piątek, 19 listopada 2021

Uroczystości w Gaju Wymysłowickim z okazji 90. rocznic śmierci Ulryka von Wilamowitz-Möllendorffa

Na północ w niewielkiej odległości od Strzelna, w części bezleśnej równiny kujawskiej, znajduje się niewielka enklawa stanowiąca pozostałości średniowiecznych Królewskich Chrustów, zwanych później Lasem Kobylarz (Kobylorz), a współcześnie Gajem Wymysłowickim. To w tymże gaju właściciele rycerskich dóbr markowickich, małżonkowie Ulryka i Arnold von Wilamowitz-Möllendorffowie w 1864 roku założyli cmentarz rodzinny, na którym później spoczęli sami oraz ich najbliżsi. Tutaj również zezwolili chować swoich oficjalistów, służbę dworską, leśniczych i osoby związane z nimi.

W październiku 1931 roku pochowano tutaj doczesne szczątki światowej sławy filologa klasycznego Ulryka von Wilamowitz-Möllendorffa. Była to urna z prochami, która wcześniej wystawiona publicznie, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, spoczęła w kujawskiej ziemi u stóp wysokiej na ponad 2 metry czworokątnej steli. Ostatnie lata spędził w odosobnieniu, cierpiąc na poważne problemy z nerkami. Zmarł w Berlinie 25 września 1931 r., będąc przez krótki czas w śpiączce.





















Po latach, 18 listopada 2021 roku na tejże nekropoli, podczas uroczystości związanej z przywołaniem pamięci w 90. rocznicę śmierci światowej sławy niemieckiego naukowca zebrało się tutaj kilkadziesiąt osób. Pośród nimi była przewodnicząca Sejmiku WK-P Elżbieta Piniewska, która dowiedziawszy się od emerytowanego nauczyciel LO w Strzelnie Tomasza Kardasia o stanie wymysłowickiej nekropoli, zainicjowała dzisiejszą uroczystość. Kolejno, pod względem zaangażowania w dzieło przywracania pamięci o tym miejscu obecni byli: burmistrz Dariusz Chudziński, inicjator fundacji nowego pięknego drewnianego krzyża; nadleśniczy Wojciech Wojtasiński, którego nadleśnictwo ufundowało nową, stylową, kilkujęzyczna tablicę informacyjną; nauczyciele i uczniowie Szkoły Podstawowej z Markowic z pocztem sztandarowym - opiekunowie tego miejsca, nad którym pieczę sprawuje również ZAZ z Przyjezierza oraz Ryszard Panfil właściciel firmy, która wykonała krzyż i tablicę informacyjną. Nadto wśród uczestników uroczystości rocznicowej byli: starostowie mogileńscy - Bartosz Nowacki i Marian Mikołajczak, przewodniczący RM Piotr Dubicki z grupą radnych, ks. kan. Otton Szymków - honorowy obywatel naszego miasta i ks. dr Rafał Białek - proboszcz markowicki i kustosz tamtejszego sanktuarium oraz liczne delegacje szkół, instytucji i organizacji pozarządowych.

Po wystąpieniu, burmistrza, który w swojej wypowiedzi nawiązał do wspomnień z pierwszej bytności na tej nekropolii, głos zabrał Jacek Sech, przybliżając w krótkich słowach sylwetkę Ulricha Wilamowitz-Möllendorffa. Następnie odczytał przesłanie na ten uroczysty dzień prof. dra hab. Włodzimierza Appela z Katedry Filologii Klasycznej Instytutu Literaturoznawstwa UMK w Toruniu, który nie mógł uczestniczyć w rocznicowym spotkaniu. Następnie księża Szymków i Białek odmówili modlitwę ekumeniczną za zmarłego i jego bliskich oraz u stóp nowego krzyża, którą zakończyła wspólna modlitwa Ojcze Nasz… Na zakończenie odsłonięto tablicę informacyjną. Współorganizatorem uroczystości był strzeleński Dom Kultury, którego dyrektor Paweł Gębala prowadził całą uroczystość  

   

