienne pomniczki. Na lewym umieszczono napis: Chwale Boga i Pamięci potomnej wystawił Józef Kalasanty Biesiekierski Dziedzic Dóbr Płowce 1844. W prawym pomniczku wmurowano kamień z napisem:

R-u: 1331. d. 27 Wrzes: za Władysława Łokietka króla polsk: miejsce sławne zwycięstwem nad krzyżakami odniesionem i pochowaniem rycerzów polskich wraz z 20 000 krzyżakami tu pod Płowcami poległych. 1818 r. B.

Czytelnikowi wpadała w oko liczba poległych Krzyżaków, którą wyryto tu najmniej dziesięciokrotnie więcej. Pomniczek ten, bardzo zresztą skromny, był jedyną pamiątką, łączącą się z bitwą pod Płowcami. Kamień, który wmurowano w pomniczek, leżał długo samotnie na polach płowieckich.

Kapliczka na symbolicznym cmentarzu pod Płowcami z tablicą pamiątkową z 1818 r.
Tablica pamiątkowa z fundacji J. U. Niemcewicza 1818 r.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości powrót do żywej tradycji bitwy łączył się z obchodami jej 600. rocznicy, która przypadała w 1931 r. W 1927 r. ze środowiska włocławskiego, a konkretnie od ks. prałata dra Stanisława Gruchalskiego, profesora Seminarium Duchownego we Włocławku wyszła inicjatywa powołania Komitetu Obchodów 600-lecia zwycięstwa pod Płowcami. Z jego pomysłu usypano blisko 20-metrowy kopiec, który wzniesiony został wysiłkiem społeczeństwa Kujaw oraz żołnierzy Wojska Polskiego. Wykończony ostatecznie w 1933 r. miał stanowić trwałą pamiątkę bitwy i polskiego zwycięstwa nad żywiołem niemieckim.

Komitet Płowiecki

Myśl obchodu 600-lecia zwycięstwa pod Płowcami zrodziła się w Radziejowie w maju 1927 roku. Tam też zawiązał się ledwie kilkuosobowy komitet organizacyjny, który w ciągu dwóch lat przekształcił się w Komitet Obchodu 600-lecia Zwycięstwa Płowieckiego, w skrócie nazywany Komitetem Płowieckim, na którego czele stał biskup diecezji włocławskiej ks. bp Karol Radoński. Pierwszoplanową rolę odgrywał w nim ks. prałat dr Stanisław Gruchalski, władze państwowe reprezentował starosta powiatu nieszawskiego Stanisław Wasiak, a wojskowe płk Ignacy Misiąg, dowódca 14. Pułku Piechoty z Włocławka. Osoby te tworzyły prezydium komitetu, do którego należało kilkadziesiąt osób, reprezentantów wszystkich warstw, zawodów, stanów i organizacji społecznych. Spośród nich wymienić należy m.in.: posła Szczepana Promisa, prezydenta Włocławka Stanisława Pachnowskiego, prezydenta Inowrocławia Apolinarego Jankowskiego, dyrektora szkoły w Radziejowie Ignacego Giergielewicza, radnych: Jerzego Bojańczyka i Feliksę Dowmontową, dyrektora włocławskiego oddziału Banku Polskiego Franciszka Szeligę, dyrektora Komunalnej Kasy Oszczędnościowej miasta Włocławka Witolda Mystkowskiego, dyrektora Gimnazjum Ziemi Kujawskiej Władysława Chmurę, księgarza i literata Zdzisława Arentowicza, nauczyciela Pawła Czarneckiego. 