Dzisiaj wspominając wielkiego uczonego Ulryka von Wilamowitz-Möellendorffa, który sam siebie nazywał Origine Cujavus, należy przypomnieć, że urodził się on w Markowicach i tutaj spędził dzieciństwo aż do czternastego roku życia. Często, choć przeważnie na krótko powracał i tutaj, w tej ziemi, zgodnie z ostatnią wolą jego doczesne szczątki, po kremacji w Berlinie, zostały pochowane, pomimo że od 1919 r. jego rodzinne gniazdo na powrót należało do Polski. Warto zaznaczyć, że światowej sławy filolog od 1910 r. był członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, która tym członkostwem uczciła nie tylko znakomitego uczonego, ale także nauczyciela kilku polskich filologów. Jak napisał Marian Plezia: Ze wszystkich wielkich synów ziemi kujawskiej, którzy znad Gopła wyszli w świat, aby wzbogacić kulturę narodową i ogólnoludzką, Wilamowitz jeden powrócił tu aby na zawsze spocząć w ziemi rodzinnej. W tym zapomnianym grobie w wymysłowickim lesie kryje się jakaś swoista tragedia: jeszcze za życia człowieka, który tam spoczął, upadła dynastia Hohenzollernów, do której całym sercem był przywiązany, a w piętnaście lat po jego śmierci znikły z mapy Europy Prusy, jego ukochana ojczyzna z wyboru. Pozostała mu tylko rodzinna ziemia kujawska, której powierzył swoje prochy, każąc się tutaj pochować. Wśród jego ulubionych tragedii greckich jest jedna opowiadająca o starym, oślepłym i złamanym nieszczęściami królu Teb Edypie, który ostatni spoczynek i ukojenie znajduje na sąsiedniej ziemi attyckiej w gaju pod miejscowością Klonos. Las wymysłowicki stał się z woli losu dla Wilamowitza takim gajem w Klonos.

 

U podstaw zorganizowania tej nekropolii znalazł się zamysł, by nie grzebać protestanckich właścicieli dóbr markowickich, jak i ich oficjalistów na markowickim cmentarzu przykościelnym. Ulryka wybrała miejsce szczególnie urokliwe w równinnym, prawie płaskim jak stół, krajobrazie tej części Kujaw Zachodnich, wskazując na skraj ich dóbr przy miejscowości Wymysłowice, nazwanej w drugiej połowie XIX w. Moellendorf, a wcześniej Gaj, gdzie znajdował się niewielki las. To właśnie na jego skraju, niedaleko leśniczówki, wrażliwa na piękno, żona pierwszego z pruskich właścicieli tych ziem, założyła rodzinną nekropolię. Z czasem miejsce to przekształciła w swoiste arboretum nasadzając różnorodne odmiany i gatunki drzew i krzewów ozdobnych, sprowadzonych specjalnie z różnych zakątków świata. Alejki wewnętrzne wysypano grubym jednorodnym żwirem, a porządek na nim utrzymywał dworski ogrodnik dojeżdżający tutaj raz w tygodniu z Markowic. Był to otoczony murem prawidłowy czworokąt, przez środek którego prowadziła aleja starych tuj amerykańskich. Jeszcze po 1945 roku nekropolia ta miał przedstawiać się całkiem okazale.

Ze starannie ongiś utrzymanego i pielęgnowanego cmentarza pozostały nieliczne i nadgryzione zębem czasu nagrobki. Wśród tych, które trzymają się dobrze, stoi wciąż jeszcze wysoka na ponad 2 metry czworokątna stela, z napisem w języku niemieckim głoszącym, iż spoczywają tutaj: Ulryk von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 22 grudnia 1848 r., zm. 25 września 1931 r. oraz Maria von Wilamowitz-Moellendorff, z domu Mommsen, ur. 28 czerwca 1855 r., zm. 15 września 1936 r. Na innej stronie tej kamiennej steli widzimy płaskorzeźbę portretową upamiętniającą rysy młodego człowieka, którego nazwisko wyjawia napis. Był nim Tycho von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 16 listopada 1885 r., poległy i pochowany pod Iwanogrodem (dzisiejszy Dęblin) 15 października 1914 r. Są to nazwiska głośne w nauce europejskiej. Ulryk był światowej sławy profesorem uniwersytetów w Gryfii, Getyndze i Berlinie, jego żona Maria była córką noblisty Thedora Mommsena, a syn ich Tycho również dał się już poznać jako badacz dramatu greckiego, kiedy to w młodym wieku poległ na I wojnie światowej. Przy steli pochowany jest również drugi syn Ulryka i Marii, Gottfried Hermann (*+2.05.1882) oraz trzeci syn Hermann, major Luftwaffe (21.05.1887-29.10.1938).

Spośród innych członków tego rodu wcześniej spoczęli tutaj rodzice Ulryka: Ulryka z domu von Calbo (5.06.1820-26.11.1874) i Arnold (28.06.1813-2.01.1888) oraz starszy brat Ulryka, Hugo (1840-30.08.1905), landrat inowrocławski, naczelny prezes prowincji poznańskiej, właściciel klucza dóbr Kobylniki, który wystawił malowniczy eklektyczny pałac - rezydencję rodową w tejże miejscowości. Pod ogromnym głazem spoczywa zięć Hugona, Claus von Heydebreck (1859-1935) ożeniony z córką Hildegardą, którzy byli przedostatnimi właścicielami dóbr markowickich, autor dziejów Markowic. Obok członków rodzin Wilamowitz-Moellendorff spoczywają tu liczni Niemcy, między innymi ośmiu mieszkańców Markowic, którzy zginęli podczas wypadków wrześniowych 1939 roku.

Filolog klasyczny prof. Tadeusz Zieliński w wygłoszonym16 lutego 1932 roku odczycie przeznaczonym dla rozgłośni warszawskiej polskiego radia, transmitowanym na wszystkie rozgłoście polskie, tak m.in. powiedział o Ulryku von Wilamowitz-Möllendorffie:

- Wilamowitz, który, choć w szkole już wiedział, że zostanie filologiem, wahał się jednak między germanistyką a filologia klasyczną. Z jego śmiercią zamknęła się epoka filologii, której był on najdoskonalszym wyrazicielem. Wilamowitz urodził się w Markowicach na Kujawach; nazwisko jego ma brzmienie polskie, co zmarły chętnie podkreślał. Dla Polaków usposobiony był na ogół przechylnie, marzył nawet o zgodnym współżyciu Polaków i Niemców w Poznańskiem, pod berłem Hohenzollernów.

Foto.: Heliodor Ruciński, Damian Rybak i archiwum bloga


czwartek, 18 listopada 2021

Spacerkiem po Strzelnie - cz. 163 Ulica Kolejowa cz. 3

W dzisiejszym odcinku nawiążę do mojej ubiegłorocznej opowieść o nieistniejącym już dzisiaj domu, który zlokalizowany był przy ul. Kolejowej 1 i w dawnych latach stanowił część integracyjną większej parceli. Swego kresu doszedł 6 listopada 2020 roku, kiedy firma budowlana w trymiga sprawiła, że budynek zniknął w kilkadziesiąt godzin z powierzchni ziemi. Pozostała po nim jedynie piętrowa oficyna stojąca od strony ul. Sportowej. Za kilka, kilkanaście lat młodym strzelnianom miejsce po wyburzonym domu nic nie będzie mówiło. Ot, kawałek skweru porośniętego trawnikiem na wzór kwietnej łąki, a co tu kiedyś było - kto to będzie pamiętał? Być może w miejscu tym znajdzie się fragment infrastruktury komunikacyjnej otaczającej planowaną budowę rond - pożyjemy zobaczymy, względnie pożyjecie zobaczycie. Jestem zdania, że warto dokumentować i archiwizować wszystko o naszym mieście, a szczególnie o miejscach, w których mieszkali i przez wiele lat żyli mieszkańcy Strzelna, a wszystko po to, by uzmysłowić niedowiarkom, że Strzelno to wielka rzecz - zatem zasługujące na pamięć...

Wracając zaś do opowieści, to będzie ona zbliżona do tej zeszłorocznej choć bardziej rozbudowana o dotychczas niepublikowane informacje historyczne. Otóż, pierwotnie parcela, na której stał nieistniejący już dzisiaj dom i pozostałe budynki, rozciągała się pomiędzy współczesnymi ulicami Sportową, Raj i kolejową. Tę część od Raju nabył po II wojnie światowej Stefan Jakubowski i w latach 60. XX w. wystawił na niej piętrowy dom mieszkalny, który obecnie jest oznaczony numerem ewidencyjnym 3. W XIX w. przedmiotowa parcela nosiła numer ewidencji miejskiej Bahnhofstrasse 130 i przypisane do niej były trzy domy - 130A, 130B i 130C. Pierwszy z nich to współcześnie nieistniejący, a wyburzony z początkiem listopada 2020 roku dom Kolejowa 1; drugi i trzeci to te przy ul. Sportowej 2 i 4.