Dla usprawnienia prac wyłoniono również Komitet Wykonawczy, który tworzyli: starosta Stanisław Wasiak, były senator Kazimierz Gruetzmacher, ks. dziekan Ignacy Majewski, płk Ignacy Misiąg, Maria Biesiekierska, Irena i Jan Biesiekierscy, ks. prałat Stefan Kuliński, inż. Aleksander Płachciński, prezes Towarzystwa Rolniczego Okręgu Kujawskiego Antoni Byszewski, Wojciech Chrząszczewski, Wojciech Koncent, przedstawiciel organizacji społecznych Andrzej Rudnicki i ks. Jan Wieczorek. Również temu Komitetowi przewodniczył ks. bp Karol Radoński. Do tegoż gremium zostali zaproszeni również starostowie powiatów kujawskich: lipnowskiego, włocławskiego, inowrocławskiego i strzeleńskiego, a nadto prezydenci miast, które znajdowały się na terenie tychże powiatów.   

 

Promując swoją działalność na całą Polskę Komitet postawił sobie za zadanie: otwarcie żeńskiej szkoły rzemiosł i odnowienie kościoła poklasztornego w Radziejowie, z fundacji króla Władysława Łokietka, zwycięzcy spod Płowiec, poza tym usypanie kopca w Płowcach i wybudowanie pomnika w Brześciu Kujawskim i Płowcach. Prace architektoniczne nad tymi przedsięwzięciami powierzono inż. arch. Oskarowi Sosnowskiemu. 

Ostatecznie wypracowano trzy cele: odrestaurowanie i rozbudowanie kościoła poklasztornego w Radziejowie, ufundowanie pomnika w Płowcach i zorganizowanie wystawy historyczno-wojskowej we Włocławku. O ile w stosunku do pierwszego celu panowała jednomyślność w łonie całego komitetu i projekt restauracji kościoła zyskał aprobatę władz duchownych i administracyjnych, o tyle sprawa pomnika w Płowcach była okazją do gorących dyskusji i wysuwania różnych projektów. Spośród nich wyróżniały się trzy, które rywalizowały ze sobą. Były to: projekt budowy szkoły zawodowej, lub schroniska dla starców, projekt pomnika króla Władysława Łokietka i projekt kopca.

 

Pierwsze dwa, aczkolwiek piękne odpadły z braku odpowiednich funduszów, które w pierwszym i drugim wypadku sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pozostał projekt pomnika i kopca, z którego odpadł pomnik i ostatecznie w wielkim pospiechu i z ogromnymi trudnościami udało się zrealizować, choć nie do końca, jedynie kopiec. Niezrealizowany projekt pomnika wyobrażał kolumnę, wysokości około pięciu metrów, z przymocowanym mieczem i pasem rycerskim, na którym wyryte były herby ziem, których chorągwie uczestniczyły w bitwie, w środku zaś herb Polski. Głownia miecza sięgała ponad kolumnę, tworząc tym samym formę krzyża. Projekt pomnika wykonał inż. arch. Oskar Sosnowski. 

Półtora roku przed uroczystościami, 5 marca 1930 roku przystąpiono do renowacji i rozbudowy kościoła w Radziejowie. Projekt ten pochłonął największe sumy i został ukończony w wyznaczonym czasie. Pamiętać należy, że były to czasy wielkiego, światowego kryzysu gospodarczego i brakowało środków, by zrealizować ambitne plany Komitetu Płowieckiego. Ofiarność finansowa społeczeństwa wyczerpała się.

Płowce. Kapliczka wzniesiona w 1911 r. przez Marię i Józefa Biesiekierskich

Tak wówczas tłumaczyli członkowie komitetu na łamach „Dziennika Kujawskiego“ (1931, Nr 173) zaistniałą sytuację:

… Istniejący na Kujawach Komitet Obchodu 600-lecia zwycięstwa pod Płowcami miał zamiar wybudować na pobojowisku w Płowcach okazały pomnik. Ciężkie położenie gospodarcze kraju skłoniło Komitet do powzięcia uchwały, odkładającej do lepszych czasów budowę pomnika i ścieśnienie ram tegorocznego obchodu do uroczystości tylko lokalnej. (…) Za krótki czas i za mało środków, aby w ciągu 2 miesięcy można było wznieść drogi pomnik spiżowy. Toteż Komitet wybrał formę pomnika odpowiadającą epoce Łokietkowej, mianowicie kopca, który w ciągu dwóch miesięcy będzie można usypać, przynajmniej do 10 metrów…