Analizując ostatnio nabytą z Biblioteki Państwowej w Berlinie mapę Strzelna i okolicy (z 1832 r.) - z bardzo szczegółowo rozrysowanym planem miasta - oraz mapę katastralną Grützmachera z lat 1827-1828 z Archiwum Państwowego z Bydgoszczy, zauważyć można, że na początku XIX w. na tej parceli stał tylko jeden budynek. Był on zlokalizowany w głębi dużej parceli, na jej południowym krańcu (okolice drewnianej strażackiej wieży do ćwiczeń i suszenia węży). Był to drewniany budynek legendarnej już dzisiaj Karczmy Raj. Dopiero w połowie XIX w. pobudowano nowy murowany, w części z pecy, w części z cegły budynek - karczmę od ul. Kolejowej, a stary drewniany lokal rozebrano. A jak do tego doszło, postaram się niżej opisać.

Miejsce po starej karczmie i parcela są bardzo ciekawe i wpisują się w przepastne zasoby naszego dziedzictwa kulturowego. Tutaj w obrębie tego domostwa przed blisko sześciuset laty rozpoczęła się historia Karczmy Raj, od której swą nazwę już w XX w. wzięła skośna uliczka łącząca ul. Kolejową z ul. Miradzką. Już dzisiaj możemy ustalić dokładną lokalizacji przybytku Bachusa, który jak pisałem wyżej znajdował się pomiędzy współczesnymi ulicami, Raj i Sportową. Ostatnia informacja o miejscu zwanym Karczma Raj pochodzi z 1846 roku. Po kilku latach stara drewniana chałupa-karczma straciła na swej randze. W wyniku zmiany układu i kategorii ważności dróg z kierunku Poznań do Torunia, idealnym miejscem do wystawienia nowej karczmy było właśnie to miejsce, w którym stał zburzony dom przy ul. Kolejowej 1. Tak też się stało i mniej więcej przed 150 laty (a nie jak twierdził jeden z mieszkańców, że dom miał 300 lat) w miejscu tym zaczęła funkcjonować nowa karczma, ale już bez staropolskiej nazwy „Raj“. Obiekt rozbudowano na początku XX w. dodając do budynku głównego piętrowe skrzydło w formie oficyny, w której znalazło pomieszczenie biesiadne karczmy.  

W połowie XV w. miejsce to oraz cały teren w kierunkach wschodnim i południowym nazywało się Przedmieściem Gnieźnieńskim. Otóż, kiedy w okresie dopełniania się praw miejskich dla Strzelna wytyczono regularny plac centralny - rynek, a od niego ulice, które skomunikowały centrum z istniejącymi przedmieściami, zaczęło kształtować się również przedmieście gnieźnieńskie. Powstało ono w obrębie rogatek południowych, na zachód od ówczesnych budynków szpitala i kościoła pw. św. Ducha (obecne numery 31A i 33 ul. św. Ducha), a karczmą zwaną Raj oraz folwarkiem klasztornym zwanym „Naskrętne“ (obecny Park im. T. Kościuszki i Przedszkole nr 1). Przedmieście to pełniło funkcję produkcyjno-usługową dla miasta i klasztoru. Tutaj, kwitł również handel żywcem, o czym może świadczyć zachowana jeszcze do początku XX w. nazwa placu Schweinemarkt - Świński Targ.

I jeszcze jedna ciekawostka mówiąca o tym, że po wystawieniu kościoła i szpitala pw. św. Ducha jako patronów świątyni ustanowiono tutejszych plebanów, którzy mieli zarządzać całością. W źródłach nazywani są oni rektorami kościoła. Rektor od św. Ducha został uposażony czynszem w wysokości 4 złotych grzywien rocznie, który pochodził z wolnego łanu sołeckiego Jana Mitury i jego żony Wojciechy we wsi Sławsk Wielki, z drugiego łanu we wsi Turzany pod Inowrocławiem oraz łąki zwaną Roskowiec (na tzw. Błotach, współczesny obręb Strzelna Klasztornego). Ponadto mógł on zaopatrywać się w drewno z lasów klasztornych i spożywać śniadanie i obiad ze stołu prepozyckiego. Miał on jeszcze jeden dochód, a mianowicie formę podatku z karczmy zwanej „Raj“ w postaci regularnie kupowanych przez karczmarza świec do oświetlenia świątyni.

Karczma Raj przez cały czas prowadzona była przez miejscowych obywateli. Z chwilą porozbiorowej grabieży całą parcelę wraz z karczmą otrzymał kolonista pruski, a później grunt i budynek nabył od fiskusa. Z racji, że była to duża parcela, podzielił ją na trzy mniejsze i zabudował. W 1909 r. budynek z tawerną-karczmą kupił Otto Lorusch, kamieniarz i radny miejski. On też dokonał rozbudowę posesji o dostawienia piętrowej oficyny. Swoją działalność gospodarczą rozszerzył o składnicę węgla, drewna opałowego oraz materiałów budowlanych, którą prowadził na części parceli od strony współczesnej ul. Raj. Na starym zdjęciu parku Kościuszki z lat okupacji, w tle, na prawo od ówczesnego budynku sądu (Przedszkola nr 1) widoczne są zabudowania tej składnicy, które zostały rozebrane w latach 50. XX w. Na parterze domostwa, od strony wschodniej funkcjonował zajazd, nazywany również tawerną-oberżą. Lokal ten dzierżawił od właścicieli Emil Manthey.

Lorusch wcześniej mieszkał przy ulicy Cestryjewskiej (obecnie Ścianki 3), gdzie prowadził swój warsztat kamieniarski. Tę posesję sprzedał Florianowi Siupce, kowalowi, dziadkowi obecnego abpa Stanisława Gądeckiego. Loruschowie byli Niemcami wyznania ewangelickiego i do Strzelna sprowadzili się w drugiej połowie XIX w. z Bydgoszczy. Antenatami tego rodu byli August i Karolina Henrietta z domu Döpke. Mieli oni syna Otto Ernsta ur. w 1864 r., który w 1894 roku poślubił starszą od siebie o osiem lat wdowę Adeline Vogel z domu Klotzbücher. Lorusch zasiadał we władzach miejskich i w 1916 roku ponownie został wybrany radnym. W tym roku nadal prowadził zakład kamieniarski, specjalizujący się w produkcji nagrobków. Od powstania OSP w 1900 r. był jej członkiem i kierownikiem oddziałów gaśniczych - drugiego oddziału (1903-1905) i pierwszego (1909-1912).

W latach międzywojennych do 1929 r. Lorusch prowadził skład opałowo-budowlany, poczym odsprzedał część handlową od strony ul. Raj Pawłowi Schulzowi. W tym czasie w lokalu po tawernie-karczmie, restaurację prowadził dzierżawca. W miejscu tym lokal gastronomiczny przetrwał do 1950 r., a następnie został zamieniony na mieszkania. Jako mienie poniemieckie całość posesji wraz z budynkami towarzyszącymi przeszła pod zarząd MPGKiM. Posesję po składnicy w latach 50. XX w. nabył Stefan Jakubowski i prowadził tutaj gospodarstwo rolne. W latach 60. postawił w jej szczycie od ul. Kolejowej nr 3 nowy piętrowy dom z charakterystycznymi narożnikowymi balkonami. Po 2000 roku, po śmierci rodziców, córka Jakubowskich sprzedała całość. Nowy właściciel rozebrał budynki gospodarcze w podwórzu i w ich miejscu wystawił bliźniaczy garaż oraz budynek z czterema pomieszczeniami handlowymi, który przypisany jest do ul. Raj 1.

Foto.: Heliodor Ruciński i archiwum bloga       

 

poniedziałek, 15 listopada 2021

Jubileuszowe XV Spotkanie Rocznicowe genealogów z WTG Gniazdo

Sobotni poranek 13 listopada 2021 roku zapowiadał ładny dzionek. Punktualnie o 9:30 z Rynku kujawskiego Strzelna wyruszyliśmy obierając kierunek Poznań. Jechaliśmy w czwórkę: Marzena z mężem Zbyszkiem - który wiózł nas, Heliodor i ja, Marian. Naszym celem była stolica Wielkopolski i siedziba Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk przy ulicy Mielżyńskiego 27-29, w której tegoż dnia odbyć mieliśmy XV Spotkanie Rocznicowe członków i sympatyków Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego Gniazdo. W drodze było kulinarnie, gdyż rozmawialiśmy - w nawiązaniu do przygotowywanej przeze mnie książki o łowiectwie regionu strzeleńskiego - o jadle, jakie można przygotować z dziczyzny, gdyż jeden z rozdziałów poświęcony będzie kuchni myśliwskiej. Na wysokości podtrzemeszeńskiego Lubinia spotkaliśmy - jak to co roku bywa o tym czasie - klucze dzikich gęsi i kaczek, które przemieszczały się gdzieś w kierunku południowo-zachodnim.

 

W okresie przedpandemijnym spotykaliśmy się niemalże co miesiąc. Covid rozdzielił nas na długi czas. Ostatnio, my strzelnianie blisko przed półtora rokiem uczestniczyliśmy w Walnym Zgromadzeniu Członków WTG, które obradowało wówczas w Nekli. Centrala oczywiście działała z naszym prezesem Wojciechem Jędraszewskim, czego dowodem jest chociażby kolejny Rocznik WTG, ale spotkania pandemia w okresach jej nasilenia wymiotła. Ale wracając do naszego celu podróży, do Poznania na Plac Ratajskiego zajechaliśmy kilkanaście minut przed jedenastą. Mieliśmy czas na dojście pod PTPN - parędziesiąt metrów - i tuż przed 11:00 zameldowaliśmy się na sali obrad. Było już kilkadziesiąt osób, pozostałe dochodziły. Na listę zapisało się blisko 50-ciu członków i sympatyków, a także gości, wśród których również byli: z Opola sama szefowa Opolskich Genealogów Jolanta Ilnicka, z Wrocławia szefowa Wrocławskich Genealogów Maria Rągowska oraz przedstawicielka Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego Krystyna Cholewa. 

Wszystkich przybyłych obsługiwały i wyjaśnień udzielały: Janka, Zosia, Sława, Małgosia, Kasia, Danka i oczywiście główny dyspozytor dzisiejszego przedsięwzięcia w dziale konsumpcja Andrzej. Dziewczyny wydawały identyfikatory, kasowały przedpłaty na obiad, pilnowały listy obecności oraz oferowały nasze najnowsze wydawnictwa - kto jeszcze tego nie uczynił, mógł dzisiaj nabyć najnowszy Rocznik Genealogiczny. Kiedy wybiła 11:00 za stołem prezydialnym zasiadł prezes Wojciech Jędraszewski i członek zarządu Dariusz Stolarski. Zaczęło się dziać. Prezes przedstawił krótką historię, mówiąc m.in.: - Myśl zorganizowania miłośników genealogii w stowarzyszeniu pojawiła się podczas chłodnych, zimowych miesięcy 2006 roku. Ostatecznie pierwsze spotkanie założycielskie odbyło się w Gnieźnie - legendarnej siedzibie władców słowiańskich. Miało ono miejsce 28 października 2006 roku w restauracji Królewska w Gnieźnie, a uczestniczyło w nim sześć osób. W miarę upływu czasu Wielkopolskie TG zaczęło się rozrastać; w jego szeregi wstępowało i wstępuje coraz więcej osób, którzy chcą podzielić się własną wiedzą i doświadczeniem z innymi, chcą spotkać się raz na jakiś czas i podyskutować o własnych odkryciach, zwiedzić ciekawe miejsca, zostawić coś po sobie, zaangażować się w projekty objęte patronatem WTG. Z czasem jednak, członkowie Towarzystwa postanowili nadać WTG bardziej formalne ramy i tak narodziła się koncepcja zarejestrowania naszej organizacji w poznańskim sądzie. Spotkanie założycielskie, podczas którego uchwalono statut oraz wybrano władze obyło się 26 kwietnia 2008 roku w pałacu w Czerniejewie. Proces rejestracji odbył się bardzo szybko i sprawnie, a członkowie WTG Gniazdo jak na potomków Wielkopolan przystało, z zaszczepioną przez wieki pracowitością, zapałem i ochotą wytyczają sobie i realizują kolejne cele...

Po tym przywołaniu dziejów nastąpiła miła chwila, kiedy Sława odczytała adres okolicznościowy napisany przez córkę naszego prezesa, a na Jego ręce posypały się kwiaty i w ramiona uściski. Cała sala wstała i gromkimi oklaskami podziękowała naszemu Meteorowi Wielkopolskiej Genealogii. Po tym serdecznym akcencie z bardzo ciekawym wykładem O Chodzieskiej fabryce Porcelany wystąpiła Pani Dorota Marciniak - szefowa TPCH. A mówiła długo i ciekawie o tradycji i technologii produkcji, a także zaprezentowała filmik z lat minionych przedstawiający proces wytwórczy przepięknych, acz kruchych dzieł. Niestety dzisiaj już fabryka nie pracuje - została zlikwidowana, a jej wyroby możemy jeszcze podziwiać we własnych kredensach oraz w Dziale Historii i Tradycji Miasta Chodzieży, który jest częścią Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży.

 

Oczywiście była kultowa już u nas przerwa kawowa i pogaduchy, czyli rozmowy o wszystkim, co nosi znamię genealogii. Rogaliki, kawa i lampka dobrego wina nastrajały nas wszystkich do wspomnień i opowieści - nad czym to ostatnio pracujemy, co nam się ciekawego przydarzyło i czy aby moja ciocia nie znajduje się również w twoim drzewie genealogicznym… Z Jurkiem Osypiukiem porozmawiałem o Jego najnowszym dziele napisanym we współautorstwie z Jackiem Mireckim, czyli o Sacrum w krajobrazie. Kapliczki, figury, krzyże i stare nagrobki jako dziedzictwo kulturowe ziemi nekielskiej. Jurek jeden egzemplarz mi prześle i będę miał okazję porównać Sacrum w krajobrazie… z moim opracowanie Sacrum przydrożne ziemi strzeleńskiej. Dr Łukasz Bielecki w krótkiej rozmowie nawiązał do moich, nadmieniając, że jest ich wytrwałym czytelnikiem i że ostatnio na spotkaniu był chyba przed dziesięciu laty. Sławka Gucia mobilizowała mnie podczas kawowego co nieco, bym przygotował artykuł do kolejnego Rocznika - obiecałem…    

A po przerwie kawowej nastał Listopad - teatr obrzędowości, czyli kolejna prelekcja wygłoszona tym razem przez Pana Witolda Przewoźnego z Muzeum Etnograficznego. Nasz mówca związany jest z muzeum od ok. 40 lat. Tam poznał niemalże wszystkie wtajemniczenia w muzealnych działaniach, a jednocześnie przez cały czas poszukiwał pewnego specyficznego klucza otwierającego kontakt z widzem. W naszym wypadku kustoszowi udało się to znakomicie. W swojej pięknej opowieści dał obraz listopadowym starym tradycjom i wielokulturowości związanej z Zaduszkami, rogalami, gęsiną, Katarzynkami i Andrzejkami. Po prostu, wsłuchaliśmy się w te piękne opowieści z „rozdziawionymi gębami“, snując się w barwach i klimatach wielkopolskich wsi, miasteczek i miast.

Na zakończenie wystąpili zaproszeni goście z życzeniami i podziękowaniami, których odbiorcą był nasz Prezes, a pośrednio również i my członkowie WTG. Kwiaty, upominki przeplatały się z dobrymi i życzliwymi słowami. Po tym - skądinąd ceremoniale - było już tylko smacznie i bardzo rozmownie. Andrzej Siwiński, po sporym ładunku intelektualnym, jakim napełnili nas prelegenci, no i po miłych rozmowach wzajemnych, zaprosił nas na Stary Rynek, pod numerem 82, gdzie w restauracji Pyšná Chalupa, na piętrze objadaliśmy się… Dania były pychota, a do tego do wyboru i kopiaste: Grillowany bakłażan (plastry bakłażana zapiekane z serem kozim), rukola i pomidory koktajlowe; Wielki wieprzowy sznycel, podawany z jajkiem sadzonym i sałatką ziemniaczaną; Gulasz wołowy z knedlami i cebulką; Żeberka wieprzowe, podawane z knedlami i kapustą białą zasmażaną; Golonka pieczona w piwie z knedlami i białą kapustą zasmażaną: Pstrąg grillowany z sosem tatarskim, podawany z frytkami stekowymi i sałatką grecką; zupy - żurek, czosnkowa i pomidorowa…

Ale się zagoniłem, zdradzając tajniki smacznej kuchni. A że dawno nie widzieliśmy się, to i choć w ten sposób mogłem się wygadać…

Foto.: Heliodor Ruciński